Skecz XXIV – Ty będziesz następnyUrodziny, czyli libacja w gronie rodzinnym. Stół zastawiony wszelakim jadłem oraz alkoholem. Wszyscy mężczyźni pod wrażeniem i krawatem. Kobiety również elegancko, czyli jak zwykle tandeta z cepeliowską metką. Za czekoladowym szkieletem pożartego tortu siedzi jubilat (Syn), kończący właśnie osiemnasty rok życia młody człowiek. Zajmujący miejsce obok niego Ojciec stuka nożem w butelkę po wódce. W pokoju zapada cisza. Słychać jedynie głos dziadka: „…no a znowuż w czterdziestym drugim, nie, to było chyba już po wojnie, szedłem ja sobie polną drogą z Mirkiem, nie, nie, źle ci powiedziałem, jechałem na motorze z Gabrysią i przejechaliśmy jelenia, ale to nie był jeleń, tylko pan władza w stopniu starszego aspiranta, no to poprosił nas o dokumenty, ale nie, chwila, mnie tam wcale nie było, bo siedziałem wtedy w sanatorium, obok klepsydry i…”
Kuba MyszkorowskiSkecz XXIV – Ty będziesz następnyUrodziny, czyli libacja w gronie rodzinnym. Stół zastawiony wszelakim jadłem oraz alkoholem. Wszyscy mężczyźni pod wrażeniem i krawatem. Kobiety również elegancko, czyli jak zwykle tandeta z cepeliowską metką. Za czekoladowym szkieletem pożartego tortu siedzi jubilat (Syn), kończący właśnie osiemnasty rok życia młody człowiek. Zajmujący miejsce obok niego Ojciec stuka nożem w butelkę po wódce. W pokoju zapada cisza. Słychać jedynie głos dziadka: „…no a znowuż w czterdziestym drugim, nie, to było chyba już po wojnie, szedłem ja sobie polną drogą z Mirkiem, nie, nie, źle ci powiedziałem, jechałem na motorze z Gabrysią i przejechaliśmy jelenia, ale to nie był jeleń, tylko pan władza w stopniu starszego aspiranta, no to poprosił nas o dokumenty, ale nie, chwila, mnie tam wcale nie było, bo siedziałem wtedy w sanatorium, obok klepsydry i…” Raz do roku odbywa się chorobliwie radosna i beztroska celebracja upływającego czasu, podczas której banda uśmiechniętych od ucha do ucha imbecyli, najczęściej połączonych ze sobą więzami pokrewieństwa (prawa natury są nieskomplikowane, ale również brutalne), świętuje kolejny stracony rok. O imprezo szalona, jakie twe imię? Nie, nie chodziło mi o Barbórkę. Urodziny, czyli libacja w gronie rodzinnym. Stół zastawiony wszelakim jadłem oraz alkoholem. Wszyscy mężczyźni pod wrażeniem i krawatem. Kobiety również elegancko, czyli jak zwykle tandeta z cepeliowską metką. Za czekoladowym szkieletem pożartego tortu siedzi jubilat (Syn), kończący właśnie osiemnasty rok życia młody człowiek. Zajmujący miejsce obok niego Ojciec stuka nożem w butelkę po wódce. W pokoju zapada cisza. Słychać jedynie głos dziadka: „…no a znowuż w czterdziestym drugim, nie, to było chyba już po wojnie, szedłem ja sobie polną drogą z Mirkiem, nie, nie, źle ci powiedziałem, jechałem na motorze z Gabrysią i przejechaliśmy jelenia, ale to nie był jeleń, tylko pan władza w stopniu starszego aspiranta, no to poprosił nas o dokumenty, ale nie, chwila, mnie tam wcale nie było, bo siedziałem wtedy w sanatorium, obok klepsydry i…”. Odgłos strzału. Cisza! Dziękujemy. Ojciec podnosi się, trzymając w dłoni butelkę, poprawia marynarkę. Matka, zauważywszy butelkę, natychmiast wyjmuje mu ją z dłoni i podaje kieliszek. Ojciec: Moi drodzy oraz rodzino mojej żony, zebraliśmy się tutaj nie przez przypadek. Otóż właśnie dzisiaj nasz Jasio kończy… Córka: Tato, dziadek nie żyje! Ojciec: Dziadku, czy to prawda? Niechże dziadek się ustosunkuje, zamiast leżeć tak z głową w potrawce z kurczaka, (uśmiechając się do Matki alias Żony) bardzo smacznej zresztą! Matka: Ach, przestań, Wiesiu. Przecież wiem. Szwagier: Kopnął w kalendarz! Córka: Dziadzio, dziadzio, dziadulek! Ojciec: Z dziadkiem zawsze jakieś utrapienie! Połóżcie go na kredensie, obok kompotu, bo gotów nam się tutaj rozłożyć na dobre. Od stołu wstaje kilku mężczyzn i płetwonurek. Po jakichś dwóch minutach wracają na swoje miejsca. Ojciec: Czy ktoś jeszcze nie żyje? Głos (męski): Ja! Ojciec: Tadeusz Kościuszko?! Głos (z wyrzutem): No, to nici z anonimowości. Ojciec: Proszę natychmiast opuścić to mieszkanie. To prywatna uroczystość. Głos: Ale ja szukam jakichś wrażeń, doznań, emocji! Może mają państwo na zbyciu jakąś małą insurekcję? Może być używana, byle nie prana w proszku z wybielaczem. Maluśka, w sam raz, żebyśmy się w niej zmieścili we dwóch. Ojciec: Dwóch?! Głos: Te, Lelewel, wyłaź spod stołu. Rozgryźli nas. Głos II (z pretensją): To przez ciebie, przesadziłeś z tą insurekcją. Pieprzony rewolucjonista! Ojciec: Proszę bezzwłocznie opuścić ten lokal, albo będę zmuszony wezwać policję! Głos II: Tylko spokojnie, już wychodzimy. Głos: A moglibyśmy poprosić o kawałeczek tortu na drogę? Szmat kraju przed nami. Matka: Ależ oczywiście, ja bohaterom narodowym nigdy nie odmawiam. Ojciec: Siadaj, kobieto! Matka: No co ty, Wiesiu?! Ojciec: Ja głosowałem na SLD! Wszyscy: Ach! Głos: Miałeś rację, chodźmy stąd! Głos II: Może słyszeli państwo o jakimś powstaniu lub awanturze w najbliższej okolicy? Matka: Pod czwórką trup ściele się gęsto. Ojciec: Daj spokój! Przecież doskonale wiesz, jacy oni są! Zaraz będą chcieli ci coś sprzedać. Głos: Zatem chodźmy pod czwórkę. Głos II: Ale pojedziemy windą, nogi mnie bolą od tego kucania pod stołem. Słychać zatrzaskiwane drzwi. Ojciec: Przepraszam wszystkich za ten rozgardiasz. To już chyba taka rodzinna tradycja. Przecież na imieninach wuja Leona wybuchły zamieszki uciśnionych mas, a na stypie po ciotce rozgorzała wojna o Falklandy. Ale ja tu zatracam się we wspomnieniach, zamiast mówić do rzeczy. Synu, Jasiu, no wstańże! Tak lepiej. Synu, osiemnaście lat to piękny wiek. Ba, najpiękniejszy. Nie wiem, czy uwierzysz, ale nawet mama miała kiedyś osiemnaście lat. Niestety, nigdy nie było mi dane poznać jej od tej strony. Osiemnaście! To wyjątkowa data, a zatem i prezent powinien być niecodzienny. Wiedz, że odkładaliśmy na niego z matką każdy grosz od dziesięciu lat. Pamiętasz, jak zamiast wstawić dziadkowi sztuczną szczękę, zainstalowaliśmy mu implanty z puszki po sardynkach? Albo jak karmiliśmy psa gazetami? To prawda, padł biedaczek po dwóch tygodniach, ale to wina skandalicznej korekty i fatalnego poziomu redakcji sportowej. A może przypominasz sobie, jak zawsze spędzaliśmy wakacje? Na klatce schodowej, trzy piętra wyżej. To wszystko przez tą oszczędność. Ale właśnie dzięki niej mogliśmy ci sprawić to cudo. Nie chcę ci o tym teraz opowiadać, ale ja miałem ciężkie dzieciństwo. Nawet nie marzyłem o takich prezentach! Cieszyłem się, jeśli znalazłem mały kąsek ciepłego końskiego łajna! Jednak dzisiaj nie czas na żale, tylko na radość. Przyjmij, synu, ten oto dar miłości! Ojciec całuje syna dwa razy z dubeltówki, po czym podaje mu kopertę. Syn otwiera ją, wyjmuje kartkę i zaczyna czytać. Syn (wzruszony): Brak mi słów! Tatusiu kochany, mamusiu jedyna! Szwagier: Co tam masz, chłopcze? Ciotka: Pochwal się! Pochwal! Rozkoszny berbeć! Syn: Nie spodziewałem się! Nawet nie wiem, jak wam dziękować. Ojciec: Podziękuj swojej mamie, to jej pomysł. Szwagier: No? Co dostałeś? Wąglika? Ha, ha! Ciotka: Edmundzie, nalegam, abyś się natychmiast uspokoił! Syn: Dostałem… Nie… Nie mogę uwierzyć… Dostałem miejsce na Powązkach! Z dostępem do Internetu i erkondiszjoningiem. Wszyscy biją brawo i wiwatują. Syn: To najpiękniejszy prezent, jaki dostałem od czasu komunii, kiedy to stryj ze stryjenką podarowali mi gwiżdżący katafalk. Stryj: Poczekaj, poczekaj, chłopcze. Myślisz, że o tobie zapomnieliśmy? Syn: Kiedy zbierałem na operację płuc dla mojej złotej rybki, nie odbieraliście telefonu! Stryj: Widocznie miałem słabą baterię. Stryjenka (z naciskiem): No powiedz mu! Stryj: Jasiu, chcielibyśmy sprezentować ci wielozadaniowy zestaw zniczy na wszystkie pory roku. Syn: To wspaniałe! Nawet nie wiecie, od jak dawna marzyłem o takim prezencie! Nareszcie nie będę musiał wstydzić się przed kolegami. Zawsze, kiedy spotykali się po zajęciach, żeby popalić sobie znicze, albo musiałem udawać, że nie mam czasu, albo podpalać szczura i symulować, ze to znicz. Teraz nareszcie trafię do klasowej elity! Stryj (nostalgicznie): Ach, minęły już te czasy, kiedy i ja po kryjomu przypalałem lampki w szkolnej toalecie. Ojciec: To jeszcze nie koniec niespodzianek. Dziadek chciał wręczyć ci to osobiście, ale ze zrozumiałych względów jestem zmuszony go zastąpić. Syn: Niczego nie da się już zrobić? Matka: Można wezwać pogotowie. Ojciec: Trochę taktu! Przecież jest już późno, na dworze mróz. Panowie sanitariusze na pewno mają do roboty coś ciekawszego, niż rozbijanie się karetką po mieście. Córka: A takiego fajnego dziadka miałam! Ojciec: Pal licho dziadka. Synu, oto ten obiecany prezent. Okazało się, że dziadek był skąpcem i chował przed nami część emerytury. Wiem, wiem, wszyscy jesteście oburzeni. Ale o zmarłych źle się nie mówi! Dziadek zainwestował wszystkie swoje oszczędności oraz lewą nerkę i kupił ci mały prezent. Synu, przyjmij proszę z moich rąk ten talon na kremację, z wymianą na trzy wizyty w solarium. Wszystko na miejscu, w jednym lokalu! Szwagier: Można się nieźle sparzyć! Ha-ha! Ciotka: Edmundzie! Szwagier: A co, źle mówię? Ojciec: Aha, podobno przy solarium nie przejmują reklamacji. Nie wiem, jak sprawa wygląda w przypadku kremacji. Syn: Tyle dobroci w jeden dzień. Nie wiem, czy sobie na to wszystko zasłużyłem. Ojciec: Oczywiście, że nie, gamoniu! Ale dziś są twoje urodziny, więc pozwalamy ci utwierdzać się w przekonaniu o własnej wyjątkowości i niepowtarzalności. Szwagier: Janku, jeszcze my mamy dla ciebie mały upominek. Syn: Wujo? Szwagier: To taki drobiazg, ale chyba przydatny w każdym domostwie. Ciotka: Oj, powiedz mu już! Po co trzymać chłopaka w niepewności? Szwagier (z uśmiechem): A może ty zrobisz to lepiej, suko? Ciotka (ściskając jego dłoń i uśmiechając się słodko): Oczywiście, szowinistyczna świnio! Jak ci zapewne wiadomo, wujek ma pewne znajomości. Syn: Jak się siedziało dwanaście lat, to trudno nie mieć. Ojciec: Nie przy stole! Szwagierka: Więc korzystając ze swych starych powiązań, wujek załatwił ci u kolegi z komisji wyborczej przepiękną urnę w barwach narodowych. Syn: Ach, dziękuję! Szwagier: Jest tylko jedna prośba, żeby ją od czasu do czasu wypożyczyć na wybory. Matka: Ależ oczywiście. Na ten czas przesypie się Jasia do cukiernicy, prawda kochanie? Ojciec: Przecież w cukiernicy jest już babcia. Stryjenka (wypluwając herbatę): Ktoś zamieni się na niesłodzoną? Syn: Nie wiem co powiedzieć… Dzwonek do drzwi. Do pokoju wchodzi posłaniec z wieńcem. Wieniec ozdobiony jest wstążką z napisem: „Spoczywaj w spokoju” oraz „Kochany Mężu/ Niezastąpiona Żono/ Wspaniały Synu/ Nieodżałowana Córko/ Jedyny Szefie/ Kochany Reksiu/ niepotrzebne skreślić”. Posłaniec: Czy to mieszkanie numer sześćdziesiąt sześć? Ojciec: W rzeczy samej. Pan po dziadka? Posłaniec: Jak do zsypu jest niedaleko, to mogę go po drodze zabrać, ale przede wszystkim przywiozłem ten zamówiony wieniec. Przepraszam za spóźnienie, ale na schodach, gdzieś między szóstym a siódmym piętrem, potknąłem się o niezidentyfikowane zwłoki. Matka: Na szóstym? Pewnie Kowalski. Posłaniec: Komu mam wręczyć kompozycję? Ojciec wskazuje na Syna. Posłaniec podaje mu znicz i ściska dłoń. Posłaniec: Memento mori! Syn: Baba z wozu, koniom lżej! Matka (do Syna, z wyrzutem): Obiecywałeś już nie mówić w ten sposób o babci! Posłaniec (do Nurka): Może mi pan pomóc? Posłaniec i Nurek wynoszą razem dziadka. Syn zakłada wieniec na szyję. Ojciec: Skoro udało nam się już spotkać w tak miłym gronie, może pooglądamy sobie filmy z rodzinnych uroczystości? Ciotka: Świetny pomysł! Macie jeszcze kasetę z poprzednich imienin Rysia? Ojciec: Tak, ale nagraliśmy na niej pogrzeb sąsiada. Szwagier: Może coś innego? Ojciec: Oczywiście, DVD z kremacją wuja Hipolita. Szwagier: Z rumuńskimi napisami? Ojciec: Naturalnie! Szwagier: No to zapodawaj, Wiesiu! Ojciec (do Matki): Zyta, nie siedź tak, tylko leć po płytę! A my, korzystając z nadarzającej się okazji, zaśpiewajmy coś naszemu jubilatowi. Syn: Nie trzeba, tatku… Goście podnoszą się i zaczynają śpiewać gromkie „Sto lat”. Nagle potworny (taki hiper-super-druzgocąco straszny) hałas, po którym następuje ujęcie rozrastającego się grzybka atomowego. Lubisz zbierać grzyby? Koniec. 1 października 2003 |
Justyna (po przeczytaniu pewnej recenzji): Nie miałam co korekcić, nawet jednego przecinka nie mogłam postawić. #Jak żyć.
więcej »Wojtek: Lead by się przydał.
Achika: CMOK!
Wojtek: Za krótki i zbyt hermetyczny. Rozwiń, proszę.
Achika: Całuję MOcno Kolegę.
GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński