Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 12

« 1 2 3 4 8 »

Alan Akab

Więzień układu – część 12

Jako kapitan miał pierwszeństwo. Wszedł powoli na trzy wysokie schodki i zatrzymał się przy puszce. Nie potrafił opisać żalu, jaki poczuł, gdy spojrzał na jego twarz i zamknięte oczy – wszystko zbyt nienaturalne, by mógł to zaakceptować. Chłopiec tak energiczny, wiecznie w ruchu, wiercący się nawet na lekcjach, leżał tak spokojnie… Lecz dla nich śmierć wciąż pozostawała nienaturalna, pomimo tego co działo się w szkole.
Powstrzymał napływające do oczu łzy. Może nie powinien, lecz nie mógł zrobić inaczej, nie przy innych, nie przed samym sobą. Kerell nie był silnym wojownikiem, lecz nim był. Tylko to się teraz liczyło. Żałował, że nigdy nie wybaczył mu porzucenia Iwena. Pozwolił mu odejść z poczuciem winy, z myślą, że był tchórzem i teraz ta wina przeszła na niego. To nieprawda, to nie było tego warte, lecz było za późno na wybaczenie. Już na zawsze pozostanie ich ostatnie spotkanie tylko we dwójkę, gdy mu wszystko wypominał.
Każde ciało przed pogrzebem było przygotowywane tak, by wyglądało jak za życia. Lecz Arto wiedział co ukryto pod maską zabiegów kosmetycznych. Żaden raport nie był dla niego tak ciężki do przejrzenia, nawet ten pierwszy jaki widział w życiu. Na projekcje nawet nie spojrzał, ledwie był w stanie przeczytać to, co w nim napisano. Według dorosłych Kerell po lekcjach próbował uciec przed grupką starszych uczniów do pełnego pustych skrzyń magazynu. Nie pierwszy raz trafił do strzeżonej strefy. Spadł, próbując wdrapać się na ich szczyt, skręcając sobie kark i doznając innych obrażeń, jak zwichnięcie barku czy uderzenia głową o krawędź skrzyni. Gdy zjawili się dorośli, na neuroinduktor było za późno. On wiedział, że bark Kerella został zwichnięty nie przy upadku, lecz przy próbie wyrwania się oprawcom lub ściągania z niego zbroi po tym jak go ogłuszyli. Dziwnie regularne ślady uderzenia na lewej skroni nie przez przypadek bardziej pasowały do kształtu pierścieni starszaków niż krawędzi skrzyni. Nie wierzył, by choć jeden z siniaków, choć jedna rana znaleziona na ciele chłopca powstała w wyniku upadku, lecz policja albo nie chciała, albo nie potrafiła tego dostrzec – albo jej na to nie pozwolono.
Ode mnie się zaczęło, pomyślał. Był winny, bo był dumny, a gdy sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, po prostu uciekł, choć mógł i powinien przewidzieć, że doprowadzi tym do czegoś takiego. Pozwolił Anhelowi działać, lecz pozwolili na to także władcy gry. Nie był jedynym winnym. Kerell był tylko ceną płaconą przez zwykłych ludzi za kilka kolejnych załóg dla okrętów Floty. I po co? By mieć lepszych, bardziej bezwzględnych żołnierzy? Czy to było warte życia?
To się więcej nie powtórzy, obiecał Kerellowi. Nie przeze mnie.
Pochylił się i delikatnie pocałował go w zimny policzek. Dotknął opuszkami palców jego włosów, jego czoła. Pokój z tobą, Kerell, szepnął bezgłośnie. Zawiodłem. Wybacz mi. Spuścił głowę i odszedł. Jedna łza wyrwała się spod kontroli i spłynęła po policzku, lecz wyschła nim wrócił na swoje miejsce.
Reszta towarzyszy podchodziła jeden po drugim, pojedynczo, z powagą. Dotykali jego dłoni i odchodzili. Arto ledwo to widział. Zamknął oczy. Otworzył je dopiero gdy usłyszał dźwięk automatycznie zamykającej się pokrywy puszki.
Powoli zjechała na dół, po prowadnicach, przy dźwiękach melodii skomponowanej wieki temu przez utalentowanego Tułacza, podczas jednej z wieloletnich, samotnych wypraw. Z Ziemi wyszedłeś, na Ziemię wrócisz. Słowa były ponad granicę w jakiej zamknięto Układ, ponad Flotę, Rząd – ponad życie.
Klapa w podłodze zamknęła się. Słyszał jak puszka jest przepychana do śluzy, gdzieś pod plaszklaną ścianą. Śluza otworzyła się bezgłośnie i puszka, wypchnięta przez zamknięte wraz z nią powietrze, powoli popłynęła ku planecie. Opadała coraz szybciej, aż zamieniła się w świetlisty punkcik, jarzący się chwilę w atmosferze, by spłonąć całkowicie gdzieś nad oceanem.
To było wszystko. Iskierka nad niewzruszoną Ziemią, której teraz Kerell stał się częścią. Pozostały tylko wspomnienia. Ten widok, bardziej niż cokolwiek innego, uświadomił mu z przerażającą jasnością, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Poczuł w sobie puste miejsce, które nieprędko się wypełni. Od pięciu lat dzielili swój los, walczyli, razem wygrywali i razem znosili porażki. Razem jakoś dawali sobie radę, aż do dzisiaj.
Przypomniał sobie zatarte w pamięci wspomnienie Daela, jak niewiele mu pozostało z tamtych miesięcy. Po Kerellu pozostanie jeszcze mniej. Dael miał rację, dzieci zapominają. Cokolwiek o sobie myślał, nieważne jak ważny i zdolny się czuł, Kolonista mówił prawdę – był tylko dzieckiem. Zapomniał o Daelu, zapomni i o nim. Wspomnienia rozpłyną się wśród innych wspomnień; Kerell stanie się tylko twarzą na projekcji, zrobioną w rozjaśnienie po pierwszej wygranej bitwie, gdy byli jeszcze grupą dzieciaków, szczęśliwą z wejścia na pierwszy szczebel szkolnej hierarchii. Jak będzie na nią patrzył, gdy dorośnie?
Wkrótce grupa straci kolejnych dwóch wojowników.
Zapanowała cisza. Uczestnicy zaczęli się rozchodzić.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Śmierć Kerella nie pójdzie na marne, pomyślał. Odwróci uwagę od ucieczki. Może dorośli pojawią się na chwilę w szkole, szukając starszaków którzy zagonili go do magazynu. Może naprawią chociaż kilka perceptorów. Znów niczego nie znajdą, lecz niechcący zakończą tę niedorzeczną wojnę. Tylko tak mogła się skończyć, skoro władcy gry nie zamierzali nawet kiwnąć palcem, by to zrobić.
Pomyślał to i natychmiast zawstydził. To było podłe, najpodlejsze, myśleć o nim w ten sposób, oceniać na ile to mu się przyda, jak mu pomoże. Znienawidził tę część siebie, która mu to podpowiedziała, ale tak nauczył się myśleć.
Nie wierzył już w reguły, zasady, w szkołę. Wierzył jeszcze w siłę, bo tego nauczyły go pięści starszaków i jego własne zwycięstwa. Rząd był silny, Flota była silna, starszaki były silne…. Mogli od tego uciec, przynajmniej na razie, może i na zawsze, lecz ich ucieczka nie sprawi, że to zniknie. Dzieci wciąż będą ginąć, przez takich jak Anhelo i władcy gry.
Wymknął się z pogrzebu. Był w takim stanie, że nie dbał czy Anhelo gdzieś się czai, czy go dopadnie czy nie. Ochłonął trochę dopiero na widok kilku obserwujących go Żółtoskórych. Musiał się opanować. Miał zadanie do wykonania.
Zaszył się pod reaktorem. Spakował ubranie, które nałożył na pogrzeb, ukrył je i przebrał się w swój zwykły strój. Potem wyszedł.
• • •
Stocznia zdawała się opuszczona. Nie, nie była pusta. Niektóre maszyny wciąż pracowały, wciąż krzątały się po niej transportery, lecz było ich mniej niż tydzień temu. Część maszyn znikła, pozostawiając po sobie wolną przestrzeń, podkreślającą ogrom sali – a wraz z nim wręcz groteskowo niewielką liczbę ludzi, z rzadka pojawiających się i znikających, zajętych swoimi sprawami. Wielka machina produkcyjna zamierała, niczym natura biorąca zimą oddech przed szaleństwami wiosny. Ten leniwy sen nie był liczony w miesiącach, ledwie w tygodniach, tym bardziej pogłębiało to jego nienaturalność i nietrwałość.
Wilan odszukał właściwą kratkę wentylacyjną. Nie było to trudne. Tylko w jednym miejscu przewody przechodziły blisko szybu. Postarał się, by dziś to miejsce osłaniały sterty pustych skrzyń. Teraz pozostało mu już tylko zdobyć narzędzia.
Nieprędko nadarzyła się okazja. W końcu, z pomocą Zefreda, hala opustoszała. Wilan ruszył w stronę magazynu. Generalny przegląd systemów miał potrwać parę godzin. Kolonista już dopilnuje by nikt nie poczuł ochoty na małą przerwę. Kto jak kto, lecz on potrafił tak kierować ludźmi by robili co zechciał, nawet o tym nie wiedząc.
Drzwi były otwarte. Samo w sobie nie było to niepokojące, lecz widok dwóch małych aparacików przyczepionych po obu stronach korytarza zatrzymał go w miejscu. Jeden z nich był zapewne wykrywaczem ruchu. Mięśnie jego twarzy stężały, ręka sama powędrowała do tkwiącego w inżynierskim pasie depolaryzatora. Nie tylko jemu przegląd systemów był na rękę. Magazynowy złodziej także poczuł okazję. Wilan wreszcie mógł przekonać się kim był – właśnie teraz, gdy najmniej go to interesowało.
Stał chwilę, ważąc w myśli wszystkie za i przeciw. Tych „za” było o wiele więcej. Najważniejsze były dwa – i tak musiał tam wejść, zaś samo pochwycenie złodzieja odciągnie uwagę ochrony stoczni od jego osoby. Wsunął wolną rękę do kieszeni, ściskając znajdujący się w niej sześcianik, tak jak pokazał mu to Zefred. Wykrywacz zauważy ruch, lecz sygnał ostrzegawczy nigdy nie dotrze do odbiorcy.
Cicho, ostrożnie minął drzwi, krok za krokiem posuwając się ku pomieszczeniu, wiecznie zastawionemu skrzyniami i ładowarkami na narzędzia. Sunąc przy ścianie, dotarł do wylotu. Zza rogu doszły jego uszu ciche odgłosy siłowania się z jakąś skrzynią. Wyjrzał.
Mężczyzna w dziwnym stroju próbował przenieść skrzynię, by dostać się do innej, leżącej pod spodem. Musiał to robić ręcznie, gdyż od czasu pierwszych kradzieży wszystkie podnośniki, jak i wiele innych elementów wyposażenia magazynu, wyposażono w detektory, zapamiętujące kto i kiedy używał danego urządzenia. Widział go od tyłu, w dodatku pochylonego. Rozpoznał go dopiero gdy wyprostował się, odkładając ciężką skrzynię na bok.
– Więc to tak giną narzędzia… – powiedział, wychodząc z ukrycia. Bezwiednie mierzył depolaryzatorem w złodzieja. Już go nie dziwiło, że jego podchody nie przyniosły rezultatu.
« 1 2 3 4 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.