Rodzinka Robinsonów
(Meet the Robinsons)
Stephen J. Anderson
‹Rodzinka Robinsonów›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Rodzinka Robinsonów |
Tytuł oryginalny | Meet the Robinsons |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 1 czerwca 2007 |
Reżyseria | Stephen J. Anderson |
Scenariusz | Stephen J. Anderson, Michelle Bochner, Jon Bernstein, Nathan Greno, Don Hall, Aurian Redson |
Muzyka | Danny Elfman, Rufus Wainwright |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 102 min |
WWW | Strona |
Gatunek | animacja, familijny, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Jest to historia chłopca - geniusza, który pewnego dnia konstruuje maszynę pozwalającą odzyskać utracone wspomnienia. Okazuje się, że maszyna uruchamia przejście w czasie. Wilbur przenosi się do swojej przyszłości – do świata, którego istnienie zależy tylko od niego...
Utwory powiązane
Filmy
Animowany „Powrót do przyszłości”. CGI w stylu „Jimmy’ego Neutrona”, humor w stylu przeciętnej współczesnej animacji – trochę slapsticku dla dzieciaków, trochę mrugnięć do dorosłych. W sumie jak na samodzielną produkcję Disneya to krok naprzód, ale z poziomem Disney/Pixar nie ma niestety co się równać.
Kolejny dowód na to, że Disney minus Pixar równa się obniżenie poprzeczki. Wszystko jakoś trzyma się kupy dopóki główny bohater nie przenosi się w przyszłość, aby poznać tytułową familię przygłupów, którzy umilają sobie czas nurkowaniem w sedesach, chowaniem się w doniczkach, demolowaniem domu, obrzucaniem resztkami jedzenia, etc. Środkowa część filmu prezentująca członków rodzinki R. zamienia się w ciąg idiotycznych gagów bez scenariusza. „Rodzinkę” ratuje przed ostateczną klęską zgrabne finałowe nawiązanie do „Matrix”. Ale i tak najlepszą częścią pokazu prasowego „Rodzinki Robinsonów” było 10 minut najnowszej produkcji studia Pixar – „Ratatouille”.
WO – Wojciech Orliński [5]
Może i coś mogłoby wyjść z tego filmu, ale jeśli postać głównego bohatera jest jeszcze jako tako sympatyczna, to już cała jego pierdyknięta tytułowa rodzinka – owi Robinsonowie – jest niesympatyczną zgrają świrów. A że kawał filmu polega po prostu na tym, że bohater ich – jak w oryginalnym tytule – poznaje jednego po drugim, kawał filmu wypełnia parada wkurzających psycholi. Atrakcją powinna być wizja przyszłości, ale nie jest – futurystyczne miasto widzimy tylko jako rozmazaną imitację Coruscant gdzieś w tle a na pierwszym planie mamy poszukiwanie sztucznej szczęki dziadka Robinsona. Bue.