Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Dave Johnson, Mark Millar, Kilian Plunkett, Andrew Robinson
‹Superman – Czerwony Syn›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSuperman – Czerwony Syn
Tytuł oryginalnySuperman: Red Son
Scenariusz
Data wydania13 maja 2015
RysunkiAndrew Robinson, Kilian Plunkett, Dave Johnson
PrzekładJakub Syty
Wydawca Egmont
CyklSuperman, DC Deluxe
ISBN978-83-281-1022-9
Format168s. 180×275mm; oprawa twarda
Cena69,99
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Towarzysz Superman
[Dave Johnson, Mark Millar, Kilian Plunkett, Andrew Robinson „Superman – Czerwony Syn” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Wielką niesprawiedliwością dziejową był fakt, że Superman trafił się właśnie Ameryce. Dając jej tym samym przewagę i psychiczną wyższość nad Związkiem Radzieckim w czasach zimnej wojny. Angielski scenarzysta Mark Millar postanowił ten błąd naprawić i przed dwunastu laty stworzył miniserię komiksową, w której Superman jest obywatelem Kraju Rad i wielką nadzieją Stalina. Nie bez powodu została ona zatytułowana „Czerwony syn”.

Sebastian Chosiński

Towarzysz Superman
[Dave Johnson, Mark Millar, Kilian Plunkett, Andrew Robinson „Superman – Czerwony Syn” - recenzja]

Wielką niesprawiedliwością dziejową był fakt, że Superman trafił się właśnie Ameryce. Dając jej tym samym przewagę i psychiczną wyższość nad Związkiem Radzieckim w czasach zimnej wojny. Angielski scenarzysta Mark Millar postanowił ten błąd naprawić i przed dwunastu laty stworzył miniserię komiksową, w której Superman jest obywatelem Kraju Rad i wielką nadzieją Stalina. Nie bez powodu została ona zatytułowana „Czerwony syn”.

Dave Johnson, Mark Millar, Kilian Plunkett, Andrew Robinson
‹Superman – Czerwony Syn›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSuperman – Czerwony Syn
Tytuł oryginalnySuperman: Red Son
Scenariusz
Data wydania13 maja 2015
RysunkiAndrew Robinson, Kilian Plunkett, Dave Johnson
PrzekładJakub Syty
Wydawca Egmont
CyklSuperman, DC Deluxe
ISBN978-83-281-1022-9
Format168s. 180×275mm; oprawa twarda
Cena69,99
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Egmontowska seria „DC Deluxe” świetnie się rozwija. Po chwalonych już na naszych łamach albumach „Kryzys tożsamości” (2004-2005) oraz „Batman. Ziemia Jeden” (2012) kolejną jej odsłoną jest – poświęcony Supermanowi – „Czerwony syn”. To komiks, który choć idealnie wpisuje się w historie o superbohaterach, to jednak nadaje im zupełnie nowy rys. Przede wszystkim dlatego, że gość w pelerynce nie jest tym razem znanym doskonale wszystkim Clarkiem Kentem, ale… tak naprawdę to nie wiadomo nawet, jakie nosi ziemskie imię i nazwisko. Całe to zamieszanie wynika zaś z tego, że statek kosmiczny, który rozbił się na naszej planecie, a na pokładzie którego znajdował się młodziutki kosmita Kal-El, wylądował nie w pobliżu Smallville w stanie Kansas, ale na terenie sowieckiej Ukrainy. Superman nie jest więc jednym z najukochańszych synów Ameryki, ale obywatelem Imperium Zła. Kto mógł wpaść na tak karkołomny pomysł? Brytyjski (a konkretniej: szkocki) scenarzysta Mark Millar (rocznik 1969), znany między innymi z opowieści o Batmanie, X-Menach, Sędzim Dreddzie; twórca takich autorskich projektów, które doczekały się adaptacji filmowych, jak „Wanted. Ścigani” czy „Kick-Ass”. Słowem: spec nad spece. Jeśli ktoś miał się zamachnąć na komiksową ikonę Wolnego Świata, to tylko ktoś z podobnym dorobkiem.
Pierwotnie „Czerwony syn” ukazał się w trzech częściach pomiędzy sierpniem a październikiem 2003 roku; Egmont zdecydował się na wydanie komiksu w jednym woluminie, co czyni z niego pokaźny, stupięćdziesięciostronicowy tom (bo do podstawowej treści należy doliczyć jeszcze kilkanaście plansz ze szkicami). Czego można się po nim spodziewać? Przede wszystkim zajmującej historii alternatywnej, która choć nawiązuje do klasycznych opowieści zimnowojennych, daleka jest od zerojedynkowego, czarnobiałego ujęcia tematu. Gdyby tak właśnie było, komiks Millara prawdopodobnie nie spotkałby się z takim uznaniem czytelników i krytyków. Akcja rozpoczyna się w połowie ubiegłego wieku; konflikt Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego trwa w najlepsze. Na szczęście jednak panuje względna równowaga sił, która sprawia, że obie strony nie zyskują znaczącej przewagi nad rywalem. Ale tylko do pewnego momentu. Nadchodzi bowiem chwila, w której władze Kraju Rad oznajmiają, że mają w swoim ręku kosmitę, superczłowieka o zdolnościach, których moc przewyższa skuteczność amerykańskiej broni wodorowej. Posiada supersłuch, skórę, której nic nie zdoła przebić, jego oczy emitują promienie lasera i jednocześnie działają rentgen. Jakby tego było mało, obdarzony jest ogromną siłą i potrafi latać z olbrzymią prędkością.
Radziecki Superman to broń doskonała, której Stany Zjednoczone nie są w stanie się przeciwstawić. Nic więc dziwnego, że prezydent Dwight Eisenhower wpada w popłoch i postanawia natychmiast udać się na spotkanie z szefami państw NATO, aby omówić dalszy rozwój sytuacji. Cały świat zadaje sobie przy okazji pytanie: skąd on się wziął? Millar oczywiście udziela odpowiedzi, która nie różni się zresztą niczym szczególnym od tej, którą czytelnicy już znają. W latach 20. XX wieku na Ziemi rozbił się statek kosmiczny, w którym znaleziono dziecko. Jego wychowaniem zajęli się mieszkańcy pobliskiego kołchozu. Z czasem chłopiec, a potem mężczyzna dawał oznaki swych niezwykłych umiejętności. Naturalną koleją losu trafił zatem na Kreml, by wiernie służyć temu, w którego chwale go wychowano – Józefowi Stalinowi. Nie wszyscy współpracownicy dyktatora są jednak zadowoleni z objawienia się takiego sojusznika; najbardziej jest to nie w smak szefowi NKWD, Piotrowi Rosłowowi, nieślubnemu synowi Dżugaszwilego, który obawia się, że w przyszłości kosmita stanie się głównym spadkobiercą jego ojca i zajmie należne mu miejsce u steru władzy. Z biegiem czasu Millar rozbudowuje wątek związany z Rosłowem i czyni to na tyle zgrabnie, że ta – początkowo bardzo antypatyczna postać – staje się mniej jednoznaczna, a można by nawet rzec, że złożona i wzbudzająca współczucie czytelnika.
W pierwszej części historii, zatytułowanej „Początki”, poznajemy również drugą stronę barykady. Amerykanie muszą bowiem jakoś odpowiedzieć na tę nagłą zmianę w układzie sił. Zadanie to spada na barki genialnego naukowca, Lexa Luthora. To jemu prezydent USA powierza zadanie stworzenia broni, która byłaby w stanie zneutralizować przewagę, jaką daje Związkowi Radzieckiemu superczłowiek. Tym sposobem Luthor po raz kolejny zostaje przeciwstawiony Supermanowi, choć teraz to on służy – przynajmniej w teorii, bo w praktyce bywa z tym różnie – Dobru. Millar, tworząc zupełnie nowy punkt wyjścia, nie omieszkał pobawić się nie tylko konwencją, ale również bohaterami i wątkami z innych komiksów superbohaterskich. W „Czerwonym synu” mamy więc i dziennikarkę Lois Lane, która zostaje żoną Luthora, i Batmana, który jednak nie mieszka w Gotham City, lecz w Moskwie. Przy okazji poznajemy też kolejną wersję śmierci rodziców Człowieka-Nietoperza i narodzin Mrocznego Rycerza. Szkoda tylko, że podobnie jak w przypadku komunistycznego Supermana, tak i Batmana (dla równowagi prezentującego odmienne poglądy) autor scenariusza nie zdecydował się na zaprezentowanie ich rosyjskich tożsamości. A mógłby to być kolejny znaczący trop bądź słowna gierka.
Akcja części drugiej „Czerwonego syna”, „Dominacji”, rozgrywa się w latach 70. XX wieku, natomiast trzeciej, „Zmierzchu”, już w XXI wieku – w efekcie rozciągnięta jest na przestrzeni pięciu dekad. Służy to Millarowi w pokazaniu przeobrażeń, jakim poddani zostają bohaterowie. Na plan pierwszy wybija się oczywiście Superman, który choć służy komunistycznemu imperium, psychicznie wciąż jest tą samą postacią – służącą ludziom, wyciągającą do nich pomocną dłoń, kiedy wpadają w tarapaty. Przy okazji także starającą się ucywilizować Kraj Rad, zdjąć z niego odium kraju niosącego innym zniewolenie. Jest jednak takie powiedzenie, że dobrymi chęciami brukuje się piekło. O czym Superman boleśnie przekonuje się na własnej skórze. Dylematy moralne, które podrzuca mu Millar, nie są może od razu równoznaczne z rozważaniami Hegla, ale na pewno zmuszają czytelnika do głębszego zastanowienia się nad naturą człowieka (choćby i super-), który wciągnięty zostaje w sidła władzy. Na dodatek – w tym konkretnym przypadku – władzy podwójnie absolutnej, wynikającej z formy rządów na Kremlu oraz mocy posiadanych przez głównego bohatera. Szkot stara się robić wiele, aby powściągać naturalne w takiej sytuacji zapędy Supermana. Stawia na jego drodze groźnych przeciwników, każe mu dokonywać trudnych i niejednoznacznych z moralnego punktu widzenia wyborów, wreszcie – odwołuje się do jego uczuć.
„Czerwony syn” różni się nieco od klasycznych – nazwijmy je dla uproszczenia „amerykańskimi” – opowieści o Supermanie także w warstwie wizualnej, za którą odpowiadają dwaj graficy: Amerykanin Dave Johnson (autor wszystkich stu okładek do serii „100 naboi”) oraz Irlandczyk Kilian Plunkett (vide komiksowe „Aliens: Labirynt”, filmy animowane z uniwersum „Batmana” i „Gwiezdnych wojen”). Ten pierwszy odpowiada za „Początki”, drugi – za „Zmierzch”; w „Dominacji” są rysunki obu grafików. Co jest takiego niezwykłego w stworzonych przez nich planszach? Nade wszystko widoczna inspiracja sztuką socrealistyczną (zwłaszcza plakatową). Główny bohater wystylizowany został na gieroja pracy socjalistycznej. Gdyby sierp i młot dzierżył w swym ręku, zamiast nosić w formie znaku rozpoznawczego na piersi (który zastąpił charakterystyczne „S”), zdecydowanie byłoby mu z tym do twarzy. Ciekawa jest też wizja Moskwy, która nocą niewiele różni się od złowieszczego Gotham City. A kiedy na jej ulicach na dodatek pojawia się Batman, można się wręcz poczuć jak w mieście Mrocznego Rycerza. Zarówno scenariusz, jak i rysunki w „Czerwonym synu” nie są pozbawione ironii; widać to wyraźnie choćby w tym fragmencie. Lektor w telewizji radzieckiej, przedstawiając Supermana, wypowiada między innymi takie słowa: „Duma państwa radzieckiego, symbol naszej militarnej potęgi…”, co jeden z widzów amerykańskich komentuje: „Dajcie spokój. Kto pisze te teksty?”. To jedno zdanie – połączone z zastosowaną przez Millara sztuczką odwrócenia biegunów ideologicznych – wystarczy, aby dać prztyczka w nos tym wszystkim, którzy w przeszłości wykorzystywali Supermana w celach propagandowych. I przy okazji pokazuje, jak niewiele różniły się zabiegi stosowane przez specjalistów od indoktrynacji po obu stronach „żelaznej kurtyny”.
koniec
26 sierpnia 2015

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Urodziny Pająka
Marcin Knyszyński

20 V 2024

Ale dużo czytania będzie w najnowszym albumie z cyklu „The Amazing Spider-Man. Epic Collection”! Jest to tom najbardziej wypełniony materiałami dodatkowymi, podsumowaniami, esejami, wypowiedziami twórców i wspominkami. Okazja jest w końcu nie byle jaka – człowiek-pająk skończył trzydzieści lat! Dokładnie tyle – mamy wszak rok 1992.

więcej »

Film animowany w gratisie
Marcin Osuch

19 V 2024

Czy tom trzynasty serii może być pechowy? Na pewno dla Jona Arbucle’a, pod tym względem niewiele się zmienia.

więcej »

Sześćdziesiąt lat minęło…
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

18 V 2024

„Wasp: Małe światy” to pozycja, po którą powinien sięgnąć każdy fan Marvela znad Wisły. Głównie z pobudek patriotycznych. W większości jest bowiem zilustrowana przez naszego człowieka w Ameryce – Katarzynę Niemczyk, ukrywającą się pod pseudonimem Kasia Nie.

więcej »

Polecamy

Ambasadorka pokoju

Niekoniecznie jasno pisane:

Ambasadorka pokoju
— Marcin Knyszyński

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Świat w butelce
— Marcin Knyszyński

Towarzysz dla szczęścia ojczyzny i utrwalenia pokoju świata
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż twórcy

Krótko o komiksach: Styczeń 2002
— Marcin Herman, Paweł Nurzyński

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.