psa który chce się wyrwać. To rozprasza.
Pokolenie GNU: OktarynaJanusz A. Urbanowicz
Janusz A. UrbanowiczPokolenie GNU: Oktaryna„Kiedy pierwszy raz strzelasz do człowieka, w momencie czynu nie ma chwili objawienia, nie ma bólu serca z powodu nieodwracalnej utraty czegoś. Nie tak jak na filmach. Jest tylko ogłuszający huk pistoletu, kopnięcie w dłoń jakbyś trzymał nogę psa który chce się wyrwać. To rozprasza. I dlatego ludzie umierają.” Dennis Detwiller „Drowning in Sand” Korzystając z wizyty Waltera Jona Williamsa na Euroconie, zadałem mu pytanie – czym dla niego jest cyberpunk? Wiele jest prób opisu tego gatunku fantastyki, ale od niego usłyszałem jak na razie najlepszy. „Those are stories taking place in a media-saturated world.” Istotnie, możliwy jest cyberpunk bez komputerów, bez sieci, bez narkotyków. Ale świat w którym się dzieje, świat przepełniony reklamami, znakami firmowymi, wszechobecnością środków przekazu, zasypany nadmiarem informacji, jest elementem koniecznym. Świat nasycony przekazami, to świat w którym żyjemy, w którym będziemy żyć. Nie znaczy to, że będziemy żyć w świecie takim, jak opisuje cyberpunk. Ale coraz bardziej nasze otoczenie kulturowe, nasze środowisko memetyczne, jest sztuczne. Na ulicach wszędzie kolorowe reklamy, reklamowe spoty przerywają filmy w telewizji. Otacza nas syntetyczna informacja. To co do nas dociera jest już przeselekcjonowane i przetrawione. Dawno temu, w okresie wchodzenia komputerów do poligrafii, telewizja pokazała reportaż o pracy zespołu DTP w jakimś znanym czasopiśmie, bodajże „Vogue”. Przedstawiono cykl produkcyjny okładki, od zdjęcia modelki aż do finału w drukarni. Pokazane były stadia pośrednie – elektroniczne retuszowanie już zrobionego zdjęcia. Retuszowane są defekty wyglądu. Dodawany jest rumieniec, powiększa się źrenice – te cechy mają sugerować pobudzenie seksualne. Efektem jest obraz osoby która nie istnieje. Wtedy nie było dobrego określenia, dzisiaj taką syntetyczną osobę możemy nazwać idoru. Tak w powieści Williama Gibsona nazywa się syntetyczną gwiazdę pop. Kiedy większość informacji o świecie dociera do nas kanałami syntetycznymi, nie ma wielkiej różnicy, czy to co widzimy istnieje realnie czy nie. Nie ma w naszym świecie jeszcze kompletnych idoru, ale jeśli któregoś dnia Lara Croft zacznie prowadzić w telewizji swój talk show, w świadomości ludzkiej granica między światem materii i światem idei zatrze się ostatecznie. Ale nawet jeśli istnieje, nie zawsze widzimy to co jest prawdą. Każdy kto kiedykolwiek skanował zdjęcia na domowym skanerze, wie jak różnią się kolory zdjęcia od kolorów obrazu w komputerze. Aby w druku uzyskać wierne odwzorowanie kolorów, potrzebny jest sprzęt za setki tysięcy dolarów i ludzie doświadczeni w kolorowej poligrafii. Ale i tak kolory druku, czy kolory ukazane na monitorze komputera nie będą tymi samymi, które widzimy w naturze. Sposoby odwzorowania kolorów – komputerowy RGB i drukarski CMYK nie są w stanie przenieść pełnego widma barw. Nie ma nawet dobrej, stuprocentowo wiernej metody przenoszenia obrazu opisanego jednym sposobem na drugi. Patrząc na obrazy przetworzone, coś tracimy. W druku czy na monitorze nie zobaczymy pewnych kolorów. W opowiadaniu „Matrix Born” zamieszczonym w pierwszym wydaniu „Virtual Realities” (dodatku do Shadowrun RPG traktującego o cyberprzestrzeni) znalazłem kiedyś bardzo ładną paralelę na zbliżony temat – oddalenia od rzeczywistości. Przytoczę ją tutaj, ponieważ opowiadanie to ma małą szansę na ukazanie się po polsku: Kiedy wychodzimy nocą na zewnątrz, najczęściej nie widzimy gwiazd – zasłania je łuna świateł miast (dla mieszczucha szokiem jest spojrzenie w nocne niebo w okolicy odległej od dużych miast). Nie mają one zresztą wielkiego wpływu na nasze życie. Kiedyś było inaczej – w niebo patrzono w różnych celach – statki nawigowały po gwiazdach, astrologowie wyznaczali z nich ludzkie losy, astronomowie szukali Boga i tajemnic Wszechświata. Dzisiaj nie nawiguje się według gwiazd, radar i GPS zastąpiły sekstans. Astrologowie nie mają lunet i astrolabiów, tylko kupione w księgarni tablice pozycji ciał niebieskich, a oko astronoma przy okularze teleskopu zamieniono na fotopowielacz i kliszę fotograficzną. Astrologowie i astronomowie pracują z reprezentacją rzeczywistości, nie muszą widzieć i znać gwiazd jako takich. Wśród młodych astronomów panuje moda na nieznajomość gwiazdozbiorów. A przy przejściu od rzeczywistości do reprezentacji, coś może umknąć, jakiś aspekt rzeczywistości może zostać pominięty. Nasza postrzeganie rzeczywistości jest kształtowane przez to, co do nas dociera. Oglądając sensacyjne filmy, widzimy setki strzelanin i wydaje się że wiemy na czym polega strzelanie z broni palnej. Ale dopiero na strzelnicy, na żywo, okazuje się, że to tylko złudzenie, że rzeczywistość to nie jest filmowy kicz. Film nie pokaże wszystkich kolorów i nie przekaże prawdziwych uczuć. Coraz więcej informacji docierać do nas będzie przez pośredników – i będzie tam czegoś brakowało. Przyzwyczaimy się do tego i przestaniemy dostrzegać, że coś tracimy. Dzisiaj niektóre kolory widzimy bardzo rzadko – w wizjerze spektroskopu czy w tęczy. Kiedyś, być może, przestaniemy je rozpoznawać jako normalne barwy. Będzie to wtedy oktaryna. Kolor magii. Kolor rzeczywistości. 1 października 2000 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Święte wkurwienie
— Janusz A. Urbanowicz
Wspomnienie
— Janusz A. Urbanowicz
I będą dzielić...
— Janusz A. Urbanowicz
Niech sczezną marketingowcy
— Janusz A. Urbanowicz
Kto się boi Joanny Rowling
— Janusz A. Urbanowicz
Wiek tandety
— Janusz A. Urbanowicz
Film
— Janusz A. Urbanowicz
Wewnętrzna emigracja
— Janusz A. Urbanowicz
Ucieczka w jogurt
— Janusz A. Urbanowicz
Podróż do granic pamięci
— Janusz A. Urbanowicz
Ramota
— Janusz A. Urbanowicz
Loser fiction
— Janusz A. Urbanowicz
Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz
Postludzkość w świętym gaju
— Janusz A. Urbanowicz
Terminator: Domknięcie
— Janusz A. Urbanowicz
Dwugłos: Gerry
— Marta Bartnicka, Janusz A. Urbanowicz
Nie ma wody na pustyni
— Janusz A. Urbanowicz
O jedną planetę za daleko
— Janusz A. Urbanowicz
Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz
Si vi pacem, para bellum
— Janusz A. Urbanowicz