Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Kłodzińska
‹Malwersanci›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMalwersanci
Data wydania10 maja 2010
Autor
Wydawca Wielki Sen
SeriaSeria z Warszawą
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Mechanizm „afery skórzanej”
[Anna Kłodzińska „Malwersanci” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W gazetowych „Malwersantach” kapitan Szczęsny jest jedynie postacią drugoplanową. Przed szereg wybijają się inni stróże porządku i prawa: porucznik Kręglewski i inspektor Kowalski z kontroli państwowej. Ale i tak wszystko, co w tej powieści najważniejsze, kręci się wokół postaci Jana Wilczyńskiego – urzędnika w Centrali Garbarskiej, który ma tylko jedno marzenie: by nie zabrakło mu przed kolejną wypłatą pieniędzy na życie.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Mechanizm „afery skórzanej”
[Anna Kłodzińska „Malwersanci” - recenzja]

W gazetowych „Malwersantach” kapitan Szczęsny jest jedynie postacią drugoplanową. Przed szereg wybijają się inni stróże porządku i prawa: porucznik Kręglewski i inspektor Kowalski z kontroli państwowej. Ale i tak wszystko, co w tej powieści najważniejsze, kręci się wokół postaci Jana Wilczyńskiego – urzędnika w Centrali Garbarskiej, który ma tylko jedno marzenie: by nie zabrakło mu przed kolejną wypłatą pieniędzy na życie.

Anna Kłodzińska
‹Malwersanci›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMalwersanci
Data wydania10 maja 2010
Autor
Wydawca Wielki Sen
SeriaSeria z Warszawą
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Cztery pierwsze powieści kryminalne Anny Kłodzińskiej (1915-2008) – chronologicznie „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny” (1957), „Złota bransoleta” (1958), „Srebrzysta śmierć” (1959) oraz „Dwa włosy blond” (1960) – ukazały się w MON-owskiej serii „Labirynt”. Jak można mniemać, sprzedawały się nieźle, co byłoby zresztą jak najbardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że na tle innych propozycji w tym samym gatunku z tego samego okresu, prezentowały się – zwłaszcza pod względem fabularnym – naprawdę nieźle. Może więc dziwić, dlaczego kolejna, czyli „Malwersanci”, oryginalnie pojawiła się tylko w wersji gazetowej (na łamach warszawskiego „Kuriera Polskiego”), a na publikację książkową musiała czekać od 1961 do 2010 roku, a więc przez niemal pół wieku. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, iż to jedna z najlepszych „powieści milicyjnych” Kłodzińskiej w całym jej przebogatym dorobku.
Wiem doskonale, że tak zwany „proces wydawniczy” w Polsce Ludowej często wymykał się zasadom zdrowego rozsądku. Że niekiedy pozycje wartościowe czekały na publikację całymi latami i wreszcie ukazywały się w niewielkich nakładach, a chłam pojawiał się na półkach księgarskich ekspresowo, dosłownie je zalewając. (O, matko, jakież to w sumie aktualne do dzisiaj!) miały na to wpływ również względy propagandowe. Tyle że w przypadku „Malwersantów” mowa jest przecież o „powieści milicyjnej”, a więc z definicji sławiącej dokonania MO i jej heroicznych funkcjonariuszy. Trudno wyobrazić sobie w tamtym czasie (a mowa jest o przełomie lat 50. i 60. XX wieku) bardziej „upropagandyzowaną” – obok książek wychwalających szlak bojowy I i II Armii ludowego Wojska Polskiego bądź bohaterstwo partyzantów Gwardii i Armii Ludowej – literaturę w PRL-u. Dlaczego zatem Kłodzińska zgodziła się na druk tej książki w odcinkach w gazecie, a nie podjęła trudu jej wydania książkowego? A może próbowała, lecz…
Tu ewentualnie można by zastanowić się, co stanęło – ewentualnie – temu na przeszkodzie. Mogła to być zbieżność akcji z „Dwoma włosami blond”. Pod względem fabuły obie pozycje, powstałe w tym samym czasie, wykazują się bowiem zaskakującym podobieństwem. Oczywiście poza najważniejszymi szczegółami, dotyczą one tych samych zagadnień i piętnują te same zjawiska, patologie gospodarcze przeżerające przez całe dekady system komunistyczny, czyli przede wszystkim korupcję i nielegalny handel. Tyle że w wydanej przez Ministerstwo Obrony Narodowej książce patrzymy na nie z punktu widzenia tych, którzy łapią przestępców (dotyczy to głównie kapitana Szczęsnego), a w „Malwersantach” autorka prezentuje nam perspektywę odwróconą, co oznacza, że poznajemy kulisy bandyckiej działalności, patrząc na nią oczyma sprawców. I nagle okazuje się, że z ich punktu widzenia wygląda to – dla społeczeństwa i państwa – jeszcze groźniej. Ta wizja zdecydowanie mogła nie spodobać się decydentom. Zwłaszcza że „powieści milicyjne” przed drukiem musiały być jeszcze konsultowane z odpowiednim wydziałem Komendy Głównej MO.
Końcówka lat 50. ubiegłego wieku to czas, kiedy media peerelowskie nagłośniły dwie wielkie afery gospodarcze. Pierwsza bomba wybuchła w 1959 roku, kiedy to w Warszawskich Zakładach Garbarskich wykryto kradzież skór, łapownictwo i paserstwo, które przyniosły państwu siedemnastomilionową stratę. Przy okazji sprawcy tych czynów zostali oskarżeni o przywłaszczenie sobie mienia o wartości ośmiu milionów. Przed oblicze sądu doprowadzono dwadzieścia trzy osoby, najwyższymi karami, jakie orzeczono były dożywocie (chociaż prokuratorzy domagali się dwóch „kaesów”, czyli kar śmierci). Rok później sytuacja powtórzyła się, ale w jeszcze większej skali. Głównym winnym był Bolesław Dedo, założyciel – tuż po drugiej wojnie światowej – radomskiej Spółdzielni Pracy Garbarskiej „Przyszłość”. Wina jego i jego współpracowników polegała na tym, że sprzedawali oni nadwyżki prywaciarzom, ci z kolei dorabiali się majątku, ponieważ nie musieli w całym interesie ponosić kosztów amortyzacji sprzętu ani płacić podatków.
Szefa całego procederu oskarżono o zagarnięcie mienia o wartości dwudziestu milionów złotych, w efekcie czego – z uwagi na to, że był on sądzony (a obok niego dwudziestu trzech kolejnych podejrzanych) w trybie doraźnym – został skazany na powieszenie. Sprzeciwił się temu prokurator generalny Andrzej Burda, który zawnioskował do Rady Państwa o ułaskawienie, a jej przewodniczący, generał Aleksander Zawadzki, przychylił się do tego wniosku. Dedzie zmieniono wyrok na dożywocie, a następnie na dwadzieścia pięć lat; wyszedł z celi natomiast po osiemnastu (zmarł w 1998 roku). Kiedy parę lat później wybuchła tak zwana „afera mięsna”, Stanisław Wawrzecki, jej główny organizator, zawisł już na szubienicy. Zabrakło bowiem w elitach władzy ludzi, którzy zachowaliby jeszcze odrobinę rozsądku: prokurator Burda stracił bowiem swoje stanowisko tuż po tym, jak ujął się za Dedo, a Zawadzki zmarł na trzy miesiące przed rozpoczęciem procesu (zastąpił go „twardogłowy” Edward Ochab).
Trudno mieć wątpliwości co do tego, że Anna Kłodzińska wpadła na pomysł napisania „Malwersantów” po tym, jak media nagłośniły obie „afery skórzane”. Jako wieloletnia dziennikarka zajmującą się sprawami kryminalnymi zdawała sobie sprawę, jak nośny fabularnie jest to temat. Postanowiła jednak podejść do niego dwojako. Opublikowane w pierwszej kolejności przez MON „Dwa włosy blond” (1960) były obowiązkiem złożonym wobec państwa, natomiast „Malwersanci” – wobec własnego dziennikarskiego sumienia. To w tym drugim dziele zdecydowała się dokonać diagnozy sytuacji, odpowiedzieć na pytanie – i miała to być głębsza analiza – dlaczego w kraju komunistycznym, wbrew wszelkim zapewnieniom władz o rosnącej z każdym rokiem stopie życiowej, wciąż zdarzają się przestępstwa na tak dużą skalę. Dlaczego, wiedząc, czym to grozi (orzekano przecież kary śmierci!), wciąż znajdują się ludzie gotowi ryzykować.
Gdybym miał wskazać najważniejsze zdanie wypowiedziane przez któregoś z bohaterów powieści, które najlepiej opisuje sytuację gospodarczą Polski końca lat 50., byłyby to słowa wypowiedziane przez… prostytutkę Baśkę: „Wszyscy kradną. W sklepach, w restauracjach, w urzędach, w fabryce… Jak się dobrze umie, to można bardzo długo ciągnąć”. To teraz wyobraźcie sobie minę oficera MO z Komendy Głównej, który czyta maszynopis „Malwersantów”. Jeśli inteligentny – może uśmiechnąć się zjadliwie pod nosem (i w milczeniu przyznać autorce rację); jeśli tępy – na pewno nie pozwoli na druk powieści w formie książkowej. Siłą tego dzieła jest również jego fundament psychologiczny. Przedstawiając nielegalny proceder z punktu widzenia szarego urzędnika, który dopiero wchodzi do interesu, Kłodzińska musiała skupić się na kierujących nim motywach. Musiała przyjrzeć się jego codziennemu życiu, bólowi istnienia, rozgoryczeniu, niespełnionym ambicjom. Słowem: musiała stworzyć bohatera z krwi i kości.
I takim właśnie człowiekiem jest Jan Wilczyński, skromny referent w stołecznej Centrali Garbarskiej, z uwagi na niskie zarobki borykający się z permanentnymi kłopotami finansowymi. Na utrzymaniu ma bowiem zajmującą się domem i studiującą zaocznie żonę (aby po uzyskaniu dyplomu mogła pójść do pracy i ulżyć mężowi) oraz dwoje dzieci. Jan nie marzy o wakacjach nad morzem (choćby Bałtykiem) czy w górach (mogłyby być Tatry bądź Beskidy), dla niego „mission impossible” staje się przetrwanie od wypłaty do wypłaty bez pożyczki od któregoś z kolegów. Z zazdrością patrzy na robotników z działów produkcyjnych, którzy choć nie mają praktycznie żadnego wykształcenia, często zarabiają o kilkaset złotych więcej od niego. Co gorsza, pozostając w biurze, perspektywy na awans Wilczyński ma mizerne, a nawet gdyby udało mu się wspiąć na najwyższy dostępny sobie szczebel – i tak nadal zarabiałby „grosze” w porównaniu z potrzebami rodziny. Dlatego też daje się skusić majstrowi Wacławowi Olszańskiemu, który najpierw obłaskawiana go pożyczką w wysokości pięciuset złotych oraz zaproszeniem do knajpy na wódeczkę i śledzika, a potem proponuje przejście na stanowisko magazyniera skór surowych (a po jakimś czasie na jeszcze lepiej płatne magazyniera skór gotowych).
Niby to degradacja: zza biurka na magazyn, ale finansowo Wilczyński wyszedłby na tym znacznie lepiej. Następnego dnia zgłasza się zatem do kierownika administracyjno-gospodarczego Józefa Michalaka i prosi o przeniesienie. Ten wprawdzie udaje zaskoczenie, ale o wszystkim wie – uprzedził go bowiem Olszański. Jako że za kilka dni z pracą w tym miejscu pożegna się dotychczasowy magazynier – stanowisko się zwolni i może je zająć Jan. Młody mężczyzna szybko przekonuje się, czym spowodowana jest ta nagła zmiana. Po prostu jego poprzednik nie chciał wchodzić w żadne podejrzane konszachty. Widać zależało mu na biednym, ale spokojnym życiu. Wilczyński natomiast nie ma zamiaru być przez całe życie biedny. I chociaż na początku swej przestępczej drogi ma jeszcze wyrzuty sumienia, pokusa jest tak wielka, że ostatecznie łamie się i przystępuje do złodziejskiego procederu. Bardzo szybko odczuwa to w portfelu. Jego obawy maleją, kiedy dostrzega, że mało kto w zakładzie nie robi lewych interesów. A gdy dane mu jest zobaczyć, jakie wille postawili sobie przywódcy gangu – pękają ostatnie opory.
Z czasem Wilczyński przechodzi również wewnętrzną transformację. Przestaje być kochającym mężem i ojcem, porywa go inny świat, chce żyć na bogato, bawić się na całego, otaczać pięknymi kobietami. Stąd jego znajomość z Baśką, która szybko staje się jego utrzymanką. Trwający przez lata biznes nie uchodzi jednak uwagi służb. Sytuacji panującej w Centrali Garbarskiej zaczyna przyglądać się coraz uważniej inspektor Tadeusz Kowalski z Państwowego Biura Kontroli, który w pewnym momencie kontaktuje się z kapitanem Szczęsnym z Komendy Miejskiej MO i prosi go o pomoc. Biały Kapitan jest jednak zbyt dobrze znany w środowisku przestępczym, dlatego też do współpracy z dobrze sobie znanym kontrolerem oddelegowuje porucznika Kazimierza Kręglewskiego. Ci zaczynają dochodzenie od rozeznania się na Bazarze Różyckiego, chcą bowiem w pierwszej kolejności wyłapać tych, do których trafiają lewe skóry i dzięki nim dojść do kłębka znajdującego się w Centrali Garbarskiej. Skupiają się na zdobyciu dowodów zewnętrznych, aby uderzyć wewnątrz.
„Malwersantów” czyta się znakomicie. Napisani są z nerwem, nie brakuje w nich także nadzwyczaj interesujących z perspektywy kilku dekad od powstania powieści obrazków obyczajowych. Kłodzińska portretuje bowiem nie tylko ludzi, ale także Warszawę przełomu lat 50. i 60.: z jednej strony szarą i nijaką, z drugiej – bawiącą się i pijącą na całego, Warszawę z aspiracjami sięgającymi czasów przedwojnia, kiedy łatwo było się dorobić, a jeszcze łatwiej stracić cały majątek. Na tym tle pokazana jest postać człowieka, który, kiedy go poznajemy, marzy tylko o tym, by mu starczało do pierwszego, ale który daje się wciągnąć w tryby bandyckiej machiny i z biegiem czasu coraz lepiej odnajduje się w niej. Wyrasta na „króla życia”, by skończyć jak zwierzę, na które urządzone zostaje polowanie z nagonką.
koniec
10 maja 2024

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

UWAGA, MILICJA!: Jak własowiec, to musi być bydlę
Sebastian Chosiński

20 V 2024

Milicyjna kariera Władysława Kostienki zaczęła się w 1963 roku od powieści „Trzech z wydziału śledczego”. W swoim debiucie pojawił się on jako oficer w stopniu majora, będący podwładnym pułkownika Sadczikowa. Julian Siemionow postawił przed nimi arcytrudne zadanie: mają dopaść i unieszkodliwić grasującą po Moskwie bandę, która napada, kradnie, a nawet zabija. I oczywiście planuje kolejne „skoki”.

więcej »

Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Choć kilka książek Władimira Maksimowa ukazało się w Polsce (także Ludowej), nie jest on nad Wisłą postacią szczególnie znaną. Co zrozumiałe o tyle, że od początku lat 70. istniał na niego w ZSRR zapis cenzorski. Wczesna nowela „A człowiek żyje…”, w dużej mierze eksplorująca osobiste przeżycia pisarza, to jeden z najbardziej wstrząsających opisów losu człowieka „bezprizornego”.

więcej »

PRL w kryminale: Pecunia non olet
Sebastian Chosiński

17 V 2024

Za najohydniejsze dzieło w dorobku Romana Bratnego uznaje się opublikowany po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego „Rok w trumnie”. Siedem lat wcześniej autor „Kolumbów” wydał jednak inną książkę. W kontekście tego, czym inspirował się pisarz, być może nawet ohydniejszą. To „Na bezdomne psy”, w której, aby zdyskredytować postać okrutnie zamordowanego Jana Gerharda, Bratny posłużył się kostiumem „powieści milicyjnej”.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.