Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Siewierski
‹Nie zabija się świętego Mikołaja›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNie zabija się świętego Mikołaja
Data wydania1978
Autor
Wydawca KAW
Format205s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Jak na jedną wieś, dzieje się sporo
[Jerzy Siewierski „Nie zabija się świętego Mikołaja” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jerzy Siewierski lubił precyzję. Jego książki sensacyjne i kryminalne nie są długie, ale sporo się w nich dzieje. Wydana w 1978 roku „Nie zabija się świętego Mikołaja” składa się z trzech tekstów, które łączy miejsce akcji i osoba głównego bohatera – komendanta wiejskiego posterunku MO, któremu przekorny los sprawia co rusz potworne psikusy, zsyłając mu na głowę zamordowanego „świętego”, „wampira” oraz szajkę przemytników.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Jak na jedną wieś, dzieje się sporo
[Jerzy Siewierski „Nie zabija się świętego Mikołaja” - recenzja]

Jerzy Siewierski lubił precyzję. Jego książki sensacyjne i kryminalne nie są długie, ale sporo się w nich dzieje. Wydana w 1978 roku „Nie zabija się świętego Mikołaja” składa się z trzech tekstów, które łączy miejsce akcji i osoba głównego bohatera – komendanta wiejskiego posterunku MO, któremu przekorny los sprawia co rusz potworne psikusy, zsyłając mu na głowę zamordowanego „świętego”, „wampira” oraz szajkę przemytników.

Jerzy Siewierski
‹Nie zabija się świętego Mikołaja›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNie zabija się świętego Mikołaja
Data wydania1978
Autor
Wydawca KAW
Format205s.
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
W latach 70. ubiegłego wieku warszawski prozaik (a z zawodu historyk) Jerzy Siewierski (1932-2000) wpisał się w nurt peerelowskiej „powieści milicyjnej”. O ile jeszcze trudno za takową uznać książkę „Spadkobiercy pani Zuzy” (1971), której bohaterem jest oficer kontrwywiadu, o tyle opublikowane w serii „Ewa wzywa 07…” „Zaproszenie do podróży” (1972) oraz pochodzące ze zbioru „Pięć razy morderstwo” opowiadanie „Umarli nie składają zeznań, czyli morderstwo po polsku” (1976) – są już klasycznymi przykładami gatunku. Podobnie rzecz ma się z wydanym dwa lata później przez Krajową Agencję Wydawniczą tomem „Nie zabija się świętego Mikołaja”, na który złożyły się dwie mikropowieści i jedno dłuższe opowiadanie – wszystkie powiązane ze sobą miejscem akcji (wieś Gwiazdowo Górne) oraz osobą głównego bohatera (chodzi o komendanta miejscowego posterunku Milicji Obywatelskiej – sierżanta Stanisława Komorowskiego).
Jeśli wierzyć pisarzowi (z naciskiem na „jeśli”), Stanisław Komorowski istniał naprawdę, a Siewierski poznał go w czasie miesięcznego urlopu, jaki spędzał swego czasu w Gwiazdowie. Były komendant nie nosił już wtedy milicyjnego munduru od dwóch dekad, był rencistą dobiegającym siedemdziesiątki. Mimo to – jak pisze autor „Nie zabija się świętego Mikołaja” – wygląda na „znacznie młodszego. Włosy ma siwe, twarz pooraną zmarszczkami, ale ruchy i sylwetkę młodego człowieka”. Do MO trafił od razu po wojnie, odszedł z niej natomiast – jeżeli dobrze liczę – krótko po 1956 roku. „Miał doskonałą pamięć. Lubił i umiał opowiadać” – tak scharakteryzował go we wstępie pisarz, dodając jednocześnie: „Słuchałem uważnie jego niespiesznych, barwnych opowieści. Czasami coś sobie zanotowałem. Potem, już w Warszawie, napisałem tę książkę”. Można więc uznać, że przedstawione w niej sprawy są autentyczne. Choć pewnie mocno ubarwione przez Siewierskiego.
Co mogłoby o tym świadczyć? Na przykład dobór bohaterów, niekiedy zresztą bardzo kolorowych czy wręcz egzotycznych (jak mający za sobą epizod więzienny artysta-rzeźbiarz Stachurko). Ale przede wszystkim momenty, w których rozgrywa się akcja poszczególnych epizodów (zawsze jest to kilka, względnie kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt godzin jednego lub dwóch dni). I tak: fabuła mikropowieści tytułowej rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia, „Kwiatu paproci” – w noc świętojańską, natomiast „Tam, gdzie przychodzą umarli” – w Święto Zmarłych. Trochę trudno uwierzyć, aby w Gwiazdowie Górnym akurat w te dni działy się tak nadzwyczajne i dramatyczne zdarzenia, prawda? Bez wątpienia musiał w tym maczać palce sam pisarz!
Cóż może być bardziej nudnego niż Wigilia na wsi na początku lat 50. ubiegłego wieku? A jednak! Około dziewiątej rano miejscowy pijaczek Antoni Walendziak trafia pod lasem na zwłoki nieznanego sobie mężczyzny. Z miejsca biegnie na posterunek MO i przekazuje tę niecodzienną wieść komendantowi Komorowskiego. Sierżant, dobrze znający Walendziaka, jest przekonany, że ten albo stroi sobie głupie żarty, albo jest od rana tak pijany, iż coś mu się przywidziało. W końcu jednak decyduje się opuścić budynek i wyjść na mróz. Jak się okazuje, Antoni nie kłamał. Człowiek w stroju świętego Mikołaja ma wbity w serce, aż po rękojeść, duży wojskowy bagnet. Sprawa wygląda na poważną, więc zostają wezwane posiłki z województwa. Przyjeżdżają kapitan Bartczak, porucznik Fronczak i wywiadowca Maliniak, a do tego jeszcze lekarz sądowy i zagrypiony prokurator, który marzy tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w łóżku, popijając ciepłą herbatę. Trup zdecydowanie nie jest im na rękę. I pewnie odłożyliby całą sprawę na „po świętach”, gdyby nie wiązała się ona z tym, co wydarzyło się dzień wcześniej w odległym o kilkadziesiąt kilometrów miasteczku N.
Otóż do domu prywaciarza Stanisława Żuczka dostał się podstępem mężczyzna udający świętego Mikołaja przysłanego z miejscowego Domu Towarowego. Miał ze sobą broń, którą sterroryzował gosposię (Żuczka i jego żony nie było akurat w domu), po czym skradł – jeśli oczywiście właściciel wszystko uczciwie wyjawił władzom – 53 tysiące złotych i biżuterię wartą kolejnych 180 tysięcy. A do tego pewnie także „twarde” (czyli dolary) i „świnki” (złote monety carskie), które były w tamtych czasach dobrą lokatą kapitału. Milicja w N. ustaliła, że tego dnia Dom Towarowy zatrudnił pięciu mężczyzn udających świętych Mikołajów, którzy pobrali ze sklepu stroje i prezenty. Jeden nie wrócił – to dwudziestoośmioletni Antoni Śliwa, który zresztą kilka lat wcześniej pracował w należącej do Żuczka wytwórni grzebieni i puderniczek. Nie ma więc wątpliwości, że to właśnie napadł na dom swego dawnego chlebodawcy. Tylko jak parę godzin później znalazł się w Gwiazdowie i kto go tam zamordował?
Komorowski nigdy wcześniej nie prowadził takiego dochodzenia. Ale ma jednego podejrzanego – to artysta Stachurko, który odsiedział już kilka lat w kryminale za próbę pozbawienia życia (właśnie za pomocą noża). I to on staje się głównym podejrzanym. Trzeba przyznać, że wiejski koloryt służy tej opowieści. Ciekawie i wiarygodnie wypada również tło obyczajowe. A dodatkową atrakcją – przynajmniej dla niektórych czytelników – może być fakt, że na rozwiązanie zagadki zabójstwa „świętego Mikołaja” naprowadza sierżanta… kot miejscowej staruszki. Ci sami bohaterowie – wraz ze Stachurką, Walendziakiem, a nawet porucznikiem Fronczakiem – powracają w „Kwiecie paproci”. Pojawiają się też jednak nowi, jak na przykład przybyła z miasta nauczycielka Elżbieta Kowalówna, odwiedzająca ją na wsi przyjaciółka, studiująca medycynę Helena Skibińska czy będący na przepustce młody żołnierz.
Gwiazdowo żyje przygotowaniami do mającej odbyć się wieczorem imprezy z okazji nocy świętojańskiej. Jedni, jak Walendziak, piją na tę okazję już od rana; inni skarżą się Komorowskiemu, że w nocy mają podobno dziać się sceny dantejskie – gołe baby będą skakać przez ogień. A to dopiero początek poruszenia. Spodziewającemu się jedynie pijackich awantur sierżantowi przychodzi bowiem zmierzyć się ze znacznie poważniejszą sprawą – zabójstwem w lesie młodej kobiety. Co gorsza, zbrodnia przypomina tę, która dzień wcześniej popełniona została w miasteczku. Rodzi to straszliwą myśl, że w okolicy grasuje… wampir. Być może do wymyślenia tej historii Jerzego Siewierskiego zainspirowała sprawa Zdzisława Marchwickiego, który zaledwie rok przed wydaniem książki został stracony (przez powieszenie) w Katowicach za rzekome zabójstwo czternastu kobiet. Historią „Wampira z Zagłębia” żyła w latach 70. cała Polska, o czym przekonuje jeszcze inna powieść – napisany w 1971 roku, ale wydany dopiero sześć lat później „Nieuchwytny” Barbary Gordon.
W „Kwiecie paproci” Siewierski wychodzi poza schemat „powieści milicyjnej”, zahaczając o thriller psychologiczny. Nie da się jednak ukryć, że sielsko-wiejski entourage nieco psuje klimat, aczkolwiek nie dziwi aż tak bardzo, gdy zdamy sobie sprawę, iż pisarz lubił zabawiać się formą historii detektywistycznej (vide wspomniany powyżej tom opowiadań „Pięć razy morderstwo”). Ostatni i najkrótszy tekst zahacza o nastrój grozy. Okazuje się bowiem, że w noc zaduszkową znikają ze swoich domów, bez wiedzy rodziców, córka sierżanta Komorowskiego Halinka oraz jej szkolny kolega Witek Maciaszek. Nauczycielka Kowalówna podejrzewa, że para mogła udać się na… cmentarz, by przekonać się, czy w Święto Zmarłych straszą tam duchy. Sierżant podąża ich śladem i – ku swemu wielkiemu zdziwieniu – wpada w pułapkę zastawioną przez funkcjonariuszy Komendy Głównej i Komendy Wojewódzkiej MO (jest wśród nich porucznik Fronczak), którzy czatują właśnie na złodziei-przemytników.
Cóż, ich wina. Skoro nie poinformowali miejscowych stróżów prawa, nie mogą mieć do nich żalu, że przez absolutny przypadek mogli zostać zdekonspirowani przed bandytami. Komorowskiego to jednak mało obchodzi; dużo ważniejszy jest dla niego los dzieci, zwłaszcza kiedy okazuje się, że na cmentarzu ich nie ma. Ale wtedy – mimo nocnej pory – olśniewa go myśl: przecież w Gwiazdowie jest jeszcze jedna nekropolia, stara i zapomniana. Może więc tam? W opowiadaniu „Tam, gdzie przychodzą umarli” Siewierski najmocniej mruga okiem do czytelnika, bawi się formami powieści detektywistycznej i grozy; wprowadza elementy humorystyczne, ale jednocześnie dorzuca odpowiednią porcję makabry. Podobnie zresztą robi w „Nie zabija się świętego Mikołaja” i „Kwiecie paproci”. Jednym zapewne takie figle stylistyczne przypadały do gustu; inni mogli psioczyć, że to jednak nie do końca poważnie. Widać Siewierski nie chciał wpisywać się w główny nurt autorów książek gloryfikujących MO i stosował całkiem zgrabne uniki.
koniec
9 grudnia 2022

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Marzenia skrojone na miarę
Joanna Kapica-Curzytek

3 VI 2024

„Odlecieć jak najdalej” jest powieścią obyczajową, której akcja rozgrywa się w latach 60. XX wieku. Młodzieńcze marzenia boleśnie konfrontują się tutaj z twardymi realiami Polski za żelazną kurtyną.

więcej »

Mała Esensja: Wspaniałe czasy, które warto lepiej poznać
Marcin Mroziuk

1 VI 2024

W „Od morza do morza” autorzy przedstawiają młodym czytelnikom najważniejsze wydarzenia i osiągnięcia epoki Jagiellonów. Co istotne, większość opowiadań jest na jeszcze wyższym poziomie literackim niż w pierwszym tomie cyklu „Zdarzyło się w Polsce”.

więcej »

PRL w kryminale: Geniusz prowokacji
Sebastian Chosiński

31 V 2024

Skoro nowelę „Cień” Aleksandra Ścibora-Rylskiego postanowił sfilmować Jerzy Kawalerowicz, mający już wówczas znaczącą pozycję w peerelowskiej kinematografii dzięki ekranizacji „Pamiątki z Celulozy” Igora Newerlego, musiało być w niej coś intrygującego. I rzeczywiście: ta historia, rozpięta pomiędzy wydarzeniami czasu okupacji i współczesnością (w kontekście połowy lat 50. XX wieku), zaskakuje dramatyzmem i czyhającą za każdym załomem zagadką.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.