WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Bólesława Prus |
Tytuł | Świnki doświadczalne też cierpią |
Opis | Za kilka miesięcy ukaże się nowa książka wydana przez Wydawnictwo „Katharsis” pt. „Świnki doświadczalne też cierpią”, a także płyta tej samej autorki. Bólesława Prus opisuje świat, który istnieje tuż obok nas, o którym się głośno nie mówi, a często nawet cicho nie czyta, gdyż lepiej o takim świecie nie wiedzieć. W przygotowaniu kolejne publikacje – wydawnictwo skupia osoby, które często właśnie z takich cichych powodów nie mogły głośniej zaistnieć. Dziękujemy prywatnym sponsorom, którzy pomagają nam finansować to przedsięwzięcie. Wszelkie informacje dotyczące sprzedaży książek oraz promocji płyty uzyskasz przesyłając swoje dane na adres internetowy: katharsisss@poczta.onet.pl. |
Gatunek | dramat |
Świnki doświadczalne też cierpią – fragmentBólesława PrusŚwinki doświadczalne też cierpią – fragment270 Tego dnia miałam mieć rozmowę w sprawie renty. Poprosiłam, w izbie przyjęć, aby podwieźli mnie na „badania”. Jakiś człowiek zawiózł mnie samochodem pod Ursynowską górkę. „Badania” miałam przed południem, teraz była prawie 18. Nigdy nie noszę zegarka, zresztą w takim chaosie trudno zauważać czas. To był zupełny przypadek – o 18:00 byłam umówiona z Nikodemem dokładnie w tym miejscu. 271 Niewiele pamiętam z tamtego wieczoru. Potrzebowałam pomocy, ale nikt nie mógł mi pomóc. To już prawie miesiąc bezsennych, bolesnych nocy. Zaczęłam odczuwać rzeczy zupełnie nierealne. Wydawało mi się, że każdy po urodzeniu ma wstrzyknięte do nosa i ust rurki, przez które wciska się tlen i inne gazy, tak, aby można było ludźmi łatwiej manipulować. Potem zaczęło się gazowanie. Przez dziurki od kontaktów wpuszczano mi jakiś trujący gaz, który przenikał do mózgu i powoli zabijał wszystko w środku. Wrażenie było tak realne, że po powrocie ze szpitala zakleiłam wszystkie kontakty. 272 Którejś nocy zdarzyło się coś, co mnie zupełnie dobiło. Oczami duszy ujrzałam szczyt niezwykle wysokiej anteny na dachu Pałacu Kultury lub innego drapacza chmur. Ze szczytu tej anteny ktoś zestrzelił na mnie podłużny pocisk o trzech pulsujących kolorach: zgniłozielonym, żółtym i pasmem burego pośrodku. Pocisk zaczął wnikać mi przez środek czoła do wnętrza ciała, krążyć kolistymi drogami przez wszystkie członki i rozsadzać mnie od środka, po czym powtórnie wracał na środek czoła. Przypominało to jakąś broń nuklearną, antymaterię, która zabija wyciskając z ciała wszystkie żywotne siły. Ból był pulsujący, narastał i odpływał im niżej spływały kolory pocisku. Tortura powtarzała się wielokrotnie, nie potrafiłam tego przerwać, nie mogłam się od tego uwolnić, nie byłam też w stanie tego wytrzymać. W ciszy sapiącej nocy nad ursynowskim osiedlem rozległ się czerwony okrzyk nadmiaru. ![]() 273 Jedyną osobą, która mnie nadal cierpliwie zbierała z podłogi, był Platfus. Tylko on się tu jeszcze pojawiał, karmił, próbował coś pomóc. Tego dnia podniosłam się dopiero po południu. Wyszłam z łazienki i zemdlałam. Platfus poprosił żonę mojego profesora, aby zawiozła mnie samochodem na pogotowie. Ocknęłam się przerażona sytuacją – nie chciałam znów obudzić się w Tworkach. Po krótkiej rozmowie zdecydowałem się na spotkanie z doktorem Sławkiem. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że prowadzi bardzo elegancki oddział w Instytucie. Była to jedyna osoba, której potrafiłam jeszcze zaufać, która być może będzie umiała mi pomóc. Doktor nie widział mnie kilka lat. Zastałam przyjęta na F-9. 274 Znalazłam się na jednym z lepszych działów w Instytucie. Śliczne, czyściutkie, trzyosobowe pokoje, w każdym łazienka. Wszystko lśni, lśnią uśmiechnięte, niezwykle miłe i opiekuńcze pielęgniarki. A co najważniejsze – klamki, żadnych krat, można w każdej chwili wyjść na świeże powietrze lub wypisać się na własne żądanie. 275 Przez prawie miesiąc przyjmowałam jakieś leki. Spałam niewiele. Były chwile, gdy czułam się lepiej, jednak każda zbliżająca się noc jeżyła mi włosy na głowie. Aż nagle coś się zaczęło zmieniać. Cała prawa połowa ciała stała się kompletnie czarna i zaczęła się skręcać w lewą stronę. Zaczęły mi się usztywniać mięśnie, sparaliżowało mi też mięśnie twarzy. Z trudem wymawiałam prośby o pomoc. Nie traktowano mnie poważnie. Czułam się jak lewoskrętna spirala bezsensownie sunąca po korytarzach. 276 Zostałam wezwana do doktora Sławka. Już nie mogłam prawie w ogóle mówić. Dał mi do wypełnienia jakąś ankietę. Pamiętam pytania o moje dane, pamiętam też coś, co mnie później przeraziło. Miałam opisać swoje uczucia po lekach, które mi podano. Ponieważ nie mogłam prawie mówić, nie potrafiłam nawet wytłumaczyć, że nie jestem w stanie zrozumieć sensu niektórych pytań. Coś tam napisałam, czasem tak, czasem nie, coś podpisałam, było mi już wszystko jedno. Niech się tylko to wszystko już skończy!!! 277 Czy przypadkiem w tych ankietach nie kryje się tajemnica tych wszystkich luksusowych pokoi, błyszczących łazienek, zamszowych łóżek i pozornej wolności bez krat? Jakie leki mi podano? Dlaczego Ania z sąsiedniego łóżka ma krwotoki, chociaż dawno skończyła się jej miesiączka? Jestem tu już od miesiąca. Dlaczego nikt nawet nie próbował ze mną porozmawiać o moich osobistych problemach? A może bardzo chciałam powiedzieć komuś o swoich kłopotach w szkole i w mieszkaniu, które wynajmowałam wspólnie z Irkiem i Mirkiem? Może chciałam, żeby ktoś wiedział, jak mi źle z Platfusem, jak bardzo go kocham, a jednocześnie jak mi trudno coś zapomnieć, coś mu wybaczyć. Może chciałam zjednoczyć moje „rozdwojenie jaźni” pomiędzy tą miłością, a nową, kwitnącą tęsknotą do Nikodema? Dlaczego ten szpital jest tak nienormalny? 278 Spirala zacieśniała swoje kręgi. Zaczęłam żebrać o pomoc. Moja żebranina została nazwana histerią. Ból przekraczał granice wytrzymałości. Miałam nagły impuls – zmienić coś za wszelką cenę. Mógłby to być nawet nowy, bardziej realny ból, który przesłoniłby i przekroczył to, co odczuwałam. Może ktoś się mną nareszcie zajmie! Ludzie, coś z moim ciałem dzieje się strasznego! Poszłam na balkon – palarnię i udawałam, że wyskoczę. Przytrzymał mnie jakiś przestraszony pacjent. Nie spieszyłam się. Wezwali doktora Sławka. Kazali mi się spakować i zabrali mnie na F-5 – odział dla „ciężkich przypadków” (celownik: z kim? z czym? z toną urojeń). Po tak zwanej „próbie samobójczej” nie mam już żadnych praw. Brak klamki zapada. 279 Samo przejście z F-9 na F-5 może przyprawić o mdłości. W odgrodzonym kawałku korytarza znajduje się palarnia. W powietrzu unosi się dym i smród niemytych ciał. W kątach, za dymną mgłą, siedzą skuleni pacjenci. Wszyscy albo ledwo ubrani, albo w rozfajdanych, pasiastych piżamach z numerkami na rękawach – po prostu Oświęcim. Popielniczki, podobnie jak pacjenci, ledwo trzymają się na nogach. Sam odział ani nie pachnie, ani nie wygląda lepiej. Atmosfera tego miejsca doprowadziłaby do szału nawet zupełnie zdrowego człowieka. Bez przerwy ktoś krzyczy, kogoś wiążą w kaftan, ktoś coś tłucze, wylewa, śpiewa, klęka na środku korytarza, recytuje wrzaskliwe modlitwy. 281 Zbliża się noc. Łóżko śmierdzi sikami. Pokój jest ośmioosobowy – po obu stronach łóżko, szafka, łóżko, szafka. Mięśnie mam tak spięte, że gdy leżę bez ruchu, czuję już tylko ból. Wstaję i idę do dyżurki prosząc o coś na sen. Pielęgniarki zrywają się i warczą: – Już, marsz do łóżka! Bo pójdziesz w kaftan! To nie F-9, tu nikt się z tobą nie będzie cackał! Ciekawe, dlaczego z lżejszymi przypadkami cackają się, a z cięższymi nie? 282 Wracam i próbuję się położyć. Skutki uboczne po lekach, które mi podano na F-9 są coraz silniejsze. Nie mogę się rozluźnić, nie mam zupełnie władzy nad własnymi kończynami: robią, co chcą. Dostaję drgawek, ręce fruwają w powietrzu wyrywając się ze stawów, jakby chciały z siebie coś strząsnąć. Jedna z pacjentek gada przez sen, druga chrapie, trzecia strasznie kaszle. Pani Lakoszek z naprzeciwka bez przerwy trajkocze modlitwy. Raz jej głos jest spokojny, można nawet wychwycić pojedyncze słowa, następnie przyspiesza, przechodząc na płaczliwe obroty, później zaczyna śpiewać. Istna symfonia. 283 Nie mogę wytrzymać. Kulę się na podłodze, potem turlam pod łóżko. Wyplątuję włosy ze sprężyn i zaczynam chodzić po pokoju. I znów pod lóżko… Koło godziny drugiej w nocy wypracowuję sobie sposób na kilkusekundowe wytchnienie: stoję na łóżku i całym ciężarem rzucam się na pościel. W tej pozycji leżę kilka chwil. Siła upadku rozluźnia na moment napięte mięsnie, ból narasta wolniej. Później znów pod łóżko i spacer po pokoju. I tak do szóstej nad ranem. 284 O szóstej niektórzy chorzy zaczynają się budzić. Pani Lakoszek głośniej śpiewa swoje modlitwy. Podchodzę do niej i głaszczę ją po głowie. Uśmiecha się. Jestem tak wykończona, zmarznięta i tak strasznie brakuje mi ludzkiej miłości, że na chwilę przytulam się do jej papirusowego, zmarszczonego ciała. Potem idę do palarni. Udaje mi się wyżebrać od kogoś papierosa, potem wybieram pety. Palenie daje mi namiastkę przyjemności. 285 Około godziny ósmej biorę coś do mycia i wychodzę do łazienki. Nie mam siły utrzymać w rękach prysznica. Nie ma korka. Zatykam wiec wannę piętą i nalewam sobie wody, która okropnie śmierdzi zgnilizną. No tak, po co czubkom czystsza? Mimo to kąpiel sprawia mi niesłychaną przyjemność. Zmieniam nawet od czasu do czasu piętę. 286 Mięśnie usztywniają mi się coraz bardziej. Mówię powolnym, niskim, gardłowym głosem. Mam problemy z oddychaniem i przełykaniem. Połknięcie czegokolwiek zajmuje mi 10 razy tyle czasu i wysiłku, co normalnie. Poprzedniego dnia nie jadłam nic, teraz połowę tego, co biorę do ust, wypluwam. W ciągu dnia wypluwam ślinę, której nie mam siły połykać. Leżę w łóżku sztywna jak kłoda, z trudem podnoszę powieki. |
Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.
więcej »Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.
więcej »Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.
więcej »Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 6
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 5
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 4
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 3
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki, cz. 2
— Jadwiga Hajdo
Pod wielkim urokiem małej kropki
— Jadwiga Hajdo