WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Promethea #1 |
Scenariusz | Alan Moore |
Data wydania | 7 maja 2019 |
Rysunki | Mick Gray, J.H. Williams III |
Wydawca | Egmont |
Cykl | Promethea |
ISBN | 9788328141513 |
Format | 328s. 170x260mm |
Gatunek | superhero |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Niekoniecznie jasno pisane: Oda do wyobraźniMarcin KnyszyńskiNiekoniecznie jasno pisane: Oda do wyobraźniAle czy Immateria na pewno jest „fikcją”? Podstawowym, najważniejszym założeniem komiksu Alana Moore’a jest szalona na pozór teza – „wszystko jest prawdziwe”. Materialny świat, w którym żyjemy, to tylko część istnienia. To tylko „ułamek góry lodowej wystający nad powierzchnię rzeczywistości” – pod jej taflą znajdziemy światy jaźni, emocji, marzeń, snów, woli i mocy. Myśl, duch, wyobraźnia i materia są zbudowane z tego samego „tworzywa”, tylko w przypadku materii jest ono mniej plastyczne i podatne na kształtowanie. Wyobraźnia za to jest plastyczna nieskończenie – według Moore’a (a także całych zastępów największych filozofów w dziejach) świata materialnego nie doświadczamy bezpośrednio. Obcujemy z wytworami naszego postrzegania – „materia to stan umysłu”. Magia i ezoteryka to próba zmapowania istnienia, zarówno fizycznego i nie fizycznego. Wszystko co kiedykolwiek wytworzyła ludzka cywilizacja pochodzi z wyobraźni – to właśnie tam, w niezbadanych obszarach Immaterii musiało zaistnieć po raz pierwszy. Budynki, pojazdy, arcydzieła sztuki, a także wszelkie koncepcje, teorie, nurty filozoficzne – wszystko to zaczęło się w platońskiej jaskini, od cienia zauważonego kątem oka. To on uruchomił wyobraźnię, to od tego rozpoczęło się tworzenie świata. Bo świat, według „Promethei” jest tworzony cały czas przez istoty obdarzone świadomością poprzez proces obserwacji i nadawania znaczeń. I tak właściwie tylko ludzka świadomość i wyobraźnia są jedynymi rzeczami, co do których mamy pewność, że ich sobie nie wyobrażamy. Alan Moore po raz kolejny zaprasza wszystkich na koniec świata. Ale ma to być koniec świata w sensie pozytywnym – apokalipsa, po której życie toczyć się będzie dalej, ale w zmienionej formie. Armagedon ten będzie po prostu zmianą percepcji rzeczywistości – ludzkość zrozumie, że nie może ograniczać swego pola widzenia tylko do rzeczywistości ponad taflą metaforycznej „wody”. A przewodniczką ma być właśnie Promethea, której imię, rzecz jasna, nie jest przypadkowe. Ona właśnie przyniesie ludzkości boskie światło i zerwie kajdany trzymające nas przy ziemi. Alan Moore odchodził „Prometheą” z „America’s Best Comics”, więc idea końca świata odgrywała tu wyjątkowe znaczenie. A co z graficzną stroną komiksu? Wydawnictwo „Wildstorm” od początku nastawione było do całego projektu bardzo entuzjastycznie. Poszukiwano dla Alana Moore’a najlepszych grafików świata i J.H. Williams III wcale nie był pierwszym wyborem. Teraz nikt nie wyobraża sobie, aby „Prometheę” narysował ktoś inny. Bez cienia przesady – seria ta jest jednym z najpiękniejszych graficznie komiksów w historii medium i nie podlega to żadnej dyskusji. Williams III używa różnorodnych stylów, układów kadrów, technik graficznych i środków wyrazu. Wszystko ma swój cel i uzasadnienie, wszystko jest przebogate w symbole i znaczenia. Każda sefira Drzewa Życia, którą odwiedzają bohaterki utrzymana jest w innej, nieodmiennie oszałamiającej stylistyce. Gdy artysta rysuje innych bohaterów „America’s Best Comics”, którzy pojawiają się w świecie „Promethei”, wyglądają oni, jak narysowani przez ich oryginalnych twórców (szczególnie ekipa Toma Stronga). Mamy styl „prawdziwego świata”, czyli niemal fotokomiks – „niemal” ponieważ Williams nie użył ani jednego zdjęcia! Narysował to tak, że wydaje nam się, że widzimy po prostu wklejone i obrobione zdjęcie, podczas gdy jest to tak naprawdę zwykły rysunek. Jest to wyjątkowo imponujące w sekwencjach, w których dochodzi do „zmian natężenia prawdziwości świata” – bohaterowie na przestrzeni kilku stron przechodzą z kreskówkowej umowności to fotograficznego realizmu i z powrotem. Ostatni, trzydziesty drugi odcinek, (jak Trzydziesta Druga Ścieżka Mądrości z Kabały), to największy eksperyment graficzny z wszystkich. Składa się on z trzydziestu dwóch stron, które, wyjęte z komiksu, mogłyby zostać ułożone w dwa szesnastopanelowe plakaty, przedstawiające dwie wersje Promethei. J.H. Williams III wspominał, że praca z Alanem Moore’em była przygodą życia i ostatecznym sprawdzianem dla niego, jako twórcy. „Promethea” jest więc dziełem Alana Moore’a dokładnie w takim samym stopniu jak Williamsa. Omawiany dziś komiks nie jest po prostu fabularną opowieścią z wyraźnie zaznaczonym początkiem, rozwinięciem i punktem kulminacyjnym – tak po prawdzie to fabularnie jest tu dość prosto i niewiele. „Prometheę” należy traktować raczej jako esej, czyli wykład-rzekę Alana Moore’a na filozoficzne tematy, które grały mu w życiu od dawna i postanowił wszystkie je zaprezentować w graficznej formie. Dla J.H. Williamsa III, „Promethea” była okazją do przedstawienia swoich oszałamiających możliwości i artystyczną transgresję. Alan Moore nigdy nie narzucał mu swojego zdania i zawsze powtarzał: „skoro czujesz to tak, jak mi przedstawiasz – narysuj to właśnie w ten sposób”. Obaj panowie nigdy też nie negowali dydaktycznej warstwy swego dzieła, nigdy nie udawali, że to fabuła jest najważniejsza. Nie, nie jest – w „Promethei” jest tylko narzędziem Wielkiego Wykładowcy. Magia, ezoteryka, okultyzm, tarot, kabała, astrologia, numerologia, metafizyka, fizyka – Moore mówi, że to są sposoby na wspomniane wyżej „mapowanie rzeczywistości”. Ale nie przesądza o ich poprawności i ich nie narzuca – to są przecież również wytwory naszej wyobraźni. |
Sporo już pisałem o Batmanie i Supermanie, przyszła więc w końcu pora wspomnieć o „tej trzeciej”. Księżniczka Diana, alias Wonder Woman, to najważniejsza kobieca postać w DC Comics, z tradycją sięgającą aż do roku 1941 – trzy lata po Kryptończyku i dwa lata po mrocznym rycerzu pojawia się ona, wojowniczka z Rajskiej Wyspy i jej ambasadorka w świecie ludzi. Sześćdziesiąt trzy lata po debiucie bohaterki, niejaki Greg Rucka rozpoczął jeden z najlepszych okresów w jej komiksowym życiu – całość jego (...)
więcej »Końcówka maja to oczywiście Komiksowa Warszawa i to wydarzenie widać bardzo dobrze w zapowiedziach premier wydawców. Premier szykuje się bardzo dużo, poniżej zwracamy uwagę na część z nich.
więcej »Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Ambasadorka pokoju
— Marcin Knyszyński
Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Po komiks marsz: Maj 2019
— Esensja Komiks
Ambasadorka pokoju
— Marcin Knyszyński
Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
100% Morrisona w Morrisonie
— Marcin Knyszyński
Urodziny Pająka
— Marcin Knyszyński
Obrazy grozy
— Marcin Knyszyński
Po komiks marsz: Maj 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Wiosna, wiosna wkoło, zabłysły kły
— Marcin Knyszyński
Plateau
— Marcin Knyszyński
Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński
Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński
Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński
Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński