Z pamiętnika wściekłej żony
(Diary of a Mad Black Woman)
Darren Grant
‹Z pamiętnika wściekłej żony›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Z pamiętnika wściekłej żony |
Tytuł oryginalny | Diary of a Mad Black Woman |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 9 grudnia 2005 |
Reżyseria | Darren Grant |
Zdjęcia | David Claessen |
Scenariusz | Tyler Perry |
Obsada | Kimberly Elise, Steve Harris, Shemar Moore, Tamara Taylor, Lisa Marcos, Tiffany Evans, Cicely Tyson, Tyler Perry, Mike Pniewski |
Muzyka | Camara Kambon |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 116 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Charles, wzięty adwokat i jego oddana żona Helen, wyglądają na bardzo szczęśliwe małżeństwo. Niczego im nie brakuje, mają pieniądze i piękny dom. Sprawy zaczynają się komplikować w czasie przygotowań do obchodów 20. rocznicy ich małżeństwa: Charles informuje Helen, że chce rozwodu. Okazuje się, że jego wybranką jest najlepsza przyjaciółka żony.
Utwory powiązane
Filmy
MC – Michał Chaciński [1]
To zły film, choć z innych powodów niż podają to nasze recenzje. Polska krytyka tradycyjnie ocenia czysto amerykański produkt nie mając pojęcia o jego korzeniach. Tyler Perry, producent, scenarzysta, autor źródłowych dla scenariusza dramatów i aktor grający w filmie kilka ról (w tym Madei) od lat realizuje w Stanach projekty przeznaczone dla murzyńskich chrześcijan ze średniej wielkości miast. Wymyślił sobie, że w przypadku takich widzów sprawdza się mieszanka sitcomu, rubasznych postaci, dydaktycznego przesłania chwalącego chrześcijańskie wartości i zwykłych codziennych problemów murzyńskich kobiet, czyli np. przemocy w rodzinie. I uznał, że trzeba to sprzedawać raczej łopatologicznie, niż subtelnie. Jego film w tym sensie jest jak najbardziej udany i działa, bo trafia do takiego widza. Tyle że w Polsce takiego widza nie mamy. A dlaczego to jednak zły film? Dlatego, że dla widza innego niż docelowy (czyli między innymi dla nas) jest antyreklamą wszystkich wartości, które sprzedaje. A to już niewybaczalne.
Tyler Perry to facet będący uosobieniem american dream: wymyślone przezeń sceniczne przedstawienia gospel sprawiły, że z bezdomnego artysty w kilka lat stał się milionerem. Słabości filmu opartego na najpopularniejszej z jego sztuk upatrywałbym nie tyle w wąskim targecie – bo amatorów kina czarnych jest rozsianych po całym globie, podejrzewam, niewiele mniej niż fanów azjatyckich horrorów – co w samym, od początku chybionym zamyśle wiernego przetransferowania sztuki na taśmę filmową. Gdyby Perry utrzymał wszystko w konwencji dramatycznej, mogłoby być nieźle, ale melodramat wespół z niesmaczną murzyńską komedią, a nawet wycieczkami w stronę thrillera a la „Misery”, tworzy już miszmasz ciężkostrawny. Oczywiście w rządzącym się swoimi prawami kinie, bo to, że w teatrze widok mężczyzny przebranego za kobietę, przepoławiającego meble piłą mechaniczną, mógłby być zabawny – jestem sobie w stanie wyobrazić.
Dziwnym jest, że "Z pamiętnika wściekłej żony" nazywane zostało komedią, bo dowcipu jest tu niewiele, a jeśli się pojawi, to najgorszy z możliwych. Pójście w stronę dramatu byłoby najlepszym rozwiązaniem, bo są chwile, kiedy zasycha ślina w gardle. Po mocnym początku zdaje się, że film będzie stawiał na walkę porzuconej kobiety o przetrwanie. Tak niby jest, ale raczej w konwencji romantycznej i dość luźnej (czytaj: mało zabawnej) obyczajówki, a nie wspomnianego dramatu. Wielka szkoda, bo Steve Harris jest idealnym zimnym draniem, a Kimberly Elise już od czasu "Desperatek" najlepiej wygląda jako odrzucone kobiece popychadło. Idealnie by pasowali do jakiegoś filmu Nicholsa, bo w dydaktycznym produkcie o niczym grają dobrze, ale wyraźnie się marnują.