Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

W sieci: „Bunt” w szklance wody

Esensja.pl
Esensja.pl
Schemat był prosty – pisać dużo, pisać kontrowersyjnie i z jajem. To miało być gwarantem sukcesu internetowego magazynu „Bunt”, którego autorka (o wdzięcznym pseudonimie Buntownik) niedawno ujawniła światu swe prawdziwe zamierzenia.

Łukasz Kustrzyński

W sieci: „Bunt” w szklance wody

Schemat był prosty – pisać dużo, pisać kontrowersyjnie i z jajem. To miało być gwarantem sukcesu internetowego magazynu „Bunt”, którego autorka (o wdzięcznym pseudonimie Buntownik) niedawno ujawniła światu swe prawdziwe zamierzenia.
W telegraficznym skrócie – pierwszy numer „Buntu” wyszedł rok temu. Przez ten czas magazyn zyskał sporą popularność, głównie dzięki temu, że z masy innych mniej lub bardziej udanych zinów wyróżniało go prawdziwie buntownicze nastawienie. Stosował niecenzuralne hasła, łamał tabu, wzbudzał wokół siebie szum aprobaty lub potępienia, a przynajmniej zainteresowania – Był czymś w rodzaju sieciowego odpowiednika „Nie”, z zachowaniem wszystkich proporcji. Ledwie kilka tygodni temu w wydaniu specjalnym (tzw. „Drodze Buntu”) pani redaktor naczelny ujawniła, że wszystkie drukowane materiały nijak mają się do jej prawdziwych przekonań, a przy pracy nad magazynem kierowała nią jedynie chęć zaistnienia w sieci i wzbudzenia kontrowersji. Z rozbrajającą szczerością stwierdziła też, że przedsięwzięcie było jedynie eksperymentem, pomysł zaś na nie zrodził się z… nudów.
Gdzie leży źródło sukcesu „Buntu"? To kontrowersyjne pismo, które swoją roczną działalnością poruszyło internetowym światkiem, wypracowało swój sposób na popularność. A był to specyficzny styl pisania i przedstawiania rzeczywistości, który polegał w dużej mierze na podejmowaniu tematów młodzieży bliskich (narkotyki, seks), jednak w sposób skrajnie niecenzuralny, a także na obrzucaniu błotem i krytykowaniu kogo i czego popadło. Gdy tylko ktoś zaczynał jakąkolwiek działalność w Internecie – trzeba go było zbluzgać i zmieszać z błotem. Gdy ktoś wyznawał powszechnie przyjęte wartości – trzeba było te wartości podważyć. Wszystko to w manierze sloganowych hasełek i sztubackich krzyków.
Z biegiem czasu, w procesie ewolucji „Buntu”, nasz Buntownik trochę spuścił z tonu, teksty przestały być tak jadowite, ostrze wymierzone przeciwko światu stępiało i opadło ku ziemi.
Atakowano słowem, często brutalnym i bezpardonowym. Stosowany powszechnie słowotok to broń skuteczna bo i nijak bronić się przed nią nie można. Nie jest jednak tak groźna jak wstrzyknięty w nią, przez autorów tekstów, jad – nienawiści, złości, żalu. Słowa atakowały, ale to przemawiająca przez nie agresja zadawała decydujący cios, raniła lub ośmieszała. Wydaje się jednak, że i sam jad też był sztuczny, jak cała idea „Buntu”. Był przez autorkę spreparowany, bowiem, jak dziś stwierdza, nigdy nie utożsamiała się z zawartymi w piśmie poglądami. Skoro nie były to jej wartości i normy skądś więc musiała je zaczerpnąć. To jednak nie wydaje się większym problemem – dość wyjść na ulicę, dość posłuchać nastolatków, którzy klną na czym świat stoi szerokim strumieniem wylewając swoje żale, dość posłuchać przechodniów i samych siebie. Nietrudno stworzyć z takiej mieszanki jadowity dekokt, który później można stosunkowo łatwo sprzedać. Nasza bohaterka poszła na skróty, przejmując kulturę bycia i kulturę myślenia od przygodnie napotkanych młodzieńców spod klatki schodowej czy budki z piwem. Przejęła od nich ich wartości i podała je w wyostrzonej, literackiej formie. Wyszły z tego kloaczne pomyje – niezbędny warunek sukcesu „Buntu”.
Przy okazji wypada jednak autorce uczciwie pogratulować! To co zrobiła jest wszak mistrzostwem marketingowym. Wypromowała swoje przedsięwzięcie umiejętnie i z klasą. Fakt, że trudno się doszukiwać u źródeł tej promocji jakichś wyrafinowanych metod czy przemyślanych strategii nie umniejsza w żaden sposób efektu końcowego. A ten jest po prostu imponujący. Wszystko to efekt niezłego zmysłu i wyczucia sytuacji co pozwoliło na utrafienie w tak czuły punkt. Punkt, który można streścić w jednym zdaniu – bunt jest modny.
Magazyn już nie wychodzi, „Droga Buntu” była ostatnim numerem wieńczącym dzieło i stawiającym brakującą na „i” kropkę. Pozostały pytania – czego początkiem był „Bunt"?, co spowodował?, czy w jego działaniu i tajemniczym upadku można doszukiwać się pozytywów? Trudne to pytania i wydaje się niemożliwością znalezienie jednoznacznych odpowiedzi. Bo był „Bunt” jedynie wytworem chwili, sądzę, że nieprzemyślanym, sądzę, że nie mającym sprecyzowanych planów działania, zadań ani celów. Mimo tak nieciekawych początków magazyn zdziałał nadspodziewanie wiele.
Autorka nazywa swoje dzieło eksperymentem. I chyba trochę przez przypadek i bez prawdziwej woli eksperyment ten wydaje się dziś rzeczywiście interesujący. Stwierdzenie bowiem, że bunt stał się modą, ostatnimi czasy straciło na popularności. Obecny system nie sprzyja wyłamywaniu się z ogólnie przyjętych prawideł. Tedy nikomu chyba nie przychodziło do głowy, że tradycja kontestującej młodzieży jest nadal żywa i tak łatwo ją rozbudzić z niemego odrętwienia. Przy czym kontestacja ta niewiele ma wspólnego z tą z końca lat 60 – tych (na zachodzie, przeciwko przestarzałym normom moralnym) czy tej z lat 80 – tych (w Polsce, głównie nastawiona na walkę z systemem). Dziś przybrała formę skrajnej niechęci, już nawet nie do samych wartości starszego pokolenia, ale do świata jako takiego. Jest też w jakimś sensie próbą pogodzenia się z tym światem, próbą wytłumaczenia, że to co jest, być musi. Ucieczką zaś jest narkotyk, jest seks, jest podważenie zastałego porządku. Dlatego u nich żal, dlatego złość. „Bunt” to pokazał, choć niekoniecznie było to działanie z premedytacją.
Nie chciałbym wyolbrzymiać roli jaką odegrał „Bunt” w rozwoju internetowych czasopism, za to trudno przecenić jego rolę jako barometru postaw i nastrojów młodych ludzi. Jeśli idzie o idee zinów, prawda, że rozprzestrzeniającej się lotem błyskawicy, prawda, że zdobywającej wciąż nowe rzesz miłośników, nie jest ona jeszcze na tyle rozpowszechniona by jeden taki przypadek trwale zaznaczył się w historii i miał konsekwencje w przyszłości. To jednak bardzo ciekawy epizod w rozwoju internetowego czasopisma , które, kto wie czy nie jako pierwsze, chyba w pełni wykorzystało zalety cyfrowego medium – jego anonimowość, łatwość w przekazywaniu informacji czy niemal zupełny brak ograniczeń prawnych i moralnych. Jeśli zaś myśleć o „Buncie” w aspekcie czysto kulturowego wskaźnika , pokazał, gdzie może leżeć problem młodych ludzi szukających swojego „ja” w kontestacji i sprzeciwie.
„Bunt” pokazał „złotą wolność” Internetu, ale nic to w porównaniu z ukazaniem problemów o niebo ważniejszych. Za to mu chwała, gorzej, że w drodze do tego musiał się posłużyć takimi a nie innymi metodami retorycznego cynizmu. „Bunt” był bez wątpienia burzą, która coś poruszyła. Trudno dziś rozsądzić czy więcej wyjdzie z tego zła czy dobra, a może po prostu pamięć o tej burzy szybko przeminie. Odbyła się ona bowiem jedynie w bardzo ciasnej szklance wody polskojęzycznego Internetu. Kto by tam pamiętał podobne ekscesy? Ale i tak coś się tam z tej szklanki wylać musiało. Jednego w każdym razie jestem pewien – o naszym damskim Buntowniku jeszcze usłyszymy.
koniec
1 kwietnia 2002

Komentarze

13 XI 2019   22:43:35

Pamiętam 'Bunt', był w sam raz w czasach gdy jako nastolatek intersowałem się po raz pierwszy marihuaną, bardzo użyteczny magazyn, chętnie bym go jeszcze raz przeczytał po latach...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Z tego cyklu

Sever for ever
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zmęczenie Userów
— Qualis

Deszczowcy, mypingi i UFO
— Joanna Słupek

Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Piłkarskie święto
— Bartosz Kotarba

Piłkarski koszmar
— Bartosz Kotarba

Krótko o...
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski

Z Internetem dookoła świata
— Bartosz Kotarba

Niezakładanie grup dyskusyjnych w pl.*: mini-HOWTO
— Jacek Kawa

Uzależnieni od wszechstronności
— Bartosz Kotarba

Tegoż autora

Prawie magia w prawie świecie
— Łukasz Kustrzyński

Tego ciemny lud nie kupi
— Łukasz Kustrzyński

Sztuka wybaczania
— Łukasz Kustrzyński

Niewidoczny POPiS reżysera
— Łukasz Kustrzyński

Bigos z zepsutą kiełbasa i morze słowackiej wódki
— Łukasz Kustrzyński

Ci wspaniali mężczyźni w swych latających strojach Batmana
— Łukasz Kustrzyński

Obcy jest w nas
— Łukasz Kustrzyński

Posłyszałem szum w ciemności
— Łukasz Kustrzyński

A co by było gdyby…
— Łukasz Kustrzyński

Prowincjonalne ciasteczko, czyli bracia Coen trzymają poziom
— Łukasz Kustrzyński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.