Korzenie: Z wizytą u rabusiaWinicjusz Kasprzyk Czytelnicy „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego, a przynajmniej ci uważni, z pewnością pamiętają postać Hayna von Czirne – przedsiębiorczego, acz wrednego przedstawiciela ówczesnej klasy średniej. Tak się jakoś składa, że do jego rodowej siedziby, zamczyska Nimmersath (Niesytno) mamy z Agnieszką całkiem blisko. Jakąś staropolską milę.
Winicjusz KasprzykKorzenie: Z wizytą u rabusiaCzytelnicy „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego, a przynajmniej ci uważni, z pewnością pamiętają postać Hayna von Czirne – przedsiębiorczego, acz wrednego przedstawiciela ówczesnej klasy średniej. Tak się jakoś składa, że do jego rodowej siedziby, zamczyska Nimmersath (Niesytno) mamy z Agnieszką całkiem blisko. Jakąś staropolską milę.
Wyszukaj / Kup Zamek nie wygląda najlepiej. Właściwszym byłoby powiedzieć, że wygląda fatalnie – jedna wielka kupa gruzu, nad którą góruje ośmiokątna, o dziwo nadal stojąca, wieża. Na dodatek, by dostać się na dziedziniec, musimy z Agnieszką przebrnąć przez straszącą okopconymi oknami ruinę pałacu, wybudowanego ongiś przez znany na Śląsku ród von Zedlitz. I pomyśleć, że spóźniliśmy się tylko o kilka lat – gdybym zawitał tu na początku lat 90. zeszłego wieku, mógłbym podziwiać pałac w niemal pełnej krasie. Niektórzy z tubylców winią za istniejący stan rzeczy zbyt kuszącą sumę ubezpieczenia, która spowodowała, że pewnego pięknego dnia budowla zajęła się płomieniem tak skutecznie, że nie ostał się ani jeden strop. Na przedwojennych niemieckich widokówkach pałac robi niezapomniane wrażenie. Uchodził zresztą za jeden z najpiękniejszych na Śląsku. Wielka szkoda, że mogę o tym pisać tylko w czasie przeszłym. Wróćmy do zamku. Po przebrnięciu przez pałacowe „widoczki” docieramy do zamkowego dziedzińca. Tu jednak czeka nas kolejna niespodzianka – jedyne widoczne wejście jest zakratowane. Na szczęście dostrzegam, znikającą w zaroślach porastających międzymurze, ścieżkę. Dokąd mnie ona zaprowadzi? Wygląda bowiem bardziej jak wydeptana przez, uwielbiające różnego rodzaju stromizny, muflony, niż na dzieło ludzkich stóp. Chwila wahania, decyzja – idę. Agnieszka postanawia wrócić do pałacu. Ustalamy czas i miejsce spotkania, udzielam jej ostatnich rad z zakresu bezpieczeństwa, o ile w tym przypadku można o czymś takim mówić. Niesytno – zamek © Jacek Bednarek Ślisko, mokro i nieprzyjemnie. Na dodatek po prawej ręce mam kilkunastometrową stromiznę, a po lewej mur, którego wystających kamieni wolę nie dotykać. Poruszam się niemal na czworakach, jednak powoli, metr za metrem, wspinam się. Dokądś w końcu ta ścieżka musi prowadzić, jakiś szósty zmysł, nabyty pewnie dzięki kilkuletniej pracy w lesie, podpowiada mi, że wydeptały ją ludzkie stopy. Po kilku minutach okazuje się, że instynkt mnie nie zwodził – oto widzę wąskie, łukowato sklepione gotyckie wejście, zasypane przegniłymi liśćmi. Badam powoli grunt, okazuje się, że pod dywanem zgnilizny są… schody! Zaraz, chwila – przychodzi refleksja – przecież skoro wejście i schody, to powinna być jakaś droga doń wiodąca. Po tej jednak nie ma śladu. Tę zagadkę przyjdzie mi na razie pozostawić nierozwiązaną. Niesytno – zamek © Jacek Bednarek I tak jest się czym martwić: schody są śliskie i nierówne, sporej ich części brakuje, co zmusza mnie do karkołomnych skoków. Jakoś jednak udaje się dojść do ostrego ich zakrętu. Warto było – na zakręcie bowiem zieje w skale spory, mający z półtora metra średnicy otwór. Zaglądam ostrożnie – jaskinia. Właściwie to żadna jaskinia, wszystkiego z 15 metrów kwadratowych, widać wyraźnie, że pomieszczenie jest zamknięte. Ostrożnie zagłębiam się w półmrok. Nic ciekawego. Suche liście, jakieś pozostałości ogniska, rozpalonego pewnie kiedyś przez podobnych nam pasjonatów – czy mogło to czemuś służyć? Pewnie, że mogło! Bo gdy popatrzymy na zewnątrz przez otwór wejściowy „jaskini”, to okazuje się, że mamy doskonały widok na łukowate wejście na dole i na… wejście na dolny poziom wieży. Idealne miejsce dla strażników. Nie mam jednak czasu zastanowić się nad tym, bo oto czuję, że ogarnia mnie po raz kolejny gorączka i chęć „zobaczenia więcej”. Niesytno – zamek © Jacek Bednarek Wejście jest bardzo szerokie, ma jakieś trzy metry, a biorąc pod uwagę krzywiznę łuku i to, że jest do połowy zasypane gruzem, u podstawy musiało mieć jak nic ze cztery. Kolejna ciekawostka. Po co tak szerokie wrota po tak ciasnym podejściu? Furda jednak liczby – znalazłem wejście do wieży! Myśl ta pochłania mnie całkowicie, czeka mnie jednak rozczarowanie: wąski korytarzyk wśród gruzu i, nie wiedzieć skąd się biorących, korzeni drzew kończy się ślepo, podparty jednym krzywym stemplem i kilkoma deskami. Na dodatek każdy mój krok powoduje osypywanie się pyłu i drobnych kamieni. Kolejny raz czuję, że powinienem zdać się na głos instynktu. Do dziś nie wiem, czy mnie ołgał, jednak gdy zrobiłem krok w tył, przede mną spadły, z dziwnie cichym odgłosem, dwa spore kamienie obluzowane zapewne ze zrujnowanego sklepienia oddzielającego poziomy wieży. Cholera, blisko byłem dostania po łbie! Witam wczesnowiosenne, zimne niebo z ulgą, zapalam papierosa. Zapalniczka, nie wiedzieć czemu, trzęsie się w ręku niczym spory elektromagnes. Nachodzi mnie nagle refleksja – „Czegoś ty się tu spodziewał? Zamek został przecież zniszczony w czasach, o których Sapkowski pisze w „Narrenturmie”. Zresztą całkiem ciekawa to historia, choć znana mi już z innych źródeł…” Niesytno – pałac © Jacek Bednarek Ród Świnków, pod koniec wieku XV znany bardziej jako von Schweinichen, od czasu gdy po raz pierwszy został wspomniany w annałach historycznych, słynął głównie jednym – mocną głową. Nie chodziło bynajmniej o odporność kośćca, lecz o prozaiczną, a uwiecznioną w legendach, odporność na napoje wyskokowe. Wielu z tego rodu piastowało co prawda znaczne godności świeckie i duchowne, nie tylko na Śląsku zresztą, jednak to poprzednio wspomniana cecha rodowa do dziś jest eksponowana. Ciekawe, że nie ku przestrodze… Jakkolwiek by nie było do Zamku Świny ciągnęły często spore transporty wina. Traf chciał, że sąsiad ówczesnego pana na Świnach – Gunczela Świnki – Hanusz Czyrna (vel Hayn von Czirne), widać z braku lepszego zajęcia bądź z nudów, postanowił zarekwirować idący w kierunku Świn, a przechodzący przez jego dobra, transport wina przeznaczony dla sąsiada. I pijąc to wino, wraz ze swoimi komilitionami, zapewne nie podejrzewał, że każdy łyk tego wina wydłuża przysłowiowy gwóźdź do jego własnej trumny. Gunczel Świnka, podobnie jak jego współrodowcy, nie dość że mocnogłowy, to na dodatek obdarzony potężną posturą (wedle dzisiejszej miary jakieś 180-190 cm wzrostu, co o owym czasie było ewenementem) poinformowany o wydarzeniu szybko wytrzeźwiał, skrzyknął swoją bandę, z którą nota bene też zajmował się aktywnym rabunkiem, i udał się „z sąsiedzką wizytą”. Efekty były dla Hanusza Czyrny opłakane – zamek został zdobyty i zburzony, a Hanusz Czyrna skrócony o głowę przez Gunczela Świnkę. Dodać tu należy, że odbyło się to jakoby w kaplicy zamkowej Zamku Niesytno. Strasznie cięty musiał być Gunczel, skoro nie uszanował zasady nieprzelewania krwi na uświęconej ziemi… Niesytno – pałac © Jacek Bednarek Wraz z myślą o tej legendzie przychodzi otrzeźwienie – przecież ja, po prawdzie, chodzę po grobie. I jakby ku otrzeźwieniu właśnie słyszę wołanie Agnieszki. Przerażony rzucam się po rozwalających się schodach, mknę mokrą ścieżką niczym, wspomniany wcześniej, muflon, skracam sobie drogę przez jakieś chaszcze, by nagle przekonać się, że oto stoję na pozostałości, na stropie dawnych (najprawdopodobniej) budynków gospodarczych. A ten dziwnie drży. Mam wybitnie niecenzuralne myśli, ale trzeba jakoś szybko z tego wybrnąć. Jak? Najlepiej nie iść po sklepieniu, lecz po murach je podpierających. Te, na szczęście, łatwo rozpoznać – po prostu trzeba iść po tych wyższych, porośniętych mchem i rachityczną trawą, miejscach, unikając zagłębień. I gdy dochodzę do skrajnego murku, moje niepokoje rozwiewają się – oto Agnieszka stoi na dole, po wewnętrznej stronie kraty wejściowej, której ja nie mogłem sforsować. Udało się jej prześlizgnąć pod kratą! Dzień pełen niespodzianek. Łykam przysłowiową ślinkę i spokojnie pytam: „Czemuś tak głośno wołała?” „Wołam już od pół godziny. Znów zobaczyłeś coś ciekawego i zapomniałeś o bożym świecie?” Na zakończenie należy dodać, że choć zamek i pałac znajdują się w rękach prywatnych, nie to jest jednak głównym problemem związanym z ich zwiedzaniem. Najważniejsze jest bezpieczeństwo – jeśli nie dysponujecie zezwoleniem aktualnego właściciela, sprzętem, wiedzą i czymś odstraszającym półdzikie psy tudzież wyobraźnią na temat zagrożeń – nie wybierajcie się tam. Szkoda waszego czasu i… życia. W odróżnieniu od życia Hanusza Czyrny – łotra i niecnoty, który czułby się chyba świetnie w naszych czasach. 12 lipca 2005 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński
„Chciałbym zdawać maturę z historii…”
— Aleksandra „Alex” Rudzińska
Narrenturm
— Marta Bartnicka
Błazny błądzą po Śląsku
— Eryk Remiezowicz
Drzewo genealogiczne, cz.3: Indeksacja
— Wojciech Gołąbowski
Drzewo genealogiczne, cz.2: Akta dziewiętnastowieczne
— Wojciech Gołąbowski
Drzewo genealogiczne, cz.1: W górę, w dół i na boki
— Wojciech Gołąbowski
Złe, złe czasy…
— Winicjusz Kasprzyk
Perła w koronie
— Winicjusz Kasprzyk
Ze wsi rodem
— Wojciech Gołąbowski
W pieczy Bożogrobców
— Wojciech Gołąbowski
Dumna dzielnica
— Wojciech Gołąbowski
Na wyciągnięcie ręki
— Wojciech Gołąbowski
Głos miał nieprzyjemny
— Borys Jagielski
Zagraj to jeszcze raz, Jaskier
— Agnieszka Szady
Esensja czyta: Listopad 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński
Sceny z życia wiedźmina
— Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz
Ile mistrza w rzemieślniku?
— Jędrzej Burszta
Lux cykl
— Marcin Łuczyński
Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność
— Tomasz Iwanicki
Szkieletów w szafie brak
— Artur Chruściel
O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Kto kim rządził?
— Winicjusz Kasprzyk
O historii nie zawsze ortodoksyjnie: „…a rogatą duszę miał”
— Winicjusz Kasprzyk
O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko maluje
— Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Problemy z kalendarzem, czyli… kiedy naprawdę zakończyła się II wojna światowa
— Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
„Zachować umiar”
— Winicjusz Kasprzyk
Obawiając się cieni
— Winicjusz Kasprzyk
„Boży bojownicy” czyli tam i z powrotem
— Winicjusz Kasprzyk