nr 02 (XXIV)
marzec 2003




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
  Korespondencja

Literatura sensacyjna: Wprowadzenie do cyklu

Szanowna Redakcji,
Wczoraj, a więc, jak podejrzewam, po latach od chwili, gdy pisaliście Państwo ten artykuł, wędrowałem nocą po Internecie i się nań natknąłem.
Natknąłem się z prawdziwą przyjemnością, bo nie sądziłem - nie podejrzewałem! - że moje nazwisko figurować w nim będzie w tak doborowym towarzystwie: Ludlum, MacLean, Follet, no i ja.
Od czasów, gdy zajmowałem sie pisaniem powieści sensacyjnych, upłynęło bardzo wiele lat. Jednakże cieszę się niepomiernie, że Czytelnicy - i Krytycy! - wciąż o mnie pamiętają. W sumie nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem. Owszem, moje książki były dość popularne - czytano je w radiowej "Trójce", być może między innymi dlatego - ale nigdy nie uważałem się za tak zwanego "pisarza". Jeśli już, to raczej za rzemieślnika, czego się wcale nie wstydziłem i nie wstydzę. Ludlum, którego powieści z pasją ostatnio tłumaczę dla Ambera, to też rzemieślnik, podobnie jak Clancy czy wielu, wielu innych; może nie licząc Grishama, którego bardzo sobie cenię jako naprawdę dobrego pisarza; patrz: "Malowany dom".
Jak sami Państwo wiecie, czasy się zmieniły i gdybym nawet chciał cos dzisiaj napisać - pomysłów mam wiele, ale leżą w szufladzie - prawdopodobnie nie znalazłbym wydawcy. A szkoda, bo lubię pisać, a - jak widać z wysokiej oceny, którą Państwo raczyli mi przyznać, umieszczając mnie w tak szanowny gronie - czytelnicy - przynajmniej niektórzy - jeszcze o mnie nie zapomnieli.
Cóż, pozostaje mi tylko bardzo Państwu podziękować z nadzieją, że nadejdą lepsze czasy i być może napiszę jeszcze coś, co ktoś zechce mi wydać.
Z ukłonami

Janek Kraśko

Od redakcji: Dziękujemy serdecznie za list. A dla miłośników powieści Jana Kraśko dodajmy tylko, że w jednym z najbliższych numerów zamieścimy wywiad z autorem oraz przegląd jego książek.



"Powrót z gwiazd?"

Z przykrością chciałabym wyrazić swoje zdziwienie tzw. "wstępniakiem" napisanym przez Szanownych Panów Redaktorów Artura Długosza i Konrada R. Wągrowskiego (Magazyn Esensja nr.1 z 2003 roku). Obaj Panowie raczyli na łamach tego rzekomo literacko fachowego pisma uciąć sobie przyjacielską pogawędkę rodem z pubu lub grupy dyskusyjnej, przewrotnie zatytułowaną "Powrót z Gwiazd" (Chodzi mi o jej część dotyczącą Paszportów Polityki). Rozumiem, że Internet daje nam nieskończone możliwości przedstawiania publicznie swoich jakże ważnych prywatnych opinii i upodobań, ale ludzie będący szefami czasopisma zajmującego się kulturą powinni wykazać nieco więcej profesjonalizmu w wyrażaniu swoich myśli. Tymczasem Szanowni Panowie Redaktorzy, tonem na wskroś podniosłym i nieomylnym, nie podając żadnych rzeczowych argumentów, totalnie zmieszali z błotem Dorotę Masłowską i jej powieść "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". Być może tym sposobem zamierzali Panowie wywołać jakąś dyskusję, spontaniczny odzew, wymianę zdań pomiędzy czytelnikami, czy też może skłonić prostego zjadacza chleba do rozmyślań. Po lekturze "Powrotu z Gwiazd" rzeczywiście nasuwa się pewien wniosek - Obaj jego Autorzy najwyraźniej faktycznie spadli z nieba, bądź też dopiero co powrócili z gwiazd, skoro jeden z nich (pan Wągrowski) otwarcie przyznaje, że jeszcze nie czytał krytykowanej książki, a drugi (pan Długosz) prezentuje wobec niej stanowisko patetycznie zaściankowe, schematyczne i gołosłowne. (o książce Masłowskiej - "to nizina języka polskiego", "hańba" "sztuczna niedoróbka").
Rozumiem oczywiście patriotyzm obu Panów związany z Jackiem Dukajem; w żadnym wypadku nie zamierzam krytykować ani pana Jacka, ani jego książek, ani wreszcie sentymentu Szanownych Panów do Niego. W słowach Szanownych Panów widać, słychać i czuć rozpierającą Panów dumę z tego niewątpliwie wyróżniającego się młodego Autora, oraz krztę swojskiej polskiej zawiści, że ktoś obcy Panom ideologicznie miał czelność zdmuchnąć Mu sprzed nosa paszport Polityki. Cały ten patriotyzm jest jak najbardziej zrozumiały. Natomiast nie bardzo rozumiem, dlaczego wydają Panowie tak śmiałe, a nie poparte rzeczowymi argumentami sądy o powieści Masłowskiej. Pan Wągrowski pisze na przykład, że: " (...)dorobek twórczy, wartość literacka i potencjał tych dwojga jest absolutnie nieporównywalny na rzecz Jacka." Tymczasem w historii literatury nie raz już zdarzyło się, że dany autor napisał dokładnie jedną powieść, i za sprawą właśnie tej jednej jedynej książki dostał się do grona uznanych pisarzy. (Chociażby J. D. Salinger i jego "Buszujący w zbożu") Zatem to nie o ilość chodzi w tym pisarskim biznesie; o wartości literackiej zaś może się wypowiadać tylko ten, kto dzieło przeczytał.
Poza tym, tak na marginesie, bądźmy szczerzy - to właśnie książka Masłowskiej przyciągała przez ostatnie miesiące najwięcej uwagi czytelników i krytyków. Wystarczy poprzeglądać trochę Internet i różne pisma, nie tylko literackie, by odnaleźć szereg pełnych wigoru, często niejednorodnych opinii (np. na łamach "Rzeczypospolitej" językoznawca, prof. Legutko przyjął zbieżne z prezentowanym przez Panów, negatywne stanowisko). Literatura, zwłaszcza ta dobra, ma bowiem wnosić coś nowego, szokować, domagać się sprzeciwu - a to akurat udało się Pannie Masłowskiej wyśmienicie. Czego dowodem reakcja Drogich Panów Redaktorów.
Każdy ma rzecz jasna prawo do własnego zdania i nie zamierzam tu się teraz chwalić swoimi przemyśleniami na temat książki Masłowskiej, zdumiewa mnie tylko ta przerażająca łatwość, z którą "a priori" piętnują Panowie odmienność. (Całkiem przypadkiem użyłam tego samego słowa, co Zdzisław Pietrasik w swym uzasadnieniu podczas wręczania Paszportów) W swych ocenach operują Panowie wyświechtanymi frazesami, uogólnieniami i stereotypami. Można odnieść wrażenie, że sztuka jawi się Panom jako wyniosłe bóstwo, siedzące gdzieś wysoko w chmurach, które z obrzydzeniem obserwuje wszelkie literackie "niziny" i gardzi wszechobecnym "zalewem średniactwa". Przykro to stwierdzić, ale w artykule Drogich Panów Redaktorów wyczuwa się brak tak zwanej literackiej ciekawości świata, chociaż mogę się, rzecz jasna, mylić.
Warto może jeszcze przypomnieć, że w Ameryce, którą tak Panowie wychwalają pod względem gustów artystycznych ("Dukaja i Bagińskiego doceniają tak szkalowane za konsumpcyjność Stany Zjenoczone") już od dawna zauważa się trend w literaturze nazywany avant-pop, którego elementy można odnaleźć właśnie w prozie Masłowskiej, a którego do tej pory w naszych rodzimych dokonaniach jakoś brakowało.
Na zakończenie pogawędki Drogich Panów Redaktorów, pan Artur Długosz zwierza się, iż "Chciałby dożyć czasów, kiedy w zalewie średniactwa opiniotwórcze organy będą potrafić wyławiać prawdziwe perły, a nie sztuczne niedoróbki." To zbyt mocno powiedziane, ale ja chciałabym po prostu dożyć czasów, kiedy pozaliterckie uprzedzenia przestaną odgrywać decydującą rolę w ocenie książek, a Ci, którzy ferują swe prywatne wyroki dotyczące danej książki najpierw tą książkę przynajmniej przeczytają.

PS. 1. Wybaczcie jeszcze jedną bezczelność - Jeśli jakimś cudem jesteście zainteresowani tym, co naprawdę sądzę o "Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", to mogę Wam przesłać esej, który na ten temat napisałam parę miesięcy temu. Esej jest niestety po angielsku, próbuje on wpisać Masłowską w tradycję literacką USA.
2. Gdyby uznali Panowie mój list za godny opublikowania, to informuję, że wyrażam na to zgodę.
Z uszanowaniem

Agata Bieniek

Od redakcji: Przede wszystkim chcielibyśmy podziękować za list. Z przykrością musimy przyznać, że rzadko zdarza się nam wywołać w Czytelniku aż tak silne emocje, które powodowałyby tak ciekawą reakcję. Trafnie odgadła Pani formę naszych rozmów otwierających numer "Esensji", owa przyjacielska pogawędka pozwala bowiem na comiesięczne podsumowanie tego, co w kulturze popularnej poruszyło nas ostatnio. Na podsumowanie w sposób prosty i klarowny, bez owijania w bawełnę. Ma być to przyjacielska rozmowa od serca i takaż ona jest. Stąd brak w niej rozważań tak charakterystycznych dla "poważnych" podejść do literatury, na które miejsce zarezerwowane jest gdzie indziej. Proszę zwrócić uwagę, że naszemu recenzentowi powieść Masłowskiej się podobała.
Niewiele obchodzi nas historia literatury i lekcje z niej płynące, bo wiadomo, że historia nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Cieszą nas za to dobre, ciekawe książki, sprawnie opowiedziane historie, do czego stworzenia zwykle pisarze dorastają i dojrzewają. Zestawianie Masłowskiej i Dukaja w naszej opinii jest pomyłką, bo to dwie zupełnie odmienne ligi. Obu autorom życzymy samych sukcesów, co nie zmienia faktu, że w naszej percepcji nagradzanie autora za jego pierwszą powieść jest ryzykowne, a w warunkach ostanich Paszportów chybione. Zwłaszcza w kontekście podanego uzasadnienia wyborów. Zaś fakt, że powieść Masłowskiej przyciągała uwagę mediów w naszej opinii wręcz deprecjonuje jej wartość, a conajmniej nadwątla ją, gdyż wiadomo jaki jest polski gust narodowy, a co za tym idzie, jakie są aktualne medialne tematy kulturalne. Nie rozpisując się już więcej wspomnimy tylko casus "Ich Troje". Więc z tym trzeba uważać.
Myli się Pani w ocenie naszego podejścia do literatury. To dla nas żadne wyniosło bóstwo, a zwykła rzemieślnicza robota. Pisarz to dla nas nie żaden artysta, a rzemieślnik, którego pracą jest opowiadanie historii. A do tego potrzeba i pomysłu i warsztatu, co w parach chodzi rzadko. Być może odniesione przez Panią wrażenie braku "literackiej ciekawości świata" bierze się stąd, że nad literacki eksperyment przedkładamy solidną dawkę beletrystyki. Co do literackich trendów, to jest to zabawa raczej nie dla nas. My po prostu dzielimy książki na takie co idzie i nie idzie czytać.
Za to z wielką przyjemnością zapoznamy się z Pani esejem. Dziękując raz jeszcze za interesujący list, pozdrawiamy.

powrót do indeksunastępna strona

4
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.