Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 2 3 4 5 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

– Bo to kopalniaki! Sam tak kiedyś powiedziałeś. Nie wiedzą, że tracą wojownika. Jesteśmy grupą, by pomagać sobie w takich sprawach, cokolwiek sobie myślą. Nowy, każdy prędzej czy później dostaje się w łapy starszaków. Sam byłem bity nie raz, bardziej niż ty.
– Ale nie tak jak ja – odparł cicho. – Nie codziennie.
Nawet jeśli Anhelo przez parę dni dał mu spokój, to tylko po to, by tym mocniej zabolało, gdy wróci. Aż do dzisiaj Anhelo bił go byle gdzie, byle uderzyć, za każdym spotkaniem coraz mocniej. Teraz Iwen był już tak zrozpaczony, że zastanawiał się tylko nad jednym – już nie czy, lecz kiedy spróbuje go bić tak, by umarł.
– Lepiej ci? – spytał po chwili Arto.
– Mogę chodzić. Nie jest tak źle.
– To się zobaczy – wstał i wyciągnął do niego dłoń. – Wstawaj, Nowy. Nie możemy tak się rzucać w oczy. Chodź, zabierzemy Żo z treningu.
Z wahaniem złapał jego rękę i podciągnął się w górę. Powoli ruszyli przed siebie. Pomyślał, że jednak mu się udało, że Arto znów stał się sobą, gdy jego wojownik znalazł się w niebezpieczeństwie. Tylko że on już nie był jednym z jego wojowników i nie chciał, by to wszystko stało się właśnie w taki sposób.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik

Przez długi, bardzo długi czas szli w milczeniu, lecz złość Arto nie zmalała nawet odrobinę. Na początku był wściekły. Przede wszystkim na Żimmiego, trochę na siebie i na innych wojowników, ale Żimmy był winny najbardziej z nich wszystkich. Nowy miał być pod jego opieką, tymczasem znalazł go na korytarzu, porzuconego jak śmiecia, pobitego do nieprzytomności. Kosmos jeden wiedział, jak długo tam leżał, bez pomocy, bez opieki.
Wystarczyły dwa rozjaśnienia jego nieuwagi, by zaczęły się kłopoty. Wierzył, że może polegać na Żimmym. Tymczasem gdyby nie poczuł nagłej niechęci na samą myśl o treningu, gdyby nie zostawił grupy, błąkając się po korytarzach, pewnie o niczym by się nie dowiedział. Nie sądził, by Żimmy raczył go powiadomić o zdarzeniu. Ciekawe co powie jutro. Dlaczego nie pilnował Nowego, dlaczego pozwolił mu chodzić samotnie po stacji, zamiast zaprowadzić do domu? Doprowadzi to do końca. Był dobrym kapitanem, a szkoła i walka nie były stratą czasu. Nie zostawi grupy tylko dlatego, że ma problem, nawet jeśli zbyt duży, by sobie z nim poradzić. To nic, że przez ostatnie dwa rozjaśnienia czuł jedynie pustkę w głowie. Wciąż miał doki. Wciąż miał stocznię i statki, które dalej będą odpadać od stacji i odlatywać w przestrzeń. Nie może być tak głupi, by poddać się tylko dlatego, że nie może się dostać na ich pokład. Nie może pozwalać, by zelżała dyscyplina w grupie. Zawiódł rodziców, lecz Nowego nie zawiedzie. Bez niego nie da sobie rady.
Po raz pierwszy dopuścił do siebie myśl, że Anhelo chciał zabić Nowego. Tak właśnie pomyślał, gdy go zobaczył – wyglądał jakby nie żył. Dotąd widział śmierć jedynie na projekcji. Zawsze chciał, by tak pozostało. A teraz…
Kiedyś Dael powiedział, że nic nie jest tak ważne jak życie, bo bez życia nie ma nic. Szybko o tym zapomniał, uznając to za kłamstwo, skoro Dael zdecydował się iść do akademii. Dzisiaj zmienił zdanie.
Szykany i wrogość ze strony starszych uczniów nie były niczym niezwykłym. Pokazywali, że są silniejsi. Sam robił podobnie. To miało swój cel – posłuszeństwo. Lecz to, co wyprawiał Anhelo, było poza jego zdolnością pojmowania. Jaką nauczkę da komuś, kto już nie żyje? To było nielogiczne. Owszem, to się działo, tak już było, lecz nigdy w pobliżu, nigdy nie na jego oczach, tylko gdzieś tam, w innej grupie, daleko od niego. Nawet jeśli słuchał o takich rzeczach, to ledwie jednym uchem. Jeśli bicie dla przyjemności uważał za stratę czasu, to co mógł pomyśleć o narażaniu się dorosłym przez zabójstwo? Albo ganianie beks. Czasami jakiś chłopiec stawał się celem, tylko dlatego, że był sam. Wtedy odsuwali się od niego nawet ci nieliczni, którzy chcieli z nim od czasu do czasu porozmawiać. Prześladowano takiego aż do chwili, gdy jego dręczyciele kończyli szkołę, lub ofiara miała już tego tak bardzo dość, że wolała się zabić. Jaką to przynosiło korzyść? Chyba tylko taką, że czasami jakaś grupa dawała im protektorat, by sprowokować wojnę z oprawcami. Gdy ta dobiegała końca, szybko tracili zainteresowanie. A szkoda. Arto wierzył, że gdyby zorganizować beksy, stałyby się użyteczne, tylko nie było nikogo, kto chciałby ryzykować tak bardzo, by ich chronić.
Nic dziwnego, że beksy unikały każdego, nawet tych którzy chcieli im pomóc. Wiecznie zaganiane, przerażone kłębki nerwów. Niewielu przeżywało szkołę, większość lądowała w akademii, co wychodziło na jedno. Każdy kiedyś się załamał, choć raz, zwykle gdzieś między drugą a czwartą klasą, lecz większość potrafiła z tego wyjść. Widocznie nawet szkoła nie potrafiła każdego uczynić twardym.
W sekcji wokół szkoły było wiele parków robotów i hali maszyn, których dorośli nie byli w stanie zabezpieczyć przed dziećmi. Tam o wypadek nie było trudno, zwłaszcza gdy ktoś chciał, by się zdarzył. To były Ostatnie Przystanie, nazwane tak samo jak miejsca, gdzie gromadzono stare kadłuby kosmolotów, nim przetapiano je na nowo. Dla tego, kto tam wchodził, już się nie liczyło, że zostanie wykryty przez czujniki.
Dorośli mówili, że to kolejny, nieszczęśliwy wypadek. Czasem nabierali podejrzeń i wtedy szkoła stawała się obiektem obserwacji. Na jakiś czas przemoc uciekała poza jej ściany, lecz zawsze wracała. Jedne starszaki zaczynały nadrabiać stracony czas; inni, mający coś na sumieniu, wstrzymywali się z napadami, by odwrócić od siebie uwagę, lecz nawet to nie trwało długo. Dorośli przychodzili i odchodzili, szkoła trwała nadal. Nie chciał, by Nowy stał się jednym z nich. Chciał, by dostał szansę, lecz Anhelo postanowił inaczej.
Nowy starał się iść prosto. Nieźle sobie radził. Był wart pomocy, tylko to jego milczenie…
– Dlaczego mi to robi? – Nowy zauważył jak Arto mu się przyglądał. – Mówi, że nie powinienem się pchać na stację, a ja… Przecież nie mogę…
Nowy urwał. Co powinien mu odpowiedzieć? Prawdę? Lepiej żeby się bał, niż dał się bić.
– Nie ciebie pierwszego zaczepia za to gdzie się urodziłeś. Podobno to przez jakiegoś komisarza z Ziemi. Stara sprawa. Mówią, że poszło o szkołę.
– Powiedział rodzicom?
– Nie wygląda na kogoś, kto by to zrobił. Jemu tu się chyba podoba. Może był raz nieostrożny, może rodzice sami… Przez planetarianina jego rodzina straciła swoją pozycję i spadła w dół. Coś jak grupa Pilpa. Matka porzuciła go i uciekła na Marsa, a ojciec zaczął pić.
– I Anhelo myśli, że to wina wszystkich planetarian? A ci inni?
– Inni?
– No, ci inni chłopcy z Ziemi, planetarianie. Byli inni? Wiesz coś o nich, prawda?
Arto westchnął. To była najgorsza część.
– Poza tobą był tylko jeden, Herry. Anhelo się do niego przyczepił, tak jak do ciebie, miesiąc po tym, co zrobił tamten komisarz – parę miesięcy po odejściu Daela, przypomniał sobie.
– Jak się to skończyło?
Zawahał się. Może nie powinien? Ale i tak się dowie. Wielu słyszało o Herrym. Dziś Anhelo był starszy, silniejszy i bardziej bezwzględny. Niektórzy mówili, że to był wypadek, ale to on go pchnął i to on go zabił, nawet jeśli niechcący, choć Arto w to nie wierzył. Od tego czasu za dużo było tych wypadków wokół Anhela.
– Więc zginął?
Spojrzał na Nowego, jakby odczytał jego myśli. Pewnie liczył na bardziej szczęśliwe zakończenie, lecz nie mógł mu go zaoferować.
– Anhelo go zabił – potwierdził. – Dorośli nigdy go z tym nie powiązali, choć podejrzewali, ale wtedy podejrzewali wielu, nawet Zema. Ale my wiemy. Podobno zrobił to niechcący, ale… – powoli pokręcił głową. – Widziałem projekcje z policyjnych komputerów.
Pamiętał je. Pierwsze, jakie widział i od razu najgorsze. Ktoś wyciągnął je z sieci i puścił po szkole. Anhelo nie zaprzeczał ani nie potwierdzał, że obie rzeczy to jego robota, lecz z obu był bardzo zadowolony. Potem widział wiele innych, jak każdy wojownik. Nauczył się odróżniać, kiedy wypadek był spowodowany przez ofiarę, a kiedy był wynikiem morderstwa. Wystarczyło spojrzeć na twarz. Policzki beks prawie zawsze były wilgotne, a ich twarze wyrażały tylko jedno – rozpacz. Po Herrym nie było nic widać, bo nie miał twarzy. Nikt nie mówił, że był beksą. Przeciwnie, był dobrym wojownikiem i obiecującym kapitanem.
– Teraz byłby szóstakiem – ciągnął. – Anhelo zapędził go do starego magazynu, takiego na dwa czy trzy poziomy. Wtedy było tam przejście z naszego poziomu, prosto na barierki. Na dole pełno było prętów, jakich dorośli używają przy budowie szkieletów ścian. Anhelo pchnął Herryego na barierkę, wiesz, taką wysoką, dla dorosłych i tamten przeleciał przez nią i spadł parę metrów w dół. Wtedy nie było tam czujników – dotknął lewego ramienia. – Teraz chodzą tam tylko ci, którzy nie chcą wracać.
Urwał na chwilę. To tę scenę widział często w koszmarach. Wiedział dlaczego jego umysł wciąż ją powtarzał. Była ostrzeżeniem.
Nowy milczał. Drżał, choć było ciepło.
« 1 2 3 4 5 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.