Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 2 3 4 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

– Oczywiście, że to ich. Dlaczego nie atakują? Tego nie wiem. Może się boją, a może nie chcą, ale coś im chodzi po głowie, tego jestem tak pewien jak tego, że tu siedzę. Nie, to zły przykład… Tak czy inaczej, Absolom wstrząsnął całą Flotą. Wiesz jak wcześniej działała?
– Okręty latały od gwiazdy do gwiazdy, w niewielkich grupach, rzekomo patrolując Peryferia – Wilan wiedział tyle, co każdy i jak każdy sam w to nie wierzył.
– Latały grupami, by tłumić okazjonalne rebelie. Ludzie wyrzucali urzędników, rozganiali garnizon i cieszyli się chwilową wolnością. Przed Absolomem Flota udawała, że oczekują wroga z kosmosu, lecz teraz udawanie się skończyło. Absolom pokazał, że brak jej okrętów! Flota już nie trzyma ich w grupach operacyjnych, lecz rozprasza po całym kosmosie. Trzyma co najmniej po jednym okręcie w każdym systemie z dużą kolonią. Numer z Absolomem drugi raz nie przejdzie, lecz znajdziemy inny sposób, na pewno. Już teraz okręty nie są w stanie upilnować wszystkich kolonii, a wciąż zakładane są nowe.
– Po co? Wystarczy, by Rząd tego zabronił…
– To nie takie proste. U was to niemal kontrola urodzeń. Dobra, zaraz powiesz, że nikt was nie kastruje, ale spróbuj mieć więcej dzieci niż dwoje. Myślisz, że to u nas przejdzie? – Dawt zacisnął pięść. – Napięcie między nami a Układem jest tak ogromne, że wystarczy iskra… taka iskra, jaka zapaliła się na Absolomie. Wasz Rząd stara się jak może, by nasze wielkie miasta nie stały się zbyt wielkie. Prawa kolonialne to nie tylko zakazy i nakazy. To także obowiązki, które wasz Rząd musi wypełniać, dla własnego dobra. Jednym z nich jest utrzymanie znośnego poziomu życia. Zadowolony człowiek jest mniej skory do buntu. O, daleko nam do waszych luksusów, lecz większe miasta to większe zapotrzebowanie, choćby na energię, na reaktory, na technologie, którymi Układ niechętnie się dzieli. To oznacza zezwolenie na budowę własnego przemysłu. Dlatego przez ostatnie dwa wieki Rząd wolał nas zmuszać do zakładania kolonii. Szczerze mówiąc, miał nas w garści. My mu mówiliśmy, że chcemy nowych reaktorów, a on podstawiał nam pod dok kolejną skałę kolonizacyjną, licząc, że nim kolonia się rozwinie, w jej kierunku będzie już leciał nowy okręt. Mieliśmy wybór. Albo gnieść się w coraz bardziej zatłoczonych miastach, albo wynieść się na bezludną planetę.
Wilan zrozumiał, być może więcej niż Dawt chciał powiedzieć. Kilkadziesiąt lat temu ten system się załamał. Okręty nie powstawały tak szybko jak nowe kolonie. Flota pośpiesznie próbowała dogonić zapotrzebowanie, lecz jeśli słowa Dawta były prawdą, wyłom już powstał.
– Jak Flota straciła te okręty?
Dawt z zakłopotaniem podrapał się w głowę.
– To długa historia. Zaczęło się to sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt lat temu… nie wiem na pewno, przez przeloty tracę rachubę czasu. Absolom to stara, duża kolonia, ważny węzeł transportowy, ośrodek wolnego handlu, nie jakaś tam osada na Peryferiach czy na Zewnętrzu, lecz w samym Wewnętrzu. Od początku istniała tam specyficzna mieszanka religii. Przemiany często zaczynają się w takich warunkach. Każda kolonia jest unikalna, zwłaszcza te stare, powstałe, gdy kultura w Układzie nie była tak… jednolita. To prawda, że używacie już tylko jednego języka?
– W znacznej większości, tak – potwierdził. Był tak powszechny, że nawet nie miał nazwy. Mówiono na niego po prostu – język. Nieliczni wciąż używali języków przodków, ale jedynie we własnym gronie, jakby ich znajomość była tajemnicą, wstydliwą sekretną mową.
– U nas to niemożliwe. Całe kolonie mają własną mowę, co dopiero kulturę! U was wszystko jest tak jednolite… Nie dziwne, że wasz Rząd nie rozumie problemów stwarzanych przez różnorodność. Nie mieści się im w głowie, że każda kolonia może reagować zupełnie inaczej na to samo zdarzenie. Gdy więc po raz kolejny zaostrzono przepisy kolonialne, koloniści na Absolomie ogłosili, że nowe prawo nie zgadza się z ich religijną doktryną osobistej wolności. Miejscowy garnizon próbował zareagować, lecz nie był dość liczny. W tamtych czasach garnizony składały się w większej części z samych kolonistów, więc gdy doszło do starcia, ta część przeszła na stronę rebeliantów. Resztki wiernego Flocie garnizonu z trudem utrzymywały się w budynkach lokalnego rządu, podczas gdy całą kolonie ogarnął szał.
– Więc jak zwykle, wysłano tam okręty – stwierdził Wilan.
– Tym razem w tajemnicy. Absolom nie był jedyną kolonią ogarniętą przez zamieszki. Tak działo się zawsze, gdy wprowadzano nowe Prawa Kolonialne. Flota liczyła się z użyciem siły, lecz nie miała dość okrętów, by zapanować nad chaosem. Tu, u was, też nie było spokojnie. Mówiono, że szykuje się kolejna fala emigracji. Wasz rząd od zawsze robił wszystko, by to się nigdy nie powtórzyło.
W historii ludzkości Układ dwukrotnie został wyludniony przez uciekinierów. Ceną za krótkowzroczne i źle zaplanowane oparcie gospodarki na automatyzacji były rzesze biedoty. Nie mając perspektyw, ludzie uciekali z Układu, pogrążając go w gospodarczym i ekonomicznym chaosie. Rynki zbytu legły w gruzach; ekonomia, oparta na lokalnej konsumpcji, straciła rację bytu. Dziś mechanizmem napędowym mogło stać się przeludnienie. Rząd panicznie się bał, że ogromna masa bezrobotnych ruszy ku gwiazdom, lecz ostatnich zdarzeń, o których wspomniał Dawt, Wilan nie wiązałby wyłącznie z domniemaną falą emigracji.
To wtedy lokalne, chaotycznie działające niezależne grupy przestępców i rebeliantów połączyły się w Podziemie – organizację obejmującą cały Układ. Seria doskonale zorganizowanych zamachów wstrząsnęła całym Układem, nie tylko Rządem i policją, lecz wszystkimi żyjącymi w nim ludźmi. Mówiono nawet, że Podziemie połączyło się z kolonialnym ruchem na rzecz Wolnego Kosmosu, wspólnie planując rewolucję na skalę całego dominium. Cóż, jeśli taki był ich plan, to ponieśli klęskę.
– Rząd podjął ryzyko, wiedząc że nie starczy mu sił?
– Podjął je, bo zaplanował to inaczej. Zamierzał zastraszyć wszystkich kolonistów jednym, potężnym uderzeniem. Absolom był wyjątkowo niespokojny. Ziemia uznała, iż duża, brutalnie spacyfikowana kolonia zniechęci inne do stawiania oporu. Udała, że ustępuje. Złagodzono nowe prawa, lecz jeszcze w tym samym roku okręty Floty zaczęły się przemieszczać. Miały to być manewry na szeroką skalę, lecz za bardzo przypominały te sprzed Dekady Strachu.
Dekada Strachu… Do tego czasu wierzono, że Flota wciąż jest tym, czym miała być – prawdziwą Flotą Obronną, odpowiedzią na zagrożenie z zewnątrz. Jej pierwsi dowódcy wierzyli w jej zbawienną rolę, lecz mijały dziesięciolecia, a po żywych Obcych nie było nawet śladu. Lata przed Dekadą Flota wysłała swoje okręty ku potencjalnym ośrodkom buntu. Gdy dotarły do celu, Ziemia ogłosiła pierwsze Prawo Kolonialne. Wtedy po raz pierwszy użyto Floty przeciwko kolonistom. Wojsko spacyfikowało kolonie, siłą wprowadzając nowy porządek, lecz nie było w stanie stłumić wciąż odradzających się powstań. W końcu zawarto kompromis. Pozostawiono koloniom daleko idącą autonomię, lecz uzależniono je od Ziemi. Tego dziesięciolecia, nazwanego Dekadą Strachu, koloniści wygrali wprawdzie walkę o wolność, lecz przegrali wojnę o niepodległość.
– Planowali nową Dekadę Strachu?
– Tak to wyglądało. Gdy okręty zawisły nad wyznaczonymi im koloniami, Ziemia cofnęła ustępstwa. Wasz rząd nigdy nie rozumiał, co to takiego jest, ta religia, jaką ma siłę działania na ludzi. Myśleli, że zdoła nad tym zapanować, jak nad wszystkim innym. Bardzo się pomylili. Nowe zamieszki były jeszcze potężniejsze. Najgorzej było na Absolomie. Tam ludzie wpadli w religijny fanatyzm. Tłum błyskawicznie rozprawił się ze wszystkim, co istniało na powierzchni wszystkich planet tamtejszego układu i co miało coś wspólnego z Flotą czy z Ziemią. Nowo powołany rząd Absolomu zakwestionował wszystkie Prawa i odrzucił zwierzchnictwo Ziemi i Floty nad całym systemem. Rząd wysłał ostrzeżenia, lecz nie zamierzał się wycofać. Gdyby to zrobił, inne kolonie zażądałyby tego samego.
– Więc zaatakował.
– Okręty Floty zbombardowały z orbity magazyny głównej kolonii, na której żyło dziewięć dziesiątych populacji całego układu. Zrzuciły na nią całe roje tych swoich maleńkich automatów wojskowych. U was na każdej stacji jest tuzin techników którzy potrafiliby je ogłupić, ale my nie mamy waszych narzędzi. Zniszczyli ośrodki przemysłowe, główną elektrownię i układy wspomagające utrzymanie atmosfery Absolomu, naruszając sztuczny, niestabilny ekosystem planety. Na takiej Wenus czy Marsie klimat regulujecie przez kontrolę czap biegunowych. My nie mamy takiej technologii, nie na taką skalę. Majstrowanie przy topieniu czy chłodzeniu czap wymaga ogromnych ilości energii, której wciąż nam brakuje. Musimy polegać na naturalnych systemach, a te łatwo zakłócić. Ludziom zostało tyle tlenu, ile go było w atmosferze… Jednak koloniści byli gotowi. Lata wcześniej obserwatoria namierzyły zbliżające się okręty, zwąchały, co się dzieje i zaapelowały o pomoc do wszystkich skał w zasięgu. Koloniści spodziewali się blokady, nie ataku. Dziesięć lat embarga wystarczyłoby, by zredukować technologię kolonii do wczesnej epoki żelaza.
Wilan kiwnął głową, przytakując w milczeniu. Wystarczyłoby zniszczyć destylarki i wstrzymać transport lodu wewnątrz układu. Po dziesięciu latach spalania brudnej wody reaktory nadawałyby się jedynie na szmelc. Pierwiastki cięższe od węgla łatwo osiadały na ściankach, powoli doprowadzając do spalenia wnętrza komory. Zaś bez energii…
« 1 2 3 4 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.