Kroniki portowe
(The Shipping News)
Lasse Hallström
‹Kroniki portowe›
Opis dystrybutora
Kiedy Quoyle, samotny, nieszczęśliwy dziennikarz traci w wypadku samochodowym żonę, z którą od dawna już łączą go tylko luźne stosunki, jego życie zmienia się na zawsze. W poszukiwaniu ukojenia i ucieczki Quoyle przenosi się do Nowej Funlandii, do małej rybackiej wioski Killick-Claw i wraz ze swoją ciotką i córeczką wprowadza się do tajemniczego domu swoich przodków.
Utwory powiązane
‹Lumiere i spółka›
–
Theo Angelopoulos,
Vicente Aranda,
J.J. Bigas Luna,
John Boorman,
Youssef Chahine,
Alain Corneau,
Costa-Gavras,
Raymond Depardon,
Francis Girod,
Peter Greenaway,
Lasse Hallström,
Hugh Hudson,
Gaston Kaboré,
Abbas Kiarostami,
Cédric Klapisch,
Andriej Konczałowski,
Spike Lee,
Claude Lelouch,
Sarah Moon,
Idrissa Ouedraogo,
Arthur Penn,
Lucian Pintilie,
Helma Sanders-Brahms,
Jerry Schatzberg,
Nadine Trintignant,
Fernando Trueba,
Liv Ullmann,
Régis Wargnier,
Wim Wenders,
Yoshishige Yoshida,
Yimou Zhang,
Jaco van Dormael,
Merzak Allouache,
Gabriel Axel,
Michael Haneke,
James Ivory,
Patrice Leconte,
David Lynch,
Ismail Merchant,
Claude Miller,
Jacques Rivette
MC – Michał Chaciński [4]
Lasse Hallstrom nie zaskakuje i... ponownie kręci film przeciętny, żeby nie powiedzieć mierny. Historia sama w sobie jest przyzwoita, ale opowiadana jest w sposób zupełnie nie zajmujący. Jak można tak zmarnować jedną z najlepszych ekip aktorskich roku? Przecież Spacey, Dench, czy Moore w innych filmach potrafią przykuć do ekranu jednym gestem, jednym spojrzeniem. W poprzednich amerykańskich filmach reżysera (za wyjątkiem 'Gilberta Grape' również przynudzających) można było przynajmniej podziwiać aktorstwo i ładne zdjęcia. Tutaj nawet aktorski guru Kevin Spacey wyszedł sztucznie jako niedorajda, a ładnych obrazków pojawiło się raptem kilka. Czyli Hallstrom tradycyjnie sprzedaje nam miernotę w pozornie atrakcyjnym opakowaniu kina quasi-artystycznego, ale tym razem z jeszcze słabszym skutkiem niż poprzednio. Gdzie podział się ten zdolny facet, który zaczął karierę od świetnego 'Moje życie jako psa'?
Opowieści z życia pozornie niewinnych prowincjonalnych miasteczek skrywających mroczne tajemnice to jeden z mych najukochańszych tematów literacko-filmowych, toteż i „Kroniki portowe” dały mi trochę radości. Mogły dać więcej, gdyby nie kompletnie położona narracja i wyjątkowo źle obsadzony Spacey. Generalnie, mimo natłoku znakomitych aktorów, jest miło, owszem, ale i dość niemrawo. Adrenalina skacze tylko dwa razy: przy scenie przeciągania domu po lodzie i gdy Cate Blanchett zdejmuje dżinsy. No więc właśnie – nie powiem, żeby nie było przyjemnie, ale materiał zasługiwał chyba na nieco głębsze potraktowanie niż sprowadzenie do poziomu westchnięć: „wooow, ale fajowe z tym domem…” i „wooow, ale ona ma pupę…”.
WO – Wojciech Orliński [7]
Książka ma banalną fabułę (życiowa fajtłapa wyrusza do krainy prawdziwych maczo grande i - saprajs saprajs - okazuje się, że też jest maczo), ale urzeka czynnikami pozafabularnymi, przede wszystkim fajnymi, ciepło-cynicznymi poradami życiowymi. Film - wiernie oddaje fabułę. Banału tu jakby jeszcze więcej, bo zamiast przemiany fajtłapy w maczo śledzimy przemianę Spaceya-udającego-durnia w Spaceya Spaceyowatego. Z dorobku Halstroma chyba naprawdę jednak najbardziej sobie cenię teledyski Abby.
KS – Kamila Sławińska [6]
Filmowi niewiele można zarzucić, poza tym, że jest do obrzydliwości poprawny (ale nic ponadto). Ogląda się jednak bez poczucia winy - ot, bardzo miła historia w północnych pejzażach. Spacey jakiś nieswój. Cate Blanchett również - co w jej przypadku jest zaletą. Postać grana przez Julianne Moore mogłaby być niemową. Jedna przepiękna scena - z wleczeniem domu po lodzie, prawie jak z Fitzcarraldo. Reszty prawie nie pamiętałam już po kilku dniach.
KŚ – Kamil M. Śmiałkowski [5]
Takie nijakie takie. Przekombinowany Miramaxowy film zrobiony z założenia pod Oscary, który się nie udał. Mnóstwo znanych nazwisk, które niczemu nie służą. Bywa i tak.
KW – Konrad Wągrowski [6]
Nastrojowa opowieść o zmianie nastawienia do świata i o przezwyciężaniu nieszczęść. Naprawdę trudno cos więcej o tym filmie powiedzieć, poza tym, że da się obejrzeć bez przykrości, ale za gardło nie chwyta. Zwraca uwagę raczej odmienna rola Cate Blanchett, a poza tym zdajemy sobie sprawę z tego, że na Nowej Funlandii mieszkać byśmy nie chcieli. Zimno!