Krew jak czekolada
(Blood and Chocolate)
Katja von Garnier
‹Krew jak czekolada›
Opis dystrybutora
Vivian - młoda kobieta, która mieszka w Bukareszcie, przez całe życie ucieka przed prawdą i tajemnicą swojego rodu. Kiedy spotyka młodego Amerykanina Aidana, zakochuje się w nim, co spotyka się ze sprzeciwem rodziny. Vivian musi wybrać między miłością, a lojalnością wobec tych, którzy ją wychowali, a także między Aidanem a Gabrielem, który ma zostać jej mężem...
Utwory powiązane
Filmy
Podejrzewam, że w żyłach pani reżyser rzeczywiście płynie czekolada, zamiast mózgu ma pralinkę, a dodatkowo jako Niemka może być w jakiś sposób spowinowacona z Uwe Bollem. Zaserwowała nam bowiem mieszankę infantylnych dialogów, przesłodzonych scen romantycznych, wątpliwych pomysłów realizacyjnych i chałupniczych FX-ów. Co dziwne – mieszankę strawną, gdyż w swojej kategorii młodzieżowego horrorku PG-13 film nie jest znowuż taki najgorszy – przynajmniej ma wartką akcję i urodziwe laski w obsadzie. Że aktorsko żadne? Szczerze mówiąc, bardziej martwiło mnie to, że przed przemianą w wadery nie zrzucały ciuchów. Jakie kino, takie frasunki.
KS – Kamila Sławińska [1]
Mam wielki żal do twórców tego knota: przez ich umysłowe lenistwo i produkcyjne niedbalstwo nigdy już nie skuszę się, by sięgnąć po (podobno znakomitą) powieść Annette Curtis Klause, na której scenariusz filmu jest oparty. Fabuła nie ma sensu. Postacie – charakteru. Wykonanie – cech profesjonalnego produktu rozrywkowego. Dwie godziny mego życia przepadły bezpowrotnie, zmarnowane na doświadczeniu porównywalnym jedynie z graniem w Quake’a bez dostępu do kontrolek: potwory naparzają człowieka z każdej strony, krew zalewa monitor, miazga, rzeźnia, klęska – i nic się nie da zrobić. Żeby chociaż sceny rąbankowe były przyzwoite! Ale nie: wszystko odbywa się bez kontaktu, bum! – i po sprawie. Co gorsze, panna wilkołacza bez przerwy i bez sensu biega po ścianach. Po co? Nie wiadomo. Może żeby zasłużyć na swoją gażę, bo za swój wkład czysto aktorski nie dostałaby złamanego grosza.
MW – Michał Walkiewicz [1]
Szit, a nie czekolada i sok malinowy nie krew! Pomyśleć, że ta infantylna opowiastka pretenduje do miana reinterpretacji wilkołaczego mitu. Jestem wyrozumiały dla młodzieżowych aktorzyn w remake’ach japońskich horrorów, bo pesymistyczna wizja życia pozagrobowego przesłania ich tam równo, bez względu na to, czy są jeszcze „cool” czy już „jazzy”. Tutaj natomiast nie mogę zdzierżyć, jak naginająca po ścianach hoża dziewoja zamienia się w Szarika po klaśnięciu rękami, a lansujący się na demonicznego arystokratę Oliver Martinez za swój pokaz narcyzmu kasuje czternaście złotych.
KW – Konrad Wągrowski [3]
Słabiutki horror młodzieżowy, w którym mało utalentowani twórcy próbuja zbudować jakiś tam nastrój, ale zupełnie im się to nie udaje – bo są po prostu mało utalentowani. Poza paroma finałowymi scenami, właściwie mocno wieje nudą z ekranu, a pani z „Mody na sukces”, która gra główną kobiecą rolę jest bardziej drewniana niż Grzegorz Rasiak. Tylko jedna myśl mnie nurtuje – czy ukazanie Bukaresztu jako pięknego miasta wilkołaków to promocja stolicy Rumunii czy też nie?