powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LVI)
czerwiec 2006

Autor
3 Festiwal Planete Doc Review
ciąg dalszy z poprzedniej strony
• • •

Dzień 8 – Jak można kopnąć dziecko biegnące do matki?

Dziś na festiwalu Planete Doc Review będzie poważnie, bardzo poważnie. To bardzo dobrze, że jednego dnia obok siebie można zobaczyć filmy „Wycieczka do Mathausen” i „Anatomia zła”. Odmienne w formie, podobne są w temacie – analizują przyczyny ludobójstwa.
„Wycieczka do Mathausen”
„Wycieczka do Mathausen”
Wycieczka do Mathausen
(KZ Mauthausen, Wlk. Bryt. 2005, reż. Rex Bloomstein)
Z pozoru „Wycieczka do Mathausen” nie zapowiada się atrakcyjnie. W głównej mierze film przedstawia zwiedzanie dawnego nazistowskiego obozu koncentracyjnego na terenie dzisiejszej Austrii (niektórzy zapewne napisaliby „austriackiego obozu koncentracyjnego”). O obozach z pozoru wiemy wszystko. Filmowana wycieczka nie powinna dostarczyć zbytnich emocji. Błąd!
Przewodnik opowiada dość monotonnym głosem. Nie próbuje wywołać emocji sposobem relacji, absolutnie wystarczające jest to, co mówi. A przedstawia on z najbardziej drastycznymi szczegółami to, co działo się w Mathausen 60 lat wcześniej. Nie on jest jednak bohaterem filmu – dla twórców ważni są goście, kamera cały czas śledzi odwiedzających. Mamy niesamowity efekt – grupa rozkrzyczanej młodzieży już po kilkunastu zdaniach milknie i zaczyna uważnie słuchać. Wesołość znika.
Ale nie są to jedyni ludzie, których przedstawia ten film. Twórcy idą do samego miasteczka i rozmawiają z jego mieszkańcami. Dla nich obóz to po prostu miejsce w pobliżu, nie budzi większych emocji. W tawernie w pobliżu obozu podchmieleni goście wesoło śpiewają piosenkę o swojej knajpie. Stare kobiety wspominają czasy wojny – wydaje się pewne, że ich mężowie pracowali w obozie, jednak one same nie czują z tego powodu wyrzutów sumienia, skore są do żartów. W kontekście jednak tego, co słyszeliśmy podczas wycieczki, nawet napis „MacDonald Mauthausen” wydaje się być wyjątkowo nie na miejscu…
Rexowi Bloomsteinowi udała się niemała sztuka – wziął się za temat już przecież mocno wyeksploatowany, zarówno w filmie, jak i w literaturze, sięgnął po bardzo proste środki i stworzył film poruszający i przejmujący. Film, którego głównym celem jest to, abyśmy o obozach śmierci nigdy nie zapomnieli. Pomogą w tym z pewnością młodzi przewodnicy z KZ Mathausen, o których dowiadujemy się na koniec filmu, że są wnukami SS-mannów, pracujących tu kilkadziesiąt lat wcześniej…
Warto zobaczyć
„Anatomia zła”
„Anatomia zła”
Anatomia zła
(Ondskabens Anatomi, Dania 2004, reż. Ove Nyholm)
Duński reżyser Ove Nyholm postawił przed sobą niezwykle ambitne zadanie – w swym filmie pragnie zgłębić przyczyny zbrodni wojennych i ludobójstwa, jakie miało miejsce w XX stuleciu. Analizuje dwa przypadki – masowych mordów w Kosowie i zbrodni wojennych na tyłach frontu sowieckiego podczas wojny światowej. Dokonuje niemałej sztuki – dociera do osób bezpośrednio odpowiedzialnych za te zbrodnie i rozmawia z nimi. Z tych rozmów wyłania się ich naprawdę przerażające oblicze.
Nyholm pyta: jak można kopnąć dziecko biegnące do matki? Jak można strzelić dziecku w głowę? Są to rzeczy, które nam wydają się niemożliwe i niewyobrażalne. A jednak zdarzały się w zeszłym stuleciu tysiące razy.
Nie dochodzi Nyholm do wniosków nieznanych, czy bardzo zaskakujących, wykraczających ponad to, co powiedziano już wiele razy. Łatwo zabijać ludzi, gdy propaganda wmówi, że nie są już oni ludźmi. „Albańczycy to śmiecie, prymitywy” mówi jeden z serbskich wojskowych. Ważne jest też uświadomienie, że przeciwnicy są zagrożeniem dla bliskich żołnierza, serbskiego czy niemieckiego. „Wypuścisz ich – będą zabijać twoich”. „Kraj może przetrwać tylko wtedy, gdy jego wrogowie zostaną wyeliminowani”. „Muszą zginąć, abyśmy my mogli żyć”. Odpowiedzialność na siebie i tak bierze ktoś inny. W końcu „to żołnierska rzecz, zabijać”. „Rozkaz to rozkaz”.
Dalej już jest przerażająco łatwo. Żołnierze wspominają, że tylko pierwszy raz jest trudny. Potem zabija się bez emocji, jak zwierze. Mordowanie daje spełnienie i szczęście. Coraz bardziej można udoskonalać zabijanie. „Nie wolno rozdzielać matki i dziecka”, mówi Niemiec. Gdy matka trzyma dziecko na ręku, jednym strzałem można zabić oboje – cóż to za oszczędność!
Jak liczy Nyholm, w czasie IIWŚ w szwadronach śmierci służyło 100 000 osób. To daje 2,4 zbrodniarza na kilometr kwadratowy. Ci ludzie żyją wśród nas i nie czują wyrzutów sumienia… Niestety nie tylko – jak dowodzi przykład bałkański, dołączają do nich tysiące nowych.
• • •

Dzień 9 – Czy władza ma poczucie humoru?

Festiwal Planete Doc Review powoli zbliża się do końca. Jeśli nie mieliście dotychczas okazji, obejrzyjcie film Sabiny Guzzanti „Viva Zapatero!”, pokazujący, że życie satyryków w kraju, w którym władza rządzi telewizją (a nie jest to już żaden reżim komunistyczny tylko demokratyczne państwo), nie jest usłane różami. A dla miłośników nietypowych kultur – Murzyni w garniturach w filmie „Swenkowie”.
„Viva Zapatero!”
„Viva Zapatero!”
Viva Zapatero!
(Włochy 2005, reż. Sabina Guzzanti)
„Viva Zapatero!” stał się sensacja festiwalu w Wenecji, był niezwykle popularny we Włoszech, zebrał szereg nagród i nominacji. Tak to bywa z dokumentami politycznymi, dotykającymi współczesnych ważnych tematów. Zwłaszcza, gdy dotyczą polityków kontrowersyjnych – a Silvio Berlusconi z pewnością mieści się w pierwszej piątce takowych.
Sabina Guzzanti stała się we Włoszech znana, gdy sukcesy odnosił jej program satyryczny bezwzględnie wyśmiewający się z Berlusconiego (sama Guzzanti w programie przebiera się i parodiuje premiera). W kraju, w którym najważniejsze media są własnością premiera, taki show nie miał racji bytu – został zamknięty bez podania przyczyn. Guzzanti w swym dokumencie dociera do różnych polityków i dziennikarzy, próbując od nich uzyskać wyjaśnienia. Z uśmiechem tłumaczą, że program wprowadzał opinię publiczną w błąd, że satyra połączona z informacjami (show był stylizowany na dziennik), to już nie satyra…
Ten dynamiczny, dowcipny, przypominający nieco dzieła Michaela Moore’a film zadaje pytania o poziom wolności słowa w wielkim europejskim kraju, jakim są Włochy (zestawiając je z Francją i Anglią, gdzie ostra polityczna satyra jest na porządku dziennym) i nie daje pozytywnej odpowiedzi. Wszystkim, którzy szukaliby analogii do Polski, przypominam, że dość daleko nam do Włoch – jednak u nas rząd w ważniejszych mediach na razie jest raczej krytykowany, co oczywiście nie znaczy, że problem nie może kiedyś nas dotyczyć. Wynika on bowiem z przenikania się sfery polityki, mediów i biznesu, bardzo widocznego od wielu lat również w naszym kraju.
Ten film to też dowód na to, że władza ma poczucie humoru tylko wtedy, gdy nie żartuje się z niej samej. Jak powszechnie wiadomo, Berlusconi to znany w całej Europie żartowniś. Najwyraźniej satyra na samego siebie go jednak nie bawi…
Ogląda się ten film znakomicie – Guzzanti jest dowcipna (choć często dowcip ten jest gorzki), energiczna, bezczelna. Tak jak Moore w swych filmach, jest główną bohaterką, wychodząc przed kamerę (to rzadkość wśród filmów prezentowanych na tegorocznym Doc Review, gdzie dominuje narracja zza kadru). Nie może być inaczej, gdy za dokument bierze się telewizyjna osobowość.
Warto zobaczyć.
„Swenkowie”
„Swenkowie”
Swenkowie
(Swenkas, Dania 2004, reż. Jeppe Ronde)
Zaskakująca opowieść z Południowej Afryki (duńskiego zresztą autorstwa). Oglądamy grupę nie najbogatszych zuluskich mieszkańców tego kraju, zwykłych robotników, którzy znaleźli sposób na samorealizację. Co tydzień spotykają się na konkursach elegancji – przedtem pieczołowicie pielęgnując swe garnitury od Pierre’a Cardina. Każdy chce wyglądać najlepiej, każdy chce zwyciężyć w rywalizacji. Bycie Swenkiem to jednak nie tylko te konkursy – mają oni także jasne zasady moralne, nawzajem się wspierają, swą tradycje pragną przeszczepić następnym pokoleniom. Ciepły, nostalgiczny dokument.
• • •

Dzień 10 i ostatni – Jaki numer ma śniąca się świnia?

Festiwal Planete Doc Review dobiega końca. Przyszedł więc czas na naszą ostatnią relację, tym razem dotyczącą marzeń mieszkańców Neapolu. Dodatkowo jednak postaramy się o kilka słów podsumowania.
„Liczby i marzenia”
„Liczby i marzenia”
Liczby i marzenia
(Dreaming by numbers, Holandia 2005, reż. Anna Maria Bucchetti)
„Liczby i marzenia”, nastrojowy czarno-biały film, opowiada o grupie ubogich mieszkańców współczesnego Neapolu, pokazując ich przez pryzmat lokalnej kolektury loterii, gdzie co dzień przychodzą, aby spróbować swego szczęścia i odmienić swój los, typując odpowiednie numery. Są to najczęściej ludzie już po przejściach, nierzadko z wpisanymi w swe losy dramatami. Loteria to dla nich stały element codziennego rytuału – bez obowiązkowego obstawienia liczb dzień nie jest ważny.
Pomaga im w wyborze dostępna na miejscu księga, tłumacząca sny na numery. Jak to działa? Ano bardzo prosto – wyobraź sobie, że śnił ci się twój ojciec, zmieniający się w świnię. Ojciec to numer 43, a świnia 12. I już dwa numery znasz. O skuteczności tej metody film niestety nie informuje…
Kluczowe jest tu pytanie, jakie zostaje zadane jednej z kobiet. Dlaczego wydałaś przez tyle lat aż tyle pieniędzy na losy? Przecież gdybyś przez ten czas odkładała tę kwotę, obecnie mogłabyś z pewnością podnieść standard swojego życia. Odpowiedź jest prosta. Rzecz w tym, że obstawiając los, tego samego wieczoru można pójść spać spokojnie, z nadzieją, że już od jutra całe życie ulegnie odmianie. Bez tej nadziei noce byłyby zawsze koszmarem…
Kilka słów podsumowania
III Festiwal Planete Doc Review dobiegł końca. W sumie zaprezentowano 41 filmów, w tym 24 ubiegały się o główną nagrodę Millenium Award. Organizatorom udało się zebrać solidną reprezentację światowego dokumentu. Zobaczyliśmy nominowane w tym roku do Oscara amerykańskie „Murderball” i „Walki uliczne” i nominowaną rok wcześniej „Trudną wiarę”. Do Europejskiej Nagrody Filmowej nominowane były „Śmierć człowieka pracy”, „Swenkowie” i „Viva Zapatero!”. Całość z pewnością dała dość reprezentatywny przekrój współczesnego dokumentu.
Tematy poruszane przez twórców zostały dość dobrze ujęte w tytułach cykli, na jakie podzielone były prezentowane filmy – „Bohater naszych czasów”, „Nauki polityczne”, „Fetysze i kultura”, „Historie intymne”, „Chleba naszego globalnego”. Gdyby próbować znaleźć dla prezentowanych dzieł jakiś wspólny mianownik, można zauważyć pesymizm prezentowany przez filmy społeczne i polityczne oraz ostrożny optymizm w filmach bardziej osobistych, patrzących na człowieka z indywidualnej perspektywy. Dokument społeczny widzi świat w stanie rozpadu, w którym sprawy idą zdecydowanie w złym kierunku (silne są tu zwłaszcza wątki alterglobalistyczne). Dokument osobisty szuka spokoju we własnym domu czy własnej kulturze.
Minęły już dawno czasy, gdy dokument wyznaczał nowe trendy w sztuce filmowej, od wielu lat palma pierwszeństwa przekazana została tu do filmu fabularnego. Zważywszy jednak popularność w ostatnich czasach dokumentów oryginalniejszych, jak nastawiony na prowokację „Czeski sen” czy eksperymentalny „Tarnation”, odrobinę zaskakuje fakt, że większość festiwalowych filmów była bardzo tradycyjna w swej formie. Wyjątkiem od tej reguły były filmy prezentowane w cyklu „Artdoc”, ale ich celem było właśnie zaskoczenie formą, a nie podkreślenie przez nią swego przesłania. Poza tym twórcy wierzą w siłę przekazu obrazu i słów wypowiadanych przez bohaterów. Skrajnym przypadkiem będzie „Chleb powszedni”, w którym nie pada żadne słowo, cały film pokazuje jedynie kolejne przykłady współczesnych metod produkcji żywności. Wiele filmów poprzestaje na wypowiedziach przedstawianych bohaterów, niektóre z rzadka dodają do tego odautorski komentarz. Śladami Michaela Moore’a i Morgana Spurlocka, wychodzących przed kamerę swego filmu, idą jedynie dwie kobiety – Włoszka Sabina Guzzanti i Dunka Simone Kaerns, która nieustannie komentuje swoją wyprawę do Afganistanu. Pozostali twórcy wierzą, że to, co pokazują, jest wystarczająco wymowne i – w większości przypadków – mają rację.
Nie oczekujmy od twórców obiektywizmu, nie był on nigdy – wbrew temu co się w Polsce czasem sądzi – niezbędnym składnikiem dobrego dokumentu (zaczynając od „Człowieka z kamerą”, kończąc na „Fahrenheicie 9/11”, nie można zarzucić tym filmom bezstronności, ale nie można też negować ich znaczenia dla gatunku). Możemy natomiast oczekiwać istotnych pytań, podnoszenia ważnych kwestii, inspiracji do dyskusji – a tego współczesnemu dokumentowi, w tym filmom prezentowanym na festiwalu Planete Doc Review, odmówić nie można.
Moje 5 najlepszych:
  1. Murderball – gra o życie
  2. Trzy serca – postmodernistyczna rodzina
  3. Brzozowa 51
  4. Korporacja
  5. Śmierć człowieka pracy
• • •

Nagrodzone filmy

Na zakończenie III Festiwalu Planete Doc Review przyznano aż 3 nagrody – główną „Millenium Award”, nagrodę Jury Polskich Krytyków Filmowych i nagrodę publiczności. Zapoznajmy się z tytułami, które zostały uhonorowane.
Nagrodę Główną – „Millennium Award” trzeciej edycji Festiwalu PLANETE DOC REVIEW (12-21 maja, Kinoteka, Warszawa) oraz oraz tytuł Najlepszego Filmu Festiwalu Międzynarodowe Jury pod przewodnictwem Macieja Drygasa przyznało filmowi „Liczby i marzenia (reż. Anna Maria Bucchetti). Jury Polskich Krytyków Filmowych nagrodziło ex aequo dwa filmy: „Trzy serca – postmodernistyczna rodzina” (reż. Susan Kaplan) oraz „Brzozowa 51” (reż. Dough Block). Publiczność za najlepszy uznała film „Murderball – gra o życie” (reż. Henri Alex Rubin, Dan Adam Shapiro).
W uzasadnieniu werdyktu Międzynarodowego Jury czytamy:
Międzynarodowe Jury 3. Festiwalu Światowego Filmu Dokumentalnego PLANETE DOC REVIEW w składzie: Micgale Boganim, Vita Żelakeviciute, Aleksander Gutman, Piotr Kotowski i Maciej Drygas – Przewodniczący z satysfakcją odnotowało wysoki poziom przedstawionych filmów i wagę poruszanych w nich problemów oraz ogromne zainteresowanie pełnometrażowym filmem dokumentalnym ze strony publiczności.
Jury postanowiło przyznać jednogłośnie Grand Prix Festiwalu, Nagrodę Millennium, w wysokości 5 000 Euro, filmowi produkcji holenderskiej: „Liczby i marzenia” (Dreaming By Numbers) w reżyserii Anny Marii Bucchetti – za mistrzowsko skonstruowaną opowieść przedstawiającą całą paletę ludzkich uczuć w duchu najlepszych tradycji czarno – białego kina.
Ponadto Jury przyznało dwa wyróżnienia specjalne: filmowi produkcji austriacko-niemieckiej „Śmierć człowieka pracy” (Working men′s death) w reżyserii Michaela Glawoggera oraz filmowi produkcji duńskiej „Z uśmiechem do strefy wojennej” (Smiling In A War Zone) w reżyserii Simone A. Kaerns.
Następna edycja Festiwalu odbędzie się w przyszłym roku.
powrót do indeksunastępna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.