Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 2 3 4 12 »

Alan Akab

Więzień układu – część 9

Wrócił na swoje stare miejsce. Posiedział jeszcze kilka minut. Biuro było czynne całą dobę, nie musiał się spieszyć. Uczucie, że coś mu umyka powoli znikało. Kątem oka zauważył w wejściu dwóch mężczyzn. Stanęli w drzwiach, rozejrzeli się leniwie po pomieszczeniu, po czym weszli do środka. Jak pozostali, spojrzał na nich wzrokiem tak obojętnym, jakim tylko potrafił ich obdarzyć, wracając do swojej torebki. Jeden z nich sięgnął po coś do kieszeni. Wysunął z niej jakiś przedmiot, spojrzał na niego i schował. Gdy spojrzenia mężczyzn się spotkały, ten pierwszy pokręcił lekko głową. Znów rozejrzeli się leniwie, po czym wyszli.
Nikt nie odprowadzał ich wzrokiem.
• • •
Anhelo zaatakował dwa rozjaśnienia później.
Od rana Arto czuł, że coś wisiało w powietrzu. Atmosfera wokół niego zgęstniała; czuł jej wzrastający opór. Zbyt często nie widział dookoła siebie mrówek, gotowych ostrzec go przed niebezpieczeństwem. Gdzieś znikali, czasem nagle. Arto nie wierzył, by działo się tak wyłącznie z winy małych szpiegów. Dert wiedział o co grają i trzymał ich krótko. Jeśli siatka nie dawała rady to tylko dlatego, że ktoś dopilnował, by tak się stało.
Ktoś, czyli inne grupy. Grupy sprzyjające Anhelowi.
Nie widział go już od paru ładnych rozjaśnień, lecz rozumiał, że Anhelo wcale nie żartował. Wtedy, w łazience, mógł się przestraszyć. Wtedy było mu na rękę, że Arto przeżył. Lecz teraz… Teraz zrobi to dobrze. Zrobi wszystko, by ich dopaść. Kwestia czasu nim wszystko się powtórzy. Tym razem Anhelo będzie uważał. Pobije ich dokładnie, lecz ostrożnie, bez ryzyka, że umrą w trakcie. Będzie ich ścigał aż osiągnie swój cel. Może nie zrobi tego od razu. Może to trochę potrwa. Lecz gdy uzna, że czas kończyć, wtedy, Arto był tego pewien, będzie to wyglądać na wypadek.
Chodzili po szkole tak szybko jak się dało, choć nie aż tak, by wyglądało, że uciekają. Wciąż obserwowali czy ktoś nagle nie spróbuje ich zaczepić, jak Aristo. Dawni i obecni wrogowie zjednoczyli siły pod przywództwem Anhela. Pozostali… Neutralne starszaki, młodszaki, nawet głupie pierwszaki okrążały ich z daleka. W miarę jak konflikt się zaostrzał, wszyscy odcinali się od nich, by nie mieć nic wspólnego z Arto i ze Smokiem. Przynosili pecha każdemu, kto się z nimi zetknął.
Na jednej z przerw Arto posłał Żimmiego, by sprawdził co się dzieje z siatką. Czy sprawiła to sytuacja grupy, czy inne powody, Żimmy nie wyglądał na kogoś, kto chce zemsty. Przeciwnie, stał się potulny i posłuszny. Załamany, to też, lecz tak samo wyglądał za pierwszym razem – stracił dumę, poczuł się nikim, jakby ktoś na powrót przeniósł go do starej grupy. Arto nie mógł i nie chciał go pocieszać. Nie mógł przywrócić go do starej funkcji; inni natychmiast odczytaliby to jako wybaczenie próby buntu, niemniej potrzebował go, by zajmował się tym, co potrafił najlepiej – nadzorowaniem mrówek. Sam podczas walki czuł tylko nienawiść, lecz teraz widok tego niegdyś dumnego wojownika przyprawiał go o smutek.
– Młodszaki są zastraszone, kapitanie – nawet składając raport Żimmy unikał jego wzroku, tak samo jak mówienia mu po imieniu. – Nawet te, o których nikt nie wie, że pracują dla nas. Jedynie Karros złożył mi raport. Nie oberwali mocno, ale też zaczyna sikać po nogach, ile razy mnie widzi. Myślę… już nikt nie będzie nas ostrzegać przed zasadzką.
Żimmy czuł się paskudnie przynosząc złe wieści, lecz Arto wiedział, że wieści długo nie będą dobre. Anhelo zaczął ich systematycznie niszczyć. Wyeliminował z gry mrówki, by go oślepić. Oczywistym następnym ruchem było dobranie się do nich. Cokolwiek się zaczęło, było dopiero początkiem.
– Po prostu zrób co możesz, Żim – spróbował go pocieszyć. – Złap każdego, kto jest nam coś winien. Przypomnij kto ich chronił. Sprawdź kogo da się przekonać. Jeśli któryś nie posłucha, daj mi jego nazwisko. Wierzę w twoje umiejętności. Potrzebuję ich.
Tak. Teraz nie był najlepszy czas na zemstę czy gniew. Musieli sobie wybaczyć, nawet jeśli tylko na razie.

Miał nadzieję, że Anhelo zaczyna odczuwać skutki jego planu. Wkrótce, za kilka rozjaśnień, sojusznicy zaczną się odwracać od swojego lidera i Anhelo znajdzie się w takim samym położeniu jak Arto. Nie, nie podda się, lecz może da im spokój. Lecz do tego czasu…
Dert rozumiał, że sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna, lecz wciąż uparcie im towarzyszył. Arto postanowił coś z tym zrobić. Wierność wiernością, a rozsądek rozsądkiem.
– Dert, sprawdź co się dzieje – powiedział gdy po raz kolejny zostali sami. – Jesteśmy odsłonięci.
– Inni się tym zajmą – odparł Dert. – Już powiedziałem komu trzeba…
– Zajmij się tym! – odpowiedział stanowczo. – Nie wracaj dopóki nie zrobisz z tym porządku.
Dert był dobry w odgadywaniu tego, co Arto chciał powiedzieć bez mówienia na głos. Tym razem też zrozumiał – nie zbliżaj się, bo będziesz miał kłopoty a i tak nie pomożesz. Dert spojrzał na swojego kapitana, kiwnął głową i odszedł bez słowa. Arto widział, że to polecenie sprawiło Dertowi ulgę. Wciąż czuł się związany z kapitanem długiem i daną mu obietnicą, lecz strach zaczynał w nim zwyciężać. Arto potrzebował jego wierności, lecz w klasie, nie na korytarzach. Gdy coś się stanie, Dert poczuje się podle, ale będzie cały.
Nie tylko Dert zrozumiał o co chodziło.
– Wiesz… wytrzymam jeśli Anhelo mnie złapie – Iwen patrzył za odchodzącym, co rusz spoglądającym za siebie Dertem. – Ale ciebie będzie bił mocniej. Przez Żimmiego wciąż jesteś słaby.
– To jego wina, nie moja – odparł. – Skup się na tym, czy Anhelo się nie zbliża, dobrze?
Iwen nie dostrzegał nawet połowy z tego co się działo. Nie mógł, bo nie znał szkoły. Arto nie chciał, by zaprzątał sobie głowę rzeczami, na które nie miał wpływu. Wystarczy, że sam to robił.
• • •
Iwen wyraźnie odczuł, jak mocno pojedynek odmienił grupę. Uspokoił ją. Autorzy dawnych złośliwości zamilkli, wystraszeni. Jednym było wstyd, inni wciąż go unikali – odwracali wzrok gdy na nich patrzył, udawali, że nie istnieje. Mogli udawać, lecz Iwen nie zapomniał. Zrobili to, lecz nikt mu nie współczuł, nie żałował, wszyscy po prostu bali się, że Arto każe im zapłacić bólem. Może im się należał, lecz choć Iwen czuł, że Arto wiedział o wszystkim, nie rozmawiali o tym. Grupa pokazała jaka jest naprawdę i nic tego nie cofnie. Nigdy.
Zmieniło się coś jeszcze. Wszyscy bez wyjątku zaczęli się bać. Już nie Anhela, lecz ich.

Na lekcji do Arto dotarła lista mrówek ociągających się z pomocą. Iwen domyślił się tego gdy tylko otrzymał od kapitana wiadomość, że muszą się tym zająć. Wiedział czym to się skończy. Uważał, że młodszaki mają rację – Smok nie raz pomagał im wybrnąć z przeróżnych kłopotów, lecz nie istniała groźba, która nakłoniłaby ich do współpracy. Żadna z przysług nie mogła być aż tyle warta. Chciał wierzyć, iż Arto nie posunie się do zabójstwa, lecz nawet gdyby tak zrobił, Anhelo na zawsze pozostanie tym groźniejszym, z większą liczbą ofiar na koncie. Lecz Arto wciąż myślał na sposób szkoły. Tu za przysługę płaciło się przysługą, zaś o rozmiarze i wartości takiej „zapłaty” rozsądzała przewaga siły wierzyciela nad dłużnikiem. O tym, że sprawy zaszły za daleko nie chciał nawet słyszeć.

Niemal całą koncentrację Arto zużywał na unikanie pułapek zastawianych przez Anhela. Starszak zyskał ogromną przewagę, lecz obaj wciąż wymieniali ciosy w swojej wojnie. Grupa starszaków dyskretnie oparta o ścianę, korytarz pozornie wyglądający na bezpieczny – kapitan widział niebezpieczeństwo na długo nim Iwen uświadamiał sobie, że coś jest nie tak.
Arto na pierwszy cel wybrał liderów siatki, jej węzły czy, jak to określił, „głowy”, licząc, że pociągną za sobą resztę. Bez ceregieli rzucił pierwszego młodszaka na ścianę, lecz ten, przyszpilony tak, że stopami nie dotykał podłogi, nie zwracał uwagi na Arto. Nerwowo rozglądał się na boki, bardziej niż pobicia obawiając się tego, kto mógł ich zobaczyć.
– Wiesz jak korzystać z pomocy, co? – cichy głos Arto był pełen jadu. – Byliśmy dla was przydatni póki tłukliśmy waszych panów, ale odwdzięczyć się to już dla was za dużo?
– Zrobiłem dość! – odparł tamten. – Czego jeszcze chcesz?
– Ty i twoje szczochy macie dalej robić swoje, to chyba jasne? Skończycie gdy powiem, inaczej połamię cię tak, że będziesz to czuć przez tydzień, a potem zrobię to jeszcze raz.
– Jak sobie chcesz – młodszak unikał jego wzroku. – To mnie nie zabije.
– Jesteś pewien?
« 1 2 3 4 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.