Z teleportu: Z (użyczonego) teleportu – Autostróże prawa drogowegoKorzystając z uprzejmości znajomego oraz okazji, jaka się wówczas nadarzyła, wypróbowałem i ja ów teleport, skacząc do sąsiedniego wymiaru.
Wojciech GołąbowskiZ teleportu: Z (użyczonego) teleportu – Autostróże prawa drogowegoKorzystając z uprzejmości znajomego oraz okazji, jaka się wówczas nadarzyła, wypróbowałem i ja ów teleport, skacząc do sąsiedniego wymiaru. Ponieważ jednak nie miałem tam jeszcze własnych znajomych, postanowiłem zwiedzić zacofaną, ale milutką i przytulną krainę. Wybrałem najprostszy sposób: wsiadłem do taksówki, prosząc o kurs najkrótszą trasą do miejsca, które – jak się wcześniej upewniłem – znajdowało się kilka metrów dalej. Przeczucie mnie nie zawiodło. Już po półgodzinie znałem lokalizację kilku potężnych dworców, dziesiątek miłych restauracji, setek luksusowych banków i jednego, jedynego, dość obskurnego szaletu publicznego. Kierowca z przejęciem opowiadając historię miasta niemal nie zwracał uwagi na drogę, dzięki czemu za którymś razem znalazł się na niewłaściwym pasie ruchu. Znaczy, pas był właściwy, nie jechaliśmy pod prąd – tyle, że nie można było z niego skręcić tam, dokąd nos taksówkarza nas prowadził. Zmianę pasa zaś uniemożliwiał ciągnący się kilkadziesiąt metrów za nami korek… Nie wiem, czy przypadkiem ów szofer miał za przodków taksówkarzy z naszego wymiaru, bo gdy w nim zawrzała, zrobił to, co u nas normalne – wepchnął się przed maleńki, miejski pojazd, zajeżdżając mu drogę i niemal spychając na sąsiadujący z pasem trawnik. Chwilę potem usłyszałem ciche „puff” i nasza limuzyna miękko siadła na ziemi. Mój przemiły do tej pory przewodnik zaklął szpetnie, po czym wyskoczył z auta, podbiegł do owego małego samochodziku i… począł zginać się w ukłonach, gorąco przepraszając za swe przewinienie. Niewiele z tego wszystkiego rozumiałem, więc wyszedłem z pojazdu obejrzeć szkody. Taksówka miała przebite obie tylne opony, żadnych dodatkowych uszkodzeń nie zauważyłem – małe autko było nienaruszone. Taksówkarz skończywszy przepraszać kierowcę (tamten spojrzawszy nań z pogardą, wyminął nas i odjechał), zaczął z kolei przepraszać mnie – za zaistniałą sytuację, za to, że w tym stanie nie jest możliwym ukończenie zamówionego kursu i tak dalej, i tak dalej… Nie skorzystawszy z propozycji kontynuowania trasy innym pojazdem ich mafii (cokolwiek to u nas znaczy, tam jest po prostu synonimem przedsiębiorstwa), w drogę powrotną wyruszyłem pieszo – rozpoznawałem już bowiem okolicę miejsca zamieszkania znajomego mojego znajomego. Spacerek przyniósł jeszcze jedną niespodziankę – napotkałem bowiem tego samego kierowcę w owym małym, miejskim samochodziku. Po mym uprzejmym zapytaniu, czy jest może zwierzchnikiem owego niefortunnego taksówkarza, kierowca pierw spojrzał zdumionym wzrokiem, a następnie – rozpoznając turystę – roześmiał się serdecznie i jął opowiadać. Otóż w tamtym wymiarze, widząc swą bezradność w reagowaniu na łamanie przepisów drogowych, władze zezwoliły na egzekwowanie prawa – w ograniczonym zakresie i przy zachowaniu maksimum bezpieczeństwa dla osób trzecich – przez samych użytkowników dróg. Skorzystali z tego natychmiast producenci małych, tanich i ekonomicznych pojazdów miejskich, seryjnie montując wysuwane spod przedniego zderzaka miniaturowe, pneumatyczne działka na śrut. Tak wyposażone autka okazały się hitem sezonu – i praktycznie rzecz biorąc – wykosiły konkurencję. Ta jednak nie spała, w wyniku czego następny sezon był istnym wyścigiem zbrojeń: auta jednej marki wyposażano w kierowane miotacze smaru, inne – w wysuwane ze zderzaków tytanowe kolce… Już wkrótce cały arsenał można było kupić w superhiperekstramarketach, co ożywiło ruch w nielicznych warsztatach. Gdy mój rozmówca z dumą prezentował zamocowane „dodatkowe akcesoria z serii autostróżów prawa drogowego”, zrozumiałem gorące przeprosiny taksówkarza – przebite opony to drobiazg w porównaniu z koniecznością wymiany zżartych kwasem blach… Ostatnie moje pytanie dotyczyło miejsca najbliższego handlu takimi akcesoriami. Następnym razem wybierając się do sąsiedniego wymiaru, przejdę się do takiego marketu. Bo choć to wymiar lekko zacofany, niektóre zabawki jakże się u nas przydadzą… 1 maja 2001 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Dobre czasy? Złe czasy!
— Michał Młotek
Abonament lodówkowy
— Michał Młotek
„ZABRANIA SIĘ!” 5’000 razy
— Michał Młotek
Krwiożercze pralki
— Michał Młotek
Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Nadmorskie zagadki sprzed pół wieku
— Wojciech Gołąbowski
Gdy szukasz własnej drogi
— Wojciech Gołąbowski
Tylko praca dyplomowa, niestety
— Wojciech Gołąbowski
O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: NieZjawiskowy spadek formy
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Kiedy para - buch!
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Ochorowiczówka ma młodsze rodzeństwo!
— Wojciech Gołąbowski
Ten okrutny XX wiek: Jak Stany Zjednoczone usiłowały zachować neutralność
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: Głowa astronauty czy ufoludka?
— Wojciech Gołąbowski