Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 10 11 12

Alan Akab

Więzień układu – część 9

– Gdzie była moja nietykalność, gdy omal nie zabił mnie w łazience? – zaprotestował.
Barki Zema opadły.
– Kilka rozjaśnień wcześniej podjąłem pewne kroki, by… to zakończyć. Próbowałem coś zrobić, lecz nie wiedziałem, że było już za późno na półśrodki. Naciągnąłem naszą umowę, by zmusić go, by z ciebie zrezygnował. On odpowiedział tym samym. Wiedział, że ten jeden raz ma do tego prawo. Gdybyś wtedy tylko patrzył, nie mógłby cię tknąć. Jednak…
– …to była moja inicjatywa – odgadł. – Dałem mu pretekst. Cała wasza równowaga trwała do chwili, gdy… gdy wybrał sobie nowy cel, a ja… stanąłem w jego obronie.
– Nasza cicha umowa nie obejmowała przypadków, gdy jeden z was będzie go zaczepiał. – Zem wykrzywił się w dziwnym uśmiechu. – Nie przyszło mi do głowy, że możecie być tacy głupi, ale nie przewidziałem wielu innych rzeczy… Anhelo nie mógł tego znieść. Nawet ja nie wiedziałem, że może odebrać to tak osobiście. Zraniłeś go zbyt głęboko, rozdarłeś bliznę, o której myślał, że dawno się zagoiła. Gdy zginiesz, będzie to także moja wina. Chas i jego stopnie były tylko wymówką, by się z tobą skontaktować. Chciałem dać ci protektorat, lecz inny, ponad te zwykłe. Przykro mi, młodszaku, lecz nie zdołam temu zapobiec. Nie mogłem zapobiec żądzy, jaką poczuł Anhelo, gdy dowiedział się, że do szkoły trafił planetarianin, ani temu co zrobiłeś, by go przed nim bronić. To był tylko bezsilny gest, który… Ale o tym nie mogłeś wiedzieć. Nasza umowa to już przeszłość, traci na ważności z każdym rozjaśnieniem. Mnie i Anhela wiąże zbyt wiele spraw, by jeszcze się nią przejmował.
Arto nie odpowiedział. Zem ukrywał coś więcej. Widział dziesiątki sposobów na nagięcie umowy i dziesiątki pytań dlaczego nie postąpił w ten czy inny sposób. Gdyby Zem naprawdę chciał pomóc, to jakoś by zdołał, nieważne jak gęsta sieć zależności splatała ich ze sobą. Zawsze jest jakieś wyjście, powiedział sobie, zawsze, lecz ty go nie szukasz. Zrozumiał, że nawet znajomość Zema z Daelem nie czyniła go innym od reszty uczniów – jedynie wyjątkiem, kimś lepszym, lecz niczym więcej. Zem przejął się tym, co robił Anhelo, lecz Arto już wiedział, że to tylko uczucie. Zem nie myślał tak, jak chciał tego Dael i jak Arto właśnie zaczął myśleć. Nie potrafił zrozumieć, że wiedza to nie wszystko, nie był gotowy do prawdziwego poświęcenia.
Zem, ja zaczynam rozumieć o co chodziło Daelowi. Ty tego nie potrafisz. Może rzeczywiście byłeś za stary na jego dar. Poczuł dojmujący żal, jakiego nie czuł od wielu lat, za wszystkim, za Daelem, za innymi, za tymi siedmioma, i za Pilpem. Za tym, co już się stało i tym, co stanie się z nimi.
– Mogłeś mnie ostrzec! – niemal zawołał. – Dlaczego mi pozwoliłeś pobić Pilpa?
– A co miałbym zrobić? Co ty mógłbyś zrobić? Oddałbyś mu młodszaków i przeprosił? Moi przodkowie mawiali, że żaden płatek śniegu nie pada w niewłaściwe miejsce. Może to ułatwi ci twoją drogę.
Arto opuścił głowę. Zem miał rację. Gdy już zgodził się na propozycję Karrosa nie było nic, co mógłby zrobić, by wyjść z tego z twarzą. Jednak nie pomogło mu to ani trochę. Nie potrafił podejść do swojego losu jak Zem – z akceptacją. Nie chciał się poddać.
Westchnął. Poczuł się mały i słaby. To nie musi się stać w szkole, ale to się stanie. Zem nie pozostawiał mu żadnych złudzeń.
– Wiem, to wszystko nie brzmi dobrze – przyznał Zem. – Nie daję ci wielkiej szansy, bo jej nie widzę. Jednak… W pewnym sensie, mogę ci pomóc.
– Jestem skończony – odpowiedział, zrezygnowany. – Sam tak powiedziałeś, na początku.
– Nie powiedziałem, że cię ocalę. To niemożliwe. Popatrz na nas. Obaj myśleliśmy, że coś znaczymy, bo rządziliśmy, nie mieliśmy sobie równych i mieliśmy układy – dlaczego Zem wciąż mówił w czasie przeszłym, pomyślał Arto, czyżby i on…? – Lecz to się nie liczy. Prawdziwą potęgą jest sama szkoła. Ona może zniszczyć każdego. Dla niej nawet najsilniejszy starszak, czy cała grupa, jest niczym. Anhelo skierował ją przeciwko wam swoimi kłamstwami, prośbą, groźbą, nawet impulsami. Przelał na ciebie całą złość, jaką wciąż czuje do Daela. Niszcząc ciebie, czuje satysfakcję, że krzyżuje jego plany, nawet jeśli od dawna nie ma już żadnego planu. Im dłużej mu uciekasz, tym jego gniew staje się większy. W końcu odbierze mu rozum. On nie pozwoli ci żyć, nawet jeśli musiałby rozwalić całą stację, ze sobą i z tobą w środku. Mimo to, chcę spróbować. Przegram, wiem, lecz jestem to winien Daelowi i wierzę, że twój przykład może coś zmienić. Mogę pomóc ci wytrzymać, tak długo aż nasi wrogowie odejdą od zmysłów.
Arto wspomniał podobny konflikt, sprzed dwóch lat. Część szkoły stanęła przeciwko jednemu z uczniów. Tylko część, lecz to wystarczyło. Wielu go ganiało. Chłopiec marnie skończył. Miał wtedy trzy lata więcej niż Arto dzisiaj.
Zrozumiał prawdziwe znaczenie słów, które powiedział Anhelowi w twarz. Nie chodziło o ich znaczenie; mógł mu powiedzieć cokolwiek innego, liczyło się kto i jak to powiedział. To wtedy podpisał na siebie wyrok śmierci. Od tej chwili Anhelowi zależało na Iwenie tylko dlatego, że Arto go bronił.
– Chcesz to tylko wydłużyć! – zawołał. Robił wyrzuty starszakowi, wiedział o tym, lecz zrobiło mu się tak wszystko jedno, że nie mógł się powstrzymać. Z dziwną obojętnością uświadomił sobie, że Zem chce go wykorzystać.
– Do tego się to sprowadza. Do wydłużenia – potwierdził Zem. – Nie wygramy z całą szkołą. Jesteśmy silni, lecz nie aż tak. Mamy wpływy i znajomości, lecz sam już wiesz, że to nic nie znaczy. Jednak… możemy ułatwić ci życie.
– Myślisz, że jeśli dość długo pozostanę przy życiu, rozwścieczę Anhela tak bardzo, że gdy mnie dopadnie to popełni błąd – powiedział z chłodną pewnością w głosie. – Że moja… nasza śmierć nie będzie wyglądała na wypadek.
– Też o tym myślałem – Zem włożył ręce do kieszeni. – Wykorzystam każdy jego błąd, jeśli to ocali pozostałych. Cała szkoła skorzysta na odejściu Anhela.
– Chcesz pomóc mi, musisz też Iwenowi.
– Taki mam zamiar. Oczywiście, nikt o niczym nie może wiedzieć, nawet on. Mogę cię bronić pod pozorem utrzymania ładu w szkole. Postaramy się aby wasza droga częściej była czysta, ułatwimy poruszanie się poza szkołą. Zatroszczymy się, by nikt nie odkrył gdzie mieszkacie i nie zaczaił się na was pod drzwiami, jak my dzisiaj. Zwrócimy wam honor, na tyle, na ile zdołamy, lecz reszta zależeć będzie od was.
Arto zastanowił się czy taka wymówka da się utrzymać, gdy będzie potrzebował pomocy Żółtoskórych także poza szkołą. Czy wtedy Zem ujawni prawdziwe zamiary, czy pozostawi go samemu sobie?
– To wystarczy – odpowiedział po chwili wahania. – Dziękuję.
Zem wyprostował się. Na jego barkach nie było już tego niewidzialnego ciężaru, który dźwigał kilka chwil temu. Odszedł już kilka kroków, gdy Arto przypomniał sobie o robaku. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że zepchnął tę sprawę głębiej, lecz nie zapomniał.
Zema mógł wykluczyć. Mając Resketa, nie potrzebował robaków. Lecz jeśli jakieś robaki wciąż tkwiły w jego konsoli, ktoś inny mógł widzieć ich rozmowy na lekcji i poznać, że wyrzucenie z grupy jest zwykłym oszustwem.
– Zaczekaj! – zawołał. – Konto Janusa… to stare konto Daela, czy tak?
Zem zatrzymał się, odwrócił. Pokiwał głową, jakby się spodziewał tego pytania.
– Stworzył je, by was obserwować. Skasowałem je tydzień po jego odejściu, lecz robaki odtworzyły je w innym miejscu, w nieznany mi sposób. Ich transmisje są jedynym śladem pozwalającym na jego wykrycie. Ono musi tkwić gdzieś w rdzeniu systemu, gdzie nawet Kosa nie potrafi się dogrzebać. Dlatego je zostawiłem. Byliśmy wtedy pod obserwacją Kosy i… Potem wykorzystałem je, by mieć was na oku. Niestety, to samo robił Anhelo.
To miało sens. Tylko czy Dael nie przewidział, że w końcu znajdą tego prostego robaka? Co więcej, skoro Zem skasował Janusa, dlaczego robak pozostał aktywny, dlaczego odtworzył konto? Nie powinien się jakoś wyłączyć, usunąć czy zawiesić? Chyba że… Dael oczekiwał, że pójdą tym śladem i odkryją siebie nawzajem? Czy konto Janusa miało być impulsem rozpalającym ich współpracę? Jeśli tak, to już jest historia. Robak nie wrócił, sprawa została zakończona, na dobre. Anhelo nie wykorzysta Janusa, by go tropić.
– A wtedy, gdy dałeś mi pliki o pluskwie, nie znalazłeś w mojej konsoli czegoś dziwnego?
Opowiedział co znalazł Rejkert i czego się obawiał, lecz nie wspomniał o koloniście. Był podejrzanym, lecz nie on jeden potrafiłby to zrobić. I nie miał motywu.
– Jeśli ten jeden robak, w mojej konsoli, pochodził od Daela, to skąd wziął się ten drugi, w konsoli Iwena? – skończył, rozkładając ręce. – Był tam na długo zanim zdobyłem pluskwę, zanim nawet pomyślałem, że mógłbym cokolwiek z nią zrobić! To mogłaby być robota Anhela… ale po co, jeśli obaj mieliście dostęp do Janusa? Myślałem o Kosie, ale czy jej robaki dają się tak łatwo wykrywać? To bez sensu!
Zem chwilę milczał, ważąc odpowiedź.
– Masz rację – przytaknął po dłuższej chwili. – Gdyby to byli oni, niczego byś nie zauważył. Anhelo spróbowałby podłożyć coś lepszego, jeśli nie za pierwszym, to za drugim razem.
– Więc mogę mieć…? – Arto zmroziło.
– Nie. Gdy przesłałem ci pliki, twój system był czysty. Nie widzę powodów, dla których ktoś miałby ci wtykać aż tak skomplikowane robaki, bym nawet ja nie mógł ich wykryć. Każda taka próba, za wyjątkiem Kosy, ściągnęłaby uwagę Protektorów. Oni śledzą sieć w poszukiwaniu skomplikowanych robaków, bo zwykle oznacza to, że Podziemie jest w pobliżu. Ufam, że dobrze pilnujesz plików, które ci dałem?
– Skasowałem je parę rozjaśnień później – przyznał. Gorycz tamtej porażki była niczym wobec tego, co czuł dzisiaj. – Jeśli chciałeś mnie chronić, dlaczego mi je dałeś?
Zem na chwilę przymknął oczy. Z zadowolenia, czy z niedowierzania?
– Nie pozostawiłeś mi wyboru. Każdy myślący uczeń wchodzi kiedyś w okres, gdy zaczyna się interesować swoją pluskwą. Ci, którzy zaczynają wcześniej, jak ty, są szczególnie zagrożeni. Brak ci doświadczenia, brak wiedzy, by zrozumieć. Dałem ci je, byś nie zadawał niewłaściwych pytań niewłaściwym osobom. Tak było bezpieczniej, dla ciebie i dla mnie. Nie uprzedziłem cię o pluskwach zabezpieczających nasz towar, gdyż były one testem. Byłem ciekaw czy naprawdę jesteś taki sprytny jak mówił Dael. Gdybyś nie zdał…
Arto spojrzał na niego, zaskoczony. Myślał, że sam przekonał Zema, by mu pomógł w tej sprawie, tymczasem on to wszystko ustawił! Jak śmieszne stały się dla niego dawne obawy o to, co Zem mógłby z nim zrobić. Wystarczyło tylko poprosić…
– Myślałem, że coś odkryję – przyznał. – Wiem, pomyliłem się. Gdyby coś tam było, już byś o tym wiedział.
O ile lepiej by się teraz czuł, gdyby nie ta próba. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Wciąż marzyłby o ucieczce, wciąż wierzyłby, że to możliwe. Mając zagłuszacz od Arista, zacząłby snuć nowe plany. Nie zauważyłby co się dzieje z Iwenem. Anhelo dalej by go męczył, lecz nie próbowałby go zabić. I może, w końcu, by się znudził. Tyle błędów, przez jedną decyzję…
– Nie uwierzyłbyś mi na słowo. Na wielki kosmos, byłeś tak zdesperowany, że zapytałeś mnie, prawie nieznanego starszaka, o największą tajemnicę szkoły! Bałeś się, i słusznie. Gdyby na moim miejscu był ktoś inny… To wyjście wydało mi się najlepsze.
– To Dael wyciągnął je z Urzędu – odgadł.
– Tak, to był on. Wyjął je z systemu, z prawdziwego Głównego Systemu Rządu, ale już wcześniej podobne, mniej kompletne pliki krążyły po szkole. Dael nauczył mnie jak je aktualizować, lecz nigdy nie potrafiłem się zmusić, by to zrobić. Ryzyko jest ogromne, młodszaku, a ja go nie potrzebuję. Tak jak ty.
Zem jeszcze raz spojrzał na Arto, po czym odszedł razem ze swoimi wojownikami, znikając w bocznym korytarzu równie cicho jak się pojawili. Arto został sam. Przez długą chwilę stał tam, gdzie go pozostawili. Nie dziwił się już, że nie rozumie Żółtoskórych. Oni byli zupełnie innymi ludźmi. Okrutnymi, to prawda. Dość o tym słyszał, by w to nie wątpić, lecz tam, gdzie każdy jest okrutny, prawdziwym okrucieństwem jest rozumieć zbyt wiele.
Wierzył, iż Zem zaakceptuje jego decyzję o odejściu ze szkoły. Nie czuł, by podjął ją choćby o rozjaśnienie za wcześnie. Anhelo nie odpuści, nieważne czy tam wróci czy nie, lecz poza szkołą nie będzie miał sojuszników. Arto miał Zema.
koniec
« 1 10 11 12
26 września 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.