Boogeyman
Stephen T. Kay
‹Boogeyman›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Boogeyman |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 2 czerwca 2005 |
Reżyseria | Stephen T. Kay |
Zdjęcia | Bobby Bukowski, Jürg V. Walther |
Scenariusz | Eric Kripke, Juliet Snowden, Stiles White |
Obsada | Barry Watson, Emily Deschanel, Skye McCole Bartusiak, Lucy Lawless, Robyn Malcolm, Charles Mesure, Tory Mussett |
Muzyka | Joseph LoDuca |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | Nowa Zelandia, USA |
Czas trwania | 86 min |
WWW | Strona |
Gatunek | groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
„Boogeyman” to opowieść o młodym człowieku, którego prześladują wspomnienia strasznego dzieciństwa. Gdy powraca do rodzinnego domu, musi walczyć z lękami i demonami przeszłości, nie wiedząc czy to, co go otacza, to rzeczywistość czy wytwór jego wyobraźni. Po tym filmie zajrzenie do szafy będzie aktem odwagi.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje
Utwory powiązane
Filmy
Filmów o boogeymanie pojmowanym według pierwotnej definicji powstało niewiele. Wszystkie były co najwyżej słabe. Stephen Kay najwyraźniej nie chciał się wyłamywać z tradycji. Swojego „Boogeymana” złożył z jałowych, dawno wyeksploatowanych schematów kina grozy i przyprawiających o wesołość efektów specjalnych. Sytuacji nie ratują bynajmniej pozbawieni charyzmy aktorzy serialowi – znany z „Siódmego nieba” Barry Watson i Lucy „Xena” Lawless. Ponadto film, nawet nie to, że pozbawiony jest pointy – on nie ma kulminacji! Z równym powodzeniem mógłby się skończyć 10, 20 czy 30 minut wcześniej. A najlepiej już na etapie pomysłu.
Kolejna idiotyczna sieczka, która próbuje straszyć orkiestrą i wściekłym montażem. Zero klimatu, słabe efekty, drewniane aktorstwo, głupi scenariusz – czyli typowy przedstawiciel współczesnego horroru przeznaczony tylko dla zagorzałych fanów gatunku.
WO – Wojciech Orliński [1]
Ja pierniczę, co tu robi w ogóle nazwisko Sama Raimiego? Nieprawdopodobnie źle zrobiony horror – który powstrzymuje widza przed wyjściem z kina tylko zagadką, której wyjaśnienie chcemy jednak zobaczyć… ale (i niech mi ktoś tylko powie, że to spojler!) tego wyjaśnienia po prostu nie ma. Tutaj być może był nawet zarys jakiegoś rozsądnego pomysłu – że niby lęki typu „potwór w ciemnościach” mają swoje korzenie w traumach z dzieciństwa, więc właściwym sposobem na potwora powinna być psychoterapia a nie karabin ze srebrną kulą… no ale to tylko taki zarys, sam film w ogóle nie umie z tego skorzystać, miotając się między horrorową tandetą a pseudopsychologiczną pretensjonalnością. Gimme back my two dychas!