Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Korzenie: Z wizytą u rabusia

Esensja.pl
Esensja.pl
Winicjusz Kasprzyk
Czytelnicy „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego, a przynajmniej ci uważni, z pewnością pamiętają postać Hayna von Czirne – przedsiębiorczego, acz wrednego przedstawiciela ówczesnej klasy średniej. Tak się jakoś składa, że do jego rodowej siedziby, zamczyska Nimmersath (Niesytno) mamy z Agnieszką całkiem blisko. Jakąś staropolską milę.

Winicjusz Kasprzyk

Korzenie: Z wizytą u rabusia

Czytelnicy „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego, a przynajmniej ci uważni, z pewnością pamiętają postać Hayna von Czirne – przedsiębiorczego, acz wrednego przedstawiciela ówczesnej klasy średniej. Tak się jakoś składa, że do jego rodowej siedziby, zamczyska Nimmersath (Niesytno) mamy z Agnieszką całkiem blisko. Jakąś staropolską milę.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Zamek nie wygląda najlepiej. Właściwszym byłoby powiedzieć, że wygląda fatalnie – jedna wielka kupa gruzu, nad którą góruje ośmiokątna, o dziwo nadal stojąca, wieża. Na dodatek, by dostać się na dziedziniec, musimy z Agnieszką przebrnąć przez straszącą okopconymi oknami ruinę pałacu, wybudowanego ongiś przez znany na Śląsku ród von Zedlitz. I pomyśleć, że spóźniliśmy się tylko o kilka lat – gdybym zawitał tu na początku lat 90. zeszłego wieku, mógłbym podziwiać pałac w niemal pełnej krasie. Niektórzy z tubylców winią za istniejący stan rzeczy zbyt kuszącą sumę ubezpieczenia, która spowodowała, że pewnego pięknego dnia budowla zajęła się płomieniem tak skutecznie, że nie ostał się ani jeden strop. Na przedwojennych niemieckich widokówkach pałac robi niezapomniane wrażenie. Uchodził zresztą za jeden z najpiękniejszych na Śląsku. Wielka szkoda, że mogę o tym pisać tylko w czasie przeszłym.
Wróćmy do zamku. Po przebrnięciu przez pałacowe „widoczki” docieramy do zamkowego dziedzińca. Tu jednak czeka nas kolejna niespodzianka – jedyne widoczne wejście jest zakratowane. Na szczęście dostrzegam, znikającą w zaroślach porastających międzymurze, ścieżkę. Dokąd mnie ona zaprowadzi? Wygląda bowiem bardziej jak wydeptana przez, uwielbiające różnego rodzaju stromizny, muflony, niż na dzieło ludzkich stóp. Chwila wahania, decyzja – idę. Agnieszka postanawia wrócić do pałacu. Ustalamy czas i miejsce spotkania, udzielam jej ostatnich rad z zakresu bezpieczeństwa, o ile w tym przypadku można o czymś takim mówić.
Niesytno – zamek<br>© Jacek Bednarek
Niesytno – zamek
© Jacek Bednarek
Ślisko, mokro i nieprzyjemnie. Na dodatek po prawej ręce mam kilkunastometrową stromiznę, a po lewej mur, którego wystających kamieni wolę nie dotykać. Poruszam się niemal na czworakach, jednak powoli, metr za metrem, wspinam się. Dokądś w końcu ta ścieżka musi prowadzić, jakiś szósty zmysł, nabyty pewnie dzięki kilkuletniej pracy w lesie, podpowiada mi, że wydeptały ją ludzkie stopy. Po kilku minutach okazuje się, że instynkt mnie nie zwodził – oto widzę wąskie, łukowato sklepione gotyckie wejście, zasypane przegniłymi liśćmi. Badam powoli grunt, okazuje się, że pod dywanem zgnilizny są… schody! Zaraz, chwila – przychodzi refleksja – przecież skoro wejście i schody, to powinna być jakaś droga doń wiodąca. Po tej jednak nie ma śladu. Tę zagadkę przyjdzie mi na razie pozostawić nierozwiązaną.
Niesytno – zamek<br>© Jacek Bednarek
Niesytno – zamek
© Jacek Bednarek
I tak jest się czym martwić: schody są śliskie i nierówne, sporej ich części brakuje, co zmusza mnie do karkołomnych skoków. Jakoś jednak udaje się dojść do ostrego ich zakrętu. Warto było – na zakręcie bowiem zieje w skale spory, mający z półtora metra średnicy otwór. Zaglądam ostrożnie – jaskinia. Właściwie to żadna jaskinia, wszystkiego z 15 metrów kwadratowych, widać wyraźnie, że pomieszczenie jest zamknięte. Ostrożnie zagłębiam się w półmrok. Nic ciekawego. Suche liście, jakieś pozostałości ogniska, rozpalonego pewnie kiedyś przez podobnych nam pasjonatów – czy mogło to czemuś służyć? Pewnie, że mogło! Bo gdy popatrzymy na zewnątrz przez otwór wejściowy „jaskini”, to okazuje się, że mamy doskonały widok na łukowate wejście na dole i na… wejście na dolny poziom wieży. Idealne miejsce dla strażników. Nie mam jednak czasu zastanowić się nad tym, bo oto czuję, że ogarnia mnie po raz kolejny gorączka i chęć „zobaczenia więcej”.
Niesytno – zamek<br>© Jacek Bednarek
Niesytno – zamek
© Jacek Bednarek
Wejście jest bardzo szerokie, ma jakieś trzy metry, a biorąc pod uwagę krzywiznę łuku i to, że jest do połowy zasypane gruzem, u podstawy musiało mieć jak nic ze cztery. Kolejna ciekawostka. Po co tak szerokie wrota po tak ciasnym podejściu? Furda jednak liczby – znalazłem wejście do wieży! Myśl ta pochłania mnie całkowicie, czeka mnie jednak rozczarowanie: wąski korytarzyk wśród gruzu i, nie wiedzieć skąd się biorących, korzeni drzew kończy się ślepo, podparty jednym krzywym stemplem i kilkoma deskami. Na dodatek każdy mój krok powoduje osypywanie się pyłu i drobnych kamieni. Kolejny raz czuję, że powinienem zdać się na głos instynktu. Do dziś nie wiem, czy mnie ołgał, jednak gdy zrobiłem krok w tył, przede mną spadły, z dziwnie cichym odgłosem, dwa spore kamienie obluzowane zapewne ze zrujnowanego sklepienia oddzielającego poziomy wieży. Cholera, blisko byłem dostania po łbie! Witam wczesnowiosenne, zimne niebo z ulgą, zapalam papierosa. Zapalniczka, nie wiedzieć czemu, trzęsie się w ręku niczym spory elektromagnes. Nachodzi mnie nagle refleksja – „Czegoś ty się tu spodziewał? Zamek został przecież zniszczony w czasach, o których Sapkowski pisze w „Narrenturmie”. Zresztą całkiem ciekawa to historia, choć znana mi już z innych źródeł…”
Niesytno – pałac<br>© Jacek Bednarek
Niesytno – pałac
© Jacek Bednarek
Ród Świnków, pod koniec wieku XV znany bardziej jako von Schweinichen, od czasu gdy po raz pierwszy został wspomniany w annałach historycznych, słynął głównie jednym – mocną głową. Nie chodziło bynajmniej o odporność kośćca, lecz o prozaiczną, a uwiecznioną w legendach, odporność na napoje wyskokowe. Wielu z tego rodu piastowało co prawda znaczne godności świeckie i duchowne, nie tylko na Śląsku zresztą, jednak to poprzednio wspomniana cecha rodowa do dziś jest eksponowana. Ciekawe, że nie ku przestrodze… Jakkolwiek by nie było do Zamku Świny ciągnęły często spore transporty wina. Traf chciał, że sąsiad ówczesnego pana na Świnach – Gunczela Świnki – Hanusz Czyrna (vel Hayn von Czirne), widać z braku lepszego zajęcia bądź z nudów, postanowił zarekwirować idący w kierunku Świn, a przechodzący przez jego dobra, transport wina przeznaczony dla sąsiada. I pijąc to wino, wraz ze swoimi komilitionami, zapewne nie podejrzewał, że każdy łyk tego wina wydłuża przysłowiowy gwóźdź do jego własnej trumny. Gunczel Świnka, podobnie jak jego współrodowcy, nie dość że mocnogłowy, to na dodatek obdarzony potężną posturą (wedle dzisiejszej miary jakieś 180-190 cm wzrostu, co o owym czasie było ewenementem) poinformowany o wydarzeniu szybko wytrzeźwiał, skrzyknął swoją bandę, z którą nota bene też zajmował się aktywnym rabunkiem, i udał się „z sąsiedzką wizytą”. Efekty były dla Hanusza Czyrny opłakane – zamek został zdobyty i zburzony, a Hanusz Czyrna skrócony o głowę przez Gunczela Świnkę. Dodać tu należy, że odbyło się to jakoby w kaplicy zamkowej Zamku Niesytno. Strasznie cięty musiał być Gunczel, skoro nie uszanował zasady nieprzelewania krwi na uświęconej ziemi…
Niesytno – pałac<br>© Jacek Bednarek
Niesytno – pałac
© Jacek Bednarek
Wraz z myślą o tej legendzie przychodzi otrzeźwienie – przecież ja, po prawdzie, chodzę po grobie. I jakby ku otrzeźwieniu właśnie słyszę wołanie Agnieszki. Przerażony rzucam się po rozwalających się schodach, mknę mokrą ścieżką niczym, wspomniany wcześniej, muflon, skracam sobie drogę przez jakieś chaszcze, by nagle przekonać się, że oto stoję na pozostałości, na stropie dawnych (najprawdopodobniej) budynków gospodarczych. A ten dziwnie drży. Mam wybitnie niecenzuralne myśli, ale trzeba jakoś szybko z tego wybrnąć. Jak? Najlepiej nie iść po sklepieniu, lecz po murach je podpierających. Te, na szczęście, łatwo rozpoznać – po prostu trzeba iść po tych wyższych, porośniętych mchem i rachityczną trawą, miejscach, unikając zagłębień. I gdy dochodzę do skrajnego murku, moje niepokoje rozwiewają się – oto Agnieszka stoi na dole, po wewnętrznej stronie kraty wejściowej, której ja nie mogłem sforsować. Udało się jej prześlizgnąć pod kratą! Dzień pełen niespodzianek. Łykam przysłowiową ślinkę i spokojnie pytam: „Czemuś tak głośno wołała?”
„Wołam już od pół godziny. Znów zobaczyłeś coś ciekawego i zapomniałeś o bożym świecie?”
Na zakończenie należy dodać, że choć zamek i pałac znajdują się w rękach prywatnych, nie to jest jednak głównym problemem związanym z ich zwiedzaniem. Najważniejsze jest bezpieczeństwo – jeśli nie dysponujecie zezwoleniem aktualnego właściciela, sprzętem, wiedzą i czymś odstraszającym półdzikie psy tudzież wyobraźnią na temat zagrożeń – nie wybierajcie się tam. Szkoda waszego czasu i… życia. W odróżnieniu od życia Hanusza Czyrny – łotra i niecnoty, który czułby się chyba świetnie w naszych czasach.
koniec
12 lipca 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Inne recenzje

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

„Chciałbym zdawać maturę z historii…”
— Aleksandra „Alex” Rudzińska

Narrenturm
— Marta Bartnicka

Błazny błądzą po Śląsku
— Eryk Remiezowicz

Z tego cyklu

Drzewo genealogiczne, cz.3: Indeksacja
— Wojciech Gołąbowski

Drzewo genealogiczne, cz.2: Akta dziewiętnastowieczne
— Wojciech Gołąbowski

Drzewo genealogiczne, cz.1: W górę, w dół i na boki
— Wojciech Gołąbowski

Złe, złe czasy…
— Winicjusz Kasprzyk

Perła w koronie
— Winicjusz Kasprzyk

Ze wsi rodem
— Wojciech Gołąbowski

W pieczy Bożogrobców
— Wojciech Gołąbowski

Dumna dzielnica
— Wojciech Gołąbowski

Na wyciągnięcie ręki
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Głos miał nieprzyjemny
— Borys Jagielski

Zagraj to jeszcze raz, Jaskier
— Agnieszka Szady

Esensja czyta: Listopad 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Sceny z życia wiedźmina
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Ile mistrza w rzemieślniku?
— Jędrzej Burszta

Lux cykl
— Marcin Łuczyński

Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność
— Tomasz Iwanicki

Szkieletów w szafie brak
— Artur Chruściel

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.