Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 10

« 1 2 3 4 5 23 »

Alan Akab

Więzień układu – część 10

Sieć była wrażliwa na pewne słowa, sformułowania i konteksty – takie jak ucieczka, podsłuch, obserwacja, kolonie. Słowa, które skłoniłyby komputer do analizy rozmowy, zapamiętania jej i wysłania ostrzeżenia ludziom, czyli Kosie. Ludzie mogliby to zbagatelizować, lecz mogli też sprawdzić rozmowę, przeanalizować ją i sprawdzić, co przez ostatnie dni robili rozmówcy. Można było zakodować informację, jeśli ktoś wiedział jak, lecz samo wykrycie kodowanej transmisji między przeciętnymi obywatelami potrafiło sprowadzić podejrzenia. Wilan nie posiadał korporacji, nawet własnej małej firmy, a tylko ich właściciele podpadali pod tajemnicę handlową czy inne, specjalne prawa, ograniczające dostęp Kosy do przekazywanej informacji. Jako przeciętny obywatel, ze względów bezpieczeństwa stacji, nie powinien mieć tajemnic. Nie wątpił, że Lerszen i Zefred mogli sobie załatwić kodowane pasmo, lecz to natychmiast wzbudziłoby słuszne podejrzenia.
– Uprzedzałem, że im dalej się będziemy posuwać, tym ryzyko będzie większe. Pewne nasze działania nie pozostały niezauważone. Nie wszystko jestem w stanie zwalić na Podziemie. Korpus Ochrony można nabierać, lecz tylko do pewnych granic, a ja obawiam się, że je przekraczam. Dlatego ograniczam swoje własne kontakty do minimum. Z tobą dotąd się nie spotykałem, więc nie zwróci to uwagi. Zwłaszcza, że jesteś moim przełożonym.
Wilan wiedział już o co chodzi. Brakowało mu tylko kilku istotnych drobiazgów.
– Jak rozumiem, będę kurierem – odgadł. Rezerwowym, dodał w myśli. – Gdybym zaczął chować się z Lerszenem po takich pomieszczeniach, sam znalazłbym się pod okiem perceptorów. Gdyby to było takie proste, nie byłbym do niczego potrzebny. Pewnie całe stado automatów krąży stale wokół niego i nie opuszcza go aż do drzwi mieszkania. Więc jak?
Tym razem Zefred uśmiechnął się naprawdę szeroko. Kiwnął głową.
– Automaty można oszukiwać, lecz to budzi podejrzenia. Dlatego potrzebny jest nam twój syn.
– Arto? Ale… – i wreszcie zrozumiał. Arto i Iwen! – Oczywiście! Kto by podejrzewał dzieci…
– Tak to ma wyglądać, Wil. Będę ci dawał karty pamięci, które Arto będzie przekazywał Iwenowi. Część z nich będzie przeznaczona dla Lerszena, część pójdzie dalej, przez ręce Rossie, jego córki. Ona będzie ważnym oczkiem w całej sieci.
Nie poczuł się specjalnie zaskoczony. Ktoś taki jak Zefred zawsze wszystko planuje, dokładnie i z rozmachem, na długo zanim zacznie działać. Zbudować całą siatkę, w której dzieci będą kurierami…
Lecz jedno słowo zwróciło jego szczególną uwagę.
– Będzie? Nie próbowaliście…?
– Powiedzmy, że jeszcze parę dni temu nie musiałem aż tak bardzo ograniczać kontaktu z Lerszenem. Rozumiesz dlaczego dopiero teraz zaproponowałem wam udział.
– Tajemnica aż do końca – Wilan oparł się o ścianę i splótł ręce na piersiach. – W waszej skomplikowanej intrydze taki dodatkowy, niepewny element jak ja może wszystko rozbić. Lecz, jak rozumiem, korzyści przeważyły ryzyko, tak?
Zefred przytaknął. Nie ukrywał swojego aż nazbyt chłodnego i praktycznego podejścia do planu i uczestniczących w nim osób. Oto ktoś, kto zwykł trzeźwo oceniać każdy aspekt sprawy. Zero emocji, jeśli to możliwe – to musiało być jego życiowe motto.
– Intryga musi być skomplikowana, by niewtajemniczeni nie zdołali jej przejrzeć. Przynajmniej raz dziennie muszę dostarczać Lerszenowi pewne informacje. Tylko on potrafi zrobić z nich użytek. To czyni z niego słaby punkt siatki.
– A ja i mój syn będziemy obejściem.
– Potrzebuję tego obejścia, Wil. Dlatego niczego nie ukrywam. Dlatego ci ufam.
– A nie dlatego, że w razie wątpliwości…
– To też, lecz zaufanie jest tym, czego potrzebujemy najbardziej. Do każdego z nas, do dzieci i do siebie nawzajem. Od Lerszena i jego zabawek może zależeć cała akcja.
To było oczywiste. Wystarczyło otworzyć drzwi domu, by natknąć się na perceptory, czujniki, a w razie kłopotu – na automaty. Elektronika czaiła się wszędzie, powszechna i wszędobylska jak powietrze, którym oddychał. Nie znał się na niej, ale rozumiał potrzebę oszukania systemu – a Zefred stracił kontakt z osobą, która potrafiła to zrobić. Tylko skąd miał mieć pewność, że Korpus pozostanie jedynym oszukanym? Czy, gdy dojdzie do ucieczki, nie zostanie porzucony, jak niepotrzebny już balast? Dla tak cennego ładunku koloniści mogli wiele poświęcić, a jemu Zefred za bardzo przypominał Protektora. Zachowywał się jak oni, był podobnie spokojny, podobnie opanowany.
Tak, rozumiał dobrze, iż do takiej pracy nikt nie przyśle kogoś, kto nie zna się na rzeczy. Zefred musiał być właśnie taki. Aby walczyć z Kosą i jej agentami, zwłaszcza z maszynami i automatami, samemu trzeba było być co najmniej tak samo przebiegłym. Ale…
– Dlaczego Kosa nie miałaby pilnować także dzieci? – spytał. – Skoro tak bacznie przygląda się Lerszenowi i jego żonie, dlaczego nie im?
Uśmiech Zefreda, ten uśmiech, był inny od pozostałych. Był bardziej naturalny, może nawet, w jakimś stopniu, był szczery.
– Wil, dzieci na stacji wyjdą ze skóry byle mieć pewność, że nie są obserwowane. Niszczą wszystko wokół siebie, żaden perceptor nie wytrzyma przy nich dłużej niż miesiąc. Byłeś kiedyś w szkole?
Wilan kiwnął głową. Nie pamiętał aby wyglądała tak źle, lecz wiedział jak chętnie dzieci psuły wszystko dookoła siebie.
– Perceptory to nie wszystko – zauważył. – Dzieci mają lokalizatory…
– Jak długo będą zachowywać się normalnie, nikt nie zwróci na nic uwagi. A będą się zachowywać normalnie tylko, gdy się dowiedzą. Wil, wiem, że starasz się chronić chłopca, lecz wytłumacz, dlaczego wciąż myślisz, że jego to nie dotyczy? On też jest tego częścią, on też musi się znaleźć na pokładzie. Plan wymaga, by na to zapracował, jak ty czy Lerszen.
Wilan uniósł ręce w geście poddania się.
– Dobrze, niech będzie po twojemu. Ja jestem tylko pasażerem, który ryzykuje pobyt w niezbyt przytulnej kopalni i przymusowy dom dziecka dla syna – powiedział to takim tonem, by Zefred zrozumiał targające nim wątpliwości. – Co mamy robić?
– Dla bezpieczeństwa będę się spotykać prawie wyłącznie z tobą, choć jest tu kilka osób, z którymi od czasu do czasu będę rozmawiał. Dam ci karty i osobisty kod autoryzacji. Wieczorem dasz je Arto, on rano pójdzie do szkoły i da je Iwenowi. W ten sposób przestanę zwracać na siebie niezdrową uwagę urzędu. Im mniej podejrzeń, tym lepiej.
Wilan to rozumiał. Jeśli Kosa lub Urząd dotrze do Zefreda, wyciągnie jego dane. Odkryje kim jest i zacznie analizować zapisy pamięci komputera, by sprawdzić z kim się spotykał – dokładnie tak, jak sam robił, gdy szukał złodzieja. Wtedy nastąpi reakcja łańcuchowa.
Nigdy nie walczył z systemem. Żył w nim, świadom do czego służy, lecz, jako że w niczym mu nie przeszkadzał, akceptował taką sytuację. Płynął z prądem, nie musiał walczyć o nic, niczemu się nie sprzeciwiał. Żyli w dostatku, jedynym minusem była ciężka praca, pozwalająca go osiągnąć i utrzymać. Nie mieli znaczących znajomości – wkręcenie się do kasty ludzi o podobnym stanie majątkowym wymagało pokoleń. Owszem, próbował uciec, ale to też nie była walka. Dopiero teraz wszystko się zmieniło. Dopiero teraz dowiedział się w czym siedzi i zrozumiał jak dobrze to działa.
Każdy miał coś do ukrycia, zaczynając od drobiazgów, jak używanie nielegalnych narkotyków, na poważniejszych wykroczeniach i nadużyciach kończąc. Działało to na korzyść policji i Kosy; dawało im do rąk narzędzie wymuszania posłuszeństwa, jak długo iluzja społecznego bezpieczeństwa istniała w ludzkiej świadomości, nie interferując z obawami o wykorzystanie wiadomości o tychże sekrecikach. Wciąż pamiętał jak powszechny lęk wzbudziła tajna próba wprowadzenia podsłuchu w lokalizatorach. Gdy wieść się rozniosła, zwykły ludzki strach poruszył całym społeczeństwem. Byle iska mogła rozpalić te prymitywne, podstawowe emocje w ogień prawdziwej rewolucji. Tą iskrę mogło skrzesać cokolwiek, choćby Podziemie. Rząd miał dwa wyjścia – wycofać się lub walczyć. Mając dwóch wrogów naraz, wolał się wycofać – na razie.
Na swój sposób było to przerażająco zabawne, że do tej pory nie myślał o perceptorach jak o bombie, podsadzonej pod każdego spiskowca. Zapis aktywności każdego człowieka na stacji leżał sobie bezpiecznie w pamięci komputera, aż do chwili, gdy ktoś nabierze podejrzeń. Trzeba kogoś wsadzić, a może szantażem skłonić do współpracy? Wilan nie wątpił, że do dziś, świadomie lub nie, swoim zachowaniem zdradził dość, by dowody jego winy istniały gdzieś w tym zapisie. Był tylko jeden sposób na utrzymanie tej bomby w uśpieniu. Za wszelką cenę musiał sprawić, by nikt się tą informacją nie zainteresował.
Ale dzieci…?
– A nasze żony? – spytał. Pomysł Zefreda, choć logiczny, wcale go nie przekonywał. – Znają się, spotykają…
« 1 2 3 4 5 23 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.