Doświadczony agent FBI prowadzi śledztwo mające na celu schwytanie zwyrodniałego mordercy, który w lasach w okolicach Portland bawi się w polowanie na... myśliwych. Kiedy przestępca ucieka do miasta, agent wspomagany przez koleżankę z agencji, musi zrobić wszystko, by nie stać się celem bezwzględnego łowcy.

Niesłychanie głupie i nudne, mimo że ściganym przez Jonesa jest tu sam Del Toro. Nie warto.

Trzy oskarowe nazwiska (del Toro, Jones i Friedkin), niezłe tempo, a film zupełnie nie emocjonujący. Pościg agenta za psychopatą ogląda się tu kompletnie beznamiętnie w żaden sposób nie kibicując żadnej ze stron, nie czując sympatii, ani antypatii do któregokolwiek z bohaterów. W scenariuszu to musiało wyglądać inaczej, skoro udało się nakłonić dwie gwiazdy do tego przedsięwzięcia, a więc winą za niepowodzenia trzeba obarczyć Friedkina, niezwykle przecież doświadczonego reżysera, twórcę "Francuskiego łącznika" i "Egzorcysty". Tak, ale to było 30 lat temu...