Szczęście
(Stestí)
Bohdan Sláma
‹Szczęście›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Szczęście |
Tytuł oryginalny | Stestí |
Dystrybutor | Kino Świat |
Data premiery | 1 czerwca 2007 |
Reżyseria | Bohdan Sláma |
Zdjęcia | David Dolnik, Divis Marek |
Scenariusz | Bohdan Sláma |
Obsada | Pavel Liska, Tatiana Vilhelmová, Anna Geislerová, Bolek Polívka, Simona Stasová, Zdenek Rauser, David Dolnik |
Muzyka | Leonid Soybelman |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | Czechy, Niemcy |
Czas trwania | 100 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Film opowiada historię grupy sąsiadów z małego przemysłowego miasteczka - jest tu dziewczyna, której narzeczony emigruje do USA, młodzian skrycie w niej zadurzony, i matka, której zamężny kochanek nie decyduje się na rozwód.
Utwory powiązane
Filmy
MC – Michał Chaciński [5]
Ten film uświadamia, że nawet bardzo wygodna i sympatyczna szuflada pozostaje tylko szufladą. Zaszufladkowaliśmy kino czeskie w haśle „ciepłe, dowcipne, bliskie ludziom”. I właśnie dlatego kiedy trafia do nas „Szczęście”, przez pierwsze pół godziny ogląda się je jak pies jeża, bo ani to ciepłe, ani dowcipne, tylko cholernie nieprzyjazne. I o to chodzi. Okazuje się bowiem, że to film o ludziach, którzy na własną prośbę koncertowo pieprzą sobie życie, jednocześnie wykręcając się hasłem, że są za słabi, żeby zrobić coś inaczej. A spieprzone życie ma to do siebie, że jakoś kiepsko grzeje i bawi. Drugi problem z odbiorem filmu w Polsce polega oczywiście na tym, że my takiego kina o smętnych dramatach mamy na kopy, więc pierwsze pół godziny kompletnie nie rusza. Ale później okazuje się, że Czesi mają coś więcej niż większość naszego kina – mają dobrze zbudowane postacie, które potrafią się rozwijać i uczyć. I dzięki temu „Szczęście” okazuje się jednak filmem wartym seansu, mimo że jakoś tam zaraz szczególnie nie powala.
Czeski hardcore, czyli polska norma. Film w sumie dość przewidywalny, dotykający przykrych tematów w tak konwencjonalny sposób, że nawet u nas bywa to lepiej wygrane („Plac Zbawiciela”), ale gdzieś tam w drugiej połowie zapala się na szczęście (!) światełko prowadzące do konstatacji, że Czechom naprawdę niewiele do tego tytułowego szczęścia potrzeba. A u nas to od razu „wszystko albo nic”, „Nicea albo śmierć”, „warto umierać za pierwiastek” i tym podobne bzdety.
Temat niczym z młodego polskiego kina, ale podany na modłę czeską – z sympatycznymi bohaterami i podlaną piwem afirmacją życia. Tu też mamy blokowisko z wielkiej płyty i grupkę ludzi, którzy nie skorzystali wiele na transformacji ustrojowej, wegetując gdzieś na peryferiach społeczeństwa. Ale między polskim i czeskim filmem jest różnica. Bohaterowie Slamy są sympatyczni i wiarygodni, a nie – jak u Stacharskiego i Fabickiego – odpychający i nakreśleni grubą krechą charakterologicznych uproszczeń. Zamiast papierowych gwałcicieli i gangsterów, mamy ludzi z krwi i kości. I choć mało brakowało, a po około 30 minutach opuściłbym kino, bo wnerwiało mnie męczeńskie zacięcie głównej bohaterki Moniki (Tatiana Vilhelmova), która zawzięła się, żeby poświęcić swoje szczęście i faceta dla niezrównoważonej przyjaciółki (świetna, cateblanchettopodobna Anna Geislerova), w trakcie polubiłem poczciwą gębę podkochującego się w Monice poczciwca Tonika (Pavel Liska), sympatycznego pijaka Bolka Polivkę i posępnego Martina Hubę (Skrivanek u Menzla). No i zostałem do końca.
KS – Kamila Sławińska [8]
Kolejny prosty, zgrabny i mądry czeski film o życiu, jeden z tych, które każą się drapać w głowę i zastanawiać, dlaczego polscy filmowcy nie potrafią tak ciekawie i z wyczuciem opowiadać o problemach swoich współczesnych, nie popadając przy tym ani w bebechową rozpacz, ani w cukierkowy kicz. Może to sprawa aktorów – młodziutcy Czesi w filmie Slámy są pozbawieni tej teatralnej, pełnej pretensji maniery, która tak irytuje u polskich wykonawców. Życie bohaterów „Szczęścia” nie jest usłane różami, ale jakoś potrafią oni zachować godność, optymizm i poczucie humoru nawet w najbardziej trudnych jego momentach. I to już jest powód, żeby obejrzeć ten film, może nawet więcej niż raz. Bo nawet jeśli w naszym pragnieniu szczęścia jesteśmy na równie przegranej pozycji, jak pies, co próbuje dogonić uciekający pociąg – przecież warto próbować, prawda?
MW – Michał Walkiewicz [7]
Po obejrzeniu „Szczęścia” i napisaniu recenzji do jednego z branżowych miesięczników włączył mi się tryb „mission accomplished”. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że tam, gdzie ja widzę biedowanie, płacz i zgrzytanie zębów, ktoś inny dostrzega ciepło, optymizm i baśń o ludziach, którym „być” w zupełności zastępuje „mieć”. Etykietka, jaką okleja się czeskie kino zupełnie do Bohdana Slamy nie pasuje, równie dobrze można doszukiwać się dyskretnego humoru u Fabickiego. Wybijmy sobie wreszcie z głowy myślenie kategoriami narodowego kina gatunków i skupmy się na pojęciu ewoluującego niepowstrzymanie kina autorów. Podobnie jak w „Dzikich pszczołach”, Slama daje mglistą nadzieję na lepszą przyszłość, wskazuje cel, którego nie da się osiągnąć z biegu. Kiedy bohaterowie zyskują tego świadomość, można mówić o optymistycznej nucie. Oczywiście, że będąc za pan brat ze współczesnym polskim kinem, skazani jesteśmy na powtórkę z rozrywki, jednak tak dobrze skonstruowanych i zagranych bohaterów ze świecą u nas szukać. „Szczęście” tego, kto wskoczy eskapistycznie w srebrny ekran i zapomni, skąd pochodzi i czego tam się naoglądał.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Dziwne… Ja w zasadzie nie lubię filmów o smutnych ludziach ze smutnych bloków przeżywających życiowe nieszczęścia. Odpychają mnie godne Kieślowskiego i Piekorz – czyli paskudne – sceny erotyczne. Ale jednak „Szczęście” do mnie przemówiło. Może dlatego, że sprawia wrażenie szczerego i prawdziwego, czego nie można powiedzieć o wielu polskich ponurych dramatach z blokowisk. Może dlatego, że naprawdę postacie świetnie, wiarygodnie i wielowymiarowo nakreślone. Może dlatego, że udało się uniknąć fabularnych mielizn i uproszczeń. A może też dlatego, że rzadko spotyka się filmy ilustrujące tak ładnie tezę, że „w życiu piękne są tylko chwile, dlatego czasem warto żyć”.