Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 2 3 4 5 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 7

Lecz było w tym zdarzeniu coś dobrego. Arto starał się tłumaczyć swoje zachowanie na język szkoły, lecz Iwen już wiedział, że to nie logika kazała mu działać, a uczucia. Zwyciężyły gdy pozwolił się zbić zamiast niego. Od tego czasu jego kapitan zaczął się zmieniać. Przypominał sobie jak to jest być człowiekiem.
– To nic, to co oni mówią – Arto wrócił do Iwena. – Zobaczysz, szybko o nich zapomnisz. Coś ci pokażę po lekcjach, ale to tajemnica. Będziemy musieli się spieszyć, by zdążyć na odpowiedni moment. Nie możesz się spóźnić.
– Zdążyć… Gdzie?
– Sam zobaczysz – kapitan tylko uśmiechnął się zagadkowo.

Tajemnica… Mogło chodzić tylko o jedno. Miał nadzieję, że kiedyś dowie się gdzie znikał Arto, lecz nie przypuszczał, że stanie się to tak szybko i nieoczekiwanie. Arto wiedział jak odciągnąć jego uwagę od nieprzyjemnych rzeczy. Iwen tak się tym przejął, że przez wszystkie lekcje nie myślał o niczym innym. Przestał zwracać uwagę na wciąż gęstniejącą atmosferę, która niczym wielka chmura rzucała cień na całą grupę. Nie śledził ukradkowych spojrzeń, jakimi obdarzali się wojownicy, na podpatrywanie, prywatne rozmowy, na milczenie i na złośliwości. Grupa już go nie obchodziła, tak jak on nie obchodził grupy. Cokolwiek się działo, nie miał na to wpływu. Miał go tylko Arto, ale on wolał robić co innego. Teraz zrozumiał przyczynę.
• • •
Arto poprowadził go do jednego z szybów wentylacyjnych. Tam podał mu opaskę z taśmą, zakończoną parą klamer.
– Nałóż. Pamiętaj, stawiaj stopy tam gdzie ja – poradził. – Chwytaj się dokładnie tego, co ja.
– Dlaczego?
– Zobaczysz – Arto się uśmiechnął. – Tylko mnie nie rozczaruj.
Opaska okazała się lampą, taką samą jaką technicy czasem nakładali na czoło. Usztywniony krążek, cienki niczym papier, łączył się z wąską przepaską. Zapalał się automatycznie, gdy robiło się ciemno. Iwen nawet nie spytał skąd to ma, ani dlaczego sam nie nałożył podobnej. Przyłożył opaskę do czoła i zaciągnął klamry. Arto bez słowa poprawił jej ułożenie, po czym skoczył, chwytając się krawędzi szybu.

Iwen nigdy nie był w głównym szybie wentylacyjnym. Nie podejrzewał, że może być tak szeroki. Z początku się bał. Słyszał odległe, lecz głośne dźwięki pracującej turbiny, czuł silny pęd powietrza, a co gorsza, Arto ruszył prosto w stronę źródła hałasu. Jednak pewność ruchów jego przewodnika i łatwość, z jaką odnajdywał właściwe uchwyty, nawet gdy snop światła padał w inną stronę, przekonały go, że wie co robi.
Zamiast poddawać się lękom skupił uwagę na ruchach Arto; czego i jak się chwytał, gdzie i jak stawiał stopy. Szło mu wolniej, lecz Arto zawsze czekał. Tylko raz złapał Iwena za rękę, gdy jego dłoń ześlizgnęła się z uchwytu i zaczął tracić równowagę. Nie powiedział nic, jedynie kiwnął ostrzegawczo głową w stronę bliskiego już, wielkiego wentylatora. Przeraził się, gdy Arto podprowadził go niemal do samego wirnika. Gdyby nie trzymali się za ręce, Iwen wpadłby niechybnie między łopatki. Arto kopniakiem otworzył właz i wsunął się w jego otwór. Iwen spróbował go naśladować, lecz nie potrafił tak uderzyć nogą, by klapa dała mu czas na prześlizgnięcie się na dół. Arto uwiesił się na jej klamrze, ułatwiając zejście po drabince.
Arto zeskoczył na podłogę i zaczął działać. W jego ręce pojawiło się dziwne narzędzie. Obserwując jego szybkie, precyzyjne ruchy, Iwen pojął, że jego towarzysz nie potrzebował światła. Znał to miejsce; wzrok nie był mu potrzebny, tylko odciągałby uwagę od słuchu.
Popatrzył na trzy duże garby. Może nie znał się na stacji, ale przewody plazmy poznał od razu. Były takie same jak te, które ciągnęły się pionowo w każdym wielkim wieżowcu, zaczynając się w piwnicach, gdzie znajdowały się bloki zasilające i kończąc na dachu, gdzie wyrzucały do atmosfery przefiltrowane powietrze. Od kiedy życie niemal znikło z powierzchni Ziemi, jedynie reaktory pozwalały oddychać na jej powierzchni.
– Kanały plazmy? – spytał. – To niebezpieczne…
Arto oparł się lewym bokiem o jeden z garbów i poklepał go dłonią, chichocząc. Iwen nigdy nie widział go tak rozbawionego. On naprawdę się zmienia, pomyślał.
– Myślisz, że uratowałem cię po to, by zabić? – spytał z rozbawieniem. – Zobaczysz, Nowy. Tam gdzie idziemy nie dostaniemy się w inny sposób. Tam, gdzie idziemy, nie mamy prawa przebywać – dodał tajemniczo.
Iwen poczuł dreszczyk strachu, ale i podniecenia. Arto nazwał go Nowym, ale tylko dla żartu. Tutaj był nowy. Odpowiedział niepewnym uśmiechem.
– Ale… kanałem?
– Zaufaj mi. Wiem co robię. To na wypadek gdybyś tego nie zauważył.
Iwen zawstydził się. Wiedział czym grozi wejście do kanału i nie był przekonany czy powinni to robić. Pewność Arto troszeczkę mu się udzieliła, dodając odwagi – lecz tylko troszeczkę. Zawrócić czy zaufać? Mimo wątpliwości zdecydował się na to drugie.
Arto zręcznie przeczołgał się nad pierwszym garbem, położył się w poprzek środkowego i zaczął coś majstrować przy ostatnim. Iwen położył się obok niego, obserwując jak przytyka trzonek do powierzchni garbu. Fragment pokrywy pozwolił się oderwać, odsłaniając ciemny otwór. Spojrzał w głąb. Srebrzysta, gładka powierzchnia wydała mu się śliska. Arto klęknął nad otworem.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Gdy będziemy w środku – powiedział – obejmij mnie za nogi i trzymaj się mocno. Nie rób nic innego – pochylił się, jakby chciał wejść, lecz odwrócił się ponownie do Iwena, przypominając sobie o czymś. – Nie próbuj się obracać. To bardzo ważne. Rozluźnij się i pozwól mi zrobić resztę.
Przytaknął w milczeniu, potem ruszył za nim. Gdy Arto zasunął otwór i zaczął wodzić urządzeniem dookoła płyty, uświadomił sobie, że tutaj nie ma góry, ani dołu. Gdy Arto ustawił się wzdłuż tunelu i wysunął stopy w jego stronę, Iwen zrozumiał, że chce go ciągnąć i że jedynym sposobem na utrzymanie orientacji jest zachowanie stałej płaszczyzny. Przysunął się do niego, tak delikatnie jak gdyby otaczały go pajęczyny, których nie chciał zerwać. Objął jego łydki i kurczowo przycisnął do piersi, bojąc się, by ruchy nie przeniosły się na ciało Arto. Nie uspokajało go nawet to, że jego kapitan oparł mocno dłonie o ścianki kanału. Był tak spięty, że nie zauważył gdy ruszyli.

Wyszli z kanału i wciąż byli cali. Iwen wyszedł na kolejny główny szyb, potem znów musieli się czołgać. Tym razem Arto kazał mu wyłączyć lampę. Kilka zakrętów dalej Arto zatrzymał się. Drogę zamykała im krata, lecz Arto nie zamierzał jej zdejmować. Wyjrzał przez jej otwory.
– Jesteśmy w samą porę – odsunął się pod ściankę szybu, robiąc mu miejsce – Chodź, popatrz. Tylko nie za blisko.
Podczołgał się na brzuchu, wciskając się między Arto a prawą ścianę. Spojrzał przez kratę. Nie od razu zrozumiał gdzie jest. Wydało mu się to zbyt nierealne, ale tu był. Widział śluzę, tkwiącą po drugiej stronie pomieszczenia, wbitą w ogromny, srebrzysty pierścień dokujący. Resztę przeciwległej ściany stanowiło wielkie, plaszklane okno, za którym była już tylko przestrzeń kosmosu.
– Jesteśmy… w doku?
– Nie w byle jakim. To pasażerski dok gwiazdolotów. Nie widziałeś czegoś takiego, prawda?
– Nie, nigdy – przyznał, pełen podniecenia. – Na górę wjechaliśmy widną.
Pamiętał jak opuścił Ziemię i ruszył w górę. Winda pasażerska była dużym, niezbyt wygodnym pomieszczeniem, z krzesłami i wyświetlającym coś projektorem, lecz jego absorbowało mdłe uczucie bardzo szybkiego wznoszenia się. Właściwie, gdyby nie ono, mógłby powiedzieć, że nic się nie działo. Nie było żadnego dźwięku, żadnego wstrząsu. Po prostu ruszyli i nagle wszystko stało się wyraźnie cięższe, w tym jego ręce i głowa.
Iwen był przyzwyczajony do podróżowania liniami magnetycznymi, lecz do podróżowania w poziomie, nie w pionie. Żadna z wind w wieżowcach nie poruszała się tak szybko, nawet te łączące piwnice z dachem. Nie był szczególnie szczęśliwy, przez godzinę czując jak jego żołądek i serce walczą, wbrew ciężarowi, o to które pierwsze ma dotrzeć do jego gardła.
Gdyby jego ojciec był tak bogaty jak dziadek od strony matki, mogliby polecieć promem. Zostaliby wtedy wyrzuceni w górę przez miotacz masy, w jednym silnym impulsie energii, tkwiąc bezpiecznie w polu zero-inercji. Niczego by nie poczuł, a po pięciu minutach zostaliby przechwyceni przez mechanizmy dokujące. Weszliby na stację przez podobną śluzę, tylko mniejszą, znajdującą się gdzieś w pobliżu rękawa.
– Popatrz tam – Arto wskazał palcem na coś za szybą. – Widzisz to jasne, poruszające się światło?
– Statek?
– Aha.
Spojrzał we wskazane miejsce. Kraty przesłaniały mu widok, lecz gdy przyzwyczaił się, by patrzeć poza nie, zobaczył niewielki, poszarpany, świetlisty sierp, rozmiarów może połowy jego paznokcia. Poruszał się z lewej na prawą, coraz wolniej. Otaczała go delikatna, świetlista poświata, tworząca wokół znacznie większy pierścień. Poświata zaczęła wkrótce rzednąć, aż zupełnie znikła, lecz sierp wciąż się zbliżał.
« 1 2 3 4 5 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.