Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Niedźwiedzki
‹Atrament dla leworęcznych›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAtrament dla leworęcznych
Teatr Teatr KTO
AutorKrzysztof Niedźwiedzki
ReżyseriaKrzysztof Niedźwiedzki
MuzykaJerzy Zając
ObsadaJacek Buczyński, Maciej Małysa, Paweł Rybak, Maciej Słota
Data premiery7 maja 2008
WWW

Nie dla praworęcznych!
[Krzysztof Niedźwiedzki „Atrament dla leworęcznych” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Atrament dla leworęcznych” Krzysztofa Niedźwiedzkiego jest niewymuszony, lekki i pozbawiony jakiegokolwiek zamocowania w rzeczywistości. Brak tu odniesień do polityki, historii czy gospodarki. Mógłby dziać się gdziekolwiek, kiedykolwiek, jakkolwiek, bo nie ma nic wspólnego z niczym. Tworzy własne, chwilowe i ulotne uniwersum, podobnie jak swego czasu czynił to „KOC” – z tą serią programów satyrycznych nieodparcie kojarzy się rodzaj żartu w „Atramencie…”. Słowem – inteligentny absurd.

Paweł Piejko

Nie dla praworęcznych!
[Krzysztof Niedźwiedzki „Atrament dla leworęcznych” - recenzja]

„Atrament dla leworęcznych” Krzysztofa Niedźwiedzkiego jest niewymuszony, lekki i pozbawiony jakiegokolwiek zamocowania w rzeczywistości. Brak tu odniesień do polityki, historii czy gospodarki. Mógłby dziać się gdziekolwiek, kiedykolwiek, jakkolwiek, bo nie ma nic wspólnego z niczym. Tworzy własne, chwilowe i ulotne uniwersum, podobnie jak swego czasu czynił to „KOC” – z tą serią programów satyrycznych nieodparcie kojarzy się rodzaj żartu w „Atramencie…”. Słowem – inteligentny absurd.

Krzysztof Niedźwiedzki
‹Atrament dla leworęcznych›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAtrament dla leworęcznych
Teatr Teatr KTO
AutorKrzysztof Niedźwiedzki
ReżyseriaKrzysztof Niedźwiedzki
MuzykaJerzy Zając
ObsadaJacek Buczyński, Maciej Małysa, Paweł Rybak, Maciej Słota
Data premiery7 maja 2008
WWW
Zresztą nie tylko z nią – jest coś i z Mrożka, i z Białoszewskiego, może nawet szczypta Becketta. Lecz „Atrament…” to wcale nie spojenie w jedno Komicznego Odcinku Cyklicznego, Monty Pythona, Jasia Fasoli, by wymienić najbardziej oczywiste konotacje, lecz zwłaszcza skorzystanie z ich najlepszych cech, by ulepić coś oryginalnego. No właśnie – coś – nie kabaret, nie teatr, nie musical. Czym jest „Atrament…"? To spektakl, którego nie sposób sklasyfikować – wszak przez całą edukację wbija się nam do głowy rozmaite kategorie i definicje, formy i schematy. A „Atrament…” jest po prostu… nie dla praworęcznych.
Te najbardziej absurdalne zachowania uznawane są za oczywiste i naturalne, w taki świat każe się nam uwierzyć i wyśmiewać go. To jednak nie do końca slapstick (choć i jego elementy można odnaleźć), nie do końca humor sytuacyjny czy humor postaci. W „Atramencie…” w centrum uwagi znajduje się przede wszystkim słowo. Niedźwiedzki kocha słowne gierki, żonglowanie i zabawę językiem. Czterej brylujący na scenie mężczyźni nieustannie więc mówią, perorują, przemawiają, przekomarzają się i polemizują – nawet wówczas, gdy ich usta zapchane są przeżuwaną bułką i nikt nic nie rozumie – mówią, zdając się nie dostrzegać, że nikt nie wie co, o czym i w jakim celu. Jacek Buczyński, Maciej Małysa, Paweł Rybak i Maciej Słota jednak muszą brylować, nie pozostaje im nic innego, bo scena jest niemal pusta, konkretów brak, podobnie jak i oparcia czy najmniejszego choćby punktu zaczepienia w czymkolwiek znajomym – pozostają więc rozpędzone przemowy.
Fot. Zbigniew Bielawka
Fot. Zbigniew Bielawka
Wątki „Atramentu…” spaja w całość tylko jeden motyw – poza unoszącym się absurdem rzecz jasna – zepsuty kapelusz. Ów niedziałający kapelusz (miał zbierać dziennie 100 zł, a nie robi tego), położony w pierwszym skeczu na przodzie sceny, przyjmuje pieniądze, ilekroć bohaterowie zatrzymają się w bezruchu. A zdarza im się to. Gdyby nie fakt, że jeden z pozostałych uczestników przedstawienia wrzuca wówczas do kapelusza monetę – gra nie ruszyłaby. Wobec tego aktorzy napędzani są pieniędzmi! Cóż, z czegoś trzeba żyć.
Mamy więc scenkę w restauracji – w zamówionej zupie pływają dwa zegarki, szkła kontaktowe, aparat słuchowy, gwizdek – jasna sprawa! Zły muzyk lepiej, aby dmuchał w bęben niż w fortepian, zaś niewiele lepszy dyrygent niczym polski Mr Bean, miast dyrygować, ugania się za niewidoczną muchą. Sprawdzanie patyczkiem, w którą stronę płynie prąd, przed podłączeniem grzałki do kontaktu jest rzeczą naturalną, natomiast nieszczęsny wydawca nie wie, czy dobrze napisał słowo „gówno” i z tego powodu musi przeczytać, bagatela, sto tysięcy wierszy. To jedynie wycinek rozmaitych opowieści i opowiastek, które składają się na potok słów „Atramentu dla leworęcznych”.
Fot. Zbigniew Bielawka
Fot. Zbigniew Bielawka
Przedstawienie, niestety, chwilami przynudza. Poziom absurdu, na który wznosi się „Atrament…”, jest niewątpliwie wysoki, lecz w niektórych historyjkach autorzy po prostu przedobrzyli. Gdy widz doskonale zna już sytuację, w pełni „zawiesił niewiarę” i przyjął absurd, mięśnie twarzy odmawiają mu posłuszeństwa, a łzy śmiechu obciera chusteczką – skecz trwa i trwa. W takie, nieliczne dodajmy, chwile zakrada się nuda. Reakcja publiczności wskazuje jednak, że błyskotliwe momenty (a tych nie brakuje), zdołały przesłonić pewne dłużyzny.
Można także polemizować, że „Atrament dla leworęcznych” jest chaotycznie skleconym zestawem skeczy, które, nie wiedzieć czemu, znalazły się w teatrze. A co za tym idzie – pójściem na łatwiznę, gdyż absurdem uzasadnić można zarówno formę, treść, jak i… tytuł spektaklu. Dość jednak zapoznać się z faktem, że „Atrament…” wyreżyserował twórca grupy kabaretowej Formacja Chatelet, by nie mieć wątpliwości, że w chaosie absurdu czuje się jak ryba w wodzie. A ten bezinteresowny, z niczym niepowiązany spektakl o niczym jest oryginalny, świeży, ożywczy i przezabawny. Najważniejsze jednak, że Niedźwiedzki jest w stanie przekonać do tego publiczność, która, oglądając „Atrament dla leworęcznych”, boki zrywa ze śmiechu (choć zupełnie nie ma pojęcia czemu dla leworęcznych). A chyba taki był (wcale nieabsurdalny) cel reżysera.
koniec
10 października 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fot. za zygmunthubner.pl

Ulisses: Everyman, czyli rzecz o inscenizacji Zygmunta Hübnera
Paweł Kozłowski

30 VIII 2015

„Ulisses”, monumentalna powieść Jamesa Joyce’a, w 1970 roku została wyreżyserowana przez Zygmunta Hübnera i wystawiona na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże.

więcej »

Scena za ciasna na Lód
Karolina „Nem” Cisowska

3 V 2014

Wystawienie „Lodu” Jacka Dukaja na scenie wydawało się pomysłem tak szalonym, trudnym w realizacji i niezrozumiałym, że oczywiste było, iż sama ciekawość przyciągnie do teatru na Woli w Warszawie widzów zarówno z obozu fantastycznego, jak i mainstreamowego. I sama ciekawość została zaspokojona.

więcej »

O monologach romantyków
Miłosz Cybowski

13 IV 2014

Jak dowodzą „Towiańczycy. Królowie chmur” Jolanty Janiczak, na temat polskiego romantyzmu, polskich wieszczów i ich życia można powiedzieć bardzo dużo. Szkoda tylko, że wystawiony na deskach Teatru Starego w Krakowie spektakl w reżyserii Wiktora Rubina wygląda raczej jak nieskoordynowany monolog.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.