WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Elżbieta Leszczyńska |
Tytuł | Baśń o miłości |
Opis | Autorka pisze o sobie: Jestem już starszą panią. Przez większą część życia uprawiałam poezję „do szuflady”. Wydawnictwo „Skrzat” natomiast wydało moją prozę – dwie powieści dla młodych czytelników. |
Gatunek | dramat |
Baśń o miłościElżbieta Leszczyńska
Elżbieta LeszczyńskaBaśń o miłościV 10 lat później. Gospoda gdzieś w świecie. Przy drewnianym stole na zydlach siedzą Konrad i dwaj mieszczanie. Piją wino. Są już lekko podpici. MIESZCZANIN I: Powiadasz, młody panie, że ów mąż waleczny Który dziesięć lat temu chciał kupców uwolnić W ojczyźnie od tyrana, na czyn niebezpieczny Się ważył, to twój ojciec nieboszczyk? MIESZCZANIN II: Powoli. Nie tak było, pamiętam, nie kupcy mu w głowie Wtedy byli. Prywatne miał tam porachunki. Ponoć gardła chciał podciąć królowi, królowej… KONRAD: Hola, Panie! Już dobrze pomieszałeś trunki. W głowie ci pomąciły. MIESZCZANIN I: Spokojnie, spokojnie. Jedni o tym, a inni o owym gadają. Byłeś świadkiem, rozprawiaj o tej słynnej wojnie. Karczmarzu, podaj wina i do kubków nalej! Karczmarz podchodzi z dzbanem, nalewa wina do kubków i chce odejść. Konrad zatrzymuje go, odbiera dzban i dopiero pozwala się oddalić. Ilustracja: Rafał Wokacz To było tak. Z stolicy wygnany za młodu Przez króla, niegdyś brata, więcej, przyjaciela, Mój biedny ojciec uciekł do bliskiego grodu Wolnych mieszczan nauki z wolności pobierać. Tam też na świat przyszedłem. Jak przez mgłę pamiętam Mego dziada w dostojnym miejskich rajców kole. Wspólnie kreślili przyszłość. Wspólnota rzecz święta. Tak do mnie mawiał ojciec, gdy byłem pacholę. Świeć Panie nad jej duszą, matka zmarła wkrótce, A ojcu cel chwalebny przeszkodził z rozpaczy Targnąć się na swe życie. Co dla niego znaczył Ten cel, wnet usłyszycie. Stuknijmy się kubkiem Panowie! Jeden z mieszczan nalewa wina do kubków. Piją. Tak się stało, w ojczyźnie zaraza Wybuchła. Pochłonęła tyle dusz niewinnych, Że ci, którzy przeżyli, jęcząc: „Bóg nas skarał”, Zaczęli się rozglądać, poszukiwać winnych I obrócili oczy na pałac królewski, Zwłaszcza że król też życie od zarazy stracił. To była szansa. Ojciec wnet wrócił i spiski Jeden po drugim wiązał, przemawiał do braci. MIESZCZANIN II: Oj, niedobrze tak ludzkie i boskie pomieszać. Bóg może się obrazić. MIESZCZANIN I: Cicho, cicho, kumie, Nie przerywaj młodemu. KONRAD: do mieszczanina I Coś mdły na rozumie Ten twój kompan. Bóg środki na pewno rozgrzesza, Gdy cel mu miły. Wierzcie, za to ręczyć mogę. Lecz napijmy się jeszcze i na drugą nogę. Nalewają i piją. Słuchajcie dalej. Ojciec potrafił przeciągnąć Na swoją stronę wiele szlachetnych postaci. Plany przygotowano i z wolą niezłomną Czekano na sposobność. A wtedy ktoś zdradził… MIESZCZANIN II: To straszne być zdradzonym, aż ciarki mi przeszły Po całym kręgosłupie. Musimy się napić. Nalewają i piją. To tak jakby mnie wspólnik oszukał na wekslu Lub jakbym cały statek z towarem utracił. MIESZCZANIN I: Cicho, kumie. Mów dalej nieszczęsny młodzieńcze. Nieszczęścia ojców zawsze obciążają dzieci. KONRAD: do mieszczanina I Masz prawe serce, Panie. Wypiję w podzięce Twoje zdrowie. Przechyla dzban i stwierdza, że jest pusty. Co? Pusty? Karczmarzu, daj trzeci. Na czym to ja skończyłem? Ach, zdrada. Kto zdradził Do dzisiaj nie wiadomo. Są pewne poszlaki, Które do bliskiej ojcu osoby prowadzą. Myślę, że on najwięcej mógł przy zmianie stracić. Filar królestwa, władczy, zgryźliwy staruszek. Makroniusz się nazywa. Pewnie jest wam znane To imię? MIESZCZANIN I: Tak, do wszystkich przeniknęło uszu. Kiedyś z nami handlową omawiał wymianę. To z niego taki lisek? Kto by się spodziewał? MIESZCZANIN II: Na mnie zrobił wrażenie. Grzeczny i rzeczowy. Rozważał rzecz dokładnie, zanim coś powiedział. Do dziś, zresztą, nie złamał zawartej umowy. MIESZCZANIN I: Cicho, kumie. Wiadomo, co w człowieku siedzi? Korzystna ta umowa dla niego… MIESZCZANIN II: I dla nas. Dzięki niej mamy w skrzyniach pełno złota, miedzi, A przyszłość jeszcze lepszą nadzieję odsłania. KONRAD: do mieszczanina I Nie wytrzymam, powściągnij twego kuma, Panie. My o sprawach podniosłych, on ciągle o brzuchu. Jeśli tak dalej pójdzie, to moje zadanie Pozostanie w zamiarze, nie znajdzie posłuchu. MIESZCZANIN I: W gorącej wodzie jesteś, młodzieńcze, kąpany. Napijmy się! piją Szczęśliwie ciągnij swą opowieść. KONRAD: Właśnie mówiłem panom, że nie można dowieść Zdrady Makroniuszowi. Wnet byłby skazany I sam bym wyrok śmierci wykonał już dawno. MIESZCZANIN I: Ty? Taki młody? KONRAD: Synem swego ojca jestem. Ale wracam do sprawy. Gdy stała się jawną, Natychmiast oddział gwardii zapanował w mieście. Po kolei spiskowców wyciągano z domów, A wieść o tym jak burza zatrzęsła ulicą. Ludzie za broń chwycili… Co dalej, wiadomo. Cały dzień trwały walki. Skończyły się nocą Stosami trupów, blaskiem płonących kamienic. Żebyście mogli ze mną widzieć te obrazy: Cierpienia matek, dzieci, cierpienia baz granic. Więcej padło od miecza niż wcześniej z zarazy. MIESZCZANIN II: Aj, aj, tyle zniszczenia! MIESZCZANIN I: Cicho, kumie. Panie, A co się stało z ojcem, tego spisku głową? KONRAD: Wywleczony z mieszkania stanął przed królową. MIESZCZANIN I: Chodził słuch, że nie zginął, że jest na wygnaniu. Mówiono także, że go w torturach zabito. KONRAD: To drugie jest pewniejsze. Okrutną kobietą Jest królowa. Mnie serce mówi, że nie żyje. Jak ciężko… MIESZCZANIN II: Biedaczysko, niechaj się napije. Podaje Konradowi kubek z winem. Przez chwilę wszyscy milczą zamyśleni. MIESZCZANIN I: Co planujesz? Mówiłeś o jakimś zadaniu. KONRAD: Zamierzam zdrajcę dopaść, wydrzeć tajemnicę Z gardła tej podłej żmii. Żeby w przekonaniu, Że czas osłabił pamięć, nie cieszył się życiem. MIESZCZANIN I: Tu go szukasz? KONRAD: Królowa bez przerwy mnie ściga. Jakby nie było dosyć, że wszystkich pieniędzy Pozbawiła rodzinę ta podstępna strzyga. Moja siostra jest u niej w niewoli i nędzy. Ja zdołałem się wyrwać. MIESZCZANIN I: Wyjmuje sakiewkę i kładzie na stole przed Konradem. Weź, chłopcze ode mnie Ten skromny podarunek. To nie wstyd, weź proszę. Daję z całego serca. Ja wiem, krzywdy brzemię Nie będzie przez to lżejsze, ale zawsze trochę Osłodzę twoją dolę… MIESZCZANIN II: Wstaje nerwowo z zydla i ciągnie swojego towarzysza. Czas iść, panie bracie! Późno i nasze żony już się niepokoją. Za wino, niech tak będzie, ja dzisiaj zapłacę, Odchodzą od stołu chwiejąc się na nogach. Ale następnym razem pijemy za twoje. KONRAD: Po odejściu mieszczan szybko chowa sakiewkę. Tak, Lukrecjo, dziś pewnie łaskawszym obliczem Przywitasz swego sługę, drogiego Konrada, I wpuścisz go do łoża. Nie wyjdę przed świtem. Taka gratka nieczęsto ostatnio się zdarza. Dopija wino, wstaje i woła karczmarza. Trochę chwieje się na nogach. Karczmarzu, stary szelmo, znaj pańskie maniery, Miedziaki za fatygę i wino, choć podłe. Co, pięć monet? Za dużo, wystarczą ci cztery. Jedną monetę chowa i wychodzi, podśpiewując. Lukrecjo, och, Lukrecjo, Ty masz oczy modre I najśliczniejsze nogi, Lecz nie dla ubogich. |
Obsada:
Kierownik – człowiek silny, zdecydowany
Kuba – psycholog; młody człowiek, spokojny
X – charyzmatyczna postać
Ksiądz – wesoły, o głosie pełnym troski
Miejsce: Park miejski
Czas: Bliżej nieokreślony, chociaż podejrzewa się 15 kwietnia 2006 roku
Występują: Eros jako Amor, Jan Kowalski jako Mężczyzna, Jakub Burski jako Lekarz
...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak