„Opowieści frontowe. Nocne wiedźmy” to komiks mówiący w bezpośredni i brutalny sposób o tym, że wojna zamienia zwykłych ludzi w bestie. Na froncie nie obowiązuje podział na tych dobrych i tych złych. Każdy jest zdolny do największych okrucieństw, byle tylko przeżyć. Jeżeli zaś trafi się ktoś, kto chciałby zachować w sobie choć resztki człowieczeństwa, to czeka go tragiczny koniec.
All’s fair in love and war
[Russel Braun, Garth Ennis „Opowieści frontowe #1: Nocne wiedźmy” - recenzja]
„Opowieści frontowe. Nocne wiedźmy” to komiks mówiący w bezpośredni i brutalny sposób o tym, że wojna zamienia zwykłych ludzi w bestie. Na froncie nie obowiązuje podział na tych dobrych i tych złych. Każdy jest zdolny do największych okrucieństw, byle tylko przeżyć. Jeżeli zaś trafi się ktoś, kto chciałby zachować w sobie choć resztki człowieczeństwa, to czeka go tragiczny koniec.
Russel Braun, Garth Ennis
‹Opowieści frontowe #1: Nocne wiedźmy›
Wydawnictwo Planeta Komiksów najwyraźniej upodobało sobie dzieła Gartha Ennisa. Po świetnym „The Shadow. W ogniu stworzenia” otrzymujemy nie mniej interesujący, choć zupełnie inny, komiks „Opowieści frontowe. Nocne wiedźmy”. Tym razem opowieść nie dotyczy już bohatera obdarzonego tajemniczymi mocami, ale zwykłych żołnierzy walczących na frontach drugiej wojnie światowej. Akcja komiksu rozgrywa się w 1942 roku a głównymi bohaterami są niemieccy i rosyjscy żołnierze. Jesteśmy oto świadkami hitlerowskiej ofensywy na ZSRR, która jednak z czasem zdecydowanie traci impet pod wpływem skrajnie niesprzyjających warunków atmosferycznych oraz zaciekłej, choć chaotycznej obrony wojsk radzieckich.
O tej zaciekłości, ale także i desperacji, świadczy między innymi to, że Rosjanie rzucali do walki nawet kobiety. Co więcej, sadzali je za sterami samolotów, które nadawały się jedynie do szkolenia pilotów oraz opryskiwania pól. Chodzi tu o tzw. kukuruźniki, czyli dwupłatowe samoloty Polikarpow Po-2, które zostały zaprojektowane w 1927 roku. O „sile” bojowej tych maszyn dobitnie świadczy to, że Niemcy nazywali je: Russfanier, czyli „ruska dykta” albo Nähmaschine, czyli „maszyna do szycia”. Jednak wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom, nocne naloty prowadzone przez kobiety pilotujące kukuruźniki, były zaskakująco skuteczne. Ataki nie powodowały co prawda dużych zniszczeń materialnych, ale prowadziły do obniżenia morale w szeregach armii niemieckiej. „Nocne czarownice” – bo tak Niemcy zaczęli nazywać radzieckie pilotki – sprawiały, że żołnierze nie mogli nawet zmrużyć oka w nocy w obawie przed niespodziewanym atakiem.
Zdarzenia przedstawione w komiksie obserwujemy z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony opowieść snuje młody niemiecki żołnierz Kurt Graf, który relacjonuje poczynania swojej drużyny wdzierającej się w głąb kraju. Z drugiej zaś śledzimy losy porucznik Anny Charkowej, młodej pilotki z 599. nocnego szwadronu bombowego. Właściwie od samego początku jasne jest, że wcześniej czy później musi dojść do spotkania obu tych postaci, a znając podejście Gartha Ennisa do ukazywania realiów wojennych, podczas lektury trudno uwolnić się od przeczucia, że nie będzie to spotkanie z happy endem. Ofensywa niemiecka widziana oczami młodego żołnierza pełna jest niezrozumiałej dla niego brutalności i bestialstwa, które odciska na nim swe piętno. Graf próbuje wprawdzie zachować swoje człowieczeństwo, ale raz po raz przekonuje się, że nie jest to możliwe. Natomiast obrona Matki Rosji widziana z perspektywy Anny Charkowej to nie tylko walka z najeźdźcą, ale także zmagania ze stereotypami pokutującymi w radzieckiej armii. O ile jednak ze złośliwymi komentarzami i lekceważeniem, można sobie jakoś poradzić, to już konieczność latania na maszynach, które zupełnie nie nadają do prowadzenia działań wojennych, jest już czymś zupełnie innym.
O ile scenariusz Ennisa jest bardzo interesujący, o tyle nieco mniej efektownie wypada warstwa graficzna. Można odnieść wrażenie, że Russ Braun tworzył pod dużą presją czasu, gdyż w jego rysunkach zabrakło subtelności i szczegółowości. Tła są zazwyczaj potraktowane po macoszemu, a tym co przede wszystkim przykuwa uwagę, są nieco podobne do siebie i dość grubo ciosane twarze bohaterów, które zazwyczaj dominują w poszczególnych kadrach. Brakuje tu również trochę tego, co mogłoby stanowić główną cechę charakterystyczną tego komiksu, czyli spektakularnych scen nalotów i walk powietrznych. W albumie znalazło się za to miejsce na kilka dodatków. Mamy zatem okazję obejrzeć regularne okładki poszczególnych zeszytów stworzone przez Johna Cassadaya oraz jedną alternatywną autorstwa Garryego Leacha. Poza tym dostajemy garść projektów postaci i szkiców Russa Brauna. Na końcu zaś znalazła się krótka notka o prawdziwych Nocnych Wiedźmach, czyli pilotkach z 588 Pułku Nocnych Bombowców.
Komiks „Opowieści frontowe. Nocne wiedźmy” to na pewno pozycja warta uwagi. Każdy, kto chciałby choć na chwilę odetchnąć od superbohaterskiej inwazji przetaczającej się obecnie przez nasz komiksowy rynek, powinien sięgnąć po tę krótką, choć niezwykle intensywną i bardzo dosadną, opowieść Gartha Ennisa. Choć opowiada ona o tym, o czym wszyscy wiemy – na wojnie nie ma zasad – to sposób, w jaki Ennis przedstawia tę starą prawdę, skłania do refleksji.