Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 21 22 23

Alan Akab

Więzień układu – część 10

Dotknął ramienia.
– Pluskwa… – powiedział bezwiednie. Więc się mylił, więc jednak…
– Nie. Nie lokalizatory i nie automaty poszukujące. Starsze dzieci zbyt łatwo sobie z nimi radzą. Oni mają inne sposoby.
– Jak inaczej mogą nas obserwować? Wiedzielibyśmy! – zaprotestował gwałtownie. – Starszaki coś by zauważyły!
– Sami pomagacie obserwatorom, ukrywając wszystko przed zwykłymi ludźmi. Oni liczą, że tak będziecie postępować. Najłatwiej obserwować tych, którzy uwierzyli, że oślepili przeciwnika. Wasz przeciwnik pozwala się oślepić, bo ma więcej niż jedną parę oczu. Gdy patrzycie w te ślepe, myśląc, że one was nie widzą, wasz wróg, prawdziwy wróg, wciąż was obserwuje, oczami, o których nie wiecie. Niektórzy Protektorzy wiedzą o wszystkim co się dzieje w szkole. Jeśli na coś pozwalają, to dlatego, że chcą, by tak się stało. Jesteście dobrzy, lecz oni są lepsi. O wiele lepsi.
– Lepsi od…
– To możliwe, ale bez znaczenia.
– Bez znaczenia? Mamy przekazywać karty na ich oczach!
Uśmiech Zefreda był szeroki i szczery.
– Powiedz mi, jak wasi obserwatorzy mogliby odróżnić wasze tajemnice od naszych? Pamiętaj, oni mogą patrzeć, lecz to nie daje im wglądu w wasze głowy. Nie widzą wszystkiego, nie rozumieją każdej waszej tajemnicy, ledwie wiedzą, że je macie i akceptują je jako część gry. Posiadanie sekretów jest dla was tak naturalne jak dla twoich rodziców naturalna jest para rąk i nóg. Gdy masz ich tysiące, jeden więcej nie zwróci niczyjej uwagi. Utonie w całej masie. Moglibyście przekazywać sobie broń, a tamci nie tylko by nie reagowali, lecz zaczęliby się cieszyć wzrostem poziomu agresji. Oni obserwują jedynie szkołę i dzieci. Obserwują, liczą i analizują. Ich specjalizacja jest klapkami na ich oczach. Nie pozwala im widzieć szerzej, bo to się nie kalkuluje.
– Rozumiem…
Pomysł Zefreda był genialny. Tamci myśleli, że to kolejny element gry. Jakże się mylili! Co zrobią, gdy w szkole pojawi się policja? Gra zostanie zawieszona, na jakiś czas. Ta myśl na chwilę poprawiła mu nastrój. Oby zdechli z nudów podczas swoich obserwacji!
– Więc oni chcą byśmy próbowali? – spytał. – Bo wtedy popełniamy błędy, wpadamy i idziemy do akademii, tak? Ci gorsi… wypadają z gry?
Wypadają z gry, lub… giną. Czy obserwatorzy pozwolili go zabić, bo wypadał z gry?
Zrozumienie obejmowało jego umysł. Przestawiało wspomnienia, łączyło je w nową całość. Był w niej Dael, który o tym wiedział i próbował coś zmienić, oraz ci których wybrał, by to zmienili. Żaden z nich nie pasował do szkoły, ani on, ani Zem, ani… tak, nawet Anhelo był nie na miejscu, ze swoją agresją, lecz z jakichś powodów ktoś uznał, że wszyscy mogą zostać w szkole. Gdyby było inaczej, zostaliby usunięci, jak Dael. Trzy lata nienawidził go za jego wybór, nie dostrzegając, że on musiał wybierać, by mieć, być może po raz ostatni, jakiś wpływ na swój los. Teraz to zrozumiał, teraz mu wybaczył.
– Najlepsi zostają i grają dalej – kolonista nie od razu odpowiedział. – Ci najgorsi, przez których szkoła może mieć problemy, trafiają do akademii, gdzie są segregowani, jak płaty mięsa, by nauczyć ich tego, do czego nadadzą się najlepiej. Na pilotów biorą najlepszych. Czasem przyjmą obiecującego, młodego ochotnika, ale tych dziś już prawie nie ma. Na was też czekają, aż przyjdziecie do nich po ukończeniu szkoły. Och, teraz możesz ich nienawidzić, lecz gdybyś pozostał tu dłużej, marzyłbyś tylko o tym, by dalej walczyć. Dziecięcą nienawiścią łatwo manipulować.
Zacisnął pięści, aż do białości. Robiąc to, co robił, nikogo nie oszukiwał, poza samym sobą. Spełniał oczekiwania tych, którzy to wszystko wymyślili! Widział jak zmieniali się jego koledzy, podczas gdy on zmieniał się inaczej. Szkoła programowała ich jak maszynę, rok po roku, do robienia czegoś, czego nie mógł odgadnąć, aż stali się podobni do siebie, niemal identyczni. Czuł gniew, po części na kolonistę i jego nieustanne tajemnice, lecz przede wszystkim na obserwatorów. Ten gniew przelał na niego Dael, gdy uczył go walczyć. On też go programował, lecz dzięki niemu pokonał szkołę, tę jej część, którą próbowała wszczepić w jego umysł. Nigdy nie dał się ponieść sytuacji, jak Żimmy ze skanerem, starał się ją kontrolować, nie poddał się systemowi. Nie będzie kapitanem, nie będzie służył Flocie!
– Ci najlepsi to którzy? – zawołał ze złością. – Ci którzy najlepiej kłamią, najczęściej biją słabszych? Ci którzy… – niemal spytał czy to ci, którzy zabijają, lecz w porę ugryzł się w język. – Kto nas ocenia? Kto rządzi szkołą!?
– Wy sami – ze spokojem odparł kolonista. – Ci co was obserwują zwykle nie robią nic. Wkraczają tylko wtedy, gdy coś wydostaje się na zewnątrz. Są w tym bardzo skuteczni. Minimalna ingerencja, wszystko, by nie zwracać uwagi. Reszta zależy od was.
Zaskoczył go, tym jak to powiedział i co powiedział, choć od dawna myślał podobnie. To zawsze byli uczniowie. Zrozumiał ironię lekarza. Długą chwilę siedział nieruchomo, oswajając się ze znaczeniem usłyszanych słów.
– Wiele zacząłeś rozumieć – usłyszał. – Być może zbyt wiele, by sobie z tym poradzić. Pamiętam jak to było ze mną – spojrzał na Arto, pochylił się i splótł dłonie na kolanach. – Wiesz, ja nie miałem tyle szczęścia. Sam musiałem dojść ze sobą do ładu i czasami… czasami myślę, że nie do końca mi się to udało. Gdyby nie pomoc brata… Ale byłem wtedy zbyt stary, zbyt dorosły. Znam cię, Arto. Myślisz, że ciebie szkoła prawie nie zmieniła, że broniłeś się przed tym jak mogłeś… Zrozum, nawet najinteligentniejsze dziecko nie jest w stanie nad tym zapanować. Zaufaj nam. Zaufaj mi. To nie jest właściwy czas, byś usłyszał wszystkie odpowiedzi. Nie pozwól, by ta gra cię pochłonęła. Nie pytaj, jeszcze nie teraz.
Czuł, że tym razem kolonista mówił naprawdę szczerze. Rozmowa sprawiła, iż zwątpił w swoje tajemnice, w to, że postępował właściwie, lecz dawała także nadzieję. Cokolwiek od dziś zrobi, cokolwiek pomyśli, nie będzie to to, czego oczekuje szkoła.
To tylko gra. Tylko czy aż? Kto w nią gra, ilu jest graczy? Czy którykolwiek wygrywa? Jeśli tak, co jest wygraną? Na pewno nie jest nią normalne życie.
– Jeśli wiedział pan aż tyle, dlaczego mnie pan śledził?
– Musiałem cię sprawdzić. Poznać jaki jesteś, czy…
– Wystarczyło zapytać!
– Pytasz nowych czym się kierują, co myślą? Nie. Ty ich sprawdzasz. Widziałem jak sprawdzałeś Nowego. Dla mnie to było to samo. Dla mnie ty byłeś nowy.
Arto z oporem kiwnął głową. Dorośli, którzy mieli szkołę za sobą, byli sprytniejsi od niego. Ci pozostali też nie byli tak głupi, jak myślał. Po prostu niczego nie podejrzewali.

Porozmawiali chwilę o drobiazgach. Kolonista opowiedział mu o planecie, na którą mieli uciec i o tym jak będzie wyglądał przelot. Gdy wyszedł, Arto opadły wątpliwości, niczym muchy gnijącą żywność, jak automaty uciekającego przestępcę. Na ile mógł być pewien swoich decyzji? Jak wiele z jego wolnej woli i myśli było jego, jaką częścią wciąż kierowała szkoła? Zawsze uważał się za sprytnego i był z tego dumny. Teraz na tej dumie pojawiła się głęboka rysa, sięgająca aż do serca – jego spryt był tylko pozorem, programem, smyczą, na której trzymała go szkoła. Od samego początku, od kiedy pierwszy raz przekroczył jej próg, miał jedynie iluzję kontroli nad swoim życiem. Prześladowała go myśl, że nic się nie zmieniło, zrzucił jedno jarzmo, by wejść pod inne, nałożone przez kolonistę. Lecz teraz wiedział. Teraz rozumiał. Cokolwiek planowali z nim zrobić, nie zamierzał być tylko narzędziem.
• • •
Z samego rana poszedł do Iwena. Wybrał taką godzinę, by nie spotkać się z jego ojcem, lecz pozostało inne spotkanie, którego nie mógł uniknąć i którego obawiał się najbardziej. Zdecydował się przeprosić Rous za to co się stało. Dorośli oczekiwali takich rzeczy.
Na to co się stało nie mógł się przygotować. Gdy Rous otworzyła drzwi, wciągnęła go do środka, objęła mocno i zaczęła przepraszać, ze łzami w oczach. Mówiła coś o pomyłce i krzywdzeniu, a on stał, zaskoczony i przerażony, zastanawiając się jak wiele powiedział jej Iwen i że wkrótce jego rodzice dowiedzą się także o tym, o czym nie powinni.
Chwilę trwało nim go puściła.
– Źle cię oceniłam, Arto – jej zaszłe łzami oczy przypominały wczorajsze oczy jego matki. Uśmiechnęła się. – Nie wiedziałam, że tak to wygląda. Na szczęście to już się kończy. Z tobą Iwen będzie bezpieczny.
Kiwnął głową. Nie wiedział co powiedzieć. Iwen z zażenowaniem przyglądał się całej scenie. Gdy ich spojrzenia się spotkały, rozłożył przepraszająco ramiona.
– Jest moim… przyjacielem – powiedział. Tym razem szczerość naprawdę przyniosła ulgę.
Oddał Rous karty pamięci, potem obaj zamknęli się w pokoju Iwena. Ros nie było w domu, jej misja wymagała, by dalej chodziła do szkoły. Nie wiedział czy jej współczuć czy zazdrościć.
– Powiedziałeś jej? – spytał, bez złości czy wyrzutów. Reguły szkoły przestały się liczyć, niczego nie był jej winien, lecz nie chciał, by dorośli zajęli się sprawą Anhela. Niech sobie dalej będzie mordercą, to już nie ich zmartwienie – lecz będzie, gdy oni się za to zabiorą.
– Ani słowa! To tata, nie ja! – mimo podniecenia, głos Iwena zdradzał zakłopotanie.
– Iwen, mam gdzieś to czy wiedzą, czy nie – powiedział, najłagodniej jak potrafił. – Już mnie to nie obchodzi. Chcę wiedzieć czy powiedziałeś im o… tym.
Spostrzegł, że potraktował Iwena jak młodszaka. Poczuł wstyd.
– Mówię prawdę! Tata wrócił zaraz po tym jak wyszliście. Zamknęli się w pokoju, a gdy wyszli, mama spytała mnie dlaczego nic nie mówiłem i za co tak cię zbili. Nic więcej jej nie powiedziałem! To on jej powiedział! On wiedział!
– Od kolonisty, wielkie rzeczy – wzruszył ramionami. – On wiedział od początku. Nie mówił, by nie straszyć rodziców. Teraz sam widzisz dlaczego…
– Arto, on już do nas nie wrócił! – Iwen mówił z przejęciem – Nie spałem całą noc, więc wiem! Arto, przysięgam, to tata jej o wszystkim opowiedział! On wiedział o tym wcześniej!
Teraz to on był zdumiony. Czuł jak udzielają mu się emocje Iwena.
– Kopalniane głupstwa! – odparł, bez przekonania. – On nie jest kolonistą! Jest z dołu i jest taki sam jak inni dorośli. Niby skąd miałby wiedzieć? Nic nie rozumie…
– Nie jest z dołu, tylko z Wenus! I wiem, że kiedyś mieszkał na stacji! Zawsze gdy lecieliśmy w odwiedziny do dziadków, zachowywał się tak jak gdyby znał wszystkie stacje w Układzie! Sam mówiłeś, że pewne rzeczy widać po ludziach, nawet gdy o nich nie mówią.
– Więc jak znalazł się na dole? Na dół się nie wraca…
– Nie wiem, ale przysięgam, że to prawda! Nie pytał mnie o nic i… i patrzył tak… Nic go nie zdziwiło, rozumiesz? Gdy powiesz coś takiego dorosłym, oni się dziwią, ale nie on! Było mu tylko… – zaciął się.
Przykro, pomyślał Arto. Jak od dziś będzie jego rodzicom.
– Kolonista powiedział mu o wszystkim wcześniej i zabronił mówić. Cały czas coś ukrywa. Gdyby twój ojciec wiedział od początku, na krok nie ruszylibyście się z Ziemi.
– A ucieczka? Ja go rozumiem, naprawdę! Mieliśmy tu być tylko kilka tygodni, a potem w gwiazdy. Myślał, że wytrzymam. Nie mógł przewidzieć Anhela.
Arto energicznie pokręcił głową. Anhela nikt nie mógł przewidzieć, nawet sam Anhelo.
– Wiedzą o nim? O wczorajszym…?
– Nie. Zrobiłem jak kazałeś. Powiedziałem, że to tylko ostra bójka.
Arto odetchnął. Jedno ryzyko mniej. Gdyby ich rodzice dowiedzieli się o całej sprawie, mogliby popełnić jakieś głupstwo. To zaszło za daleko, nawet bez ich pomocy. Po co kolonista tak ryzykował? Nie mógł z tym poczekać aż wejdą na statek?
Zauważył, że przez całą rozmowę odruchowo napinał mięśnie, jakby gotował się do walki. Świetlista szkoła! Spróbował się rozluźnić. Od teraz sprawa należała do policji. Niech oni zajmą się szkołą, zanim ona zajmie się nimi. Lub Ros.
– A twoja siostra?
– Zaczęła gadać jak najęta, ale pokazałem jej w porę, by się zamknęła. Gdyby się wygadała, chyba bym ją udusił! Mówiłem ci, są dorośli, którzy wiedzą! Gdybyś posłuchał mnie wcześniej, to wczoraj nigdy by się nie stało!
– Niby skąd mam wiedzieć którzy wiedzą a którzy nie? Iwen, nikt nam pomoże. Gdy nie będziemy uważać, skończymy jak Wel. Tego chcesz?
Iwen zamrugał oczami.
– Wiesz, że nie.
koniec
« 1 21 22 23
31 października 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.