Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 2 3 4 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

Buris wstał.
– Czas na nas – powiedział. – Zbyt długa rozmowa zwraca uwagę. Jestem ci winien ostrzeżenie. Wkraczasz w świat, w którym zbyt wiele rzeczy wydaje się czymś innym niż jest w rzeczywistości. Pamiętaj o tym. Być może nigdy nie nauczysz się ich odróżniać. Dlatego powinieneś to wiedzieć.
– Co dokładnie? – Wilan znów poczuł znajomy dreszcz niesprecyzowanego niepokoju. – Buris, czy wiesz coś, czego ja nie wiem, a powinienem?
– Wiedzieć nie wiem, lecz mam doświadczenie. Lata doświadczeń. Możesz stąd uciec, ale pewne sprawy będą ciągnąć się dalej, nieważne jak daleko zalecisz. Kłopoty Lerszena przejdą na was. Wierzę, że dostaniesz to czego szukasz, ale… sam rozumiesz. Twoi ludzie niewiele mają wspólnego z moimi znajomymi. Współpracujemy, lecz nie mówimy sobie więcej niż musimy, jak ja i moi przełożeniu. Miej oczy szeroko otwarte.
Uścisnęli sobie ręce i rozeszli się w swoje strony. Dobrzy ludzie nigdy nie są sami, pomyślał. Ani źli. Dobrze, że na koniec okazałem się tylko zwykłym człowiekiem.
• • •
Zgasił światło, próbując choć na chwilę zasnąć. Nigdy wcześniej nie miał z tym problemu. Potrafił wykorzystać na odpoczynek każdą pojedynczą godzinę między jedną akcją a drugą, lecz tym razem sen nie przychodził.
To miało się stać dzisiaj, tego zaciemnienia. Wystarczyło spojrzeć na ojca. Zachowywał się tak jak zwykle, jak zwykle zjedli kolację i poszli do sypialni, lecz cała reszta była nie tak. Matka tego nie zauważyła, lecz Arto wiedział. Gdy się zacznie, musi być w pełni sprawny. Kolonista pewnie już zaczął działać. Nie mógł spokojnie leżeć, wiedząc, że maszyna zaczyna się poruszać. Zmieszczą się w rozkładzie, albo zostaną. A gdy zostaną…
Przypomniał sobie, że był ktoś, kto musiał zostać. Tuż obok niego coś spadło na łóżko. Sięgnął ręką i pogłaskał miękkie futro. Lili, jak zawsze, ułożyła się obok niego, w ciemności nastawiając głowę do pieszczot. Przekręcił się na bok.
– Teraz zostaniesz sama – powiedział do niej cicho, gładząc czubkami palców jej głowę, pozwalając jej lizać spód dłoni. – Nie mogę cię zabrać. Nie ma komór dla kotów, a ja nie chcę zamienić cię w lodową bryłę. Lepiej jak zostaniesz tutaj, prawda?
Kotka pomrukując cicho wyciągnęła się na kocu i zabrała za toaletę. Żal mu było ją zostawiać, bardziej niż grupę.
– Poradzisz sobie, wiem to. Koty zawsze sobie radzą.
Tylko ludzie sobie nie radzą, pomyślał. Znajdzie sobie nowy dom. Może ci, co zajmą ich mieszkanie, przyjmą ją do siebie. Jeśli nie, miał jeszcze Liena. Też lubił koty. Zaopiekują się nią, dla niego.
Wydało mu się, że minęła ledwie chwila odkąd się położył, gdy obudziło go potrząsanie za ramię. Lili gdzieś odeszła. Przez powieki wyczuł, że w pokoju pali się słabe światło.
Otworzył oczy. Ojciec stał pochylony nad łóżkiem.
– Już czas – powiedział – musimy iść.
Zerwał się na nogi. Spał w ubraniu, od dawna był gotowy. Gdy ojciec wyszedł, szybko uruchomił konsolę. Wysłał trzy przygotowane wczoraj wiadomości. Jedną do Derta, drugą do Liena, trzecią, najważniejszą, do Zema. Musiał mu wyjaśnić – i do otchłani z siecią! Zabezpieczył się najlepiej jak potrafił, pisał slangiem, by wiadomość była zrozumiała tylko dla niego. Zem musi zrozumieć, że tacy jak Karros są tymi, którzy mają grać lepiej.
Nie będą grać, pomyślał mściwie. Władcy gry nie będą mieć nowej zabawki na moje miejsce. Nie będą mieć drugiego Anhela. Zem mógł odebrać wystukaną na jego dłoni wiadomość jako oskarżenie Karrosa, ta wiadomość miała być wyrokiem. Za Kerella, myślał, potwierdzając wysłanie, dla dobra szkoły i uczniów. Nawet stając się takim jak Anhelo, Zem nie będzie gorszy od tego, co mogło z niego wyrosnąć. Jeśli naprawdę mu na czymś zależało, jeśli był gotów zabić, by zemścić się za utraconych uczniów Daela…
Skasował wszystko. Wyłączył konsolę, wyjął wszystkie karty pamięci i rozgniótł je podstawką projektora. Zgarnął swój plecak, wraz z garścią najcenniejszych rzeczy. Nie było ich wiele. Zgasił światło i wyszedł.
• • •
Iwen, nawet gdyby chciał zasnąć, nie byłby w stanie. Nie tylko dlatego, że od kilku dni miał z tym trudności. Teraz doszła do tego awantura przy drzwiach wejściowych, która zaczęła się kilka minut temu. Trząsł się pod kocem, nasłuchując jak w dużym pokoju trzej ludzie z Urzędu nagabują ich rodziców.
Wiedzieli, musieli wiedzieć, inaczej po co by tu przyszli?
Rossie była nie mniej przerażona niż on. Czuł to, choć nie widział. Milczeli. Rozumieli się bez słów. Żadne z nich nie zapaliło światła, choć nawet dla tych natrętów musiało być jasne, że muszą ich słyszeć. Leżeli na swoich łóżkach i słuchali.
– Znają państwo niejakiego Zefreda Halla? – dobiegł ich urzędowy ton jednego z obcych głosów. – Uprzedzam, w razie potrzeby dowiemy się wszystkiego z neuroskanu.
Odruchowo spojrzał w stronę skrytego w ciemności łóżka siostry, czując, że patrzy na niego.
– A powinniśmy? – spytała ostrożnie matka. – Nie wiem, nie przypominam sobie… Może…?
– Chyba… jest ktoś taki, w stoczni – odpowiedział z wahaniem ojciec. – Może ktoś z obsługi, z tych nowych, krótkokontraktowych pracowników, nie jestem pewien. Coś się stało?
Usłyszał ciche szuranie. Ros podczołgała się po cichu i położyła obok brata.
– Nie mamy się czego bać – jej szept drżał od strachu. Słaby sposób na uspokojenie. – Oni tylko gadają. Gdyby coś mieli, już by nas wlekli do skanera.
– Nie boję się – odszepnął równie wystraszonym głosem.
– Sprawdzamy to – głos odparł z wahaniem.
– Wierzycie, że ma coś wspólnego z bombą? Wtedy u nas nie pracował!
– Włączył pan zakłócenie – zauważył drugi wizytator.
– Prawo tego nie zabrania! – oświadczył twardo ojciec. – Czyżby to wam w czymś przeszkadzało? – spytał z naciskiem. – Dlatego sprawdzacie to w środku nocy?
– Od kilku rozjaśnień wasz syn siedzi w domu.
– Ach, więc o to chodzi? – sztucznie głośne słowa matki były pełne jadu. Maskowała strach wściekłością, jak samotny wilk, otoczony pod drzewem przez stado psów gończych. – Sprawdzacie czy zakładnicy są na miejscu? Proszę bardzo! Inaczej sobie nie pójdziecie, prawda? Więc zbudźcie je, jeśli już tego nie zrobiliście, i wynoście się stąd do czarnej dziury!
Siostra zwinnie i szybko przemknęła do swojego posłania. Gdy drzwi się otworzyły, leżała, jak gdyby nigdy nic. Urzędnik wszedł do ich pokoju jak do własnego domu. Rozejrzał się, sprawdzając coś na niewielkim panelu. Nie udawali, że śpią, nie było sensu. Śledzili go wściekłym wzrokiem. Urzędnik popatrzył na nich, po czym wyszedł. Drzwi się zamknęły.
– Sprawdził pan? – spytała sucho matka. – Są na miejscu? Nie uciekli?
– Musieliśmy sprawdzić – odpowiedź była beznamiętna. – Zakłócanie uniemożliwiło…
– W środku nocy? Ma gorączkę, to wszystko. Mam go puścić, by pozarażał innych? Nie, to nie zaraza, zwykłe zapalenie. Mogę go jutro wysłać do lekarza. Tego chcecie?
Zagrała twardo, nawet Iwen to wyczuł. Nie naciskała, tamci nie mogli się domyślić, że coś wie, lecz słowa wystarczyły, by nieco zmiękli. Te szczury wiedziały o wszystkim!
– To nie będzie konieczne. Jesteśmy ledwie strażnikami dobra społeczeństwa…
– Strażnicy dobra społeczeństwa, w mojej… – matka zaczynała wpadać w histerię.
– Wystarczy – uspokoił ją ojciec.
– Takie jest prawo – chłodno wyjaśnił urzędnik. – My tylko sprawdzamy wykonanie.
– W środku…? Jest zaciemnienie, na wszystkie gwiazdy!
– Wystarczy – powtórzył ojciec.
– Jak bezczelny… Toż to absurd! – matka go nie słuchała. Na chwilę odebrało jej mowę, ale tylko na chwilę. – Troska o wychowanie? Walka o niewolników!
– Dla dobra społeczeństwa. Jeśli rodzice nie potrafią zapewnić właściwego wychowania… – urzędnik beznamiętnym głosem zaczął recytować formułkę.
– Wynoście się! – Iwen nigdy nie słyszał, by głos matki kiedykolwiek był tak władczy i rozkazujący. – Przecz z mojego domu! Widzieliście co chcecie, teraz won, do samej otchłani! Zdobądźcie sobie nowy nakaz, za godzinę, czy jutro, nie dbam o to! – Głos przeszedł w złowieszczy syk. – Oskarżajcie nas o co chcecie, ja mam się do kogo odwoływać!
Iwen leżał i słuchał, zdumiony. Matka nigdy dotąd nie była tak wzburzona, nigdy nie używała takich słów. Wyrzuciła urzędników za drzwi! Ojciec zawsze był spokojny, ale ona…
« 1 2 3 4 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.