Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Czarna księga (Zwartboek)

Paul Verhoeven
‹Czarna księga›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzarna księga
Tytuł oryginalnyZwartboek
Dystrybutor Vision
Data premiery2 marca 2007
ReżyseriaPaul Verhoeven
ZdjęciaKarl Walter Lindenlaub
Scenariusz
ObsadaCarice van Houten, Sebastian Koch, Thom Hoffman, Halina Reijn, Waldemar Kobus, Derek de Lint, Christian Berkel
MuzykaAnne Dudley
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiBelgia, Holandia, Niemcy, Wielka Brytania
Czas trwania145 min
WWW
Gatunekthriller, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Jest to historia żydowskiej piosenkarki o imieniu Rachel. Udaje jej się uniknąć śmierci z rąk Niemców i przedostać na południe Holandii. Jesienią 1944 roku przyłącza się do holenderskiego ruchu oporu pod pseudonimem „Ellis”. Chcąc zyskać uznanie wśród ruchu oporu, przefarbowuje swoje włosy na blond i uwodzi niemieckiego oficera.
Utwory powiązane
Filmy (6)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [4.67]

PD – Piotr Dobry [5]
Verhoeven mógł po tym filmie zostać Tinto Brassem komercyjnego kina. Pokazać masom nazisexploitation w wersji light, zrobić z tym podgatunkiem to, co Wan, Whannell i Eli Roth ze splatterem, i cieszyć się teraz podobnym statusem co tamci spryciarze. Nie mam pojęcia, czego zabrakło – chęci, odwagi, obawy przed komercyjną porażką, (absurdalnej w jego przypadku) wiary, że jest w stanie nakręcić naprawdę ambitny film, świadomości, że gdyby posunął się dalej, Holandia nie wystawiłaby mu filmu do oskarowego wyścigu – każdy scenariusz zdaje się być możliwy. I niestety, przy kilku nieśmiałych wycieczkach w stronę campu, „Czarna księga” jest jednak zupełnie serio, siląc się w dodatku na jakieś permisywistyczne przesłanki. Mimo wszystko, siekierka na cześć Carice van Houten, której seksapil przysłania nawet głupotę fabuły.

BF – Bartek Fukiet [3]
Gdyby ten kuriozalny film podpisał hollywoodzki „spec” od historii Europy Antoine Fuqua („Król Artur”), to jeszcze bym zrozumiał. Ale za kamerą stanął Paul Verhoeven, który ponad 40 lat życia spędził na starym kontynencie i powinien, do licha, mieć jakieś wyczucie tematu. Przy „Czarnej księdze” nawet „Parszywa dwunastka” wydaje się dokumentem historycznym. Scenariusz to swoiste skrzyżowanie „Showgirls” z „Pianistą”. Żydowska piosenkarka romansuje – na polecenie władz antyfaszystowskiego podziemia – ze szlachetnym (tak, tak) generałem SS, szarmanckim filatelistą, który brzydzi się przemocą i negocjuje z ruchem oporu wstrzymanie represji w zamian za zaprzestanie ataków na żołnierzy niemieckich. Alianci zezwalają SS na wykonywanie egzekucji, bo – na mocy jakiegoś tam porozumienia – wyroki śmierci, które zapadły w III Rzeszy, zachowują ważność (sic!) w wyzwolonej Europie. Nieudolnie nakręcone sceny potyczek rebeliantów z Niemcami przypominają sekwencje z „Czterech pancernych”, kiedy to poczciwy Gustaw Jeleń tłukł kolejno po metalowych garach durnych faszystów, wyłażących gęsiego ze schronu. Verhoeven chyba sam czuł podświadomie, że popełnił potworne gówno, bo właśnie ta substancja pojawia się w obfitości pod koniec filmu i stanowi znakomite podsumowanie jego dzieła. W jednym reżyser jest konsekwentny od lat: dobiera do obsady panie o kształtnych i chętnie eksponowanych biustach. Przynajmniej za to mu chwała ;-)

KS – Kamila Sławińska [6]
Jestem nieustająco zachwycona i ubawiona tym, że Europejczyk Verhoeven przebija Amerykanów w ich własnej grze i okazuje się bardziej hollywoodzki od Hollywoodu – co wznosi go na wyżyny postmodernistycznego wyrafinowania, na których królował dotąd niepodzielnie David Lynch. Dla dobrego odbioru tego dzieła warto nastawić się nie na poważny film, tylko na swego rodzaju pastisz. Niektóre sceny z „Black Book” są już tak przegięte, że tylko się spodziewać, jak zza winkla wypadnie zakrwawiony bojownik Latrine (owszem, ten z „Top Secret!”). Co jednak broni się na całej linii, to umiejętność opowiadania: bez względu na to, jak przekombinowana i melodramatyczna jest historia, którą opowiada, Verhoeven potrafi opowiadać ją z pasją i tak głębokim przekonaniem o realności swoich bohaterów, że po kilku minutach prawie kupuje się te jego androny. Nie mówiąc już o tym, że Holender po mistrzowsku kusi i uwodzi widzów umiejętnie obnażonymi damskimi ciałami oraz gustownie rozplaskanym tu i ówdzie mózgiem. Kicz? Zły smak? Może. Ale z pewnością w najlepszym światowym wykonaniu – i w dodatku cholernie, diabelsko wręcz samoświadomy.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.