nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
 Strzał w stopę
Patrzę na cykl Gazety Wyborczej „Wielka Kolekcja Literatury” z pewną pobłażliwą sympatią. Pobłażliwą – bo wydaje mi się, że kupowanie książek dodawanych do jakiejś gazety to raczej próba zaimponowania sąsiadom swym kulturalnym obyciem, niż przemyślana rozbudowa domowej biblioteczki. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chciał mieć na własność jedną z wydanych w serii książek, to już dawno ją nabył (nie są to w żadnej mierze książki trudno dostępne na rynku, można rzec nawet, że występują nieraz w kilku różnych tłumaczeniach), a jeśli jej nie ma, to najpewniej wcale go nie interesuje. I tak najprawdopodobniej losem książek z tego cyklu będzie zbieranie kurzu na najwyższej półce w salonie, bo pewnie nie w celach czytelniczych były nabywane. Ale patrzę też z sympatią – bo chętnie przyklasnę każdej inicjatywie, która może przyczynić się do rozwoju czytelnictwa w naszym kraju. Może będzie też tak, że sięgnie ktoś, nawet przypadkiem, po stojącą na regale książkę „Mistrz i Małgorzata” i stwierdzi, że to wcale nie jest nudny, stary gniot, tylko świetnie napisana, dynamiczna, dowcipna powieść. Albo stwierdzi, że ten Vonnegut miewał naprawdę zakręcone pomysły. I sięgnie po następne książki. A cena 15 zł wygórowana nie jest.
Przyglądam się więc z zainteresowaniem doborowi repertuaru. I już chciałem „Gazecie...” przyklasnąć – po kilku pozycjach niekwestionowanej światowej klasyki (w dzisiejszych czasach czytywanych nierzadko już pewnie tylko przez literaturoznawców) przyszedł czas na pozycje lżejsze – po Agacie Christie pojawił się Alistair MacLean. Sądzę, że to doskonały pomysł, nie do przecenienia dla nobilitacji literatury popularnej. Bo, choć w szkołach z pewnością uczyć o tym nie będą, „Działa Nawarony” to w swym gatunku pozycja znakomita. Wzorcowa literatura wojenno-przygodowa, książka świetnie napisana i skonstruowana, klasyka literatury popularnej. Z radością więc poszedłem kupić odpowiedni numer „Gazety...” (bez książki, książkę już mam) i przeczytać co ciekawego o wojennej misji grupy komandosów mają do powiedzenia jej redaktorzy. Bo przecież z pewnością napiszą coś o samym MacLeanie (życiorys miał ciekawy) i uzasadnią dlaczego właśnie ten tytuł włączyli do swej kolekcji.
Sięgnąłem po gazetę. W środku krótki rys Jacka Szczerby głównie o filmie z Gregorym Peckiem i Anthonym Quinnem, kilka słów o samym MacLeanie, a obok artykuł właściwy – autorstwa Andrzeja Stasiuka. Pisarza Andrzeja Stasiuka.
Co możemy się interesującego o „Działach Nawarony” z tego tekstu dowiedzieć? Przede wszystkim tego, że na ich podstawie powstał film z Gregorym Peckiem i Anthonym Quinnem. I ten film utkwił w głowie Stasiuka, bo z samej książki niewiele pamięta. Poza tym, że książka była raczej słaba i nie ma co o niej mówić. Brawo.
W ten błyskotliwy sposób „Gazeta...” wykonała sobie strzał w stopę. Nie dość, że nie wykorzystała szansy na uzasadnienie dlaczego właśnie MacLean, dlaczego warto zwracać uwagę na literaturę popularną, to jeszcze ośmieszyła cały swój cykl. Bo skoro zamieszczają w nim książki, które sami uważają za niegodne i słabe, to znaczy, że nie ma właściwie jakiejś sensownej myśli przewodniej, prawda?
Problem oczywiście leży w autorze. „Gazecie...” najwyraźniej nie chciało się poszukać człowieka, która na literaturze popularnej się zna i ma coś na ten temat ciekawego do powiedzenia, wolała mieć w numerze Nazwisko. A że Nazwisko nie miało nic ciekawego do napisania? Trudno, nie zawsze przecież ma, ale z Nazwiskami trzeba dobrze żyć. Przecież nie można odrzucić kiepskiego tekstu, jeśli napisało go Nazwisko.
Szkoda, wielka szkoda. Bo przecież MacLean to kultowy autor dzisiejszych trzydziestolatków (do których sam się zaliczam), po jego książki zapisywano się w bibliotekach na długie listy, a na bazarach można je było kupić za sześciokrotność ceny (w księgarniach dostać się nie dało pomimo stutysięcznych nakładów). Jego życie było nie mniej interesujące niż fabuły jego książek, a mało autorów z gatunku literatury sensacyjnej mogło się z nim równać warsztatem. A i o samych „Działach Nawarony” można dużo ciekawego powiedzieć, niekoniecznie od razu odwołując się do (niezłego, przyznajmy) filmu. A zresztą, co ja będę się krygował – przecież pisaliśmy już o MacLeanie i „Działach Nawarony” na łamach „Esensji”.
I tak niestety kultura popularna w mediach przepadła po raz kolejny. Cóż, przynajmniej mam przekonanie, ze nam nie odbierają chleba. :-)
A nasz 39 numer jest bogaty. Zwracam uwagę na nasz wypad w kierunku literatury poważnej – blok recenzji książek poświęconych Holokaustowi, wszakże rocznice pierwszego września i pierwszego sierpnia sprzyjają takim smutniejszym rozważaniom. Czytelników szukających jednak u nas tego, co zwykle, nie powinniśmy rozczarować. Mamy 6 opowiadań, blok filmowy w dużej mierze poświęcony „Królowi Arturowi” i „Osadzie”, ale i uważnie przyglądający się „Fahrenheitowi 9/11” Michaela Moore’a i pamiętający o Marlonie Brando. Jest też mnóstwo recenzji książkowych i komiksowych. Numer znów jest zbiorem materiałów z serwisów z ostatniego miesiąca, ale już od października zmieniamy konwencję. W każdym magazynie planujemy zamieszczać blok specjalny, poświęcony jakiejś postaci lub zjawisku. W najbliższym numerze przeczytacie niemało o Jacku Dukaju i jego twórczości (jego nowa powieść „Perfekcyjna niedoskonałość” wkrótce zostanie wydana przez Wydawnictwo Literackie), a w listopadzie, z okazji premiery filmu „Immortel – Kobieta Pułapka”, tematem numeru będzie Enki Bilal i jego twórczość. Zapraszam!
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.