Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Falkon 2001›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Cytadela Syriusza
CyklFalkon
MiejsceLublin
Od23 listopada 2001
Do25 listopada 2001

Falkon znów poleciał

Esensja.pl
Esensja.pl
- Murgen, gdzie jest przedłużacz do komputera?
– Pożyczcie taśmę klejącą!
– Przyniosłem kasety z filmami, komu mam je dać?
– Gdzie jest Krzysiek? Nie ma klucza od sali 42!

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Falkon znów poleciał

- Murgen, gdzie jest przedłużacz do komputera?
– Pożyczcie taśmę klejącą!
– Przyniosłem kasety z filmami, komu mam je dać?
– Gdzie jest Krzysiek? Nie ma klucza od sali 42!

‹Falkon 2001›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Cytadela Syriusza
CyklFalkon
MiejsceLublin
Od23 listopada 2001
Do25 listopada 2001
Takie okrzyki krzyżowały się w pokoju organizatorów, kiedy przybyłam tam na godzinę przed oficjalnym otwarciem konwentu. Na odsuniętych pod ściany szkolnych ławkach walały się kurtki i inne, niekiedy zagadkowe, przedmioty, Murgen i Celt w pośpiechu montowali dwa komputery, Ignite cięła erraty do informatora, a pośrodku tego całego bałaganu siedział na podłodze Żelazko, wycinał z kartonu litery i przypinał je do wielkiej płachty czerwonego materiału, tworząc hasło „Podnoszenie mleczności krów obowiązkiem socjalistycznego rolnika”. Był to transparent służący jako dekoracja do LARPa w realiach PGR-u - ozdobiony czerwonymi goździkami zawisł w holu naprzeciwko wejścia, nad popiersiem patronki szkoły, którego, ku żalowi larpowców, nie dało się przerobić na popiersie Lenina.
Piątek w całości przesiedziałam na prelekcjach. Najpierw słuchałam, jak Dorota Żywno opowiada o pierwowzorze Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty, czyli o okultyzmie w Niemczech hitlerowskich, potem udałam się na wykład Tomka „Winniczka” Winiarczyka „13 utopii na nowe tysiąclecie”, w słusznym przewidywaniu, że będzie wesoło. Istotnie, było. Winniczek zaczął od wymieniania trzynastu pól utopijnych: „Pierwszym polem utopijnym jest przesadnie optymistyczne podejście do spraw nauki i wiara w to, że szkoła uczy (jestem nauczycielem); drugim polem utopijnym są przesadne regulacje prawne (z wykształcenia jestem prawnikiem)…”. Dowiedzieliśmy się też, co to takiego jest libertarianizm oraz, że jest on utopią - libertarianie zakładają bowiem, że jesteśmy ludźmi rozumnymi.
Pustawe z początku sale zapełniały się powoli, w miarę, jak na konwent przybywali ludzie z najodleglejszych zakątków Polski. Z Łodzi, na ten przykład, przybyli Sławek i Ola, przy czym Sławek spowodował u mnie poważny szok psychiczny, jechał bowiem prosto z pracy i pojawił się w garniturze. Szoku nie złagodziło nawet to, że do owego garnituru miał krawat z Vaderem. ^ v ^
Po Winniczku wystąpił ksiądz Stanisław Wargacki, egzorcysta i misjonarz. W tym roku pasjonująco opowiadał o rytuałach inicjacyjnych na polinezyjskiej wyspie Wokeo, gdzie spędził dziesięć lat. Siedmioletnim chłopcom przekłuwa się tam ucho (co obecnie połączone zostało z obrzędami chrześcijańskimi, jako „otwarcie się na głos Boga”), chłopcy trzynastoletni mają nacinane języki (ponoć fantastycznie zapobiega to potem mówieniu brzydkich słów), zaś młodzieńcy w jeszcze późniejszym wieku przechodzą rytualne nacinanie penisa.
W sobotę prelekcje zaczynały się już o 10.00 rano, ale na tak drastycznie wczesną godzinę chyba nikt nie wstał. Przybyłam na jedenastą i wraz z nieliczną grupką poukrywanych po kątach osób wysłuchałam wykładu doktora Christophera Garbowskiego o podobieństwach między dziełami J.R.R.T. Tolkiena a Beowulfem. Okazało się, że Beowulf jest w Anglii lekturą szkolną dopiero od czasu eseju Tolkiena (angielscy uczniowie pewnie go za to błogosławią ^__^). Bilbo jest jakby pierwszym etapem Froda, podobnie jak dwa etapy historii Beowulfa. Hobbit ukazuje pierwszy etap - chciwość bogactwa (Bilbo jest jedynym, który umie pokonać w sobie „wewnętrznego smoka”), zaś Władca Pierścieni - etap drugi, czyli żądzę władzy.
Następnie Jarek Grzędowicz, zwany Jeremiaszem, przeprowadzał warsztaty literackie i to przez całe dwie godziny (w połowie wyskoczyłam na chwileczkę, zobaczyć, jak wygląda prelekcja o ekranizacjach arcydzieł, ale zamiast spodziewanej kłótni o Wiedźmina zobaczyłam tam Krysię Nahlik rysującą na tablicy jakieś dziwne schematy, więc się strategicznie wycofałam). Jeremiasz tłumaczył nam, że opowiadania nadsyłane do redakcji powinny być koniecznie podpisane imieniem, nazwiskiem i adresem kontaktowym (sądząc z barwnych anegdot, które przytaczał, ta dość oczywista prawda nie wydaje się być objawiona wszystkim początkującym pisarzom). Rozmawialiśmy też o tym, jakie powinno być dobre opowiadanie, czym się różni styl kobiecy od męskiego (mężczyźni nie używają gastronomicznych określeń kolorów) i o wielu innych sprawach związanych z literaturą. Jeremiasz zwrócił na przykład naszą uwagę na fakt, że dobrzy pisarze z reguły świetnie opowiadają dowcipy i anegdoty.
O 14.00 udałam się na spotkanie autorskie z Andrzejem Pilipiukiem. Promował on swoją najnowszą książkę, Kroniki Jakuba Wędrowycza, która była do nabycia w holu za jedyne 20 złotych. Mój podziw wzbudził sposób jej wyeksponowania przez wydawnictwo „Fabryka słów": egzemplarze leżały mianowicie na gustownej wiązce słomy pszenicznej, co trafnie nawiązywało zarówno do poetyki książki, jak i jej okładki. Przy okazji zadałam Andrzejowi pytanie, czy kształt, który na ilustracji wykosił Jakub, ma jakieś głębokie znaczenie symboliczne i dowiedziałam się, że ma on przedstawiać butelkę piwa. Trochę kanciasty wyszedł, ale od czego wyobraźnia. Andrzej zdradził nam też swoje dalekosiężne plany literackie: zamierza w ciągu następnych czterech lat napisać jeszcze 50 opowiadań o Wędrowyczu, tak, żeby na jubileusz dziesięciolecia mieć setkę. Znając jego wydajność (w „Syriuszu” krąży anegdota, że Pilipiuk tworzy opowiadanie przy myciu zębów, a jak przysiądzie na dwie godziny, to już będzie mikropowieść), wykona to z łatwością.
Po Andrzeju miała się prezentować redakcja Nowej Fantastyki, byłam jednak tak głodna, że wyskoczyłam na Stare Miasto na pizzę. Wróciłam, odrobinę tylko spóźniona, wprost na prelekcję Ewy Białołęckiej „Ciuchland przez wieki”, czyli jak się ludzie ubierali od czasów jaskiniowych począwszy. To znaczy, czasy jaskiniowe akurat przegapiłam, za to zdążyłam się dowiedzieć, że niektóre plemiona indiańskie (chyba Algonkinowie) tworzyli sobie odzież wyłącznie techniką wyplatania.
Zaciągnęłam Ewę na „Konkurs ogólnofantastyczny na wesoło”, ale taki panował na nim chaos, że po części pisemnej wyszłyśmy. Ewa była zresztą zdegustowana faktem, że jury najwyraźniej przydzielało punkty według uznania i na próżno tłumaczyłam jej, że te konkursy już tak mają. Parę lat temu na Lubelskich Dniach Fantastyki dostałam pięć punktów, udzieliwszy na pytanie „Za którego króla nastąpił upadek Numenoru?” odpowiedzi: „Za ostatniego!”.
Marek Huberath na swoim spotkaniu autorskim opowiadał głównie o możliwościach liofilizowania kosmonautów w celu ich łatwiejszego transportu przez kosmos. Podobno ma być to lepsze, niż zamrażanie, ale zasadniczym problemem jest to, w jaki sposób potem takiego osobnika przywrócić bez szkody do stanu poprzedniego (bo zliofilizować to łatwo).
Maja L. Kossakowska w zapierającym dech mini opowiadała o szamanach, którzy występują na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy i zapewniają komunikację z duchami oraz pełnią inne istotne funkcje społeczne. Szamani mają dodatkowe kości, a z żołądka potrafią generować strzałki szamańskie, którymi strzelają w innego szamana niczym pociskami samosterującymi. Dowiedzieliśmy się też o różnicy między kikitukiem i tupilakiem, mianowicie jeden jest zwierzątkiem, które mieszka pod pachą albo za żebrami (czy Zimniak czasem nie myślał o szamanach, pisząc Klatkę pełną aniołów?), drugi zaś czymś w rodzaju zombi wykonanym z kości człowieka. Było jeszcze coś trzeciego, ale nie zapamiętałam.
Wieczorem poszliśmy gromadnie do restauracji „Ulice miasta”, której wystrój udatnie naśladuje prawdziwe staromiejskie uliczki. Sławek spytał, czy opisywane w przygodach Wędrowycza piwo „Perła” istnieje naprawdę (istnieje i, dla ścisłości, nazywa się „Perła chmielowa”, ale czy zasługuje na miano piwa, to już inna sprawa), a kiedy dowiedział się, że tak, natychmiast je zamówił, aby skosztować tego legendarnego napitku.
Niedziela rozpoczęła się konkursem Ewy z twórczości Tove Jansson i Astrid Lindgren. Najpierw było małe zamieszanie, bo nikt nie miał klucza od właściwej sali. Padło podejrzenie, że ktoś się w niej zamknął i śpi, ale mimo kopania w drzwi i okrzyków „Otwierać w imieniu Imperium!” nie wpuścili nas i musieliśmy iść do innej sali. Przez pewien czas wydawało się, że jedyną osobą chętną do wzięcia udziału w tym konkursie jestem ja, ale braliśmy uczestników z łapanki i nazbierało się aż sześć osób, w tym PWC, który zajął III miejsce po dogrywce z Kwokulem. Kwokul miałby szanse zająć je bez dogrywki, bo miał aż 3 punkty, ale nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kto rysował ilustracje do książek o Muminkach. To znaczy, pamiętał, że autorka, ale nie wiedział, jak ta autorka się nazywała, co na tego typu konkursie jest poniekąd kompromitacją. Drugie miejsce zajęła Dorota Żywno, a pierwsze ja, z ośmioma punktami na dziewięć możliwych. Kiedy odebraliśmy nagrody i uściski dłoni, do sali wszedł wreszcie niecierpliwie zaglądający do niej od pewnego czasu RAZ, który miał tam mieć prelekcję o obiecującym tytule „Nowe nadzieje”. Nawet zostałam na chwilę, ale zaczął przynudzać o polityce, więc poszłam posłuchać mówiącego o nanotechnologii profesora Grzywnowicza. Nawet sporo zrozumiałam, co moim zdaniem dobrze świadczy o jego talentach wykładowczych. Pełna nadziei, że za parę lat złożone z atomów robociki będą nam oczyszczać żyły ze złogów cholesterolu, udałam się następne na konkurs wiedzy o Harrym Potterze. Przyłączyłam się do Puszona i nawet o mało co nie zajęliśmy punktowanego miejsca, co było niezłym osiągnięciem, jako że w tym konkursie startował Krzyś-Miś, dla którego takie detale, jak długość wszystkich wymienionych w książce różdżek są banałem i łatwizną. Zdaje się, że jego drużyna zajęła I miejsce, ale nie jestem tego stuprocentowo pewna, bo końcówka konkursu przebiegała dość nerwowo, jako że część jego uczestników właśnie wybierała się łapać pociągi w różne strony Polski. Po konkursie zdążyłam jeszcze na kawałek prelekcji Huberatha o krasnoludkach, olbrzymach i kobietach-wojowniczkach oraz na całą prelekcję Pilipiuka o Hanzie miast niemieckich. Wykład Ignite, czyli Agnieszki Hałas, o terapii genowej nie odbył się z powodu całkowitego braku chętnych do jego wysłuchania. Zdaje się, że Ignite nie była tym specjalnie zmartwiona.
Potem pozostało mi już tylko snucie się po budynku i żegnanie kolejnych wyjeżdżających. To znaczy, było jeszcze spotkanie z iluzjonistą, ale na nie nie poszłam. Za to obejrzałam sobie w pokoju organizatorów połowę Harry’ego Pottera na pirackiej płytce. Tylko połowę, bo potem chłopcy rozmontowali komputer i go zabrali. Na oficjalnym zakończeniu ci, który jeszcze nie wyjechali (to znaczy przeważnie miejscowi) odebrali swoje nagrody i zaczęliśmy pomału sprzątać. Moje sprzątanie ograniczyło się do zdjęcia z wystawy rysunków, których część udało mi się od razu rozdać, ale i tak należałam do „ostatnich, którzy wyszli z raju”.

Z kapowniczka Achiki

„Człowiek jest zwierzęciem stadnym i lubi się stadzić.”

„Podążając śladami naszej paranoi należałoby stwierdzić, że mężczyźni postrzegają siebie jako postawionych wyżej tylko dlatego, że potrafią się bardziej ruszać.”

Cranberry: Nie jestem anarchistką ani feministką.
Winniczek: Ja jestem i tym, i tym.

Ktoś z organizatorów (zaglądając przez drzwi): Przepraszam, czy na sali jest Trzewiczek?
Achika: Nie. Wszyscy w adidasach.

Jeremiasz: Jeżeli facet idzie po pustyni i znajdzie drzwi do łazienki i do niej wejdzie, to dokonaliście zwrotu akcji.

Jeremiasz: Redakcja musi otwierać listy. Przez kopertę nie widać tego, co jest w środku i bardzo trudno przewraca się kartki.

A. Pilipiuk: Uznałem, że trzeba przedstawić im próbkę, więc napisałem dwa pierwsze tomy…

Winniczek: Tutaj trwa spotkanie z pisarzami. Temat się nie zmienia, zmieniają się tylko prelegenci.

M.S.H.: Brzuchem się przy pływaniu nie macha.

M.S.H.: Ja mam, jako ścisłowiec, skłonność do drewnianego stylu…
P.W.C.: Widzę, że czekasz na to, więc ja to powiem: ALEŻ SKĄD!

Wojtek Orliński streszcza prozę Huberatha: „Jak się zrobi całkę podwójną z obwodu jeziora w górach, to wychodzi, że Bóg istnieje.”

W restauracji:
Ewik: Nadchodzi czas ewakuacji: sąsiedni stolik pali.
Achik: Wipe them out. All of them!

Na konkursie o Muminkach:
Achik: Czy uważasz, że Mimbla rozmnażała się przez partenogenezę, czy się puszczała z każdym?
Ewik: Myślę, że się puszczała.

K. Grzywnowicz: Japończycy skonstruowali działający helikopter, który unosi orzeszek ziemny.
Ewik: Rewolucja w transporcie! Takie stada orzeszków.
K. G.: Tak. „Sezamie, otwórz się, orzeszki, przybądźcie.”

koniec
1 lutego 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.