Wszystko na wierzchu
(Full Frontal)
Steven Soderbergh
‹Wszystko na wierzchu›

Opis dystrybutora
Liryczny opis jednego dnia z życia kilkorga bohaterów, którzy zmierzają razem na przyjęcie urodzinowe do przyjaciela, którym jest ekscentryczny, zbliżający się do 40-tki, producent filmowy.
Utwory powiązane
Satyra na Hollywood, ale nie do końca udana. Nie wystarczy oryginalny koncept filmu w filmie w filmie i zabawa „dogmatyczną” formą, trzeba jeszcze mieć co do powiedzenia. A dialogi niestety aż trzeszczą od truizmów. A to, że hollywoodzcy aktorzy są aktorami i w życiu, jest pointą tyleż prawdziwą, co banalną. OK, mamy tu kilka błyskotliwych tekstów i „mrugnięć”, mamy uciechę z cameo Pitta, Finchera, Stampa itd., lecz całość wypada poniżej oczekiwań. Tym bardziej, że od kogo jak od kogo, ale od Soderbergha można wymagać wiele.
WO – Wojciech Orliński [7]
Soderbergh jak to Soderbergh - robi filmy, które dobrze ocenić można dopiero za drugim obejrzeniem, niestety widz zrażony pierwszym obejrzeniem nie zawsze daje mu tę szansę. Boję się, że tak będzie z 'FF'. To film o dziwnej strukturze - mamy tu przynajmniej trzy piętra rzeczywistości (to film o mieszkańcach Hollywood kręcących film o mieszkańcach Hollywood kręcących film o mieszkańcach Hollywood - w jednym ujęciu przenosimy się nawet na najwyższy poziom abstrakcji i widzimy samego Soderbergha, reżyserującego własny film!). Jednym z pięter tego filmu jest 'hollywoodzka Dogma' - kręcona po duńsku, na taśmie cyfrowej. W Kalifornii wygląda to dość niesamowicie, w wielu scenach słońce bowiem dosłownie zabija cyfrową kamerę, ale pewnie o to właśnie chodziło Soderberghowi - zakpić z Dogmy, zakpić z Hollywood, zakpić z siebie.