Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 12 13 14

Alan Akab

Więzień układu – część 7

– To zostanie u nas – oświadczył. – Takie rzeczy może udają się na dole, ale dla nas są tak stare jak impulsy, które powinniście zapłacić za używanie terminali, plus kara. Jeśli to się powtórzy, uznamy to za włamanie do systemu. Wtedy będziecie mieć wszystko, włącznie z rewizją. To tyczy się was obu – spojrzał surowo na Arto.
– To moja wina – powiedział Iwen. – Nie powinienem, ale… – spojrzał na matkę. – Arto nigdy nie widział Ziemi!
Rous sapnęła, przesuwając dłonią po karku. Arto wbił oczy w podłogę, jakby był jedynym winnym. To ten drugi łobuziak, uznała Ene, on się znał na takich rzeczach, a nie mój syn.
– Z dziećmi jest zawsze ten sam problem – powiedziała, kładąc dłoń na głowie Arto. – Mali chłopcy są ciekawi wszystkiego, a na stacji jest tak mało nowych rzeczy do oglądania.
– Powinnyśmy kiedyś o tym porozmawiać. Mamy takie same problemy – Rous uśmiechnęła się ze zrozumieniem, podkreślając ostatnie słowo. Arto drgnął. – Iwen nigdy nie był spokojnym dzieckiem. Powinnam się domyślić, że w nowym miejscu znowu zacznie rozrabiać. Obie powinnyśmy na nich bardziej uważać.
– To naprawdę niepotrzebne! – Arto gwałtownie zaprotestował. – To był jeden, jedyny raz!
Obiecywał tak żarliwie, że Ene to aż ujęło. Wszystko przez to, że chciał zobaczyć jak jest na Ziemi. WIR był jedynym dostępnym sposobem. Wilan wiele opowiadał o kłopotach, jakie robiono mu podczas spotkań z szefami fabryk z dołu. Bywał tam krótko i zawsze w skafandrze. Wydalenie wszystkich magnograwionów zabierało kilka miesięcy.
Ruszyli do wyjścia.
– Panie oficerze, dlaczego na stacji nie ma terminali dla dzieci? – zapytała.
– Nie mam pojęcia – policjant rozłożył ręce. – Jeśli o mnie chodzi, nie miałbym nic przeciwko, żeby moje córki siedziały w WIR-ze, zamiast latać po stacji. Ciarki mnie przechodzą, gdy słyszę o tych wszystkich wypadkach. Niestety, komputer jest zbyt obciążony przez te wszystkie perceptory. Wie pani, gdyby nie one, Podziemie zamieniłoby stację w jedno wielkie gruzowisko. Co roku kilka zamachów…
Policjant mówił dalej, lecz Ene przestała słuchać. Wcześniej nie zwróciła uwagi jak niewielki dostęp do rozrywki i zabaw miały starsze dzieci ze stacji.
Nie tak było na Ziemi.

Oficer okazał się wyjątkowo uprzejmy. Odprowadził je do wyjścia i na koniec jeszcze raz surowo pogroził chłopcom. Patrząc na nich Ene pomyślała, że to zupełnie niepotrzebne. Nim pożegnała się z Rous, porozmawiały chwilę o kłopotach związanych z życiem na stacji. Rous niepokoiła się nowymi limitami wody i liczyła, że Ene coś jej poradzi.
– Nie wiedziałam, że na stacji takie rzeczy się zdarzają – przyznała.
– To przez awarie węzłów transportowych – wyjaśniła Ene. – Kontenery z lodem lecą do nas miesiąc. W razie awarii Centrala zaczyna oszczędzać wodę. Możemy tylko czekać.
– Przepraszam za to wszystko. Zawsze staraliśmy się oduczyć Iwena pewnych… zachowań. – Rous uśmiechnęła się smutno, spoglądając na chłopców – Zmiana środowiska okazała się silniejsza – rozczochrała włosy syna. Iwen uśmiechnął się. – Przyciągają się do siebie. Najpierw nasi mężowie, a teraz oni.
Przez chwilę Ene wydawało się, że Arto i Rous bacznie się obserwują, ale uznała, że przesadza. Jej syn czasem żywo przejmował się byle drobiazgiem.
Pożegnały się. Ene ruszyła w stronę szybkiej windy. Arto szedł tuż obok.
– Opłaciło się? – spytała. – Wycieczka warta była aresztu?
Arto się wzdrygnął. Spojrzał do tyłu, jakby czegoś szukał.
– Tak jakoś wyszło – wbił spojrzenie w podłogę i lekko machnął nogą, kopiąc coś niewidzialnego. – Iwen nigdy nie widział Ziemi z góry, a ja z dołu. No i… – złożył ręce za plecami i spojrzał na matkę. – Przepraszam.
Znowu opuścił głowę. Wyglądał tak niewinnie, że trudno jej było uwierzyć, by był w cokolwiek zamieszany. Nie jego wina, że prawo było, jakie było.
– Projekcje ci nie wystarczały?
– Projekcje to nie to samo – odpowiedział z przejęciem. Dawno go takim nie widziała. – Ja tam naprawdę byłem! Naprawdę patrzyłem w to dziwne niebo… i na las, prawdziwy las! Te drzewa na promenadzie – przez chwilę szukał właściwego słowa – to parodia, tak to się nazywa, prawda? Gdy ktoś coś udaje, lecz mu nie wychodzi.
Arto wydawał się za młody, by rozumieć takie rzeczy, lecz miał rację. Dawniej promenada wydawała mu się czymś niemal magicznym. Dziś zobaczył dawną Ziemię i magia prysła.
– Prawda. To jest parodia, lecz to wszystko, co nam pozostało. Potrzebujemy jej, by pamiętać, że nie zawsze były tylko te ściany.
Cóż innego mogła odpowiedzieć, w czasach gdy najlepsze kawałki Ziemi istniały już tylko na starych projekcjach, pokazywanych przybywającym tu kolonistom? Na dowolnej pozaukładowej kolonii można było zobaczyć jej więcej niż na samej Ziemi. Była tylko kolejnym przeludnionym światem. Nawet projekcje wielkich, plastikowych, miejskich bunkrów wyglądały lepiej niż one same. Jeśli coś się mogło zmienić, na pewno nie na lepsze. To było niebo i Ziemia.
Ile otwartej przestrzeni pozostało tam, na dole? Ile pozostało nie zajęte przez miasta i rozległe, automatyczne fabryki? Nie licząc gór i oceanów, byłoby tego może z kilkaset tysięcy kilometrów kwadratowych. Lasy zajmowały dwie trzecie tego obszaru, lecz wszystko było tam chore, a drzewa – rzadkie i cherlawe, niczym dawny wisielec, pozostawiony na widok publiczny jako ostrzeżenie dla pozostałych. Tylko przed czym mają ostrzegać te pożółkłe, przyschnięte liście i półnagie gałęzie? Byłoby lepiej gdyby wycięli wszystko. Byłoby kilka bunkrów więcej i mniej wyrzutów sumienia. Jeśli Ziemia była kiedykolwiek wspaniałym miejscem, to nie przez ostatnie pół tysiąca lat. Może nawet nie od czasu, gdy pojawił się człowiek.
– Arto, zastanów się. Myślisz, że gdyby na Ziemi było tak dobrze, wyprowadzalibyśmy się na stację? Wirtualne obrazy to jedno, a rzeczywistość… Nie jest tam lepiej niż tutaj.
– Wiem o tym! – Arto oburzył się napomnieniem. – Chciałem to tylko zobaczyć. Nie chcę tam mieszkać. Jest tam… inaczej… Ale założę się, że w środku te wielkie budynki nie różnią się od stacji. Pewnie nawet są tam takie same drzewa jak u nas. Tu mi się podoba – oświadczył z pewnością w głosie. – Wolę kosmos.
Nie odpowiedziała. Arto znowu obejrzał się za siebie. Ene zamyśliła się, starając przypomnieć sobie kiedy ostatni raz byli razem na promenadzie. Od czasu, gdy zaczął przebywać z innymi dziećmi widywała go tylko rano i wieczorem, trochę dłużej niż męża.
– Arto, kochanie – przerwała nagłą ciszę. – Nie poszedłbyś ze mną jutro na promenadę?
Arto zastanawiał się przez chwilę.
– Nie mam czasu – odpowiedział krótko, choć z wahaniem. – Muszę się uczyć.
Zawsze to powtarzał. Miała cichą nadzieję, że czasem też się bawią, lecz Arto nigdy nie wracał roześmiany. Nie pamiętała, by sama kiedykolwiek poświęcała szkole aż tyle czasu. Wręcz przeciwnie. Jak na dziewczynę była straszliwą rozrabiaką, a wszystko przez rodziców, trzymających ją w domu niczym w starożytnym klasztorze. Arto miał dobre stopnie, rzadko sprawiał kłopoty…. Lecz wciąż był dzieckiem. Potrzebował odpoczynku, powinien się bawić! Gdy skończy szkołę, już nigdy nie będzie miał na to czasu…
Lecz, odkąd pamiętała, nawet zabawy miały swoje granice. Prawo wciąż było prawem.
• • •
Nikt ich nie śledził, nikt nie szedł za nimi, nie obserwował. Tego Arto był pewien, tak samo jak tego, że szpieg z promenady nie był ani Protektorem, ani Kosiarzem. Oni mieli perceptory i automaty poszukiwawcze. Mogłyby lecieć kilka metrów obok niego, a on by nic nie zauważył. Tacy jak oni obserwowali ludzi ze swoich kryjówek w Centrali.
W domu wysłuchał długiej rozmowy na temat prawa i odpowiedzialności. Rozumiał ich argumenty, więc przepraszał, tym razem szczerze. Czuł zasłużony wstyd. Mógł przeszkodzić w planach ojca, przez zwykły przypadek, nic o tym nie wiedząc – i być może o to chodziło tamtemu dorosłemu. Kimkolwiek on był, Arto postanowił, że odtąd będzie na niego uważał.
Lecz najważniejsze było to, że nie był już sam. Miał kogoś u swego boku, kogoś bliższego i bardziej zaufanego niż sam Dael. Przyjaciela. Nieświadomie wszedł na drogę, która miała pokazać czy Dael miał rację, czy istnieje prawdziwa przyjaźń w takim miejscu jak szkoła.

Tego zaciemnienia spał spokojnie, po raz pierwszy odkąd trafił do szkoły. Sen, jaki go naszedł, był przyjemny. Nie pamiętał, by kiedykolwiek śnił podobnie. Rano sen się rozwiał, znikł jak każde przyjemne marzenie. Arto zdał sobie sprawę, że jedynie koszmary są trwałe i być może było to ostatnie spokojne zaciemnienie w jego życiu. Jedne kłopoty się kończyły, inne dopiero zaczynały.
koniec
« 1 12 13 14
28 czerwca 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.