Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sean Howe
‹Niezwykła historia Marvel Comics›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiezwykła historia Marvel Comics
Tytuł oryginalnyMarvel Comics: The Untold Story
Data wydania6 listopada 2013
Autor
PrzekładBartosz Czartoryski
Wydawca Sine Qua Non
ISBN978-83-7924-081-4
Format512s. 140×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatuneknon‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Excelsior!
[Sean Howe „Niezwykła historia Marvel Comics” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Niezwykła historia Marvel Comics” to fascynująca opowieść o trudnej branży opowieści rysunkowych – sztuki uwikłanej w twardy, bezwzględny biznes. Dzieje jednego z największych wydawnictw komiksowych, spisane przez Seana Howe’a, są tyleż barwne, co i przygnębiające: pełne wzlotów i upadków, spektakularnych, szybkich karier i bolesnych porażek. Nie brak jednak i akcentów humorystycznych – bo i jak tu zachować powagę, pisząc o ludziach w jaskrawych trykotach?

M. Fitzner

Excelsior!
[Sean Howe „Niezwykła historia Marvel Comics” - recenzja]

„Niezwykła historia Marvel Comics” to fascynująca opowieść o trudnej branży opowieści rysunkowych – sztuki uwikłanej w twardy, bezwzględny biznes. Dzieje jednego z największych wydawnictw komiksowych, spisane przez Seana Howe’a, są tyleż barwne, co i przygnębiające: pełne wzlotów i upadków, spektakularnych, szybkich karier i bolesnych porażek. Nie brak jednak i akcentów humorystycznych – bo i jak tu zachować powagę, pisząc o ludziach w jaskrawych trykotach?

Sean Howe
‹Niezwykła historia Marvel Comics›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNiezwykła historia Marvel Comics
Tytuł oryginalnyMarvel Comics: The Untold Story
Data wydania6 listopada 2013
Autor
PrzekładBartosz Czartoryski
Wydawca Sine Qua Non
ISBN978-83-7924-081-4
Format512s. 140×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatuneknon‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Marvel to od lat marka rozpoznawalna nie tylko wśród miłośników komiksów, ale też rosnącej rzeszy kinomaniaków, telewidzów i graczy komputerowych. Mozolnie przebijając się do powszechnej świadomości – najpierw poprzez tanie, kiczowate seriale, potem coraz lepsze filmy animowane – w końcu, po kilku dekadach wysiłków wydawnictwo wywindowało całe grono swoich sztandarowych bohaterów na sam szczyt box office: X-Men, Spider-Mana, a w końcu supergrupę Avengers. To idealny moment na podsumowanie, jakiego podjął się Sean Howe: w książce „Niezwykła historia Marvel Comics” opisał siedemdziesiąt lat jego burzliwych dziejów – od skromnych początków aż po dzień dzisiejszy.
Oryginalny tytuł publikacji – „Marvel Comics: The Untold Story” (ang. „historia nieznana”) – zdaje się sugerować jakieś wątki sensacyjne. Czy to intencja samego autora, czy też pomysł działu marketingu – trudno stwierdzić. Nie bez powodu jednak wielu spośród rozmówców autora – a jest ich przeszło setka: od najjaśniejszych gwiazd wydawnictwa aż po dawnych szeregowych pracowników spokrewnionych z Marvelem firm – pragnie zachować anonimowość. Nie szczędzą dawnym szefom i kolegom złośliwości czy gorzkich słów – a i sam Howe niektórym bohaterom tej opowieści przydziela dość otwarcie role karykaturalnych, komiksowych wręcz czarnych charakterów. Tak jak w publikacjach Marvela, pełno tu dramatycznych zwrotów akcji i machinacji w najwyższych sferach – ale i przyziemnych historii o zwykłych ludziach. Autor śledzi losy kilku nikomu nieznanych, anonimowych chłopaków – by potem od niechcenia rzucić nazwiskiem: Frank Miller… Todd McFarlane… Przez karty „Niezwykłej historii Marvel Comics” przemykają zresztą osobistości znane nie tylko zafiksowanym na punkcie komiksu geekom: Federico Fellini, Mario Puzo, Anthony Burgess, Kurt Vonnegut czy Vaclav Havel. Jest i Ralph Macchio (ale nie ten) oraz chrześniak Einsteina – a także młody Andy Warhol, który u progu kariery otrzymuje cenną radę. Czytelnik nie uświadczy jednakże pikantnych szczegółów z życia gwiazd ani skandali obyczajowych (poza kilkoma dotyczącymi samych komiksów aniżeli osób z nimi związanych). Na kilkuset stronach poświęconych w znacznej mierze Stanowi Lee – ani słowa chociażby o jego implantach (acz o tupeciku przelotnie wspomniano).
Lee to, rzec by można, twarz wydawnictwa Marvel – i centralna postać, wokół której wszystko się kręci, przez większą część opowieści. Żywa legenda, związana z komiksowym gigantem niemalże od jej początku. Stanley Lieber do firmy swego wuja, Martina Goodmana, zawitał w wieku lat dziewiętnastu – i dziś, jako dziewięćdziesięciodwulatek, nadal jest istotną figurą. Ba! Energiczny staruszek ma własny kanał na YouTube – i do dziś wymyśla nowych, zwariowanych superherosów (by wspomnieć choćby o bohaterce komiksu i kreskówki o jakże sugestywnym przydomku Stripperella). To arcyciekawa, niejednoznaczna, trudna w ocenie postać. Wymagający, nie znoszący sprzeciwu tyran – ale i tytan pracy. Raz pan i władca – a potem parias i banita. Wątpliwy showman, ale pierwszorzędny bajarz. Wizjoner o wielkiej, wykraczającej poza granicę medium komiksu wyobraźni – ale i mitoman. Uśmiechnięty Stan w kąciku redakcyjnym Bullpen Bulletin roztaczał przed czytelnikami wizję wesołej Zagrody (jak nazywano biuro, w którym tłoczyli się twórcy). Z rzeczywistością ten sielankowy obraz nie miał wiele wspólnego. Jako redaktor naczelny Stan Lee trzymał władzę żelazną ręką. Nie szedł na kompromisy. Rysownicy i scenarzyści często nie wytrzymywali presji tej dyktatury. Artyści – istoty z definicji tyleż wrażliwe, co przekonane swojej wyższości – ciężko znosili swą dolę trybików w fabryce komiksu. Bo tym właśnie był Marvel: firmą – nastawioną na szybki zysk. Sukces zaś zależał nie od talentu twórcy a od wyczucia rynku, a fabuły dyktowała koniunktura. Tak było, gdy amerykańskie oddziały płynęły do Europy bić nazistów – i to samo świetne wyczucie zaprocentowało, gdy na podbój Europy ruszył kilkadziesiąt lat później sam Marvel (reanimując na tę okazję pewną zapomnianą i mało popularną supergrupę…). Ale nawet najlepsze linie produkcyjne się w końcu się wypalały – a tryby wypadały. Steve Ditko. Jack Kirby. Chris Claremont. Stan Lee – twarz firmy – od lat 70. jest w zasadzie jedynie figurantem. Ba! Z własnej firmy dała się wyrugować familia Goodmanów – a i ich następców czekał podobny los. Bo historia lubi się powtarzać. A biznes się kręcił – okrutny bo okrutny, ale Marvel nie ustalił bynajmniej pod tym względem nowych standardów. Jedynie wzorował się na najlepszych…
Istotną częścią „Niezwykłej historii Marvel Comics” jest szersza panorama Nowego Jorku, pełna barwnych postaci i wielkich animozji. Miasto bohemy artystycznej i wielkiej finansjery – egzystujących obok siebie, gardzących sobą nawzajem i zazębiających się w nadziei na wykorzystanie tej drugiej strony z minimalną szkodą dla siebie. Z jednej strony coraz bardziej wyrachowani biznesmeni, których coraz mniej interesuje, co robi wydawnictwo, a coraz bardziej, ile zarabia – a z drugiej: artyści. Biedujący idealiści – oraz tacy, którzy z czasem uczą się, jak się dobrze sprzedać. Z jednej strony – pogarda dla komiksu ze strony „poważnych” dziennikarzy prasowych, z drugiej – zażarta konkurencja na polu, na którym Marvel nie był ani pierwszym, ani najważniejszym graczem. Gdy w 1939 Martin Goodman stawiał pierwsze kroki jako wydawca opowieści rysunkowych zakładając Timely Comics, wydawnictwo DC miało już na koncie pierwsze wielkie sukcesy. Świat zdążył poznać dwie bodaj najsłynniejsze jego postaci: Batmana i Supermana. Marvel przez wiele lat pozostawał w jego cieniu – lecz nie przestawał deptać mu po piętach. Książka wnikliwie bada zawiłe relacje z DC: naturalną wrogość – ale i dziwną symbiozę. Dość powiedzieć, że bez swego butnego, wyniosłego konkurenta Marvel przestałby istnieć pięćdziesiąt lat temu (jeśli nie wcześniej). Doznał z jego strony ucisku, był przezeń trzymany na smyczy – ale podgryzał go, jak tylko mógł, i dość bezczelnie pasożytował na jego dorobku (by przytoczyć choćby przykład milionera-wynalazcy walczącego ze złem za pomocą wymyślnych gadżetów). Gdy jednak stworzył na jego bazie zupełnie nową jakość, to Człowiek-Nietoperz zaczął małpować Człowieka-Pająka. Pożyczał od Marvela i pomysły, i pracowników – nieraz hurtem.
Hurtowość (i swobodne traktowanie własności intelektualnej) były zresztą wpisana w naturę wydawnictwa. Kluczem do sukcesu stała się podaż: możliwie tania i szybka masowa produkcja, czerpiąca garściami ze sprawdzonych pomysłów – takich choćby jak latający nadludzie. Komiksowa pulpa, wylewająca się z drukarni strumieniami, była istotną częścią planu wydawniczego. Z początku istnienia kolejne efemeryczne – i cokolwiek szemrane – firemki Goodmana wegetowały dzięki bezprawnym przedrukom i bezczelnym zapożyczeniom. Sławę i pieniądze przyniosły wystrzeliwane niczym seria z karabinu kolejne przygody Kapitana Ameryki. W kolejnych dekadach tzw. Uniwersum Marvela obok trykociarzy zaludniały postaci takie jak Drakula czy mistrz kung-fu Shang-Chi, a półki uginały się od tytułów tak niewiele mówiących jak „Tales to Astonish” (ang. „opowieści niesamowite”). Pozycjom tym – ignorowanym przez samego wydawcę do tego stopnia, że w ogóle nie patrzył on twórcom na ręce – Sean Howe poświęca równie wiele czasu (jeśli nie więcej) co najsłynniejszym bohaterom. To tu bowiem, w warunkach nie tyle cieplarnianych, co zupełnie dzikich, kwitł twórczy ferment. To właśnie na kartach w/w tytułów pojawili się Kaczor Howard (nota bene, pod względem wyglądu będący bezczelną kopią Kaczora Donalda) czy łowca wampirów Blade – którzy doczekali się filmów kinowych na długo zanim udało się to Pająkowi. Ironia? Przypadek? A może ot, dobra kalkulacja – tak jak ekranizacja przygód wcale nie tak popularnych Strażników Galaktyki.
„Niezwykłą historię Marvel Comics” czyta się jak dobrą powieść: rozpisaną na kilka pokoleń epopeję, z wartką akcją przetykaną ciekawymi opisami i galerią ciekawych postaci (z przewagą szwarccharakterów znaczniejszą niż w Grze o Tron). Szkoda tylko, że pod koniec akcja niebezpiecznie przyspiesza, opisując wiele zdarzeń dość pobieżnie (lata dziewięćdziesiąte, przynajmniej z punktu widzenia polskiego czytelnika, wydają się potraktowane po macoszemu), wiele ciekawych tytułów i zjawisk zupełnie pomijając. Jednego natomiast brakuje dobitnie – a mianowicie… obrazków! Żywe, pełne pasji opisy nie poparte są ani jedną ilustracją – choćby czarno-białą. Owszem, biorąc pod uwagę ich ilość, przybyłoby temu i tak już opasłemu tomisku kolejne kilkaset stron – ale „Niezwykła historia Marvel” to wyłącznie surowy tekst, w którym nawet nagłówków rozdziałów nie opatrzono choćby drobnym rysunkiem ilustrującym opisywaną epokę. Nawet do projektu okładki – estetycznej, ale mało wyrazistej – nie użyto oryginalnych ilustracji. Prosiłoby się też o więcej zdjęć: na końcu książki znajdziemy jedynie pojedynczą fotkę. Nie umniejsza to jednak ogromnej przyjemności płynącej z lektury. W ostatecznym rozrachunku czytelnik otrzymuje więcej, niż obiecuje mu szumny tytuł: wydawnictwo ukazane jest z detalami nie tylko od środka, ale w szerszym, bogatym w szczegóły kontekście, na tle barwnej, żywej panoramy – od Madison Avenue przez Wall Street aż po Broadway.
koniec
14 października 2014

Komentarze

14 X 2014   09:08:08

Co do braku obrazków, to z tego co wiem, Marvel nie wyraził zgody na ich użycie w tej książce.

14 X 2014   11:36:35

Marvel w ogóle był przeciwny tej publikacji i nie autoryzował jej w żaden sposób - dlatego właśnie oryginaly tytuł "untold story", czyli coś, o czym sam Marvel nie chce mówić. Dlatego też nie wyraził zgody na użycie jakiejkolwiek grafiki powiązanej ze swoimi komiksami, nawet na okładce - dlatego mamy na niej wycinki postaci, a nie całe ich wizerunki.

14 X 2014   12:17:36

Hm... W sumie nie ma się czemu dziwić: szefostwu (obecnemu i wszystkim byłym, na wszystkich szczeblach) dostaje się ostro po nosie - a i ostatnie dwie dekady działalności Marvela oceniane są przez autora najsurowiej. Z drugiej strony taka publikacja mimo wszystko generuje jakieś zainteresowanie wydawnictwem - a, jak wiadomo: "nieważne, co mówią, byle mówili". Podobnie ma się rzecz ze skasowaniem Fantastic Four: niby niska sprzedaż - ale chodzi zapewne głównie o to, by przypadkiem nie robić reklamy nadchodzącemu filmowi, który robi inna wytwórnia (też chyba tylko po to, by nie oddać praw do serii Marvelowi).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

UWAGA, MILICJA!: Jak własowiec, to musi być bydlę
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Milicyjna kariera Władysława Kostienki zaczęła się w 1963 roku od powieści „Trzech z wydziału śledczego”. W swoim debiucie pojawił się on jako oficer w stopniu majora, będący podwładnym pułkownika Sadczikowa. Julian Siemionow postawił przed nimi arcytrudne zadanie: mają dopaść i unieszkodliwić grasującą po Moskwie bandę, która napada, kradnie, a nawet zabija. I oczywiście planuje kolejne „skoki”.

więcej »

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

20 najlepszych książeczek Tytusa, Romka i A’Tomka
— M. Fitzner, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Jad jako broń militarna
— M. Fitzner

Bo śmiech to zdrowie – każdy wariat ci to powie…
— M. Fitzner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.