Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 11

« 1 2 3 4 5 9 »

Alan Akab

Więzień układu – część 11

– Nada się – uznał kolonista po chwili zadumy. – Jeśli tam jest tak jak po tej stronie to da się przejść. Dobra robota, chłopcze.
– Czy… wszyscy przejdą?
– Nie znam nikogo, kto byłby aż tak gruby. Nie warto szukać wygodniejszej drogi, skoro na końcu i tak trzeba się przeciskać. Pójdziemy twoją trasą. Będziesz prowadził.
• • •
– Kanałem plazmy? – ojciec był kompletnie zaskoczony.
– To idealna droga do zewnętrznych sekcji stacji – potwierdził kolonista. Powrót do domu zajął im ledwie godzinę. – Na wszystkie gwiazdy, gdyby ją wykorzystać następnym razem…
– Ale jak, skąd…? – ojciec wciąż patrzył na Arto. – Tam nie ma żadnego wejścia, poza automatycznymi śluzami zewnętrznymi i komorą reaktora! Rozmawialiśmy o tym…
Arto zaczerwienił się. Ze wstydem spuścił głowę. Pamiętał tę rozmowę. Bez niej nigdy by nie wpadł na ten pomysł. Sięgnął za plecy. Zza pasa wyciągnął klucz molekularny. Ilekroć przypominał sobie jak go zdobył, czuł wyrzuty sumienia za swoją podłość. Ukradł go ojcu, gdy był małym pierwszakiem i do jego małych, lepkich rączek przyklejało się, z konieczności, wiele różnych przedmiotów. Klucz był zepsuty, ojciec zabrał go z pracy, by naprawić, a on go ukradł. Nie wiedział dlaczego tak zrobił. Klucz nie był mu wtedy do niczego potrzebny, lecz wstydził się go oddać czy podrzucić.
To przez szkołę i starszaków, tłumaczył sobie. Klucz był ledwie jedną z wielu skrywanych ze wstydem rzeczy, których nie miał odwagi zwrócić ani się pozbyć. Bał się spojrzeć ojcu w oczy. Nie po tym jak się dowiedział o szkole. Dobrze, że matka tego nie widzi, pomyślał. Zefred kazał jej wyjść, twierdząc, że im mniej osób wie o wszystkim, tym lepiej dla nich.
– Ty…? – ojciec wziął klucz do ręki jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Spojrzał na numer ewidencyjny. – Nigdy bym…
Arto zmusił się, by unieść wzrok. Ojciec niespecjalnie się gniewał, lecz czuł się podle.
– Głupi odruch – powiedział. – Nie planowałem tego, a potem bałem się, że… Przepraszam.
Ojciec rzucił klucz na stół, postawił syna przed sobą i złapał mocno za ramiona.
– Do próżni z kluczem! Nie wiedziałeś co ci grozi? Mogłeś tam zginąć, nie pomyślałeś o tym? Tym się zajmowałeś po szkole, dlatego wracałeś tak późno?
– Wszystko wyliczyłem! – zaprotestował. Nawet ojciec nie rozumiał, że nie był taki głupi, by pchać się bezmyślnie do każdej dziury. – Wiem kiedy idą impulsy, wchodzę dopiero gdy kanał jest zimny. Wiem o promieniowaniu i co mi grozi, chodziłem tam najwyżej dwa razy w miesiącu! Potrafię o siebie zadbać, nie ryzykowałem bardziej niż w szkole!
– Myślisz, że wiesz wszystko o wszystkim? – teraz ojciec naprawdę się zdenerwował. – Nie tylko plazma jest niebezpieczna. Krótkie spięcie w cewce wystarczy, by zamienić w piec kilka metrów kanału, bez żadnego ostrzeżenia! Zemdlałbyś w środku, nawet o tym nie wiedząc. Odrobina tlenu więcej niż zwykle i zamieniłbyś się w paliwo na długo nim dopadłaby cię plazma! Ślad by po tobie nie pozostał! I powietrze… łatwo w nim zemdleć! Zaraza, twoja matka miała rację. Za mało na ciebie uważałem, ale niech mnie asteroida trafi jeśli to się nie zmieni!
Przeszedł go zimny dreszcz. Ojciec mógł mieć rację. Nie znał się na kanałach i cewkach, nie wiedział nic o przepięciach, lecz nawet gdyby było inaczej, co by to zmieniło?
– Musiałem zobaczyć statki! Ale nigdy nie wychodziłem z szybu, nawet w stoczni! Jeśli to się uda, już nigdy nie będę robił takich rzeczy, obiecuję!
Ojciec złapał Arto za ramię, przyciągnął do siebie i mocno objął. Odpowiedział tym samym. Wreszcie mógł to zrobić nie martwiąc się o nic, a on znów widział w nim syna, a nie jakieś… coś, rzecz której nie znał i której być może się bał. Poczuł ogromny spokój, był niemal szczęśliwy.
– Mały i głupi, lecz mądry w swej głupocie. Musiałeś aż tak ryzykować, by zobaczyć te swoje statki? Promenada ci nie wystarczyła? Nie byłoby lepiej o wszystkim powiedzieć?
Kolonista odchrząknął i wszystko prysło. Ojciec go puścił. Poirytowany Arto odsunął się na bok. Wszyscy pochylili się nad wbudowanym w blat projektorem. Zefred przesunął nad nim dłonią, uaktywniając panel. Wywołał projekcję ogólnego schematu stacji. Ze względów bezpieczeństwa część informacji dotyczących jej budowy nie była ogólnie dostępna. Ojciec, oparty łokciem o stół, szybkimi ruchami palców wprowadził kod dostępu, usuwając część blokad. Dostęp inżynierski nie usunął wszystkiego, lecz mogli zobaczyć więcej.
Ojciec wyjął ich sekcję ze stacji, powiększył obraz i podświetlił nitki kanałów.
– Na wielki kosmos! – zawołał cicho kolonista. – Ten kanał przechodzi przez wszystkie punkty kontrolne! Niemal przez całą strefę… Trzy czwarte naszej roboty!
– Nigdy nie pomyślał pan, by je wykorzystać? – zdziwił się Arto.
– Nie sądziłem, że wyrzuty są tak regularne. Sądziłem, że sama próba otwarcia tej rury natychmiast zaalarmuje obsługę. Zresztą, to droga jednorazowego użytku. Następnym razem będzie dobrze zabezpieczona.
– Strugi muszą być regularne, inaczej stacja latałaby po orbicie jak pijana, a kontenery, zamiast w wychwytywacze, trafiałyby w jej kadłub – wytłumaczył ojciec. – Nie da się inaczej wyrzucać w przestrzeń ton plazmy i utrzymywać stację na stałej pozycji.
Niemal cały transport w Układzie odbywał się tą drogą. Miotacze masy, wielkie akceleratory magnetyczne, wyrzucały w przestrzeń kontenery, mknące niczym pociski ponad płaszczyzną Układu po precyzyjnie wyznaczonej trajektorii, by trafić w wychwytywacz, czekający nawet na drugim końcu systemu.
– Rozumiem – potwierdził kolonista. – Gdyby był tylko jeden kanał, działałby jak napęd.
– Kanałów jest więcej. Są równomiernie rozmieszczone na obwodzie. Wyrzut następuje jednocześnie po przeciwnych krawędziach dysku, dzięki temu rękaw nie jest narażony na zerwanie, a pozycja stacji jest całkowicie przewidywalna. Drobne wahania w masach strug i zmiany w położeniu stacji są regulowane przez osobne dysze pomocnicze, umieszczone wokół mocowania rękawa.
Kolonista ponownie przyjrzał się schematowi stacji.
– Wygląda ładnie – przyznał.
– Tylko wygląda. Kanały grzewcze są szerokie, lecz przejście tą drogą nie będzie łatwe. Nie dla dorosłych – kilkoma ruchami palców zmienił obraz. Przybliżył wycinek rury, aż pojawiła się jej wewnętrzna struktura. Wskazał na pierścienie otaczające ją z zewnątrz w dużych, regularnych odstępach – Każdy przewód plazmy ma swoją przepustowość. Jeśli natężenie strugi przekroczy poziom bezpieczeństwa, jej ciśnienie może przeważyć nad polem magnetycznym i wypalić sobie w ścianie drogę na zewnątrz. Dlatego na całej długości kanału są zainstalowane specjalne wagi przepływowe.
– W środku nic nie ważę! – Arto się zdziwił. – Jak waga może tam cokolwiek zważyć?
– To nie są zwykłe wagi – ojciec odwrócił głowę w stronę syna – Mierzą masę przesuwającej się materii. Masa to coś, co ma każde ciało, niezależnie czy akurat coś waży czy nie. Waga to tylko siła, z jaką twoje ciało jest przyciskane do podłogi. Nie równa się twojej masie. Każde ciało przyciąga inne ciała. Człowiek nie przyciąga tak silnie jak planeta, lecz induktory wag przepływowych są wystarczająco czułe, by je wykryć i zważyć.
– Ale ja przechodziłem tamtędy tyle razy i nigdy…
– Arto, jesteś za mały, by je uaktywnić. Induktory są nastawione na przepływ masy równej stu kilogramom materii w czasie jednej sekundy. To maksymalne natężenie plazmy jakie może znieść kanał bez ryzyka uszkodzenia. Gdy zostaje przekroczone w trakcie wyrzutu, automat zawiadamia centrum obsługi o groźbie wycieku. Lecz gdy to się zdarzy między strugami…
Arto wzdrygnął się.
– Sto kilogramów? – spytał. – To nie problem. Jeśli wszyscy przecisną się przez wentylację…
– Mylisz masę z wagą. Powiedzmy, że tu, na stacji, ważysz dwadzieścia kilogramów. Lecz jesteśmy w kosmosie, w nieważkości. To nie ty tyle ważysz, to magnograwiony ważą za ciebie. Twoje ciało samo z siebie nie waży tu nic, lecz wciąż ma swoją masę.
– Czyli… ważę dwa razy tyle…?
– Twoja masa jest dwa razy większa niż waga. To tak jak z wodą, nic nie waży, lecz jej masa pozostaje bez zmian. Waga się zmienia, czasem nieznacznie, jak podczas przejścia z jednego pokładu stacji na drugi, lub gwałtownie, jak podczas przyspieszania statku. Dlatego są potrzebne komory zero-inercji. Na stacji natężenie pola jest dostosowane do naszych potrzeb, lecz gdybyś trafił na Ziemię, tak jak tu stoisz, ważyłbyś po dodatkowym kilogramie na każdy własny kilogram ciała. Potrzebowałbyś skafandra niwelującego, inaczej po przejściu kilometra czułbyś się jakbyś biegł przez sto. By to przeszło, musiałbyś przez jakiś miesiąc lub dwa pozostać na zwykłej diecie, bez magnograwionów.
« 1 2 3 4 5 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.