Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 11

« 1 2 3 4 9 »

Alan Akab

Więzień układu – część 11

Do kuchni wpadł Arto. Wleciał niczym kometa, lecz pod ich spojrzeniami stanął jak wryty. Rzucił szybkie spojrzenie na stół, gdzie pomiędzy pustymi workami po kawie leżał sześcianik kolonisty. Popatrzył na niego, a potem na Zefreda. Chciał coś powiedzieć, próbował otworzyć usta, lecz nie mógł wydobyć głosu.
– Co się stało? – Wilan spytał syna. – Powinieneś…
– Ja… wiem… pomóc! – wydyszał, zachłystując się powietrzem.
Zefred odkleił się od ściany. Powoli podszedł do chłopca. W kuchni zapadła cisza.
– Wiem jak tam dojść! – Arto był przerażony. Słowa wypowiadał z wyraźnym trudem. – Nie wiedziałem…
– Podsłuchiwałeś? – spytał Wilan. Kolonista uciszył go gestem ręki.
– Niech mówi – powiedział wpatrując się w chłopca. Niemal przykląkł, spoglądając w jego oczy jakby chciał się wwiercić w jego umysł.
Arto przełknął ślinę.
– Musimy tylko dostać się do doku dla gwiazdolotu, tak? – spytał.
– Wiesz jak? – kolonista, choć nawet nie drgnął, wyglądał jakby potrząsał chłopcem samą siłą umysłu.
– Byłem tam wiele razy!
– Byłeś w dokach? – zdumienie było zbyt słabym określeniem tego, co odczuł Wilan. Jak jego syn mógł znać rozwiązanie problemu, nad którym sam bezskutecznie głowił się miesiącami?
– W dokach i w stoczni! Wszystko pokażę, to bardzo proste!
– Pokaż – zażądał kolonista. – Teraz. Wy zaczekajcie aż wrócimy – szybkim krokiem podszedł do stołu i zabrał sześcianik. – Pod żadnym pozorem nie opuszczajcie domu.
• • •
Czuł się jak we śnie. Kolonista postarał się o wszystko – miał gwiazdolot, znał sposób na bezpieczne wejście do doku, lecz nie potrafi się tam dostać – coś, co Arto robił, gdy tylko miał ochotę! Jak wspaniale uzupełniały się ich plany…
Jego sen został przerwany, gdy minęli najbliższe skrzyżowanie. Wysunął się naprzód, gdy nagle poczuł mocny uścisk na ramieniu. Kolonista płynnym, silnym ruchem odwrócił go do siebie, zaciągnął do bocznego korytarza, złapał za koszulkę, przyparł plecami do ściany i uniósł w górę. W jego oczach czaił się gniew starszaka. Nic nie mogło go lepiej przekonać, iż kolonista naprawdę przeszedł przez szkołę.
– Coście narobili? – spytał ostro. – Nie kłam! To musi być wasza robota! Wymiaucz wszystko, nim głębiej wpadniemy w zgotowaną przez waszą głupotę plazmę!
Zaskoczony, przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Silny, przygniatający go do ściany uścisk kolonisty nie był tym, co pomogłoby mu dojść do siebie.
– My… poszliśmy wczoraj na policję – wydusił wreszcie. – Ale mówiliśmy tylko o szkole! Nie powiedziałem niczego ważnego, przysięgam…!
– Czyś ty oszalał? – tylko fakt przebywania w publicznym miejscu zmuszał kolonistę do opanowania, lecz jego samokontrola zdawała się teraz bardziej powierzchowna niż kiedykolwiek wcześniej. – Powiedziałeś policji co się tam dzieje?
– Wtedy nie wiedziałem o obserwatorach! – zaprotestował ostro. – Trzeba mi było powiedzieć wcześniej! Na tyle się zdają te wasze tajemnice!
– To także twoje tajemnice! Co się tam działo? Mów, na zarazę!
– Próbowali mnie zabić! – syknął gniewnie, patrząc mu hardo prosto w oczy, choć jego stopy nie sięgały podłogi. – Zadowolony? Myślałem, że jak przyjdzie policja to jakoś wytrzymamy…
Chwilę mierzyli się wzrokiem. Ich oczy nawet nie drgnęły.
– Dziękuj rodzicom za to, że zatrzymali cię w domu, bo policja nie przyjdzie – kolonista rozwarł dłonie. Arto miękko opadł na podłogę.
– Musi przyjść! – zaprotestował. – Wiedzą dość, by zamknąć Anhela! Gdy on zniknie…
Urwał. Oczekiwał, że kolonista się wścieknie, zacznie na niego ryczeć, może nawet bić, lecz on tylko oparł się dłońmi o ścianę i zaczął się śmiać, choć brzmiało to raczej jak chichot obłąkanego. Było w nim coś tak przerażającego, że ciarki przeszły mu po plecach.
– Jasna gwiazdo! – szepnął kolonista, uśmiechając się bezsilnie. Na chwilę położył dłoń na głowie Arto, po czym ciężko opadł plecami na ścianę. – Przewidziałem tyle możliwości, wszystko, co człowiek mógł przewidzieć, za wyjątkiem dziecięcej desperacji. Jeden dzień! – klepnął się w uda – o jeden dzień za późno! Dlaczego to musiało się stać akurat teraz?
– Przysięgam, nie wiedziałem! – Arto zaczął się zaciekle bronić. – Skąd miałem wiedzieć, że nie będę musiał tam wracać? Chciałem…
– Wierzę, lecz to nie zmienia naszej sytuacji!
– Sam pan mówił, że zwykli ludzie nic nie wiedzą!
– Bo nie wiedzą! Ale są obserwowani, tak jak i wy. Gdy policja zaczęła przeszukiwać dane, by powiązać was z tym Anhelem, ktoś z góry zauważył, że grzebią w sprawach szkoły i przejął ich śledztwo. Nie wiem z iloma osobami rozmawialiście, lecz myślę, że niedługo wrócą one na Ziemię, by ścigać widma. Pierwszą rzeczą, którą się robi, jak ktoś się wygada, jest sprawdzenie ile osób coś wie. Zaczęli od twoich rodziców, sprawdzając czy nie zachowują się inaczej niż zwykle. O tak, gdy skończą robić statystykę obrazów, na pewno ucieszy ich to, na co trafili! Na mnie!
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Chcieliśmy tylko dotrwać do odlotu… – głos Arto stał się błagalny.
– Wiesz ile rodzin mam na głowie? – twarz kolonisty stała się chłodna i bezlitosna, lecz oczy mu płonęły. – Myślałeś, że tu chodzi tylko o ciebie i twojego kolegę? Ich życie i bezpieczeństwo zależy teraz od tego czy coś da się z tym zrobić! Tak samo twoje i twoich rodziców. Gdy Kosa wykryje co się dzieje, wszystkie stacje w Układzie zostaną postawione w stan alarmu. Cała operacja może zawieść! Czy tak wygląda odpowiedzialność dorosłego? Nie mam czasu, by cię niańczyć! Mam was zostawić, dla bezpieczeństwa pozostałych? – zbliżył twarz do twarzy Arto. – Co powinienem wybrać, kapitanie?
Arto zagryzł wargi. Żałował, że nie może się zapaść pod podłogę. Całe jego ciało mówiło przepraszam, lecz w tej sprawie nie było przeproś. Popełnił straszliwy błąd i kolonista chciał, by go dobrze popamiętał.
– Przepraszam, naprawdę…
– Póki się nie wychylasz, nic ci nie grozi. Ale ty nie chciałeś siedzieć cicho – kolonista wyprostował się. – Ci, którzy to robią, bywają niszczeni razem z całymi rodzinami. Wierzę, że jest ci naprawdę przykro, lecz to nie zapewni bezpieczeństwa tym, którzy mi zaufali.
Winowajca zamilkł. Myślał tylko o jednym – gdyby nie tajemnice, to nigdy by się nie zdarzyło. Wszystko byłoby prostsze, łatwiejsze. Lecz ukrywali przed sobą tyle rzeczy, że połapanie się we wszystkim stało się zbyt trudne, nawet dla niego.
– Obaj popełniliśmy błędy – odezwał się kolonista. Ruszył do przodu, nawet nie spoglądając za siebie – Najważniejsze to je naprawić. Twoja głupota może nas zgubić lub ocalić.
– Powie pan rodzicom?
Kolonista zatrzymał się. Spojrzał za siebie.
– Sam im wszystko opowiesz, na statku. To twoja kara.
Ton jego głosu nie pozostawił mu złudzeń. Arto poczuł ucisk w gardle. Nie mógł wymyślić gorszej kary niż zmuszenie go, by powiedział rodzicom, iż okłamał ich po raz kolejny.
Wyprzedził go bez słowa i skręcił w korytarz. Żaden z nich nie wrócił do tematu rozmowy. Kolonista uznał go za zakończony. Dalszą drogę przebyli w milczeniu.
• • •
Weszli do szybu wentylacyjnego. Dorosły mieścił się w nim bez problemu. Nim ruszyli dalej, kolonista dokładnie zmierzył szerokość i zbadał coś swoim sześcianikiem. W milczeniu przeciskali się w głąb instalacji, w milczeniu Arto przeprowadził go przez główny szyb. Twoja wina – mógłby przysiąc, że słyszy to przez całą drogę. Kolonista wiedział jak milczeć.
Sprawność, z jaką jego towarzysz poruszał się w szybie wentylacji zbijała Arto z tropu. Nie mógł uwierzyć, że dorosły, nawet po szkole, wciąż może robić to ze zręcznością młodszaka. Całą drogę przyświecał sobie lampą, badając każdy szczegół trasy, lecz zawsze był tuż za nim.
W rozdzielni było gorąco. Nawet światło lampy było za słabe, by stłumić bijącą od garbów kanałów poświatę. Sprawdził czas.
– Dalej nie można – powiedział. – Teraz idzie impuls, ale możemy poczekać.
– Nie ma po co. Nie będę ryzykował. Jak jest po drugiej stronie? Są jakieś wąskie przejścia?
– Nie węższe niż przy wejściu – odpowiedział po chwili wahania. – Jeśli ktoś dojdzie aż tutaj, dotrze aż do samej kratki w doku. Dla mnie droga jest dobra, ale wy jesteście więksi.
Opisał resztę drogi, wspominając o każdym szczególe, jaki tylko przyszedł mu na myśl.
« 1 2 3 4 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.