Tu miejsce na labirynt…: Dzicy i nieskrępowani [Goran Kajfeš, Tropiques „Into the Wild” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tropiques to kolejny projekt, w jaki zaangażował się szwedzki trębacz – i tym razem także klawiszowiec – Goran Kajfeš. Pierwsza płyta zespołu ujrzała światło dzienne dwa lata temu. Przyznam, że byłem przekonany, iż będzie ona zarazem płytą ostatnią. A tymczasem w tym roku spotkała nas wielka niespodzianka – album „Into the Wild”. Który od debiutu nie różni się w zasadzie tylko jednym – poziomem. Jest tak samo porywający jak „Enso”.
Tu miejsce na labirynt…: Dzicy i nieskrępowani [Goran Kajfeš, Tropiques „Into the Wild” - recenzja]Tropiques to kolejny projekt, w jaki zaangażował się szwedzki trębacz – i tym razem także klawiszowiec – Goran Kajfeš. Pierwsza płyta zespołu ujrzała światło dzienne dwa lata temu. Przyznam, że byłem przekonany, iż będzie ona zarazem płytą ostatnią. A tymczasem w tym roku spotkała nas wielka niespodzianka – album „Into the Wild”. Który od debiutu nie różni się w zasadzie tylko jednym – poziomem. Jest tak samo porywający jak „Enso”.
Goran Kajfeš, Tropiques ‹Into the Wild›Utwory | | CD1 | | 1) Traces Left Behind | 10:40 | 2) White Sand | 06:50 | 3) Floods | 14:42 | 4) So Don | 04:24 | 5) Swirls | 13:24 |
Goran Kajfeš, który w przyszłym roku będzie świętował pięćdziesiąte urodziny, jest Szwedem, ale – co podpowiada nazwisko – o bałkańskich korzeniach. Na scenie jazzowej udziela się aktywnie od ponad dwóch dekad. W tym czasie związany był, a w wielu przypadkach wciąż jeszcze jest, z najbardziej znanymi skandynawskimi big-bandami freejazzowymi. Udzielał się w Fire! Orchestra Matsa Gustafssona; do dzisiaj stanowi podporę Angles 9 Martina Küchena („ Injuries”, „ Disappeared Behind the Sun”, „ Beyond Us”), jak również wspiera swym talentem Pan-Scan Ensemble Paala Nilssen-Love’a. Jakby tego było mało, stoi także na czele własnych formacji, spośród których warto wymienić przede wszystkim etniczno-jazzową Subtropic Arkestra (trylogia „ The Reason Why”) oraz – zbieżność nazw nie jest chyba przypadkowa – Tropiques. W grupie tej Goran zebrał muzyków, z którymi styka się od lat w innych zespołach: z pianistą i organistą Alexandrem Zethsonem gra(ł) w Angles 8 i 9, z kontrabasistą Johanem Berthlingiem ( Time is a Mountain, Arashi) – w Angles [6], 8 i 9 oraz Subtropic Arkestra, z perkusistą Johanem Holmegardem ( Svenska Kaputt, Dungen) – w Subtropic Arkestra. Poza tym Berthling i Holmegard byli też towarzyszami Kajfeša w czasach, gdy udzielał się on w Fire! Orchestra. Powiedzieć więc, że w momencie narodzin grupy jej muzycy znali się jak „łyse konie” – to jakby nic nie powiedzieć. W wymienionym powyżej składzie zespół nagrał debiutancki krążek „ Enso” (2017), który okazał się absolutnie zaskakującym i jednocześnie porywającym mariażem jazzu, rocka progresywnego, psychodelii i krautu. Nie zdołał on jednak przebić się poza jazzowe getto. W efekcie czego… …Tropiques pozostało w cieniu innych projektów Gorana. Mogło się nawet wydawać, że jego historia zakończy się na tej jednej płycie. Aż do lutego tego roku, bo wtedy na sklepowe półki trafił – ozdobiony fantazyjną okładką (z tropikalnymi paprociami, skrzypami i widłakami) – album „Into the Wild”. Co ciekawe, do jego nagrania Kajfeš zaprosił jeszcze jednego artystę – znanego sobie z Fire! Orchestra klarnecistę Christera Bothéna (również w Nu-Ensemblen Matsa Gustafssona). Krążek ujrzał światło dzienne nakładem sztokholmskiej wytwórni Headspin Recordings, której Goran jest od piętnastu lat współwłaścicielem. Jest to o tyle wygodne, że nagrywając, grupa mogła realizować najbardziej nawet śmiałe pomysły lidera, bez oglądania się na to, czy producenci przyklasną, czy też będą kręcić nosami z niezadowolenia. Oczywiście powodów do niezadowolenia nikt nie powinien mieć, chociaż nie ukrywam, że nie wyobrażam sobie sytuacji, w której „Into the Wild” wychodzi pod skrzydłami którejś z wielkich firm płytowych. Wszak jest to płyta absolutnie bezkompromisowa, z której aż bije wolność artystyczna. W wielu przypadkach taka swoboda mogłaby prowadzić do anarchii. Lecz nie zapominajmy, że w przypadku Tropiques mamy do czynienia z muzykami w pełni świadomymi tego, co chcą osiągnąć, oraz czym i jak zaskoczyć słuchacza. Na dodatek piekielnie utalentowanymi i doświadczonymi. Tym samym „Into the Wild” nie ma słabego punktu; poza pomyślanym jako specyficzny przerywnik „So Don” każda kompozycja to perła, majstersztyk, arcydzieło z pogranicza jazzu, rocka i awangardy. Zbiór ten otwiera ponad dziesięciominutowy „Traces Left Behind”, który strukturą przypomina… symfonię. Zaczyna się od delikatnej improwizowanej introdukcji trębacza, do którego z czasem dołączają kolejni instrumentaliści, starający się jednak utrzymać stonowany charakter utworu. Mijają kolejne minuty, zanim muzycy nabierają rozmachu i stopniowo zaczynają przypadać swoim partiom zadziorności. Punktem przełomowym okazuje się duet trąbki Kajfeša i klarnetu basowego Bothéna, po którym następuje przesilenie; w jego efekcie dęciaki schodzą na dalszy plan, a na pierwszy przebija się – obok sekcji rytmicznej – rytmiczny fortepian Zethsona. Tym samym jazz ustępuje miejsca energetycznemu rockowi. Zupełnie inny charakter ma drugi w kolejności „White Sand”, urzekający głównie dzięki delikatnemu syntezatorowemu tłu (to Korg Zethsona) i nastrojowemu dialogowi instrumentów dętych. Ale cóż to jest za dialog – posępnego klarnetu z rozjaśniającą się powoli w ciemności trąbką. Gdyby poszukiwano właśnie współczesnego wzorca jazzowego piękna, Goran powinien z miejsca zgłosić „White Sand” do udziału w tym konkursie! Kolejną stylistyczną woltę kwintet serwuje nam we „Floods”. Za sprawą kolejnego syntezatora (tym razem jest to obsługiwany przez Kajfeša Make Noise 0-Coast) pojawiają się tu dźwięki z natury awangardowe, z którymi udanie kontrastuje hipnotyczna sekcja rytmiczna. Kiedy rozbrzmiewają trąbka i klarnet, z miejsca natomiast robi się zgrzytliwie i freejazzowo. Choć wciąż z wyraźnymi ciągotkami ku awangardzie, którą jednak łagodzi nieco „plumkanie” syntezatorów. W części drugiej muzycy powtarzają cały schemat, ale robią z jeszcze większym zaangażowaniem; dość powiedzieć, że w finale Christer gra z taką wściekłością, jakby przed chwilą użądlił go w studiu szerszeń. Jeżeli do tej pory wydawało Wam się, że z połączenia free jazzu i psychodelii nie ma prawa wyjść nic fascynującego – powinniście szczególnie uważnie wsłuchać się we „Floods”! „So Don” jest nie tylko najkrótszym, ale i najdziwniejszym utworem na płycie, stylistycznie znacznie różniącym się od wszystkich pozostałych. Dlaczego więc trafił na „Into the Wild”? Może muzykom zależało na tym, aby po tak angażujących emocjonalnie kompozycjach podarować słuchaczom coś lżejszego, mniej zobowiązującego… Jeśli taki był cel – powiódł się. W ciągu ponad czterech minut otrzymuje od Skandynawów porcję klasycznego jazzu z lat 30. ubiegłego wieku, mocno wspartego harmoniami bluesowymi i zagrywkami z okolic world music. Nie bez powodu Bothén sięga tu po ngoni – instrument strunowy pochodzący z Afryki Zachodniej (szczególnie popularny w Mali), który wyglądem i brzmieniem przypomina lutnię. Na zakończenie kwintet podarował „Swirls”, który zaczyna się bardzo delikatnie (wreszcie zostaje wykorzystany syntezator Mooga), a kończy nieoczekiwanie awangardowo (dzięki zacięciu pianisty i trębacza). A co jest pośrodku? Stopniowe budowanie napięcia przez solistów oraz coraz bardziej rockowe tempo narzucane przez Berthlinga i Holmegarda. Dopiero pod koniec zespół nieco łagodnieje, lecz tylko po to, by tuż przed finałem wyprowadzić ostateczny cios. Skuteczny! Skoro Skandynawowie zapraszają nas do „dziczy” – zaufajmy im, podążmy za nimi, poczujmy się wolni i nieskrępowani. Tak samo jako oni, kiedy pracowali nad „Into the Wild”! Skład: Goran Kajfeš – trąbka, syntezator Mooga, syntezator Make Noise O-Coast Christer Bothén – klarnet basowy, ngoni Alexander Zethson – fortepian, organy Crumar, syntezator Korga Johan Berthling – kontrabasvJohan Holmegard – perkusja, instrumenty perkusyjne
|