Początek koszmaru [Jim Aparo, Chuck Dixon, Alan Grant, Klaus Janson, Doug Moench, Graham Nolan „Batman. Ziemia Niczyja #1: Kataklizm” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Gotham staje przed zagrożeniem, z jakim nigdy jeszcze nie musiało się mierzyć. Wydawać by się mogło, że po apokaliptycznej „ Epidemii” pomysł śmiercionośnego wirusa w najważniejszym po Metropolis mieście DC Comics, trudno będzie przebić. A tu proszę, redaktorzy „Batmana” proszą o potrzymanie piwa i urządzają w Gotham prawdziwe trzęsienie ziemi. I to wcale nie w przenośni.
Początek koszmaru [Jim Aparo, Chuck Dixon, Alan Grant, Klaus Janson, Doug Moench, Graham Nolan „Batman. Ziemia Niczyja #1: Kataklizm” - recenzja]Gotham staje przed zagrożeniem, z jakim nigdy jeszcze nie musiało się mierzyć. Wydawać by się mogło, że po apokaliptycznej „ Epidemii” pomysł śmiercionośnego wirusa w najważniejszym po Metropolis mieście DC Comics, trudno będzie przebić. A tu proszę, redaktorzy „Batmana” proszą o potrzymanie piwa i urządzają w Gotham prawdziwe trzęsienie ziemi. I to wcale nie w przenośni. Jim Aparo, Chuck Dixon, Alan Grant, Klaus Janson, Doug Moench, Graham Nolan ‹Batman. Ziemia Niczyja #1: Kataklizm›Latem i jesienią 1996 roku trwało „ Dziedzictwo”, całkiem udany event angażujący prawie wszystkie wydawane wówczas batkomiksy – „Detective Comics”, „Batman”, „The Shadow of the Bat”, „Robin”, „Catwoman” i „Azrael” (tylko już z założenia odseparowane zupełnie od ciągłości DC Comics „Legends of the Dark Knight” zostało pominięte). Kolejne półtora roku nie przyniosło żadnej rewolucji – wydarzenia w każdym z wymienionych tytułów szły własnym torem aż do początku 1998 roku. Zanim jednak do nich przejdziemy wspomnieć trzeba o krótkiej, czteroodcinkowej opowieści zamieszczonej na przełomie 1997 i 1998 roku w serii „Azrael”. To od niej właśnie zaczyna się pierwszy zbiorczy tom „Batman. Ziemia niczyja”, wydarzenia jeszcze większego niż wydany nie tak dawno w Polsce słynny, niezapomniany „ Knightfall ”. „Azrael i Bane” – tak się to zaczyna. Bane, wielki wróg zarówno Batmana, jak i Azraela odpłynął w siną dal pod koniec „Dziedzictwa”. Redaktorzy komiksów z Batmanem zepsuli tę postać, na co już zwracałem uwagę – teraz dopełniają dzieła i upokarzają ją całkowicie. Sama opowieść o Azraelu wysłanym przez Batmana w pościg za Bane’em jest całkiem niezła, pisze ją w końcu Denis O’Neill, a rysuje w bardzo ciekawy (charakterystyczny) sposób Roger Robinson. Chodzi o rozliczenia z przeszłością, udowodnienie sobie pewnych rzeczy, przepracowanie traum. U Jeana Paula-Valleya oczywiście, bo u Bane’a chodzi tylko o dalszy ciąg degrengolady. Wydarzenia te sprowadzają wspomnianą dwójkę do Gotham i ustawiają na szachownicy, którą za chwilę scenarzyści zrzucą ze stolika. Ba, do Gotham wraca również w tym samym czasie Nightwing i Robin – obydwie ich solowe serie wezmą udział w nadchodzącej katastrofie. Tytułowy „Kataklizm” rozpoczyna się praktycznie bez zapowiedzi – trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,6 stopni w skali Richtera doszczętnie niszczy Gotham. Dziesiątki tysięcy ofiar, zniszczone mosty i drogi, wieżowce rozlatują się niczym domki z kart, łuna pożarów kończących dzieło widoczna jest z odległości wielu kilometrów. Nie ma łączności, nie ma prądu, brakuje powoli nadziei. Tylko budynki postawione przez „Wayne Corp.” stoją nadal, bo zbudowano je w technologii gwarantującej odporność nawet na dziewięciostopniowe wstrząsy. Bruce Wayne nie zabezpieczył jednak swej rezydencji, bo musiał trzymać sekrety nietoperzowej jaskini w tajemnicy. No i stało się – wiekowe domostwo rodziny Wayne’ów zostało zrównane z ziemią, jaskinia niemal wystawiona na widok publiczny – Alfred i Harold robią co mogą, aby ją zabezpieczyć, choć dopiero co uniknęli śmierci. A Batman? Rusza do miasta nieść pomoc wszystkim poszkodowanym i razem ze swoją nieformalną nietoperzową rodziną ratować tyle żyć, ile zdoła. I w sumie tylko tyle dzieje się w całym „Kataklizmie”, pierwszym tomie gigantycznej „Ziemi niczyjej”. Batman, Robin, Nightwing, Huntress, Catwoman, Azrael, Oracle, Rene Montoya, Harvey Bullock, komisarz Gordon i gothamska policja, a nawet chwilowo sprzymierzeni z mrocznym rycerzem ludzie Pingwina dwoją się i troją. Zapomnijcie o superbohaterskiej akcji, detektywistycznych zagadkach czy pojedynkach na dachach budynków. Wróg po raz kolejny jest niewidzialny, bezosobowy, niepokonany – to znów siły natury atakują Gotham. Miasto Batmana było w latach dziewięćdziesiątych niczym biblijna Sodoma albo Gomora – scenarzyści-bogowie zrzucali na nie wielkie plagi regularnie już od czasów „Knightfall”. Graficznie jest bardzo dobrze jak na ostatnią dekadę dwudziestego wieku – każdy z rysowników (a był ich legion) zrobił wszystko, aby to jego wizja piekła na ziemi prezentowała się najbardziej epicko. W „Kataklizmie” chodzi o zwyczajny, ludzki wymiar działań Batmana i jego ekipy, jest to podręcznikowa opowieść katastroficzna mocno trzymająca się konwencji – zwłaszcza w regularnych seriach komiksowych. To w tych kilku pojedynczych, wydanych poza seriami, albumach odchodzimy nieco od prostego scenariusza „ratujemy kolejne osoby”. W antologii „Batman Chronicle” znajdziemy sporo fajnych scenek dopełniających i urozmaicających główną linię fabularną. Ra’s al Ghul konstatujący ostateczne zwycięstwo natury nad człowiekiem, wstrząsająca historia człowieka przysypanego gruzami, okrucieństwo i brak empatii Pingwina – żeby wymienić najlepsze. W „Batman. Blackgate Isle of Men” weźmiemy udział w ostatnich chwilach więzienia na wyspie, które rozlatuje się na kawałki podczas pierwszych wstrząsów. W „Batman. Huntress/Spoiler Blunt Trauma” będziemy świadkami niechcianej współpracy Huntress i niejakiej Spojler, a w „Batman. Arkham Asylum Tales of Madness” przeczytamy swego rodzaju „Dekameron” w wersji DC Comics. Zwróćcie uwagę szczególnie na ten rewelacyjnie narysowany przez Dave’a Taylora one-shot – psychole z „Arkham” mierzą się z nadchodzącą tragedią w sposób… szczególny. Rysowników jest zatrzęsienie, co jest oczywiste i nie powinno nikogo dziwić. Nie ma zaskoczenia, jeśli chodzi o jakość (jest w porządku) czy spójność wizualną (nie jest w porządku) – ale jest, jeśli chodzi o Jima Aparo. Facet znów wrócił z emerytury i tym razem z przytupem – rysuje jak za dawnych lat u szczytu swej popularności. „Kataklizm” to tylko jedna trzecia wstępu do właściwej „Ziemi niczyjej” i rozgrzewka przed drugą trzecią. Pod koniec lutego dojdzie do „Wstrząsów wtórnych”.
|