Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bólesława Prus
‹Świnki doświadczalne też cierpią›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBólesława Prus
TytułŚwinki doświadczalne też cierpią
OpisZa kilka miesięcy ukaże się nowa książka wydana przez Wydawnictwo „Katharsis” pt. „Świnki doświadczalne też cierpią”, a także płyta tej samej autorki. Bólesława Prus opisuje świat, który istnieje tuż obok nas, o którym się głośno nie mówi, a często nawet cicho nie czyta, gdyż lepiej o takim świecie nie wiedzieć. W przygotowaniu kolejne publikacje – wydawnictwo skupia osoby, które często właśnie z takich cichych powodów nie mogły głośniej zaistnieć. Dziękujemy prywatnym sponsorom, którzy pomagają nam finansować to przedsięwzięcie. Wszelkie informacje dotyczące sprzedaży książek oraz promocji płyty uzyskasz przesyłając swoje dane na adres internetowy: katharsisss@poczta.onet.pl.
Gatunekdramat

Świnki doświadczalne też cierpią – fragment

« 1 2 3 4 5 »

Bólesława Prus

Świnki doświadczalne też cierpią – fragment

38
Kobiety z jego przychodni, wyjmując z rejestracji kartę, oglądały mnie badawczo. Wykwitał im na twarzach przekąsny uśmieszek milczącego obgadulstwa. Włosy sięgały mi do pasa, słońce rozzłacało blond, osiemnastoletnie ciało dorastającej dziewczynki buzowało jak brzoskwiniowy koktajl w mikserze. Któregoś dnia doktor Sławek odwołał spotkanie. Umówił się ze mną na placu Narutowicza. Powiedział, że obgadują go w przychodni i że nie będzie już mnie leczył. „Ludzie są nietolerancyjni, nie rozumieją niektórych rzeczy"- w jego głosie czułam żal.
39
Na dłoni srebrzył mu się robaczek. „Spójrz, jaki on ma maleńki świat. Nic nie wie o tym, że istnieją tramwaje, nie wie nic o naszym ludzkim świecie"… I powiedział jeszcze wiele innych, niewypowiedzianych słów, a w jego dłoni, w smukłej kołysce palców pulsowała taka delikatność i piękno…
Nie mogłam wrócić do domu, Nie mogłam trafić na przystanek ani wsiąść do odpowiedniego autobusu. Pół dnia błądziłam między ulicami, nie potrafiłam się wyrwać z jego zaklętego kręgu nieziemskiego przyciągania.
54
Nie mogłam usnąć, Ciało domagało się miłości. Mózg buzował, pragnienie wyssało cały spokój, tysiące marzeń, obrazów, planów. I złość, że jest we mnie tyle jeszcze nie odkrytych, magnetycznych obszarów…
Czułam się jak w klatce, cztery ściany i zew nocy, zew świata, parująca poświata kochanków… W końcu wstałam i postanowiłam pójść na spacer. Chciałam zapalić, przynajmniej w taki sposób rozsunę pręty mojej klatki. Chciałam spojrzeć na gwiazdy. Może wśród nich odnajdę spokój, może chociaż ten spacer da mi poczucie wolności. Tomek też czasem palił na parapecie za oknem. Może znów poczuję chociaż skrawek jego błękitu?
55
Tata wyskoczył i zamknął drzwi na dolny klucz i górną zasuwę. Miałam swój klucz. Zaczęła się szamotanina. Chciałam się wyrwać. Przydusił mnie całym swoim ciężarem. Było to tak okropnie bolesne i upokarzające, że zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam bardzo głośno „ratunku”. Mama wezwała policję. Przyleciała sąsiadka z następnej klatki i dwie z góry. Przyjechała policja. Zabrali mnie gdzieś na rozmowę. Byłam w szoku. Tworki. Fenaktil, 20 godzin snu i już mówię wszystko, czego sobie życzą. Nie pamiętam nawet, czy kazali mi podpisywać zgodę na „badania”. Powiedzieli, że będą trwały tylko trzy dni… Trzy dni trwały miesiąc.
141
Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie koszmarem. W nocy w łóżku czułam przy sobie czyjąś obecność. Czasem było to kilka osób, czułam obce zapachy, słyszałam oddechy.
(…)Byłam wykończona. Zwijałam się w kuleczkę i leżałam bez ruchu, jak forma przetrwalnikowa jakiejś włochatej larwy. Mama postanowiła mnie trochę poleczyć. Poprosiła ciocię – psychiatrę, aby mi załatwiła miejsce na Nowowiejskiej. Na szczęście sprawa ucichła, a ja poczułam się lepiej.
142
W piątek wieczorem poszłam na koncert Czyżykiewicza do Ośrodka Kultury Ochoty. Coś mi tam wreszcie rozpękło, po raz pierwszy od dawna znów poczułam, że potrafię kochać. Usnęłam miękko i tuliście. W nocy śniło mi się światło, które napełniło moje skurczone, kulkujące ciałko.
143
Obudziło mnie dwóch potężnych pielęgniarzy:
– Bólesława, jedziemy!
– Nigdzie nie jadę, jeszcze śpię.
Było wezwanie, jeśli nie pojedziesz dobrowolnie, wpakujemy cię w kaftan i narobimy ci wstydu na całym podwórku.
Z namaszczonym spokojem wstałam, zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Nie spieszyłam się.
– Pospiesz się, nie mamy czasu na ciebie czekać!
– Ja tu panów nie zapraszałam. Normalny człowiek wstaje rano, myje się i je śniadanie. Jeśli panowie czegoś ode mnie chcą, muszą panowie poczekać!
144
Pojechaliśmy. Czułam w sobie spokój i siłę. Tym razem nie uda się wam tak łatwo! Ogarnęłam życzliwym spojrzeniem wnętrze karetki i poprowadziłam kulturalną rozmowę o pogodzie. Pielęgniarzy zbiło to nieco z kursu, odstawili mnie jednak na izbę przyjęć. Zza szybki obserwował mnie tam jakiś młody lekarz. Acha! Obserwacja wstępna! Nigdy nie robię takich rzeczy, ale tutaj to kwestia życia lub niewoli. Światło, które wciąż jeszcze czułam w swoich zakamarkach, dodało mi odwagi. Pochyliłam się do przodu, z ramion zsunęły mi się włosy… Wydłużyły mi się lekko rzęsy, w kącikach ust zakwitło tęskne marzenie o pocałunkach. Spojrzałam na młode i zgrabne ciało obserwującego mnie lekarza. W jego oczach wychwyciłam pomarańczową delikatność. Speszył się. Był zły sam na siebie. Energicznie odsunął krzesło i poszedł spytać przełożoną, czy można mnie już zbadać.
145
– Dzień dobry. Jak się pani nazywa?
– Bólesława Prus.
– Zgadza się. Co panią tu sprowadza? Jakie ma pani problemy?
– Nie mam problemów, a jeśli mam, to staram się je sama rozwiązywać.
– No ale coś pani na pewno dolega. Nikt pani nie ściga, rodzice pani nie trują?
Pytanie wydało mi się tak idiotyczne i absurdalne, że aż wybuchnęłam śmiechem. „Pani doktor wymyśla jakieś niestworzone historie, to mają być żarty?”
146
Nie stwierdzono u mnie żadnych podstaw do hospitalizacji. Byłam zła, nie zabrałam z domu biletów ani pieniędzy, nie miałam jak wrócić. Kazałam odwieźć się karetką.
Cały dzisiejszy poranek czułam przy sobie obecność Jasia. Może to jego wiara w to, że miłość wszystko zwycięży, przywiozła mnie tu z powrotem.
Mama w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać.
264
Powiedział, że przyjdzie. To były moje pierwsze urodziny, które mogłam tak starannie przygotować. Dużo dobrego jedzenia, błękitne świeczki, błękitna sukienka i muzyka tak dobrana, aby każdy z zaproszonych gości znalazł coś specjalnie dla siebie. Cały dzień szorowałam mieszkanie, każdy kącik zalewałam światłem, wszędzie mościłam dla jego spojrzeń przezroczyste poduszkowce.
Przestrzenie pomiędzy poduszkowcami zaczęli wypełniać goście. Uśmiechałam się, karmiłam, poiłam, ale dusza wciąż tkwiła koło niego, okrywając światło napiętą płachtą oczekiwania.
Zadzwonił, że jednak nie przyjdzie.
265
Rano zmywałam. Irek patrzył pod kątem bocznym i dobrodusznie mnie omijał. Mirek zaszył się w głębiach swojego pokoju. Uśmiech zsuwał mi się, powoli, coraz niżej i niżej. Tydzień później sięgał już do pasa. Być może ten dyskomfort wywołał potężne bóle mojej zasmuconej głowy. Przestałam spać. Ból z minuty na minutę narastał. Próbowałam spokojnie, głęboko oddychać, modliłam się, uciekałam duchem do znajomych. Nic nie pomagało. W końcu zaczęłam brać proszki przeciwbólowe, którymi nafaszerowałam się jak jeszcze nigdy dotąd. Nie znoszę żadnych proszków, ani innych używek zmieniających naturalny stan ciała i umysłu. Tym razem był to totalny upadek idei.
266
W sąsiednim pokoju chłopcy grali w „Advanced Dangeons & Dragons”. Jest to gra fabularna wykorzystująca wyobraźnię i magię.
Tymczasem ja leżałam od ponad tygodnia w łóżku i przeżywałam bardzo dziwne rzeczy. Czułam, jak przez moje ciało przelatuje mnóstwo bolesnych wibracji, widziałam unoszące się w powietrzu wiry, opary i różne mieszanki energetyczne. Po powrocie z kolejnego szpitala dałam Irkowi przeczytać swoje wspomnienia. Zdziwiony wyznał mi, że to on rzucił w grze zaklęcie tworzące chmurę strasznych zielono-żółtych oparów. Było to jedno z bardziej bolesnych doznań, jakie wtedy odczułam. A w sąsiednim pokoju było kolorowo, słyszałam śmiech i drżenie kieliszków.
267






268
Nie mogłam się na niczym skupić, nic konkretnego nie byłam w stanie zrobić. Próbowałam się jakoś ratować, ale miałam już niewiele pomysłów. Byłam przesączona czernią i brudami, dzwoniłam do różnych przyjaciół, ale robiło się ich coraz mniej. Czasem wystarczyło tylko zrobić mi coś do jedzenia, przytulić, zapytać na czym tak naprawdę polega mój problem i jak można go rozwiązać.
269
Któregoś dnia chciałam do kogoś pojechać, ale nigdzie już nie mogłam trafić. Tuż przy McDonaldzie, na jakimś zupełnie nieznanym mi krańcu Warszawy zaczęłam się nagle okropnie dusić. Czułam, że już dalej nie mogę. Zatrzymałam pierwszy lepszy samochód i poprosiłam, żeby podwiózł mnie do najbliższego szpitala, bo mam astmę i właśnie zaczął mi się atak. Dotarliśmy do szpitala wojskowego. Błąkałam się tam bez celu, ktoś ze mną rozmawiał na izbie przyjęć, coś spisali. Głowa, płuca, całe ciało owinęła mi ciężka, lepka czerń. Ból narastał.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.