Magazyn ESENSJA nr 6 (IX)
lato 2001




poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Korespondencja

Pewien pomysł

Esensja jest periodykiem dotyczącym kultury, literatury, filmu. Przedstawiane są w niej opowiadania recenzje, wiersze, grafiki. Wszystko to jednak dotyczy w większości wydarzeń, publikacji bieżących. Nie ma jakichś specjalnych odwołań do przeszłości, minionych dni. Sam zaś chętnie poznałbym przeszłość, dawny rynek wydawniczy, ciekawe książki które ciężko obecnie znaleźć na księgarnianych półkach.
Czy możliwym byłoby zatem zamieszczanie w każdym numerze sylwetek rożnych twórców (oraz może omówienia poszczególnych utworów i polecenia szczególnie ważnych) z ubiegłego już wieku, z czasów o których ja i moje pokolenie dowiadywać się możemy jedynie z drugiej ręki? Nie wiem co prawda jak szeroki jest przekrój pokoleniowy czytelników Esensji, ale myślę, że znalazłoby się więcej chętnych na tego typu projekt. Zresztą pewnie również ludzie, którzy mieli bezpośredni kontakt z kultura ubiegłego wieku (do lat 70./80.), chętnie przypomnieliby sobie dawne czasy (zapewne w ich odczuciu te lepsze).
Gdyby nie przypadek bowiem i spis lektur listy SF&F nigdy nie sięgnąłbym po książki Zajdla, Fiałkowskiego czy Borunia. Po prostu nie miałbym o nich żadnego pojęcia. O ile bowiem klasyka (w pewnym sensie) anglosaska ma jaka taka renomę i większość ludzi ma z nią styczność dzięki znacznej ilości odniesień w innych dziełach czy przy rożnych okazjach, o tyle twórcy polscy są jacyś tacy zapomniani i rzadko się o nich mówi i słyszy.
To chyba wszystko co miałem do powiedzenia na ten temat. Mam nadzieje, że redakcja podzieli moja opinie na ten temat i przemyśli całą sprawę. Myślę, że pomysł ten ma olbrzymie szanse na zaistnienie (przy takiej liczbie znawców tematu), aczkolwiek nie mam pojęcia jaka jest rzeczywista potrzeba powstania takowego projektu. Dla mnie jednakże taka pomoc byłaby nieoceniona.
Pozdrawiam

Tomasz Senda

Od redakcji: Artykuł o zapomnianym polskim pisarzu grozy, Stefanie Grabińskim, zamieścimy w następnym numerze Esensji... A co sądzą o tym pomyśle inni czytelnicy?


Odsiecz pseudonima

Już. Stało się. Nieodwracalnie. Tolkien jest autorem fantasy i koniec. Fajnie jest, tylko że... to nieprawda.
Profesor miał pecha, że w XX wieku nie powstał inny utwór w gatunku jaki uprawiał pisząc "Władcę Pierścieni" (cała reszta też nie jest fantasy -- to baśnie).
Pisząc WP Tolkien wzorował się na epice bohaterskiej (nie jestem żadnym filologiem, więc pewnie znowu pomyliłem terminy), w tym na swoim ukochanym Beowulfie.
Jako, że był to jedyny tego typu utwór w XX wieku został doczepiony do istniejącego już gatunku (wcześniej był Conan).
Pozdrawiam

Mikołaj Machowski


"Przyczajony Tygrys, ukryty Smok", "Od Astronautów do Fiaska" i papierowa "Esensja"

Chciałbym w kilku słowach odnieść się do recenzji "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka" autorstwa Jarosława Loretza i polemiki z tym tekstem, napisanej przez Stanisława Witolda Czarneckiego. Uważam, że Pan Czarnecki niepotrzebnie się zdenerwował i doszukiwał "strojenia prywatnego widzimisię w szaty "głosu ludu"". Ja, czytając tę recenzję, nie zauważyłem w niej niczego złego. Jest ona niepochlebna, lecz ten czy inny sposób napisania jej nie był, choć mogę się mylić, zamierzony. Autor po prostu siadł i ją napisał, a doszukiwanie się nie wiadomo czego i psucie sobie nerwów mija się z celem. Inną sprawą jest zła opinia o filmie Pana Loretza. Sądzę, że wynika ona z niezrozumienia go. Chodzi tu o jego konwencję. Są ludzie, którzy po prostu nie akceptują takiego czy innego gatunku i odrzucają od siebie największe choćby dzieła. Z góry zakładają, że będzie nudny czy pozbawiony sensu.
Inną sprawą jest natomiast mała "burza" wywołana felietonem Pana Janusza Urbanowicza "Od "Astronautów" do "Fiaska"". Co prawda książki w ogóle czytam od niedawna (nie licząc lektur) i niespecjalnie orientuje się na rynku fantastyki, jednakże pozwolę sobie wtrącić swoje dwa zdania. Czytając wszystkie ostatnie felietony na ten temat doszedłem do prostego wniosku, że wszyscy panowie mają raję. Otóż nie można tak po prostu rozstrzygać jak ma się fantastyka, bo ocena jej stanu jest mocno subiektywna. Czy trzy/pięć bardzo dobrych tytułów s-f rocznie to dużo, czy mało? Dla mnie, ucznia, dużo - finanse. I co z innymi gatunkami? Niby można patrzeć na dostępność, wybór książek, ale na przykład w mojej okolicy dostępność literatury w ogóle jest tragiczna. Inną sprawą jest podejście do fantasy. I tu znowu tyle opinii ile czytelników.
Nie wiem, czy powyższe akapity mają sens, ale doszedłem do wniosku, że muszę je zapisać, choćby dla samego siebie (na szczęście ja nie będę musiał tego czytać). Ogólnie artykuły prezentowane w "Esensji" skłoniły mnie do myślenia.
Na koniec chciałbym zgłosić mój oficjalny sprzeciw :). Chodzi mi o papierową "Esensję". Powód jest bardzo prozaiczny: pieniądze i dostępność - mieszkam w mieście poniżej 5 tyś. mieszkańców. Jeśli byłaby taka możliwość mógłbym płacić redakcji/autorom opłatę za pismo ściągane z sieci, ale nie stać mnie na płacenie za wydruk, kolportaż itp. Jeśli elektroniczna wersja wyewoluowałaby w dodatek do papierowej lub znikła, stracilibyście czytelnika, a ja może wróciłbym do telewizji zamiast poczytać ("Xenę" będą puszczali po wieczność :).

B. W.


Recenzja "Existenz"

Chciałbym zauważyć, że nie wolno tak płytko pojmować filmu "eXistenZ", jak to zrobił pan J. Loretz. Film ten mówi przecież o prześladowaniu sztuki (miało to miejsce w historii ludzkości wielokrotnie i wciąż ma - krytyka gier, mangi i anime), o niebezpieczeństwie zatracenia granicy pomiędzy rzeczywistością i fikcją przez graczy, czytelników, kinomaniaków. Film ten ostrzega też przed babraniem się w genach. Pokazuje też, co może spowodować fanatyzm religijny. Tymczasem autor recenzji sprowadza go do filmów akcji co jest błędne. Pan Jarosław nawet nie wysilił się, by domyśleć się, że dwugłowa jaszczurka była nie tyle co ostrzeżeniem dla ludzi co symbolem zniszczenia. Przecież to z niej powstaje niewykrywalna broń! Tymczasem pan Jarosław po prostu mówi, że element ten nie łączy się z fabułą. Za to pan J. Różycki celnie zwraca uwagę na fakt gry-pasożyta. Recenzja pana J. Różyckiego jest o wiele cenniejszym elementem mającym zdecydować w kwestii obejrzeć/nie obejrzeć. Ten film jest o wiele głębszy niż może się na początku wydawać. Trzeba go tylko obejrzeć uważnie, co jest przecież zadaniem recenzenta. Lecz chyba nie wg pana Loretza...

Skreczi

Odpowiedź autora recenzji: Zadaniem recenzenta nie jest bynajmniej zachęcanie do obejrzenia filmu (czy przeczytania książki), którą to funkcję pełnią materiały reklamowe dystrybutora. Nie jest nim też rozpaczliwe wyszukiwanie "głębi" w filmach, które posiadają ledwie cień głębi. Zadaniem recenzenta jest obejrzenie filmu i przekazanie swoich wrażeń na jego temat we w miarę obiektywnym tekście. A jako że recenzent jest zwykłym człowiekiem, ma swoje gusta, i, przykładowo, może nie lubić filmów z nadmiarem patosu, albo niedomiarem sensu, cóż... Tak bywa. Ale dzięki jego recenzji czytelnik może sobie wyrobić zdanie na temat filmu, i zadecydować (porównawszy reklamę, recenzje z różnych pism, oraz opinie znajomych), czy nań pójść, czy może jednak sobie odpuścić.
Nic nie poradzę na to, że "eXistenZ" jest według mnie filmem słabym. Poprzednie filmy Cronenberga były o wiele lepiej skonstruowane i na ich tle "eXistenZ" wypada bardzo słabo - ma niedopracowany scenariusz, chaotyczną fabułę i dziwaczne zakończenie. Trudno w takim przypadku mówić o głębi filmu, skoro trudno nawet wyłuskać sens, czy przesłanie, dla którego teoretycznie film powstał. Owszem, chodzi o niebezpieczeństwo zatracenia rozezniania - gdzie się kończy fikcja, a zaczyna realne życie. O rozmycie rzeczywistości. Ale można było to zrobić prościej, a jednocześnie bardziej sugestywnie, że przypomnę choćby "Pamięć absolutną", czy "Tajemnicę Syriusza". Natomiast zdecydowanie nie zgadzam się z tezą o prześladowaniu sztuki. Prześladowanie (np. architektury secesyjnej w powojennej Warszawie), a krytyka (np. odmawianie uznania za wartościowe gier), to dwie różne rzeczy. W dodatku owo "prześladowanie" w filmie trudno udowodnić - bo raczej nie sztuka jest tutaj prześladowana, a producent, czy może raczej konkretna technologia. I to nie przez fanatyków religijnych, tylko, jeśli mnie pamięć nie myli, przez konkurencyjną firmę. Czyli prześladowanie jest w rzeczywistości walką dwóch konkurencyjnych firm o rynek. W związku z czym jakakolwiek ideologia odpada. Zaś co do babrania się w genach - naturalnie, że film przed tym ostrzega. Ale nie potrzeba było do tego aż dwugłowego zwierzęcia (którego animacja pewnie spożytkowała sporą część budżetu filmu). Starczył joystick, który był bardziej wymownym produktem genetyki, i próbką jej możliwości.
A co do gatunku filmu - jeśli film nie był pomyślany jako film akcji, czy raczej thriller sf, to czym był w istocie? Dramatem psychologicznym? Bez przesady.

Jarosław Loretz


Prośba do Czytelników

Bardzo prosimy osoby nadsyłające materiały do pisma "Esensja" o nie wysyłanie ich listem poleconym. Ponieważ "Esensja" nie ma osobowości prawnej, mamy problemy z odbiorem takich przesyłek na poczcie.
Jesli chcą Panstwo wysyłać jednak poleconym, proszę adresować nastepująco:


Konrad Wągrowski
ul. Afrykańska 12/64
03-966 Warszawa

Jednocześnie przypominamy, że sieciowy adres Esensji to redakcja@esensja.pl
Redakcja

poprzednia stronapowrót do indeksunastępna strona

4
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJAhttp://www.esensja.pl
redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.