The Grudge - Klątwa
(The Grudge)
Takashi Shimizu
‹The Grudge - Klątwa›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | The Grudge - Klątwa |
Tytuł oryginalny | The Grudge |
Dystrybutor | Vision |
Data premiery | 21 stycznia 2005 |
Reżyseria | Takashi Shimizu |
Zdjęcia | Hideo Yamamoto |
Scenariusz | Stephen Susco |
Obsada | Sarah Michelle Gellar, Jason Behr, Clea DuVall, William Mapother, Kadee Strickland, Bill Pullman, Rosa Blasi, Grace Zabriskie, Courtney Webb, Ted Raimi |
Muzyka | Christopher Young |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | Japonia, USA |
Czas trwania | 91 min |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Opowieść koncentruje się na przerażającej klątwie, która powstała z tłumionych żalów, urazów i przykrości, i jak wirus zaraża kolejne ofiary.
Utwory powiązane
Filmy
MC – Michał Chaciński [3]
Zła amerykańska wersja niezłego japońskiego horroru, mimo że wyreżyserowana przez tego samego osobnika. Nie narzekam tu na prostotę fabuły, którą ukrywać ma achronologiczne przemieszanie wątków, bo to samo mieliśmy w oryginalnej wersji filmu i przyjmuję tę koncepcję na poziomie metafory (zło przekracza granice czasu, miejsca, przestrzeni). Fatalne jest natomiast w amerykańskiej wersji to, że akcent przesunięto bardzo mocno w kierunku prymitywnego hałasowania i nagłego wrzucania coś w kadr. W oryginale było tego mniej, bardzij liczyła się groza. Tutaj chodzi niemal wyłącznie o wysadzenie widza z fotela najgłupszym sposobem. Po pół godziny seansu zaczęło mnie to bardzo irytować. A sprawy dokończyło idiotyczne zakończenie, z bohaterką zwiedzającą nawiedzony dom.
Słaby remake słabego horroru. Oryginał był chociaż – jak to japońskie filmy grozy – śmieszny. Remake bawi tylko w momentach, gdy Sarah Michelle Gellar usiłuje odgrywać emocje, i – identycznie jak oryginał, jego sequele, „Ringu”, jego sequele, i jeszcze parę innych podobnych pozycji made in Japan – próbuje straszyć widokiem młodocianej gejszy z wytrzeszczem, poruszającej się jak C3PO. Mnie bezskutecznie.
Nie powiem – film miejscami trzyma w napięciu mocno i nie puszcza przez całe sekwencje. Shimizu umiejętnie wynajduje i oddaje na ekranie zbiorowe lęki. Szkoda tylko, że zbyt mocno przypomina to "Krąg" i poza sekwencjami, które mają straszyć, nie ma w tym filmie nic. Fabuła to tylko pretekst, więc gdy po raz enty ktoś zaczyna się krzątać po opustoszałych pomieszczeniach, coraz bardziej wieje nudą.
WO – Wojciech Orliński [3]
Do kitu z takimi horrorami. Całe straszenie sprowadza się tu do tego, że od czasu do czasu Coś Znienacka Wyskoczy. Jest to nawet skuteczne, ale równie dobrze można pójść do kina w towarzystwie kolegi wołającego od czasu do czasu "bum!". Też się niby podskoczy z zaskoczenia. A "Grudge" nie ma już nic więcej do zaoferowania, niestety.
KS – Kamila Sławińska [5]
Niby źle nie jest, ale... Nie wiem, czy wynika to z faktu, ze obejrzałam najpierw japoński oryginał (po którym bałam się w nocy pójść do łazienki), czy ze słabości samego filmu – ale amerykański The Grudge nie zrobił na mnie dokładnie żadnego wrażenia. Aż trudno uwierzyć, ze reżyserował ten sam Japończyk, który odpowiedzialny był za oryginalny Ju-on. Mimo, że wiele scen jest niemal dosłownym powtórzeniem japońskiej wersji, duch oryginału przepadł: prawdopodobnie na skutek tego że różne niedopowiedzenia czy wręcz absurdalności, które decydowały o klimacie Ju-on, tu padły ofiarą wygładzania i „uprawdopodobniania”, pomyślanego na użytek amerykańskich widzów.
KW – Konrad Wągrowski [5]
Przeciętny ramke dobrego horroru. Amerykanie (mówię o scenarzystach) na siłę oryginalną opowieść bez jasnej chronologii starali się przerobić na tradycyjną fabułę grozy. I zrobili to, ale to co dobre w tym filmie pochodzi z oryginału. Po co więc oglądać remake?