Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bólesława Prus
‹Świnki doświadczalne też cierpią›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBólesława Prus
TytułŚwinki doświadczalne też cierpią
OpisZa kilka miesięcy ukaże się nowa książka wydana przez Wydawnictwo „Katharsis” pt. „Świnki doświadczalne też cierpią”, a także płyta tej samej autorki. Bólesława Prus opisuje świat, który istnieje tuż obok nas, o którym się głośno nie mówi, a często nawet cicho nie czyta, gdyż lepiej o takim świecie nie wiedzieć. W przygotowaniu kolejne publikacje – wydawnictwo skupia osoby, które często właśnie z takich cichych powodów nie mogły głośniej zaistnieć. Dziękujemy prywatnym sponsorom, którzy pomagają nam finansować to przedsięwzięcie. Wszelkie informacje dotyczące sprzedaży książek oraz promocji płyty uzyskasz przesyłając swoje dane na adres internetowy: katharsisss@poczta.onet.pl.
Gatunekdramat

Świnki doświadczalne też cierpią – fragment

1 2 3 5 »
Tata wyskoczył i zamknął drzwi na dolny klucz i górną zasuwę. Miałam swój klucz. Zaczęła się szamotanina. Chciałam się wyrwać. Przydusił mnie całym swoim ciężarem. Było to tak okropnie bolesne i upokarzające, że zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam bardzo głośno „ratunku”. Mama wezwała policję. Przyleciała sąsiadka z następnej klatki i dwie z góry. Przyjechała policja. Zabrali mnie gdzieś na rozmowę. Byłam w szoku. Tworki. Fenaktil, 20 godzin snu i już mówię wszystko, czego sobie życzą. Nie pamiętam nawet, czy kazali mi podpisywać zgodę na „badania”. Powiedzieli, że będą trwały tylko trzy dni… Trzy dni trwały miesiąc.

Bólesława Prus

Świnki doświadczalne też cierpią – fragment

Tata wyskoczył i zamknął drzwi na dolny klucz i górną zasuwę. Miałam swój klucz. Zaczęła się szamotanina. Chciałam się wyrwać. Przydusił mnie całym swoim ciężarem. Było to tak okropnie bolesne i upokarzające, że zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam bardzo głośno „ratunku”. Mama wezwała policję. Przyleciała sąsiadka z następnej klatki i dwie z góry. Przyjechała policja. Zabrali mnie gdzieś na rozmowę. Byłam w szoku. Tworki. Fenaktil, 20 godzin snu i już mówię wszystko, czego sobie życzą. Nie pamiętam nawet, czy kazali mi podpisywać zgodę na „badania”. Powiedzieli, że będą trwały tylko trzy dni… Trzy dni trwały miesiąc.

Bólesława Prus
‹Świnki doświadczalne też cierpią›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBólesława Prus
TytułŚwinki doświadczalne też cierpią
OpisZa kilka miesięcy ukaże się nowa książka wydana przez Wydawnictwo „Katharsis” pt. „Świnki doświadczalne też cierpią”, a także płyta tej samej autorki. Bólesława Prus opisuje świat, który istnieje tuż obok nas, o którym się głośno nie mówi, a często nawet cicho nie czyta, gdyż lepiej o takim świecie nie wiedzieć. W przygotowaniu kolejne publikacje – wydawnictwo skupia osoby, które często właśnie z takich cichych powodów nie mogły głośniej zaistnieć. Dziękujemy prywatnym sponsorom, którzy pomagają nam finansować to przedsięwzięcie. Wszelkie informacje dotyczące sprzedaży książek oraz promocji płyty uzyskasz przesyłając swoje dane na adres internetowy: katharsisss@poczta.onet.pl.
Gatunekdramat
JESTEŚ SAM W PUSTEJ IZOLATCE
MIĘDZY SZYBĄ A KRATĄ PET
ZAWSZE MOŻNA ZMIENIĆ ŚWIAT
BRĄZOWE KROPECZKI NA ŚMIERDZĄCYM NIEDOPAŁKU
PRZYPOMINAŁY MI
PIEGI NA TWARZY KOGOŚ, KOGO KOCHAM
Zmieniłam imiona i nazwiska. Poza tym każdy wyraz, nawet cisza pomiędzy linijkami jest prawdą. Nie chcę się mścić, chociaż czasem dławi mnie nienawiść. Wykrzyczałam już swój krzyk. Usta rozpękły mi twarz, łzy skleiły mi włosy na łydkach. Teraz już tylko lekko kołyszę się w uśmiechu tęczy.
Nie chcę się mścić. Chcę tą książką coś zakończyć, zostawić, zapomnieć.
Wszystkim się zdawało, że to okrzyk brzmi jeszcze, a to echo brzmiało…
1
Gdy pod pewnym kątem patrzyłam sobie w oczy, wydawały mi się niezwykle śliczne. Ale na co dzień czułam się raczej brzydka. Miałam zeszyt, w którym spisałam kilkanaście recept na wywabianie piegów. Kupiłam sobie też maść z wieloryba, po której schodziła skóra. Miałam grube kolana, kostki i grube stawy w chudych palcach. Mama zaprowadziła mnie nawet do lekarza, pytając, dlaczego mam takie grube kostki… Często chorowałam, chociaż czasami po prostu ustalałam z mamą, że nie pójdę do szkoły.
2
Na korytarzu znalazłam perełki – drobne, przezroczysto-mleczne kuleczki kleju do rozpuszczania we wrzątku. Zbierałam je przez całą przerwę. Były rozsypane w różnych miejscach – tworzyły perłowy szlak, który zaprowadził mnie nawet do klasy. Krążyłam pod ławkami świecąc się z radości jak halogenek na widok każdej znalezionej kuleczki. Przy ostatniej ławce spojrzałam w górę. Jakiś mało mi znany chłopiec trzymał w ręku pół buteleczki mojego perłowego kleju. Z jego spojrzenia miękkim światłem spadły w dół dwie ostatnie perełki. Speszyłam się. Starannie spuściłam wzrok i szukając dalej pod ławkami wycofałam się do swojej skorupki. To był pierwszy odprysk z jej niezwykle gładkiej, białej powierzchni. Zaczęłam się wykluwać.
3
Pod koniec trzeciej klasy zjawił się na lekcji pan. Kazał wstać wszystkim piątkowym uczniom i zapisał ich do klasy sportowej. Moja wychowawczyni doradziła, żeby mnie nie zapisywać, bo często choruję. Na przerwie, na granatowym fartuszku dziewczynki z warkoczykami studziły się łzy pierwszego odrzucenia.
Kilka dni później pojawił się w klasie inny pan. Też szukał piątkowych uczniów. Zostałam zapisana do klasy mandolinowej. Tamte łzy zmieniły się w świetliste diamenty, które do dzisiaj sypią mi się pod nogi…
4
Przyszedł z Wojtkiem do domu cioci. Był pierwszym chłopcem, którego opisałabym w ten sposób. Miał błękitne oczy na dnie których rosły niezapominajki. Miał niezwykle silne, męskie dłonie, a w nich troskliwość i ciepło. Miał w sobie spokój i smutek, jakiego nigdy nie znałam. Miał 17 lat, byłam młodsza, wokół nas wakacje, między nami moja pierwsza tęsknota. Wieczorami długo patrzyłam w lusterko i myślałam o jego ustach. Nigdy się nie witał, nigdy nie żegnał, pojawiał się gdzieś w domu, potem znikał bez słowa. Czekałam na niego codziennie. Trochę byłam tym przestraszona, bo mama obserwowała mnie starannie. Nawet próbowała nas dotknąć w rozmowie. Wszystkiemu zaprzeczyłam, zrobiłam zniechęconą minę i zmieniłam temat.
Po raz pierwszy się pożegnał. „To cześć”. Jeszcze się na chwilę zatrzymał, odwrócił i wyszedł. Następnego dnia wracałam do Warszawy.
5
Wymyślałam wieczorami historie, że z nami zamieszkał, że razem uczymy się grać na gitarze, że mu opowiadam o zielonych porzeczkach, którymi wywabiam piegi…
Chciałam mu wysłać w paczce do cioci mój największy skarb – ogromną kauczukową kulę z gwiazdkami w środku. Za bardzo wstydziłam się mamy, żeby ją o to poprosić.
Zobaczyłam go na lekcji religii. Jego twarz była zawieszona w powietrzu jak uporządkowana, kolorowa mgła. Patrzył się na mnie. To spojrzenie miało w sobie tyle słów i odcieni, że pozostawię je tutaj takie zawieszone… Przestraszyłam się i odwróciłam wzrok. Gdy po chwili znów spojrzałam w to miejsce, był tam zupełnie inny, rzeczywisty chłopiec – rysy jego twarzy w niczym nie przypominały twarzy Roberta.
Jakiś czas później ciocia przysłała list do mamy. Robert poszedł na łąkę, odwiązał sznur od baranka i powiesił się na drzewie. Ciocia nie napisała dlaczego. Podobno ktoś mówił, że pokochał w szkole dziewczynę, która zdobywała i rzucała chłopców.
6
Trudno było się nauczyć grać na mandolinie. Ćwiczyłam całymi dniami. Czasem z całej siły próbowałam ją roztrzaskać, uderzając w puchową pościel na łóżku. Trochę mi to pomagało. W ósmej klasie zostałam wyróżniona tytułem „pierwszego muzyka orkiestry”. Moja rola polegała na zastępowaniu dyrygenta podczas jego nieobecności. Pan Fager tylko raz nas zostawił. Graliśmy koncert w „Parku Sowińskiego” – nasz pierwszy występ przed tak liczną publicznością… Jednym z utworów była autorska aranżacja ludowej piosenki „Pojedziemy na Łów” W środku naszych improwizacji wskazane osoby miały wstawać i jeść marchewki. Piętnastoletni muzycy zbuntowali się – nikt nie chciał jeść marchewek. Dyrygent obraził się i nas zostawił. Zdezorientowana publiczność długo patrzyła na milczącą, wiercącą się orkiestrę. Kłopotliwą sytuację przerwali rodzice, którzy powoli zbierali swoich świeżo upieczonych artystów do domów.
7
Któregoś dnia moi rodzice wrócili do domu z dwoma gitarami (dla mnie i mojej siostry). Zapisałam się do szkolnego kółka gitarowego. Moje szerokie stawy w znacznie już dłuższych palcach były tu niezwykle przydatne. Pan Kielichawy był pierwszym nauczycielem, który pokazał mi tak wiele piękna ukrytego w kropkach nut jak w małych kosmosikach. Łukasz też kochał jego muzykę. Często po lekcji prosił, aby zagrał „Romanc Gomeza”. Zasłuchany zastygał w bezruchu… Łukasz słuchał nawet kącikami ust i niebem na dnie oczu…
8
Mama robiła prawo jazdy. Czasami, gdy przejeżdżała przez kałużę pod tunelami na Włochach, puszczała kierownicę i zasłaniała sobie twarz, żeby się nie pochlapać. Wracała późno. Tata czekał. Czekanie zawiesiło w całym domu małe, czarne purchle. Purchle pęczniały, w końcu zaczęły pękać w chaosie głośnych awantur, a nawet tłuczonych talerzy. Wieczorami dziewczynka z warkoczykami próbowała znaleźć niebo nad światem, który nagle zaczął się niezrozumiale zmieniać.
9
Tata zasypiał w pracy przy komputerze. Któregoś dnia trzeba była wezwać karetkę, silny krwotok z nosa i przerażenie lekarzy, którzy myśleli, że zepsuł się ciśnieniomierz: górne 220.
W szpitalu na sąsiednim łóżku leżał starszy człowiek. Mama poprosiła, żebym coś dla niego zagrała na mandolinie. Tego dnia jechałam do taty prosto z koncertu. Srebrzysto – biała bluzeczka i muzyka pełna dziecięcego, czystego zapału. Starszy człowiek płakał. Już nigdy nie usłyszał muzyki…
13
W snach potrafiłam fruwać, przenosić się z miejsca na miejsce ledwo dotykając stopami ziemi. Miałam też niewidzialny, przezroczysty rower, któremu świat nie stawiał oporu. Pewnego dnia okazało się, że to nie jest tylko sen, że znalazłam ten rower w rzeczywistości. I nagle znów się obudziłam.
34
Był młody, tuż po studiach. Komórki miał przeładowane psychiatryczną wiedzą, która mu parowała uszami. Chciał mi pomóc. Fascynowała go praca ze świeżo upieczonym, ciekawym przypadkiem. Sam zaproponował mojej mamie, że będzie mnie przyjmował w swojej poradni dla dzieci, chociaż miałam już 18 lat…
35
Był niezwykle inteligentny, wrażliwy i przystojny. Miał w sobie coś z księcia, coś z uroku amerykańskich aktorów. Przywiązałam się do naszych spotkań. Często były jednym z najważniejszych zdarzeń w tygodniu. Był wrażliwy także na swoim punkcie. Czasem zbierały się we mnie jakieś żale i, żeby oczyścić naszą relacje, mówiłam mu prosto z mostu, że coś mi się nie podoba. Czasem czułam, że go zraniłam i wtedy pisałam wiersze. Zauważał nawet takie rzeczy, jak kolor długopisu w pamiętniku, w którym przeplatały się osobiste zwierzenia, wiersze dla Tomka i dla niego.
36
Koniuszkami palców
Dotykałam dziś człowieka
Drżałam, gdy chował się przede mną
Chował się bo raniłam
Bolały mnie te nasze motyle
Tak przedwcześnie zabite
Nie chciałam ich dotykać
Chciałam tylko troszkę się wylać
I przeprosić
?
37
Miałam wrażenie, że sprawdzają mu się podczas naszych rozmów wszystkie starannie przygotowane i zakodowane teorie naukowe. Był zazdrosny o swoją wiedzę – to był jego ogródek i starannie poprawiał siatkę, gdy wciskałam przez jakąś dziurkę moją piegowatą, głodną wiedzy i świata twarz.
Tak głęboko wierzył w to czego się nauczył, że w pewnym momencie zaczął mną manipulować. Czułam, że zdarzają się rzeczy, które są nie moje, są jakby narzucane mi z zewnątrz przez siłę jego oczekiwań i przekonań. Zaczęłam się zastanawiać nad sensem swojego życia. Czasem się plątałam we własnych zwierzeniach, w końcu zaczynałam wierzgać przeciwko jego teoriom. I wtedy potrafił spojrzeć z taką siłą, miękkością i ciepłem, że spuszczałam zawstydzone rzęsy. I takie jedno spojrzenie stawało się nagle sensem, na to warto było czekać, dlatego warto było żyć.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.