Elektra Natchios to zabójcza femme fatale. Jest córką greckiego magnata przemysłowego Nikolasa Natchiosa, adeptką wschodnich sztuk walki, mistrzynią starojapońskiego stylu ninja, olimpijską atletką i gimnastyczką. Jej ulubiona broń to sztylet o trzech ostrzach.

Wyjątkowo ciekawi są przeciwnicy Elektry, np. seksowna laska zabijająca dotykiem czy typ upstrzony personifikującymi się tatuażami. Cała reszta to jakaś marna kopia „Mortal Kombat”, traktująca się na dodatek zbyt serio.

"Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić...". Sam pomysł tego filmu jest już karkołomny - niby kontynuacja słabego "Daredevila", choć tamten film nie zakładał wątków czystego fantasy z demonami i duchami, a tytułowa Elektra poniosła przecież śmierć. Ale to nie jest istotne - ważniejsza jest totalna bzdurność i brak oryginalności scenariusza, która rozkłada "Elektre" na łopatki, tak, że filmu nie jest w stanie uratować nawet jako takie trzymanie nastroju.