A pamiętacie…: Yvonne Elliman – Maria z Magdali od Bee Geesów i ClaptonaYvonne Marianne Elliman posiada niewątpliwie oryginalną urodę. Ale czy może być inaczej, skoro w jej żyłach płynie krew irlandzka, japońska i hawajska?
Wojciech GołąbowskiA pamiętacie…: Yvonne Elliman – Maria z Magdali od Bee Geesów i ClaptonaYvonne Marianne Elliman posiada niewątpliwie oryginalną urodę. Ale czy może być inaczej, skoro w jej żyłach płynie krew irlandzka, japońska i hawajska? Urodziła się pod koniec roku 1951 w Honolulu na Hawajach i już jako nastolatka była wokalistką własnego zespołu folkowego. Gdy – zachęcona przez nauczyciela muzyki – przeniosła się do Wielkiej Brytanii, dostała angaż w klubie w Chelsea. Tam odnaleźli ją dwaj młodzi ambitni twórcy: Andrew Lloyd Webber i Tim Rice, którzy właśnie szukali odtwórców głównych ról do swej rock opery „Jesus Christ Superstar”. Głos Yvonne ich zafascynował do tego stopnia, że wzięli swój utwór sprzed kilku lat, dopisali do niego nowy tekst i pod tytułem „I Don’t Know How To Love Him” dali Elliman do zaśpiewania solo – jako Marii Magdalenie. Był rok 1970. Na Broadwayu „Jesus Christ Superstar” miał premierę w roku 1971, film powstał dwa lata później – tu możemy piosenkarkę nie tylko usłyszeć, ale także ujrzeć. Za tę rolę otrzymała w 1974 roku nominację do nagrody Golden Globe w kategorii Best Actress in a Motion Picture Comedy or Musical (jako pierwsza osoba pochodząca z wysp Pacyfiku). Z uwagi na występy na Broadwayu, przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie poznała swego pierwszego męża, Billa Oakesa, szefa RSO Records (właścicielem tej wytwórni był Robert Stigwood, manager m.in. zespołów Cream czy Bee Gees) i wydała pierwszą płytę solową. Partnerując Ianowi Gillanowi (rola Jezusa na płycie), poznała Deep Purple, co zaowocowało jej śpiewem na płycie „Gemini Suite” Jona Lorda (1971) oraz wydaniem swej drugiej płyty przez Purple Records. W 1974 roku za sprawą swego męża została zaproszona przez Erica Claptona do zaśpiewania w „chórku” do coveru Boba Marleya „I Shot the Sheriff” (w ten sposób stała się także pierwszą reprezentantką wysp Pacyfiku, która dotarła na szczyty list przebojów!). Następnie dołączyła do jego trasy koncertowej… i została aż do roku 1977, śpiewając na albumach „461 Ocean Boulevard”, „There’s One in Every Crowd”, „E. C. Was Here”, „No Reason to Cry” oraz „Slowhand”. Jej trzeci album, tym razem wydany przez RSO, wyprodukowany został przez Steve’a Croppera, pamiętnego gitarzysty zespołu Blues Brothers. Czwarty zaś (w roku 1977) zawierał między innymi dwa hity: cover Barbary Lewis „Hello Stranger” oraz kompozycję braci Gibb, „Love Me”. W tym samym roku Bee Gees pracowali nad swym wiekopomnym dziełem – „Saturday Night Fever”. Specjalnie dla Yvonne napisali słynne „How Deep Is Your Love”, ale Stigwood zdecydował, że mają to wykonać sami. W efekcie Elliman zaśpiewała inną ich kompozycję: „If I Can’t Have You”. Przebój wspiął się na pierwsze miejsce Billboard Hot 100, jako czwarty singiel z tego soundtracku a zarazem pierwszy, którego Bee Gees nie wykonywali osobiście. Utwór w wykonaniu Elliman trafił na jej piąty album wraz z innym dyskotekowym przebojem, „Love Pains” oraz balladą „Savannah”, za sprawą której żegnała się z muzyką dyskotekową. Natomiast sami Bee Gees, którzy nagrali ten przebój wcześniej, wrzucili go ostatecznie na stronę B singla „Stayin’ Alive”. Z kolei w 1993 roku swój cover piosenki nagrała Kim Wilde, dochodząc z nim do miejsca 12 w Wielkiej Brytanii i 3 w Australii. Pierwsze małżeństwo Elliman rozpadło się w 1980 roku. Rok później wyszła za mąż za kompozytora Wade’a Hymana, z którym ma dwójkę dzieci. Im to zdecydowała się poświęcić lata 80. i późniejsze, zaprzestając kariery muzycznej. Sporadycznie nagrywała piosenki do filmów – m.in. krótką balladę „Edge Of The World” z pamiętnych „Gier Wojennych” (1983), ukazywały się też liczne albumy-kompilacje, zaawierające wśród innych, także jej najsłynniejsze piosenki – a także kilka własnych płyt typu „greatest hits”. W roku 2001 Elliman wróciła na Hawaje. Dwa lata później została zaproszona na koncert ku czci Sir Tima Rice’a w Teksasie, co dało impuls do powrotu na scenę i studia nagrań – w 2004 ukazała się pierwszy po ćwierć wieku premierowa płyta (EP) piosenkarki. 20 stycznia 2021 |
Jeśli zaglądacie w to miejsce, znacie już dokonania zespołu Can, czyli niemieckich prekursorów krautrocka, całkiem nieźle. Wiecie, że wiele można było się po nich spodziewać. Że potrafili zaskoczyć. Czy jednak oczekiwalibyście, że nagrają płytę w stylu… reggae? Na dodatek z inklinacjami soulowymi, funkowymi i dyskotekowymi? Na szczęście, jest na „Flow Motion” również kilkanaście minut muzyki, która może przypaść do gustu wielbicielom ich wcześniejszych płyt.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj solowy debiut słowackiego pianisty jazzowego Gabriela Jonáša.
więcej »Przed tygodniem zachwycałem się w tym miejscu koncertowym albumem Can „Live in Brighton 1975”. Dzisiaj chronologicznie przyszła kolej na zarejestrowany mniej więcej pół roku później „Live in Stuttgart 1975”. Niestety, tym razem zachwytów nie będzie. Zwłaszcza nad drugim dyskiem w tym dwupłytowym zestawie.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
O miłości, owszem, o detektywach – niekoniecznie
— Wojciech Gołąbowski
Niech się mury pną… na boki
— Wojciech Gołąbowski
Czym by tu zapełnić spiżarnię?
— Wojciech Gołąbowski
Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Nadmorskie zagadki sprzed pół wieku
— Wojciech Gołąbowski
Gdy szukasz własnej drogi
— Wojciech Gołąbowski
Tylko praca dyplomowa, niestety
— Wojciech Gołąbowski
O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: NieZjawiskowy spadek formy
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Kiedy para - buch!
— Wojciech Gołąbowski