Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 2 3 4 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

– Są inne aspekty, o których musimy pomówić. Teraz – kolonista nawet się nie zająknął, nie mrugnął, lecz Wilan już czuł, że coś ukrywa.
– Nie tutaj. Proszę za mną – nie podnosząc wzroku znad konsoli wskazał na statek, udając, że tłumaczy coś nowemu pracownikowi. Powoli ruszyli w stronę asteroidy.

Wybrał pomieszczenie na uboczu, na górnym pokładzie, jedno z tych, gdzie były ekrany, a więc i nieważkość. Wspięli się do środka po tymczasowych drabinkach i szczelnie zamknęli za sobą pokrywę włazu. Zefred w milczeniu wyciągnął jedno ze swoich małych urządzeń i zaczął sprawdzać pomieszczenie. Łatwo i pewnie poruszał się między klamrami, zwinnie przepływając z miejsca na miejsce. Zawsze trafiał tam, gdzie chciał i chwytał się tego, co sobie upatrzył. Ten człowiek, pomyślał Wilan, ma kosmos we krwi. Nie pierwszy i nie setny raz porusza się w nieważkości.
– To pomieszczenie jest w pełni ekranowane – oznajmił. – Nikt nas tu nie posłucha.
Kolonista kiwnął głową, dalej robiąc swoje. Chwilę pływał w powietrzu, nim wreszcie zaczepił się o klamrę.
– Chciałeś pogadać – stwierdził Wilan.
– Właśnie – kolonista schował przyrząd i zawisł obok Wilana, na klamrze przy zamkniętym wejściu. Wilan odruchowo zorientował się wobec jego pozycji. – Nie wybraliśmy was wyłącznie ze względu na kwalifikacje. Przyczyn było kilka, a najważniejsza… Znasz Lerszena Norrensona, prawda?
– Znam – potwierdził. – Komputerowiec elektronik z mojego…
Zamilkł, przypominając sobie, gdzie widział Zefreda. To z nim minął się w drzwiach baru przed rozmową z Lerszenem! Czyż Rubio nie wspominał, że ich nowy elektronik ma własne towarzystwo, czyż nie wspominał, że… Był w coś zamieszany, tu Wilan miał rację, lecz to nie był przemyt. Lerszen wykrył jego pułapki i usunął je, by nie zwróciły niczyjej uwagi – zwłaszcza przemytników.
– Więc to takie włókno! On też?
– Przede wszystkim on. Jest bardzo ważnym nitem w całej operacji, a przy tym nitem bardzo… pilnowanym.
Temperatura pomieszczenia gwałtownie skoczyła w górę.
– Jest pod obserwacją?
– Dyskretną, zapewne. Lerszen to nie byle kto. W młodości przystąpił do Podziemia. Nie na długo, lecz dość, by ujawnić swoje niezwykłe specjalistyczne zdolności. Odegrał znaczącą rolę w paru operacjach, których wagi nie jestem w stanie przecenić. Jako pierwszy rozpracował nowy system identyfikatorów, a to dało Podziemiu…
Zefred urwał, jakby powiedział za dużo, lecz Wilan już wiedział, że ktoś taki nigdy nie mówi za dużo. Ktoś taki zawsze wie kiedy i jak urwać opowieść.
– Więc to prawda… Pracował dla Podziemia?
Buris mówił o kimś, kto ma kontakty. Jakże słusznie mu wtedy przerwał! Szansa, że Urząd Emigracyjny nie interesował się powracającym na stację byłym Podziemiowcem? Dlaczego Buris tak się obawiał nieświadomej pomocy Lerszena?
Poczuł wokół siebie pętlę.
– Kiedyś. Potem założył rodzinę i jego zabawa dla Podziemia się skończyła. Poszedł na ugodę z władzami. Jednym z warunków, jakie sam wymyślił, było osiedlenie się na Ziemi i zerwanie z przeszłością. Niestety, szybko się okazało jak jednostronna była ta umowa…
– Na Ziemi? Przecież Ziemia jest siedzibą Rządu! Jeśli był Podziemiowcem…
Zefred zetknął dłonie opuszkami palców i z zadumą przytknął czubki palców wskazujących do brody, spoglądając w dół.
– Ta sprzeczność jest pozorna – wyjaśnił tonem nauczyciela. – Lerszen wybrał Ziemię dlatego, że, wbrew pozorom, tu był najmniej szkodliwy. Włamać się do komputera czy rozpracowywać systemy Rządu można równie dobrze na Marsie. Lecz… atmosfera jaka panuje na Ziemi… – podniósł wzrok na Wilana, nie unosząc głowy. – Nie twierdzę, że nie ma tam lokalnych organizacji, bawiących się w podkładanie bomb czy podobne bzdury. Takie są wszędzie i będą istniały jak długo będzie istniał Rząd. Nie twierdzę, że jestem ze wszystkim na bieżąco. Minęło parę lat odkąd opuściłem Układ, pewne rzeczy się zmieniły. Mówiąc w skrócie, na Ziemi Podziemie jest słabe. Nawet gdyby chciał, Lerszen nie byłby w stanie nawiązać stałej współpracy z dawnymi kolegami. Bardzo się starał przekonać władze, że przestał być groźny, lecz nie krył swoich opinii o władzy. To czyniło go dość… kłopotliwym. Gdyby nie to, co trzyma w swojej głowie, rząd już dawno wysłałby go do nas i bez naszych starań, lecz Lerszen wie i potrafi za dużo. Ktoś taki jest dla nas prawdziwym skarbem, Wil. Gdy go dostaniemy, nasze możliwości wyrywania ludzi z Układu znacznie wzrosną.
Wszystko zaczęło się rozjaśniać. Kwalifikacje kwalifikacjami, pomyślał, lecz gdyby tak im na nas zależało, koloniści nie kontaktowaliby się z nami niemal w ostatniej chwili. Nie wątpił, że mieli dużo chętnych. Nie wątpił, nawet przez chwilę, że możliwość budowy reaktorów była dla kolonistów sprawą przetrwania, równie ważną jak produkcja żywności, lecz… nie do tego był im najbardziej potrzebny.
– Reszta pasażerów, jak rozumiem, jest na dokładkę?
– Nie ma się co oszukiwać – wargi Zefreda rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. – Lecz nie jest tak źle. Powiedzmy, że Lerszen jest daniem głównym, a ty jesteś przystawką na deser. Przystawką bardzo smakowitą, jeśli mam się trzymać porównania. Taką, bez której obiad straciłby na uroku. Mamy statki do naprawy, Wil. Lecz Lerszen… Jego lata już nie te, życie go postarzało, tak samo jego przeszłość i poglądy, lecz nie docenianie jego umiejętności byłoby błędem. Lata nam zabrało namówienie go na tę podróż. Możesz sobie wyobrazić jak na jego przeprowadzkę zareagowali ludzie z Urzędu. Rzucali mu tyle komet pod nogi ile tylko mieli, lecz Lerszen stawił się na nasze wyzwanie, wykorzystując prawie wszystkie swoje kontakty i znajomości. Wiedzieliśmy, że będzie pod obserwacją. Wiedzieliśmy, że jeśli to ma się udać, musimy chodzić dookoła niego na palcach, jakby był bombą. Musieliśmy być gotowi, gdyby pewne rzeczy wydały się zbyt wcześnie i… tu dochodzimy do waszej roli.
Wilan intensywnie myślał. Ostrożność Zefreda nie wydawała mu się już wcale taka przesadzona. Agenci Kosy byli paranoicznie przewrażliwieni. Koloniści postępowali słusznie, starając się nie dorzucać paliwa do ich i tak chorobliwych podejrzeń, lecz w wyniku tych podchodów jego naiwność urosła do rozmiarów potężnej komety.
Kosie, a może nawet Protektorom, zależało na Lerszenie. Byliby szczęśliwi wsadzając go do kopalni za coś tak ciężkiego, że nikt, nieważne jak ważny, nie byłby w stanie go z tego wyciągnąć. Coś takiego jak próba ucieczki. Cień podejrzenia – i pozbyliby się go na dobre.
Wilan uświadomił sobie naraz kilka rzeczy – i każda była gorsza od poprzedniej. Słusznie podejrzewał, że Lerszen próbuje zbiec z Układu i że kontakty z nim mogą być niebezpieczne, a nie był nawet w ćwierci tak spostrzegawczy jak Kosiarze. Jeśli urzędasy widziały to wszystko tak samo wyraźnie, to już dawno wiedziały o wszystkim co się dzieje w stoczni. Jeśli zauważyli jego starania, lecz pozwolili mu przerabiać statek, licząc, iż Lerszen złapie się na jego plan… Mogli czekać aż spróbuje się przyłączyć i wtedy… Na wielki kosmos, przecież Lerszen instalował program na komputerze pokładowym! Czuł się bezpieczny ze świadomością, że w porę się ze wszystkiego wycofał. Lecz Buris wiedział dość, aby…
Pętla się zaciskała.
Pułapka na Lerszena?
– Czy już mnie śledzą?
– Dopuszczam profilaktyczną obserwację. Tak robią z każdym, kto się do niego zbliża.
– Więc kto jeszcze? Kto z mojego zespołu jest na waszej liście?
Zefred uniósł brwi. To tylko gest, uprzytomnił sobie, w pełni kontrolowany, lecz znaczący.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Racja. Nie powinienem, ale nie wiem czy powinieneś się tu zatrudniać. Część zespołu widziała jak kontaktujesz się z Lerszenem. Mogą to skojarzyć…
– Niech sobie kojarzą co chcą. Nasze relacje będą wyglądały na czysto zawodowe. Ich podejrzenia wobec Lerszena nie są nawet w ćwierci tak niebezpieczne jak podejrzenia Kosy.
To brzmiało wiarygodnie, lecz nie było nadto uspokajające.
– Dobra, co ja mam z tym wspólnego? Mam się z nim kontaktować?
– Nie bezpośrednio. Spędziliśmy wiele czasu na układaniu drobiazgów, lecz kłopoty zdarzają się zawsze. To nic niebezpiecznego – dodał szybko – o ile wyrobimy się w terminie. Najbliższe dni będą decydujące. Potrzebujemy stabilnego i bezpiecznego przepływu informacji. Wiele spraw zaczyna się rozciągać i terminy… Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że rozmowa przez sieć jest równie bezpieczna, jak spotkanie na korytarzu?
Skinął głową. To nie była żadna tajemnica. Prywatność była mocno ograniczona. Centrala zarządzała komputerem stacji, a komputer stacji i sieć stacji to właściwie jedna i ta sama rzecz – wielkie monstrum przekaźników, procesorów, central i przewodów, rozrzucone we wnętrzu całego dysku. Każdy komputer był jednocześnie albo węzłem albo gniazdem sieci; nie dało się oddzielić jednego od drugiego. Komunikacja w obrębie podsieci, na konkretnym komputerze, jak w szkole czy magazynach, bywała niezależna, nie przechodziła przez węzły, lecz przekazywanie informacji z jednego domu do drugiego…
« 1 2 3 4 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.