Jeśli przejrzeć opinie w polskiej części internetu, „Załoga Promienia” to najbardziej kontrowersyjny album od czasu zmiany scenarzysty „Thorgala”. Po lekturze muszę powiedzieć wprost: cała awantura jest na wyrost.
Dagmara Trembicka-Brzozowska
Cóż za kontrowersyjne treści!
[Tillie Walden „Załoga „Promienia”” - recenzja]
Jeśli przejrzeć opinie w polskiej części internetu, „Załoga Promienia” to najbardziej kontrowersyjny album od czasu zmiany scenarzysty „Thorgala”. Po lekturze muszę powiedzieć wprost: cała awantura jest na wyrost.
Tillie Walden
‹Załoga „Promienia”›
Brak w tym komiksie rzeczy, które mogłyby drażnić – nie epatuje zbędną przemocą czy treściami powszechnie uważanymi za obraźliwe; nie przeczy nauce, nie krytykuje religii, wreszcie nie szczuje cycem. To naprawdę przyjemna historia, momentami nawet piękna, o emocjonalnym dorastaniu, przyjaźni i „odnalezionej rodzinie”, osadzona w magicznym uniwersum, które najłatwiej przypisać podgatunkowi znanemu jako science fantasy.
Część „fantasy” wiąże się z budową świata. Bohaterki komiksu poruszają się po przestrzeni statkiem kosmicznym, który od wewnątrz przypomina zwyczajny dom – z pokojami, meblami, bez ciasnoty czy naszpikowania technologią – a z zewnątrz karpia koi. Ich pracą jest naprawianie starych budynków – dryfujących w pustce katedr, pałacyków czy zespołów kamienic. Postaci pochodzą z różnych miejsc – nie planet, raczej ze sztucznie skonstruowanych, wyglądających jak ciała niebieskie lokacji, z których najczęściej pojawiają się Schody. Początkowo wydaje się to przedziwne, ale poetyckie i urocze, całość jest też na tyle dobrze napisane, że nie grozi zagubieniem podczas lektury.
Najważniejszy tu jednak jest nie świat, a postaci. Tu już mamy więcej „science” – Tillie Walden postawiła na fabułę opartą na bohaterach, nie na akcji (podobnie jak „Gwiazdozbiór Psa” Petera Hellera czy „Opowieści o pilocie Pirxie” Stanisława Lema, w których wszystko zaczyna się i kończy na protagonistach, a otoczka służy za tło dla ich rozwoju). Osadziła ją w cywilizacji bardzo różnej od naszej, bo składającej się niemal z samych kobiet rozsianych po galaktyce. Główną postacią jest Mia, młoda dziewczyna, która trafia na pokład Promienia po szkole. Początkowo narracja toczy się dwutorowo: obserwujemy jej pierwsze kroki w pracy, do jakiej nie jest do końca przygotowana, oraz docieranie się z resztą załogi; jednocześnie pojawiają się retrospekcje prezentujące protagonistkę w szkole średniej, gdzie poznaje Grace, uczennicę przyjętą na wyjątkowych zasadach, i zakochuje się w niej.
Cała akcja obraca się wokół Mii i jej podróży: młodzieńczej, gdy dorasta i uczy się, oraz dorosłej, gdy jako fizycznie dojrzała, ale emocjonalnie nadal rozwijająca się kobieta próbuje wyjść z zagubienia. Punktem zwrotnym okazuje się popełnienie błędu, za jaki zapłacą jej towarzyszki. Od tego wydarzenia zachowanie Mii się zmienia, a między nią i podróżniczkami nawiązuje się nić sympatii, przeradzająca się w prawdziwą przyjaźń.
Co istotne w „Załodze Promienia”, autorka zostawiła dużo miejsca także postaciom drugoplanowym. Każda z nich ma szansę na to, by dojrzeć, przejść na kolejny etap życia, co najwyraźniej widać w przypadku jednej z postaci, która pod koniec albumu staje się centrum akcji: porozumiewającej się niewerbalnie niebinarnej Elliot.
I to właśnie z Ell wiążą się kontrowersje, które widać w komentarzach dotyczących Załogi. Tłumacz, Marceli Szpak, w odnoszących się do tegu bohateru dialogach użył tzw. dukaizmów (jak ja przed chwilą) – zaimków i form osobowych neutralnych płciowo, które Jacek Dukaj stworzył na potrzeby opublikowanej w 2004 roku „Perfekcyjnej niedoskonałości”, pozostając zgodnym z systemem gramatycznym języka polskiego. Po prostu nie istniały one do momentu, w którym Dukaj je stworzył na potrzeby swoich nieposiadających płci istot postludzkich. Aktualnie dukaizmy są często stosowane przez osoby niebinarne – jak w przypadku Elliot. Domyślam się, że nie każdemu przypadnie do gustu konieczność czytania nietypowych odmian fleksyjnych, ale cóż, warto przejść nad tym do porządku dziennego. Jedyna uwaga, jaką tu mam, to pewien nadmiar tychże form – Szpak kilkukrotnie zapędził się i używał ich w miejscach, gdzie nie były potrzebne i wystarczyłby choćby bezokolicznik. To na szczęście mała usterka.
Rysunkowo album także jest interesujący. Zacznijmy od tego, że powstawał jako publikacja internetowa – Walden publikowała go na swojej stronie internetowej On A Sunbeam i wciąż można tam znaleźć plansze. Wygląda na to, że na początku artystka rysowała „jak do druku”, co pozwoliło jej uniknąć problemów przenoszenia rysowanych do czytania na urządzeniach mobilnych rozdziałów na papier. Kadry są utrzymane w większości w przytłumionych barwach, często jedna z nich dominuje na stronie czy w scenie. Postaci rysowane są prosto, często bez wypełnienia kolorem, momentami trudno odróżnić np. młodu Elliot od dorosłej Almy – mają podobne fryzury – ale ogółem do części graficznej nie ma uwag.
„Załoga Promienia” to komiks, który uspokaja. Akcji jest dużo, z pościgami i kosmicznymi wypadkami włącznie, ale Tillie Walden udało się rozpisać narrację tak, że to nie przytłacza, a raczej kieruje naszą uwagę na emocje postaci. Daje to przyjemny dla odbiorcy, łagodny efekt, zwłaszcza w połączeniu ze stylem rysunku. Ogółem polecam – zwłaszcza jeśli szukacie czegoś, w co można się emocjonalnie zaangażować.
Egzemplarz do recenzji udostępniło wydawnictwo Kultura Gniewu.
Plusy:
- doskonale poprowadzone bohaterki
- ciekawa, nieco „magiczna” konstrukcja świata przedstawionego
- duży nacisk na emocje i rozwój postaci
Minusy: