Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

William Shakespeare
‹Kupiec wenecki›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKupiec wenecki
Tytuł oryginalnyThe Merchant of Venic
Teatr Wrocławski Teatr Współczesny
AutorWilliam Shakespeare
ReżyseriaGabriel Gietzky
PrzekładMaciej Słomczyński, Leon Ulrich, Szymon Wróblewski
MuzykaAleksandra Gryka
ScenografiaDominika Skaza
ObsadaLena Frankiewicz, Jerzy Senator
Data premiery26 kwietnia 2008

Kupiec wrocławski
[William Shakespeare „Kupiec wenecki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Kupiec wenecki” Williama Szekspira nie należy do dramatów często ekranizowanych i oglądanych na deskach teatru. Tym bardziej cieszy, że Gabriel Gietzky wystawił go we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Szczególnie w kontekście burzliwych dyskusji wokół książki „Strach” Jana Tomasza Grossa. Z drugiej strony mam wrażenie, że to kolejna spóźniona premiera, co budzi mój lekki niesmak.

Michał Hernes

Kupiec wrocławski
[William Shakespeare „Kupiec wenecki” - recenzja]

„Kupiec wenecki” Williama Szekspira nie należy do dramatów często ekranizowanych i oglądanych na deskach teatru. Tym bardziej cieszy, że Gabriel Gietzky wystawił go we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Szczególnie w kontekście burzliwych dyskusji wokół książki „Strach” Jana Tomasza Grossa. Z drugiej strony mam wrażenie, że to kolejna spóźniona premiera, co budzi mój lekki niesmak.

William Shakespeare
‹Kupiec wenecki›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKupiec wenecki
Tytuł oryginalnyThe Merchant of Venic
Teatr Wrocławski Teatr Współczesny
AutorWilliam Shakespeare
ReżyseriaGabriel Gietzky
PrzekładMaciej Słomczyński, Leon Ulrich, Szymon Wróblewski
MuzykaAleksandra Gryka
ScenografiaDominika Skaza
ObsadaLena Frankiewicz, Jerzy Senator
Data premiery26 kwietnia 2008
Kiedy w czasach nam współczesnych wystawia się „Kupca weneckiego”, to nie da się uniknąć porównań z głośnym filmem Michaela Radforda z 2004 roku będącym ekranizacją tejże sztuki. Oczywiście nie ma sensu zestawiać popisów Ala Pacino czy Jeremy’ego Ironsa z grą Jerzego Senatora i Leny Frankiewicz. Chodzi raczej o to, żeby przeanalizować, jak rozłożono pewne akcenty. Porównać chociażby, ile trwa przedstawienie, a ile film.
Można by odnieść wrażenie, że spektakl siłą rzeczy będzie dłuższy od filmu, no bo przecież nad reżyserem tego pierwszego nie stał hollywoodzki producent, który co chwilę niecierpliwie patrzył na zegarek i pilnował, żeby nie przekroczyć budżetu. Tymczasem – i tu niespodzianka – filmowa wersja trwa znacznie dłużej. Sztuka jest zdecydowanie krótsza, co sprawia, że przy tak dużym nagromadzeniu wątków i tylu bohaterach naprawdę niewiele brakuje, żeby się w tym wszystkim zwyczajnie pogubić.
Mimo wszystko sam spektakl oceniam na więcej niż poprawny. Dobrym pomysłem było nadanie mu wymiaru uniwersalnego. Rzecz dzieje się w nie do końca określonym czasie i miejscu, więc aż chciałoby się powiedzieć, że akcja rozgrywa się „w Polsce, czyli nigdzie”. Możemy przecież przyjąć, że chodzi o wieś znajdującą się w samym sercu pałuckiej ziemi, która nazywa się… Wenecja. Koncepcja trochę naciągana, ale na swój sposób zabawna.
Właśnie tam upokorzony Żyd postanawia się zemścić na osobie, która publicznie z niego szydziła. Teoretycznie coś takiego mogłoby się wydarzyć w polskiej wsi. O ile, rzecz jasna, założymy stereotypowo, że właśnie gdzieś w biednych polskich wioskach Żydzi spotykają się, bądź spotykali, z największą nietolerancją.
Mam nadzieję, że takie mniej więcej były intencje reżysera, bo jako uwspółcześniona wersja „Kupca weneckiego” ta inscenizacja wygląda średnio, wręcz blado. Dekoracji i rekwizytów jest w niej jak na lekarstwo i zastanawiałem się, czy tak właśnie miało być, czy też zwyczajnie autorzy nie mieli innych, lepszych pomysłów.
Fot. © Wrocławski Teatr Współczesny
Fot. © Wrocławski Teatr Współczesny
Jednocześnie z jednej strony cieszy mnie, że świeżo po burzliwej dyskusji wokół „Strachu” Jana Tomasza Grossa wystawiono sztukę krążącą wokół tematu antysemityzmu, ale z drugiej dziwię się, że stało się to tak późno. Szkoda, że premiera nie odbyła się w samym oku cyklonu. W samym środku burzliwych dyskusji o tej książce. Niewykluczone, że Gietzky nie zdążył na czas, podobnie jak twórcy „Siewców”, czyli Jan Klata i Sławomir Sierakowski, którzy chcieli nawiązać do sytuacji politycznej w naszym kraju. Przypominamy, że ów duet doszukał się w dziele Witkacego analogii do rządów braci Kaczyńskich, ale wystawił ją już po tym, jak przedwczesne wybory wygrała Platforma Obywatelska.
Mówiąc szczerze, żałuję, że jedni i drudzy nie zdążyli na czas. Szczególnie, że o ile „Strachowi” zarzuca się jednostronność, o tyle w „Kupcu…” o jednostronności absolutnie nie ma mowy. Postacie są z krwi i kości. Doskonale, doskonalej niż w filmie, widać wszystkie ich wady i zalety. Bohaterowie mają bardziej złożone charaktery niż w amerykańskiej ekranizacji. I po zakończeniu spektaklu samemu można ocenić, czy z moralnego punktu widzenia ich postępowanie było słuszne, czy nie. Spektakl wygląda bardziej gorzko i daje większe pole do popisu. O bajkowym happy endzie nie ma mowy. To znaczy niby happy end jest, ale przewrotny i dwuznaczny. Na samym końcu sztuki widać, że jej reżyser dosłownie potraktował jeden z najsłynniejszych Szekspirowskich cytatów, w którym wielki dramaturg nazwał życie teatrem, zaś ludzi aktorami. Jak? Najlepiej samemu to zobaczyć.
Fot. © Wrocławski Teatr Współczesny
Fot. © Wrocławski Teatr Współczesny
Jednocześnie pojawiają się inne charakterystyczne dla Szekspira motywy: zdrada, zemsta, zakłamanie, zawiść czy miłość. Wystawić dzieło mistrza nie należy do rzeczy łatwych i trzeba przyznać, że reżyser, aktorzy i cała reszta dość dobrze wywiązali się z postawionych przed nimi zadań.
Swoją drogą to na swój sposób znamienne, że „Kupca…” wystawiono właśnie we Wrocławiu, niegdyś wielonarodowym i wielokulturowym mieście, z którego przepędzono swego czasu Żydów. Co nie zmienia faktu, że ów dramat nie traktuje jedynie o antysemityzmie. Takie stwierdzenie byłoby krzywdzącym uproszczeniem. Bohaterowie co chwilę wystawiają się na próbę i wzajemnie testują. Niczym w Mozartowskim „Wszystko przez nie” sprawdzają, na ile ich partnerzy są wierni. A tego typu testy to zawsze igranie z ogniem.
Podsumowując, w tej uniwersalnej tragikomedii zdarzają się momenty zabawne, ale w końcowym rozrachunku widzowi nie jest do śmiechu. Wracając do niej myślami, dochodzę do wniosku, że jest dobrze, choć mogło być lepiej. Nie zmienia to faktu, że takie adaptacje są jak najbardziej potrzebne i pozostaje mi powiedzieć tylko jedno – czekam na więcej!
koniec
5 maja 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fot. za zygmunthubner.pl

Ulisses: Everyman, czyli rzecz o inscenizacji Zygmunta Hübnera
Paweł Kozłowski

30 VIII 2015

„Ulisses”, monumentalna powieść Jamesa Joyce’a, w 1970 roku została wyreżyserowana przez Zygmunta Hübnera i wystawiona na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże.

więcej »

Scena za ciasna na Lód
Karolina „Nem” Cisowska

3 V 2014

Wystawienie „Lodu” Jacka Dukaja na scenie wydawało się pomysłem tak szalonym, trudnym w realizacji i niezrozumiałym, że oczywiste było, iż sama ciekawość przyciągnie do teatru na Woli w Warszawie widzów zarówno z obozu fantastycznego, jak i mainstreamowego. I sama ciekawość została zaspokojona.

więcej »

O monologach romantyków
Miłosz Cybowski

13 IV 2014

Jak dowodzą „Towiańczycy. Królowie chmur” Jolanty Janiczak, na temat polskiego romantyzmu, polskich wieszczów i ich życia można powiedzieć bardzo dużo. Szkoda tylko, że wystawiony na deskach Teatru Starego w Krakowie spektakl w reżyserii Wiktora Rubina wygląda raczej jak nieskoordynowany monolog.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.